JustPaste.it
User avatar
𝓵umihiutale @LAWFULXEVIL · Jan 23, 2021 · edited: Feb 8, 2021

nowyprojekt907.png

 

nowyprojekt84.png

 

{ }

 

⠀⠀⠀Wyraźnie czuła pod paznokciami zasychającą krew Faustusa. Nie był to pierwszy raz, kiedy szkarłatna posoka tworzyła wyrafinowaną kompozycję z bladą skórą jej dłoni, jednak tym razem wiązała się z nią ostateczność, z którą Zelda nie potrafiła się pogodzić, czując przebiegający po ciele dreszcz. Wiedziała, że każda uroniona kropla krwi stanowi nieodwracalną cząstkę zbliżającą jej małżonka do śmierci. Spellman zacisnęła zęby z donośnym zgrzytem, starając się stłamsić wydzierający się z jej gardła szloch; niegdyś stanowiący dla ich dwójki żałosny przejaw słabości, teraz zdawał się być wyjątkowo na miejscu w sposób, którego rudowłosa czarownica nie potrafiła pojąć. Niejednokrotnie w swym długim życiu zakosztowała bólu wiążącego się ze stratą, jednak każdy kolejny raz zdawał się jej być pierwszym. A ten był szczególny. Pozbawieni własnych masek, nawet w obliczu śmierci walczyli z tym, co wpajano im przez całe życie. Zelda słyszała słowa Blackwooda, które zdawały się docierać do niej z bardzo daleka. Pomimo przytłumienia rozumiała jednak ich sens i choć głos mężczyzny brzmiał osobliwie kojąco, nie potrafiła odnaleźć w wypowiedzianych przez niego z trudem zdaniach ni krzty otuchy. Miał rację. A wiele by oddała, żeby pomylił się ostatni raz lub za pomocą tak sprawnie snutych przez niego kłamstw, zapewnił im obojgu spokój dusz.

⠀⠀⠀ Rudowłosa czarownica nie była jednak w stanie stawać w konkury z prawdą, a ta prezentowała się dokładnie w sposób, który z trudem jej przedstawił - albo ona, albo on. Nic pomiędzy. Bez szans na jakikolwiek zwrot, mogący ocalić ich oboje. Czuła palce czarownika, które przesuwały po kosmykach jej włosów, mimowolnie przymykając spuchnięte od płaczu powieki. Dotyk Faustusa, pomimo upływu lat, nadal miał w sobie tą samą niepewność, którą cechował się pierwszy raz, gdy pozwolił sobie na ten nienaturalny gest, pełen niezrozumiałej dla obojga czułości, naprzeciw płonącego kominka w starej, rodzinnej posiadłości Spellmanów. Z dala od ciekawskich oczu Hildy i czujnego spojrzenia Edwarda. Muskająca jej policzek dłoń małżonka przywróciła ją do rzeczywistości. Spojrzała na jego blade oblicze, ostatnie słowa sczytując niemal wyłącznie z ruchu jego warg.

─── Zajmę się nimi... zajmę... ─── wymamrotała czując, jak jej tętno gwałtownie przyspiesza, kiedy umysł starał się wyprzeć myśl, że spoczywający na jej kolanach Blackwood po prostu umiera.

⠀⠀⠀ Uświadomienie sobie owego faktu uderzyło w nią gwałtownie, kiedy czarownik przestał się poruszać, a chłodne, niebieskie oczy, w których niegdyś widziała całe spektrum emocji, stały się puste.

─── Faustus? ─── pisnęła, potrząsając nim delikatnie; bez rezultatu.

⠀⠀⠀ Kolejne słone łzy spłynęły z jej oczu, kapiąc na upstrzoną śladami krwi koszulę mężczyzny, którego nienawidziła kochać... lecz kochała - nienawidząc.

 

 

❛     ✤     ❜

16 lat później

 

 

⠀⠀⠀ Otulając szyję szalem z lisa, zacisnęła wargi w wyrazie irytacji, z całych sił starając się nie wsłuchiwać w utarczkę dwójki nastolatków, która wraz z każdą sekundą stawała się coraz bardziej intensywna. Przybycie do przeklętej księgarni jej szwagra, wraz ze świeżo ochrzczonymi pod Krwawym Księżycem czarownikiem i czarownicą było pomysłem, na który mógł wpaść tylko i wyłącznie ktoś taki jak Hilda. Blond włosa wiedźma przyglądała się ich trójce zza kontuaru z uśmiechem, który zapewne miał w swym pierwotnym zamiarze dodać Zeldzie otuchy i wspomóc ją w zmaganiach z rozhukanym towarzystwem; zadziałało zupełnie odwrotnie.

─── Jeśli zaraz nie zamilkniecie to obiecuję, że nie wygrzebiecie się spod sterty prac domowych ze starożytnych języków. ─── warknęła w końcu, energicznie przetrzepując kieszenie swojego futra w poszukiwaniu papierośnicy.

─── Ale to Judas...

─── Nie chcę słuchać głupich wymówek. A jeżeli Hilda raz jeszcze uzna, że zaproszenie was na shake'a - w miejsce publiczne - to dobry pomysł... obiecuję, że wyślę ją w podróż prosto do Ziemi Kaina. ─── zielone tęczówki Zeldy spoczęły na siostrze, która wyczuwając wiszącą w powietrzu aurę, postanowiła ulotnić się na zaplecze. ─── Skończyliście? Więc idziemy.

⠀⠀⠀ Ignorując niezadowolone pomruki szesnastolatków, którzy ślamazarnie podnieśli się ze swoich miejsc, narzucając na ramiona kurtki, kobieta w końcu wyczuła pod palcami chłodne, metalowe pudełko. Na jego widok bliźnięta spojrzały się na siebie wymownie; zaskakujące jak bardzo w ułamku sekundy potrafili stać się jednomyślni, a ku jej rozpaczy Judas i Judith od dziecka obrali sobie za punkt honoru wypominanie jej szkodliwości nałogu, w czym wspierała ich Hilda. Wzdychając ciężko, wepchnęła papierośnicę z powrotem do kieszeni futra, odnotowując w pamięci, aby po powrocie do domu znaleźć dwójce nastolatków jakieś wyjątkowo zajmujące zajęcie. Cała trójka ruszyła do drzwi, wychodząc wprost na chłodny, jesienny wieczór. Droga do domu upłynęła im w ciszy, choć rudowłosa wiedźma mogła się założyć, że za jej plecami młody czarownik i młoda czarownica rzucają sobie wyzywające spojrzenia tylko czekając, aż druga strona wybuchnie. Dotarcie do rodzinnej posiadłości przyjęła z ulgą, wprost marząc o szklance whisky i odrobinie spokoju przed kominkiem. Jej plany zniweczył trzask, który rozległ się za ich plecami. Odwróciła się gwałtownie, lecz dostrzegając znajomą twarz nowego nauczyciela demonologii, momentalnie się uspokoiła.

─── Pani Spellman, zgodnie z życzeniem przychodzę z raportem... ─── mężczyzna urwał, widząc jej uniesioną dłoń.

─── Blackwood, Quentinie. Nazywam się Zelda Blackwood.

nowyprojekt1261.png