JustPaste.it
User avatar
𝓵umihiutale @LAWFULXEVIL · Apr 10, 2020 · edited: Jun 24, 2020
 
𝕿𝖆𝖎𝖓𝖙𝖊𝖉 𝕷𝖔𝖛𝖊
🇨 ​🇭 ​🇦 ​🇵 ​🇹 ​🇪 ​🇷​  ⛧  🇽​🇽🇻​
⛧ ❛ ᴛʜᴇsᴇ ᴠɪᴏʟᴇɴᴛ ᴅᴇʟɪɢʜᴛs ʜᴀᴠᴇ ᴠɪᴏʟᴇɴᴛ ᴇɴᴅs ᴀɴᴅ ɪɴ ᴛʜᴇɪʀ ᴛʀɪᴜᴍᴘʜ ᴅɪᴇ ʟɪᴋᴇ ᴀ ᴘᴏᴡᴅᴇʀ ᴡʜɪᴄʜ ᴀs ᴛʜᴇʏ ᴋɪss ᴄᴏɴsᴜᴍᴇ
 

⠀⠀⠀Śmierć nigdy mnie nie przerażała. Była niczym stary, dobry przyjaciel, który od czasu do czasu odwiedzał moje skromne progi, żeby pogawędzić nad filiżanką herbaty. Chociaż przybierała różne twarze, nie budziła grozy. Zawsze działała w ten sam sposób: odbierała mi to, co najcenniejsze - sama lub posłużywszy się moimi dłońmi. I za każdym razem doprowadzała swój plan do końca. Urodziłam się, aby obcować z poczuciem straty i cierpieniem, które ciągnęły się za nią niczym kondukt; śmierć stanowiła bowiem nieodzowny element mojego życia.

⠀⠀⠀Blade, wyciągnięte przed siebie dłonie, drżały bez jakiejkolwiek kontroli, pokryte powoli stygnącą, lepką juchą. Widok ów również nie należał do szczególnie osobliwych - ileż to razy mordowałam Hildę, spędzając następnie długie godziny w łazience, wyskrobując spod paznokci ziemię z Ogrodu Kaina i zakrzepłą już krew? To co innego. Siostrobójstwo było w pełni świadomym wyborem; rzeczą, której dopuszczałam się z własnych pobudek, napędzana własnymi emocjami.

⠀⠀⠀Teraz tak nie było.

⠀⠀⠀Strach. Gniew.

⠀⠀⠀Emocje towarzyszące mi od wieków, tym razem odwiedziły mnie zupełnie nieoczekiwanie, budując w mojej głowie niechciane obrazy dotyczące kolejnej ze strat, której miałam doświadczyć. Chyba, że... chyba, że pierwsza wykonam ruch; decydujący ruch. Wtedy pojawiła się ona - dynamiczna niczym crescendo w muzyce, agresja. Podszyta paniką, wydusiła resztki życia z leżącego na miękkim dywanie czarownika. Moimi rękoma. To moja wina. Zabiją mnie. Zabiją całą rodzinę. Muszę zabić ich pierwsza. Dlaczego?

⠀⠀⠀Dłonie Faustusa, które objęły moje w geście mogącym niemal uchodzić za czuły, przywróciły mnie do rzeczywistości. Przeniosłam swoje przerażone spojrzenie na jego twarz, która emanowała irracjonalnym spokojem, biorąc pod uwagę okoliczności. Rozchyliłam wargi, jednak tym razem nie wydostał się spomiędzy nich żaden dźwięk; czerwone usta zadrżały jedynie, idealnie komponując się z odczuwanym przeze mnie lękiem. I wtedy znalazłam się w jego ramionach. Moje ręce opadły wzdłuż sylwetki, kiedy docisnął mnie mocniej do swojego ciała, składając kilka subtelnych niczym muśnięcie skrzydeł motyla pocałunków. Był to ruch zupełnie do niego niepodobny, jednak w obecnym stanie nie odważyłam podjąć się jego deliberacji. Zamiast tego kompletnie mu się poddałam i wtulając twarz w tors Faustusa, poczułam jak zalewa mnie fala komfortu oraz innego, bliżej nieokreślonego uczucia.

