JustPaste.it
User avatar
Lost Soul @Lost_Sovl · May 9, 2020 · edited: Sep 10, 2020

 


                           Powoli wyciągnął dłoń, a palce ledwie musnęły białego płatka, jakby w obawie, że nawet najlżejszy dotyk sprawi, że ten rozkruszy się, zniszczy, albo nagle zwiędnie, jak gdyby przenosił w ten sposób krążącą w jego organizmie truciznę. Kwiat jednak pozostał niewzruszony, roztaczając wokół siebie delikatny, przyjemny zapach, lekko słodki, który przynosił gorzkie wspomnienia.
                           Wyciągnął rękę, wciskając ją pomiędzy kraty swojego więzienia, starając dosięgnąć piękną roślinę, która wbrew wszystkiemu, wbrew toczącej się obok niej okropności, postanowiła wyrosnąć w tym miejscu, jak gdyby stawiając sobie za cel dotrzymanie mu towarzystwa. Przycisnął się do prętów, czując chłód na policzku, tak nieprzyjemny w zestawieniu do promieni słońca, których sięgnął ręką i które tak czule muskały bladą skórę, dając wrażenie oplecenia się wokół w przejmująco delikatnym uścisku, chcąc rozgrzać zziębnięte ciało choć trochę. Białe palce niemal dotykały płatków, jednak wciąż brakowało im zaledwie kilku centymetrów; niezależnie od tego, jak mocno przyciskałby się do krat, wciąż było to niewystarczająco. Wreszcie, z poczuciem osamotnienia i przegranej, zupełnie jakby los droczył się z nim pozwalając pojawić się czemuś tak pięknemu w zasięgu jego wzroku, ale nie dając sposobności tego dotknąć, cofnął rękę, która smętnie zawisła pomiędzy prętami. Zielone oczy uparcie wpatrywały się w kwiat, choć w taki sposób podziwiając go, chłonąc, niemal w obawie, że ten nagle zniknie.
                           Przesunął palcami po białych płatkach, a później po zielonym, tak samo jak wpatrzone w niego oczy, liściu, niebezpiecznie zmierzając coraz niżej. W myślach, zupełnie tak, jak kiedyś, siedząc skulony przy kratach, mówił, szczerze, otwarcie, nie kryjąc bólu, ani smutku.
                           Zatrzymał się, po czym ukucnął, wręcz urzeczony. Delikatnie rozchylił usta, zdając sobie sprawę, że kwiat, ten piękny kwiat jest teraz na wyciągnięcie ręki, wystarczyło zrobić jeden ruch, by móc go dotknąć. Jego mały cud, dotąd nieosiągalny, rósł tuż przed nim, pojawił się na jego drodze, jak wierny przyjaciel, który chce być obok. Ale nagle wydało mu się to zwykłą drwiną, a ręka, która jeszcze chwilę temu zamierzała powoli skierować się w stronę kwiatu, teraz uniosła się, gotowa sprowadzić zniszczenie i śmierć, których tak bardzo nie chciał nigdy widzieć. Głos, który rozległ się za jego plecami, sprawił, że się zawahał, a gdy odwrócił się i zielone oczy spoczęły na nim, rzeczywiście zrezygnował z brutalnego, tak niepodobnego do niego, aktu. Chwila, gdy jego dłoń dotknęła bladego policzka, z tak nieopisaną czułością, tak nieznaną mu, wiedział już, że cokolwiek on nie powie, to zrobi to bez wahania.
                           Białe palce ostrożnie zacisnęły się wokół łodygi. Cicha rozmowa wciąż trwała nieprzerwanie. Delikatnie przechylił głowę na bok, przyłapując się na myśli, że to takie dziwne, jak zwykły kwiat potrafi pomieścić w sobie siłę, a jednocześnie delikatną kruchość. Jakie to dziwne, powiedział w myślach, z taką łatwością odbierać życia, a jednocześnie uważać je za największą wartość. Z taką łatwością zadawać cierpienie, a jednocześnie chcąc zrobić wszystko, by ulżyć w cierpieniu.
                           "Jesteś jak kwiat, Kimimaro. Nosisz w sobie siłę, ale obok niej żyje delikatność. Tak kruchy, a tak wytrzymały".
                           Nie liczyło się nic więcej, choćby miało kosztować go to życie. Choćby miał przelać ostatnią kroplę krwi, wraz z płynącą w niej trucizną, która kawałek po kawałku zachłannie zajmowała coraz więcej. I gdy pojawiła się ostatnia myśl, by nie zawieść jego, a ciało zamarło na wieczność wraz z ostatnim uderzeniem serca, kwiat, jego wierny przyjaciel, jego mały cud, zakwitł raz jeszcze, żegnając tego, który nigdy nie stracił delikatności w zamian za siłę oraz siły w zamian za delikatność.
                           Kimimaro zerwał kwiat i dołączył go do pozostałych, które trzymał, po czym wyprostował się. Widząc w oddali znajomą sylwetkę ruszył w jej kierunku. Widział, jak on wyciąga rękę, na której za chwilę ufnie zaciśnie palce, a gdy to zrobi, to uśmiechnie się szeroko, oznajmiając: Orochimaru-sama, zobacz, ile zebrałem kwiatów, a wtedy on również się uśmiechnie, bo przecież już od dawna miał swój własny kwiat.