JustPaste.it
User avatar
𝓵umihiutale @LAWFULXEVIL · Jul 13, 2020 · edited: Aug 6, 2020
𝐓𝐇𝐄𝐒𝐄 𝐕𝐈𝐎𝐋𝐄𝐍𝐓 𝐃𝐄𝐋𝐈𝐆𝐇𝐓𝐒 𝐇𝐀𝐕𝐄 𝐕𝐈𝐎𝐋𝐄𝐍𝐓 𝐄𝐍𝐃𝐒 𝐀𝐍𝐃 𝐈𝐍 𝐓𝐇𝐄𝐈𝐑 𝐓𝐑𝐈𝐔𝐌𝐏𝐇 𝐃𝐈𝐄,
𝐋𝐈𝐊𝐄 𝐅𝐈𝐑𝐄 𝐀𝐍𝐃 𝐏𝐎𝐖𝐃𝐄𝐑, 𝐖𝐇𝐈𝐂𝐇 𝐀𝐒 𝐓𝐇𝐄𝐘 𝐊𝐈𝐒𝐒 𝐂𝐎𝐍𝐒𝐔𝐌𝐄

⠀⠀⠀Widząc jak uśmiech Faustusa poszerza się znacząco na widok mojej reakcji, zacisnęłam usta w wąską linię, odruchowo mrużąc przy tym oczy. Doskonale znałam ten paskudny wyraz i wiedziałam, że nie oznacza on niczego dobrego. Czego się spodziewałaś, Zeldo? Wiedziałam, że zaufanie mojemu małżonkowi było równie lekkomyślne, jak lawirowanie nad przepaścią ze sznurem zawiązanym ciasno wokół szyi. A jednak, choć nie miałam zamiaru tego przyznać nawet przed samą sobą, powodowana sentymentem postanowiłam uczynić to raz jeszcze, odgórnie przesądzając o wyniku gry, którą rozpoczęliśmy wraz z czarownikiem setki lat temu.

⠀⠀⠀ Kiedy dotarły do mnie jego słowa, wypowiedziane pełnym determinacji głosem, przed oczami objawiły mi się obrazy z Nekropolii Watykańskiej; nagła utrata kontroli, która zaowocowała zamordowaniem Rafaela, a następnie w pełni świadome zabójstwo Azraela. Zamrugałam szybko, uświadamiając sobie w jednej chwili co były Arcykapłan ma zamiar uczynić. Wszystkie mięśnie w moim ciele spięły się, chcąc ruszyć w kierunku Blackwooda, aby udaremnić mu ten plan, jednak... nic się nie wydarzyło. Spętana przez inkarnację małżonka, nie mogłam wykonać jakiegokolwiek ruchu.

⠀⠀⠀ W mojej głowie momentalnie rozbrzmiała słodka melodia z bogato zdobionej pozytywki, którą kilka miesięcy temu roztrzaskałam w drobny mak. Zniewolenie związane z pozornie niewinnym przedmiotem, nadal rzucało cień na moje jestestwo, powracając w najmniej odpowiednich momentach. Tym razem nie byłam w stanie wyprzeć go z umysłu, jak zwykłam to robić, kiedy wspomnienie niemocy powracało ze zdwojoną siłą. Teraz autentycznie go doświadczałam, skazana na bierną obserwację poczynań Faustusa, który zwrócił się do uczniów.

⠀⠀⠀ Każdy jego gest, każde wypowiedziane słowo ociekało triumfem, płynącym z dzikiej satysfakcji związanej z moim położeniem. W którym sam mnie postawił. Widok sztyletu, którego ostrze zatopiłam w ciele Azraela sprawił, że po moim własnym przebiegł dreszcz. Wiedziałam do czego zmierza, a gorzki posmak zdrady ponownie zawitał na mym języku, potęgując narastającą panikę, której jednak nie dałam po sobie poznać, przywdziewając wyniosłą maskę i biernie obserwując przekazujących sobie narzędzie zbrodni uczniów.