⠀⠀⠀Przez krótki, trwający ułamki sekund moment, przeszła mi przez głowę szalona myśl; pragnienie ucieczki od wszystkiego, co nakierowało nas na tę destrukcyjną ścieżkę. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, jak bardzo absurdalny był to pomysł. Nie zwykliśmy odpuszczać, a kompromisy w naszym wykonaniu były jedynie ułudą; pozornym spoczynkiem przed zadaniem kolejnego ciosu, mającego wyprowadzić nas na prowadzenie. Wbijające się w ramiona palce, które zapewne za parę godzin odznaczą się na mojej bladej skórze sinymi śladami, szybko przywróciły mnie do rzeczywistości.

⠀⠀⠀Patrząc w jego chłodne, niebieskie oczy, kiedy wypowiadał kolejne słowa z subtelną dozą zniecierpliwienia, byłam w stanie jedynie skinąć głową, niemo godząc się na wszystko. W jednej chwili mój małżonek opuścił komnatę, udając się w jedynie sobie wiadome miejsce, pozostawiając mnie ze stygnącym ciałem Rafaela. Przełknęłam głośno ślinę, napotykając jego puste, pozbawione życiowego blasku spojrzenie. Zasłużył na to. Spiskował przeciwko Tobie, Zeldo. Przeciwko Faustusowi. Rozbrzmiewająca w mojej głowie myśl brzmiała obco; niczym wytwór przerażonego tak szybkim rozwojem wydarzeń umysłu. Niosła jednak ze sobą komfort, który sprawił, że zapomniałam o nakazie Blackwooda i wymijając spoczywające na dywanie truchło czarownika, wybiegłam na korytarz.

⠀⠀⠀Czarny jedwab, który okrywał moje ramiona, wydawał z siebie subtelny szelest wraz z każdym kolejnym krokiem. Te zaś zaprowadziły mnie prosto pod drzwi komnat Azraela; starego czarnoksiężnika, który przejął przywództwo nad Radą Czarownic tuż po śmierci Methusalema. Widziałam go raz, kiedy wraz z pozostałymi członkami odwiedził Greendale, biorąc udział w procesie Ambrose'a. Chociaż mój umysł spowijała wówczas słodka mgła - efekt zaklęcia Caligariego - dobrze pamiętałam jego znudzoną, niewzruszoną niczym twarz. Spokój ten zaburzały jedynie oczy, które uważnie śledziły każdy ruch osób w jego otoczeniu; biło od nich zło.

⠀⠀⠀Uniosłam dłoń, chcąc uderzyć nią trzykrotnie w ciężkie, misternie zdobione drzwi, które jednak otworzyły się same, zanim moja skóra zetknęła się z twardą powierzchnią. W pomieszczeniu panował półmrok. Weszłam doń cicho, rozglądając dokładnie się w poszukiwaniu starca. Nie ma go. Rozum podpowiadał mi, żebym czym prędzej opuściła komnatę i udała się do własnej, aby zrobić to, o co poprosił mnie Faustus zanim zniknął... Szatan wie gdzie. 

⠀⠀⠀O ile nigdy nie słuchałam własnego serca, o tyle ze wzrokiem nie zwykłam dyskutować, a ten wyłapał coś, co zwróciło moją uwagę na tyle, że zamiast się wycofać, zbliżyłam się do masywnego biurka, na którym leżał stos porozrzucanych w nieładzie papierów. Moja dłoń spoczęła na chropowatej powierzchni jednego z nich - było to sprawozdanie z jakiegoś zebrania rady. Nic interesującego. Przesuwałam kolejne kartki, usiłując wyłapać coś istotnego, jednak poza utyskiwaniami kapłanów, nie znalazłam nic ciekawego. W momencie, kiedy chciałam odwrócić się i wyjść, kątem oka wyłapałam jedno nazwisko. Spellman. 

⠀⠀⠀Złapałam za stronicę, przyglądając się jej uważnie w świetle pojedynczej świecy, która paliła się w oknie. Miałam przed sobą bilety lotnicze Edwarda i Diany. Moje serce przyspieszyło gwałtownie, a w ustach zaschło, kiedy zauważyłam kolejny element - mapę, na której ktoś dokładnie wyrysował całą trasę samolotu z Nowego Jorku do Rzymu. Tuż obok czerwonej linii widniał numer lotu, model maszyny i nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie data poprzedzająca tragiczny wypadek i zakreślone czarnym flamastrem koło w miejscu, w którym znajdował się Diabelski Trójkąt. W miejscu, w którym szesnaście lat temu mój brat i jego małżonka stracili życie. Odskoczyłam od biurka, upuszczając trzymane przeze mnie papiery na podłogę.

Pomyliłaś komnaty, lady Blackwood?

⠀⠀⠀W drzwiach stał Azrael, wlepiając we mnie swoje chłodne, iskrzące się niepokojącym blaskiem ślepia. Nerwowo zwilżyłam wargi językiem, starając się z całych sił uniknąć jego wzroku.

━━ Lord Blackwood z pewnością nie byłby zachwycony, że jego małżonka wymyka się nocą do komnat innych czarowników. Nie, żeby mi to przeszkadzało... ━━ mężczyzna zrobił kilka nieśpiesznych kroków w moim kierunku, a jego spojrzenie spoczęło na leżących na podłodze kartkach. ━━ Muszę jednak przyznać, że nie pochwalam podobnych praktyk. Co by powiedział Twój brat, Zeldo?

━━ Zabiłeś go? ━━ pytanie opuściło moje usta zanim zdążyłam w pełni się nad nim zastanowić.

━━ To bardzo poważne oskarżenie, Arcykapłanko ━━ odparł mężczyzna, zatrzymując się tuż przede mną; widziałam jak spogląda na moje splamione krwią dłonie. ━━ Na dodatek wysnute przez osobę, która parę chwil temu pozbawiła życia starego znajomego. 

⠀⠀⠀Ściągnęłam usta w wąską linię, czując nawrót paniki. Nie mogłam jednak okazać słabości - nie teraz, kiedy stał przede mną Azrael, gotowy zwęszyć moje zwątpienie niczym myśliwski pies.

━━ Ta mapa. To mapa lotu Edwarda. Miejsce katastrofy zostało precyzyjnie oznaczone i ta data...

━━ Ach ━━ zacmokał z niezadowoleniem czarnoksiężnik. ━━ I właśnie dlatego kobiety nie powinny piastować tak ważnych stanowisk. Jesteście słabe. Uczuciowe. Poddajecie wszystko analizie, a czasami, droga lady Blackwood, powinno się po prostu stanąć obok i czekać na płomień, który ogarnie świat, nie interpretując go. Dla Ciebie pożar to zniszczenie. Dla mnie? Zalążek nowego porządku, który powinien był zostać zaprowadzony już dawno. Edward chciał go zaburzyć, więc stał się niewygodny dla natury, która rządzi się swoimi prawami.

━━ Natury? Czy dla Rady? ━━ warknęłam, czując wzbierający we mnie gniew.

━━ Twój mąż wiedział, co należy zrobić ━━ ciągnął starzec, a wzmianka o Faustusie wywołała ciarki na całym moim ciele. ━━ Och, nie zabił go. Mówię o zaprowadzeniu porządku. Powróceniu do starych tradycji. Korzeni. I udałoby się mu - stanąłby na czele Kościołów Mroku jako Antypapież, którego potrzebowaliśmy od stuleci. Wszystko poszłoby zgodnie z planem Mrocznego Pana... gdyby nie kolejny Spellman.

━━ Zaplanowaliście to...

━━ Tak ━━ przerwał mi gwałtownie Azrael. ━━ Kościół Nocy zasługiwał na silne przywództwo, a nie romantyczne rozważania o egzystowaniu w zgodzie ze śmiertelnymi; tymi, którzy mordowali nas przez wieki. Edward Spellman musiał zniknąć. Tak jak i Ty, lady Blackwood, będziesz musiała wybrać pomiędzy zachowaniem tytułu i wydaniem na siebie wyroku śmierci, a byciem przykładną żoną, służącą swemu...