⠀⠀⠀ Świadomie unikałam wzroku Blackwooda, który przez cały ten czas czułam na sobie. Nie mogłam na niego spojrzeć. Nie chciałam, aby dostrzegł w moim spojrzeniu choćby cień zwątpienia, słabości. Choć na usta cisnęła mi się niezliczona ilość inwektyw, które miałam chęć wymierzyć prosto w dumne oblicze małżonka, szybko odrzuciłam to posunięcie. Faustus oczekiwał przedstawienia i w tym momencie jedyna rzecz, którą mogłam zrobić, by choć minimalnie nakarmić własną satysfakcję, to odmówić mu go. Kiedy jednak wycelował w moim kierunku ostrze, uprzednio odebranie jednemu z uczniów, zwątpiłam.

⠀⠀⠀ Nie podejrzewałam go o chęć jawnego rozlewu krwi w towarzystwie świadków, niemniej wiedziałam, że czarownik, którego ruchy niegdyś mogłam przewidzieć z dziecinną wręcz łatwością, odszedł na zawsze, a obecny pomazaniec chaosu pozostawał w stałej interakcji z jego głównym twórcą. Uniosłam więc dumnie głowę, wybierając godną śmierć.

⠀⠀⠀ Oczyma wyobraźni widziałam już infernalne płomienie, które omiatały moje ramiona, zaciskając się na nich boleśnie. Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku dostrzegłam, że to nie języki ognia, a dłonie akolitów Faustusa pochwyciły mnie w żelaznym uścisku, odciągając od zgromadzenia zgodnie z wolą byłego Arcykapłana. Wolałabym zdechnąć w lochu, niż ponownie uznać jego mizoginistyczne reformy, gdyby nie rodzina - moja własna i ta przysposobiona, poprzez przybranie niesławnego nazwiska Blackwood - którą musiałam ochronić za wszelką cenę. Mój  przeklęty małżonek mógł zrobić ze mną co chciał; torturować, zagłodzić, zastosować nawet najbardziej prymitywne akty przemocy, jednak nikogo poza mną, ani on, ani Lucyfer, nie mieli prawa tknąć.

 

 

⠀⠀⠀  Kap, kap, kap.

⠀⠀⠀ Spływające po ścianach lochu krople wody rozbijały się o twarde podłoże, wzmagając drażniący moje nozdrza zapach duszącej stęchlizny. Nie miałam zamiaru jednak narzekać. Nie miałam zamiaru prosić. Wiedziałam, że tego właśnie by pragnął: po raz kolejny zobaczyć mnie na kolanach, kajającą się posłusznie i proszącą o litość. Po moim trupie. Byłam świadoma, że uparte stwierdzenie może w niedługim czasie okazać się prawdą. Wizja rychłej śmierci ani trochę mnie nie przerażała - przez stulecia nauczyłam się z nią żyć, obserwując z bliska jak zbiera swoje żniwo, niejednokrotnie wyjątkowo bolesne.

⠀⠀⠀ Nie wiedziałam ile minęło czasu, odkąd akolici mojego przeklętego małżonka wepchnęli mnie do celi, która oprócz surowych warunków, obfitowała w niezliczone wspomnienia - i to one pozwalały mi zachować trzeźwość umysłu. Część z nich dotyczyła przelotnych romansów z czarownikami i czarownicami, których twarze wyrzucałam z pamięci tuż po skonsumowaniu aktów namiętności. Wolałam zachowywać je w tajemnicy nie tylko przed Edwardem, ale i  samym Faustusem; choć monogamia była obca każdemu z nas, Blackwood nie lubił się dzielić terytorium, które uważał za swoje.

⠀⠀⠀ Kolejne wspomnienia dotyczyły właśnie jego i schadzek pełnych mrocznej cielesności, które do pewnego momentu musieliśmy ukrywać za solidnymi drzwiami lochu, przed ciekawskimi oczami innych członków sabatu - w szczególności Shirley Jackson - oraz czujnym nosem ówczesnej małżonki byłego Arcykapłana.

⠀⠀⠀ Retrospekcja podszytej słodkim bólem bliskości, której tak bardzo łaknęłam, szybko została zastąpiona widmem goryczy; nie minęła ona nawet wtedy, kiedy odebrana mi wolność została zwrócona, lecz teraz żałowałam, iż nie pozostała permanentnym uczuciem, które mogłoby ochronić mnie przed następstwami kolejnych wydarzeń, które rozegrały się w Nekropolii. Emocje - zarówno silne, jak i te zdecydowanie słabsze - stanowiły najskuteczniejszy rodzaj broni, której niewidzialne ostrze sunęło po mojej krtani od momentu feralnego powrotu.

⠀⠀⠀ Najbardziej bolesnym skutkiem działań nie okazała się jednak zdrada Blackwooda, a pełne braku zrozumienia i zawodu spojrzenie białowłosej nastolatki, które wyłapałam przelotnie w tłumie, gdy uczniowie mojego małżonka wyprowadzali mnie z lochu. Nie dostrzegłam w nim konsternacji, szeregu pytań, które Sabrina w irytującej manierze zwykła wyrzucać z siebie, kiedy tylko stykała się z nieoczekiwanymi, zaskakującymi zjawiskami. Ekspresja wymalowana na bladym obliczu pół wiedźmy wyrażała pogodzenie się ze stanem rzeczy, jaki na zgromadzeniu przedstawił były Arcykapłan.

⠀⠀⠀ Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że nawet najsłodsze słowa Hildegardy nie będą w stanie załagodzić rozgoryczenia mojej bratanicy, która z zaskakującą dla mnie łatwością przyjęła fakt, iż okazałam się zdrajczynią pokroju przeklętego małżonka, przed którego zaślubieniem tak bardzo starała się mnie przestrzec.  Karmiłam się jednak nadzieją, że przez ten cały czas nie tylko Spellmanowie, ale i Prudence wraz z bliźniakami, będą trzymali się z dala od przybytków Kościoła Nocy, na których Blackwood ponownie zacisnął swoje szpony.

⠀⠀⠀ Szczęk zamka oraz przesiąknięty triumfem i zaskakującym spokojem baryton, który wypełnił pomieszczenie, skutecznie oderwały mnie od coraz to bardziej ponurych myśli. Zacisnąwszy wargi w wąską linię, wlepiłam spojrzenie w pokrytą kurzem posadzkę. Nie miałam ochoty na niego patrzeć. Brzydziłam się nim. Każda komórka mojego ciała gardziła mężczyzną, który dumnie wkroczył do lochu, delektując się zapewne zastanym widokiem. Moje mięśnie spięły się na samą myśl o porażce, co zaowocowało cichym szczękiem kajdan, które zaciśnięte wokół nadgarstków, uniemożliwiały jakikolwiek sensowniejszy ruch. Uparta postawa wyraźnie poirytowała Faustusa. Chcąc odnaleźć nieuchwytne do tej pory spojrzenie, uniósł końcem laski mój podbródek i już po chwili jadowita zieleń zetknęła się z niebieskim chłodem.

⠀⠀⠀ Wsłuchiwałam się w jego pełen samozadowolenia monolog, zaciskając zęby z donośnym zgrzytem, jednak kiedy wspomniał o rodzinnym pomijaniu istotnych faktów, moje wargi zadrżały gniewnie. Ten ruch  najwidoczniej bardzo mu się nie spodobał, bowiem chłodny materiał laski wbił się mocniej w moją skórę, przy akompaniamencie niezadowolonego warknięcia, a towarzysząca mu aura nieprzyjemnie drażniła każdy centymetr mojego ciała. Choć pragnęłam tu i teraz wykrzyczeć mu wszystko w twarz, tym samym zmazując ten pełen zadowolenia uśmieszek, który wykrzywiał jego wargi, nie zrobiłam tego. Czekałam. Czekałam na dogodny dla mnie moment. Czekałam, aż popełni błąd.