⠀⠀⠀Głuchy świst przerwał wywód mężczyzny w momencie, gdy leżący na biurku nóż do kopert przeciął powietrze. Moje palce zacisnęły się na jego rękojeści i w jednej chwili doskoczyłam do czarnoksiężnika, wbijając mu je w szyję. Raz, drugi, trzeci... Metaliczna woń wypełniła pomieszczenie, kiedy mężczyzna upadł na posadzkę, charcząc niczym dzikie zwierzę, walcząc o oddech. Jego dłoń powoli uniosła się w kierunku rany, z której tryskała ciepła posoka. Jednym ruchem nadepnęłam na nadgarstek czarnoksiężnika, następując na niego całym swoim ciężarem. Chrupnięciu towarzyszył jęk - ostatni dźwięk, jaki wydał z siebie Azrael.

 

 

⥽ ⛧ ⥼

 

 

⠀⠀⠀Papierosowy dym zasnuł pomieszczenie szarym, duszącym obłokiem, kiedy wyglądając przez okno w sypialni oczekiwałam powrotu Faustusa. Przez głowę przemykało mi tysiące myśli, lecz żadna z nich nie zatrzymywała się na dłuższą chwilę, powodując niemożliwy do opanowania chaos. Przetarłam zmęczoną twarz wolną od papierosa dłonią, wzdychając ciężko. Pragnęłam czym prędzej opuścić to przeklęte miejsce i powrócić do Greendale, do własnego domu. Do rodziny.

⠀⠀⠀Przed moimi oczami na krótko zawitał obraz Judasa i Leticii - moich Nocnych Dzieci, które również do niej należały. Rozłąka z nimi była dla mnie katorgą, jednak biorąc pod uwagę obecne okoliczności, cieszyłam się z faktu, że są daleko. Ukryłam je sądząc, że to Faustus jest dla nich największym niebezpieczeństwem. Nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że i moje decyzje mogą mieć tragiczne w skutkach konsekwencje. Chociaż z całych sił starałam się to wyprzeć, byłam niczym bomba z opóźnionym zapłonem, która w każdej chwili mogła zniszczyć wszystko, co ją otacza, poprzez nierozwagę i przekonanie o własnej nieomylności.

⠀⠀⠀Zelda. 

⠀⠀⠀Odwróciłam się w kierunku źródła dźwięku, rozpoznając głos mojego małżonka. Widząc jego zbryzgane krwią oblicze oraz półprzytomne spojrzenie, mimowolnie rozchyliłam usta.

━━ Nie chcę... nie chcę wiedzieć ━━ powiedziałam szybko, a dotychczasowy, niepewny tembr mojego głosu uszedł w niepamięć, ustępując charakterystycznemu, wyniosłemu tonowi.

⠀⠀⠀W głębi duszy domyślałam się, co uczynił podczas swojej nieobecności. To musiało się stać. Przypatrywałam się stojącemu przede mną mężczyźnie, oczekując na jakąkolwiek jego reakcję, choćby i uszczypliwy komentarz. Nic podobnego się nie wydarzyło - po prostu stał na progu, przypatrując mi się bez słowa spojrzeniem tak otępiałym, jakby ktoś wypędził jego duszę z ciała, pozostawiając jedynie puste naczynie.

━━ Faustus? ━━ mój pełen ostrożności głos przerwał pełną napięcia ciszę, a ja przygryzłam nerwowo wargę, nie wiedząc w jaki sposób odebrać nagłą zmianę w jego zachowaniu.

⠀⠀⠀Na niektóre pytania lepiej nie znać odpowiedzi. Czarownik ruszył gwałtownie w moim kierunku, a ja instynktownie zrobiłam kilka kroków w tył, upuszczając niedopalonego papierosa na podłogę. Za późno. Dłoń Blackwooda otoczyła moją szyję w bezlitosnym uścisku, wydzierając z mojego gardła krótki okrzyk zaskoczenia. Nie wiedziałam, co w niego wstąpiło. Nie miałam czasu o tym myśleć. W pierwszym odruchu usiłowałam rozewrzeć  duszący chwyt swoimi drżącymi palcami. Na próżno.