⠀⠀⠀ Kiedy więc rzucił się w moim kierunku, a podeszwa jego buta boleśnie docisnęła moją szyję do podłoża, nie broniłam się. Wywierany nacisk pozbawiał mnie tchu, jednak pomimo tego niespiesznie, w leniwej wręcz manierze, wykrzywiłam powoli siniejące usta w złośliwym uśmiechu; i nawet słowa wypowiedziane przez Lucyfera, który przejął kontrolę nad ciałem Faustusa, nie pozbawiły mnie rezonu. Mój ruch, najdroższy. Korzystając z fizycznej bliskości, której daleko było od tej przeze mnie pożądanej, przymknęłam oczy, odtwarzając w umyśle tekst starej inkarnacji, której nie wzięcie pod uwagę przez własną arogancję, było ogromnym błędem Blackwooda.

⠀⠀⠀ Wypowiadając ostatnie słowo, otworzyłam oczy; kolana mojego małżonka zgięły się gwałtownie, by następnie zetknąć się z kamiennym podłożem wewnątrz kręgu, w którym starał się mnie utrzymać. To była moja okazja. Przesunąwszy się na tyle, na ile pozwalały mi fizyczne ograniczenia, przeciągnęłam rękę tak, aby pętający ją łańcuch zetknął się z szyją mężczyzny, a następnie pociągnęłam do siebie, powodując równie miażdżący uścisk jak ten, którym on sam uraczył mnie przed chwilą.

Jak na tak błyskotliwego czarownika, za jakiego się uważasz, jesteś wyjątkowo niezdarny, Faustusie. ─── wymruczałam mu do ucha głosem drżącym z ekscytacji, a metalowe ogniwa jeszcze bardziej wbiły się w jego skórę. ─── Masz rację, jestem kobietą i mam swoje przywary, jednak to Twoja płeć skazuje Cię na porażkę. To oraz przerośnięte ego.

⠀⠀⠀ Pragnęłam udusić go tu i teraz; położyć kres szaleństwu, które miał zamiar ponownie powołać do życia. Dać upust swojej furii, raz na zawsze rozprawiając się z jej głównym źródłem. 

───  Sam wspominałeś o łączącej nas więzi, ale najwyraźniej ten szczegół umknął zarówno Tobie, jak i Mrocznemu Panu, kiedy toczyliście wewnętrzne dywagacje o własnej wyższości. Widzisz? Nieświęta przysięga małżeńska, która napawa mnie równym obrzydzeniem co Ty, jednak okazała się być przydatna. ─── nerwowo oblizując wargi, zacisnęłam dłoń jeszcze mocniej; duszący uścisk na szyi męża sprawiał, że metalowe obręcze boleśnie wbijały się w moje nadgarstki, powodując na nich spore zasinienia.

⠀⠀⠀ Ból jednak nigdy mi nie przeszkadzał; był częścią mojego jestestwa i przywoływał mnie do porządku lub wręcz przeciwnie - przenosił w krainę lekkomyślnej rozkoszy. Tym razem o tym drugim nie było mowy.

─── To damasceńska stal. Używałam takiej, kiedy znudzona Twoim towarzystwem, pieprzyłam się z demonami seksu u Doriana. Zaś ten krąg... ─── tu wskazałam na otaczający nas obrys. ─── Ach, chyba nie muszę Ci tego dosadniej tłumaczyć. Albo odsuniesz Mrocznego Pana i ze mną porozmawiasz, albo jutro w tym właśnie lochu zastaną dwa stygnące trupy. Mój brat był wart stu takich jak Ty, Faustusie, a ja prędzej pójdę do Nieba, niż pozwolę Tobie, lub Szatanowi, położyć łapy na Judasie i Leticii.