━━ Dlaczego? ━━ wycharczałam ledwie słyszalnym głosem.

⠀⠀⠀Nie spodziewałam się uzyskać odpowiedzi - znałam ją. Umysł samoistnie odtworzył wspomnienie z nocy, kiedy z impetem wparował do mojego gabinetu w Akademii Sztuk Niewidzialnych, domagając się oddania mu bliźniąt. Pamiętałam czarną mgłę, która sunęła po mojej skórze, unieruchamiając kończyny, a dotarłszy do szyi, zaczęła oplatać ją niewidzialnymi mackami.

⠀⠀⠀Chciał mnie zabić. Od początku chciał mnie zabić. Podniosłe deklaracje, chęć rzekomej pomocy przy odbudowie Kościoła Nocy... to wszystko kłamstwa.

⠀⠀⠀Odsuwając na bok zawód i ból, który powodowała owa świadomość, pozwoliłam przebić się fali gniewu. Obecne w pokoju meble zaczęły drżeć; początkowo delikatnie, aby następnie unieść się nad ziemię i uderzać w nią raz po raz z donośnym hukiem. Pragnęłam roztrzaskać masywną komodę o jego głowę, jednak silny uścisk dłoni mojego męża skutecznie uniemożliwiał mi skupienie się na celu. Niczym dzikie zwierzę w potrzasku, zaczęłam się szarpać, uderzając na oślep otwartymi dłońmi. Chciałam, aby poczuł ból; sprawić, aby cierpiał. Moja klatka piersiowa unosiła się gwałtownie, walcząc o choćby najmniejszy haust powietrza, a uderzenie plecami o ścianę, które nastąpiło chwilę potem, wydusiło z moich płuc resztki zbawiennego tlenu. Wiedziałam, że muszę zadziałać; w przeciwnym razie dołączę do Rafaela i Azraela zdecydowanie szybciej, niż bym sobie życzyła.

⠀⠀⠀Kolejne szarpnięcie moją posturą sprawiło, że zachwiałam się i opadłam na miękkie łoże. Ciało Blackwooda przygwoździło mnie chwilę potem, a dłoń na mojej szyi zacisnęła się mocniej. Podobne scenariusze nie były nam obce - tak zapamiętałam naszą cielesną bliskość, pełną zwierzęcej brutalności i panicznej wręcz potrzeby zatracenia się. Tym razem nie było jednak po niej śladu, a jedynym pragnieniem, które nami powodowało, była chęć rozlewu krwi. Żądza śmierci. Jak rozjuszona kocica, zaczęłam wbijać paznokcie w skórę jego dłoni, szyi, pozostawiając na nich ogniste ślady, spływające ciepłą posoką. Faustus zdawał się jednak kompletnie nie zwracać uwagi na moje poczynania. Pogrążony w transie, wlepiał we mnie mordercze spojrzenie,  nawet przez moment nie zmieniając ekspresji, a jego silne palce powoli pozbawiały mnie świadomości.

⠀⠀⠀Czułam jakbym zatapiała się pod taflę chłodnej wody, coraz bliżej mroku. Nie mogę na to pozwolić. Nie mogę. Zebrałam ostatki sił i zamachnąwszy się gwałtownie, uderzyłam go otwartą dłonią w twarz. Duszący uścisk nieco zelżał, pozwalając mi złapać kilka płytkich oddechów. Szybko ponowiłam cios, a kiedy zaciskające się na mojej szyi palce ustąpiły, złapałam za jego nadgarstek, odpychając jego rękę i oplatając nogi wokół bioder Blackwooda, dynamicznie zmieniłam naszą pozycję tak, że teraz to ja byłam na górze.

━━ Ty szujo... ━━ wydyszałam ciężko, próbując wyrównać oddech; ból gardła skutecznie mi to utrudniał.

⠀⠀⠀Coś zmieniło się w jego oczach. Odepchnąwszy od siebie tę myśl, zamachnęłam się ponownie, czując palącą moje żyły wściekłość.