Noc zamieniła się w dzień, a subtelny, rozpływający się w ustach kawior i słodki likier stały się ucieczką. Nie mogła już pozwolić sobie na beztroskie zabawy w klubach, odtąd ostrożność towarzyszyła jej jak ostatnie i najcenniejsze z dziewięciu żyć. Kocim zmysłem unikała ludzkich skupisk, bo koty są pamiętliwe, a ją tej nocy zdradził ktoś, komu spróbowała zaufać. Niewybaczalny błąd, którego nigdy więcej już nie popełni. Opadła syntetyczna, betonowa mgła spalin, a ona z wdziękiem, prawie jak w zwinnym tańcu, wyginała ciało nad samochodami rozstawionymi na zapomnianych poboczach. Przebiegała przez opustoszałe budynki, zatrzymywała się na postoje sporadycznie, ale dotąd ani razu jeszcze nie zaznała odpoczynku. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Przemykając się wąskimi uliczkami i zapomnianymi, ciemnymi od zapomnienia alejkami była niczym najprawdziwszy nowojorski uliczny, nieufny kot. Zrezygnowała z komfortowych dachów strzelistych, upstrzonych lustrzanymi okami wieżowców, bo musiała to zrobić; policyjne światła radiowozów mieniły się czerwienią i błękitem, w uszach kotki odbijało się echo kroków eleganckich, ciężkich butów. NYPD przemierzało okoliczne puby, wywarzało drzwi spelun śmierdzących tanim winem, wpadali na kobiety o platynowych włosach w najgorszych klubach miasta. Zamykali co drugą za prochy i prostytucję. Felicia Hardy nie przejmowała się nazbyt ludźmi, nawet jeżeli z nimi wznosiła toasty i tańczyła na parkiecie; koty kochają tylko siebie.
Stawiają siebie samych na piedestale.
Dawne kryjówki na poziomie tuż pod rozgwieżdżonym niebem koiły ją. Rozjaśniały umysł i podsuwały potencjalnych kłamców. Niebieskie oczy zmrużyły się, wpół z lękiem, a w połowie zmysłowo, by uniknąć świateł reflektorów i flar wypuszczanych przez śmigłowce. Czuła się pożądana, poszukiwania pieściły jej próżność. Platynowa rozciągnęła się wygodnie, wpatrzona w poruszające się na niebie barwne neony i pomyślała, że jest w nich coś niezwykłego. Wręcz futurystycznego. Wiedziała, jak się ukryć, by ugrać jeszcze jedną noc, może nawet i kilka. Wolność była dla niej najwyższą wartością i poświęciłaby ją za dotychczasowe schronienie w pięknej, luksusowej zabytkowej kamienicy, ale nigdy za koty. Przybłędy przychodziły do niej nieustannie, czuły w niej bratnią duszę. I vice versa. Oficerowie nowojorskiej policji splądrują jej mieszkanie, znajdą diamentowy choker zawieszony na ogromnym lustrze, a na szkle ujrzą kokieteryjny napis, wyrysowany krwiście czerwoną szminką:
Liczę, że jesteście przystojni. Zapraszam do siebie tylko dobry towar.
Różowa sofa cała w sierści, wielka garderoba pusta, nie licząc kreacji balowych, które znudziły się kocicy, a i tak były kradzione, podobnie jak biżuteria otrzymana od zakochanych milionerów. Dostanie nową, koty nie są sentymentalne.
Roześmiała się, choć była w potrzasku i z pomrukiem zadowolenia, ułożyła się z pleców na lewy bok. Wyciągnęła ręce, przeciągając się błogo, a w jej oczach, dzikich i niebezpiecznych, rozszerzyły się źrenice pewności, że jej podopieczni są bezpieczni, podobnie zresztą jak i jej kasa. Nie tylko złodziejki są zdradzane, kantowana bywa także i policja, a Felicia użyła najsilniejszej możliwej perswazji. Kobiecości.
Kotka wstała leniwie. Podeszła do muru, opierając ugiętą w kolanie nogę o gzyms. Spojrzała w dół. Gdzieś pod nią, jak kilka godzin temu, był młody przystojniaczek w mundurze, ale tym razem Hardy nie bawiła się jego policyjnym batonem. Obmyślała plan ucieczki z miasta, w którym tymczasowo miała przerąbane, ale czy to pierwszy raz? Felicia Hardy przestała dawno już liczyć, ile razy wpadała w kłopoty. Zawsze spada na cztery łapy, to bez znaczenia.
Piękna platyna włosów zawirowała, światła skierowały się na kocicę. Wykonała zgrabny, odważny skok w ciemnię nieznanej, nocnej przestrzeni rozwijającej skrzydła tuż pod nią. Wylądowała na ciężarówce przejeżdżającej i znikającej w mroku, jakby towarzyszyło Hardy niebywałe szczęście, albo tym, którzy są ścigali pozostał czysty pech.
- Kurwa, Blake strzelaj, na co czekasz? - ryknął kolega z patrolu, sam oddając strzały w stronę kota.
Zawahał się, a ona wiedziała, że to on; jej słodki brunecik o czarnych oczach i krótkich włosach, które splątywały się z platyną. Zeskoczyła z dachu, perfekcyjnym saltem zadrwiła z oficerów, a gdy uciekała, zadbała o to, by widzieli, jak rzuca sznurem zakończonym kotwiczką i kieruje się ku drapaczom chmur. Wszystko, by zmylić trop. Wszystko, by przypomnieć Johnowi Blake, jak nieskazitelne i akrobatyczne jest jej ciało, a on, jeśli tylko będzie grzeczny, znowu może być obok niej. Ześlizgnęła się po ścianie wysuwając tytanowe pazury, zeskoczyła szybko i rozglądając się wokół, wyciągnęła z biustonosza telefon z jednorazową, przypadkową kartą, której zaraz się pozbędzie, niszcząc ją jednym uderzeniem czarnej szpilki kozaków.
- Daddy, uratuj mnie. Odwdzięczę się, wiesz, że potrafię.
W jazzowym klubie grała cicho muzyka, fortepian dumnie stał w rogu, czarnoskóra kobieta przygrywała na saksofonie, a Shades stał na podwyższeniu zadymionego balkonu. Skórzane fotele zapraszająco pachniały brandy, a perfumy gangstera odurzały. Czarne okulary przeciwsłoneczne współgrały z granatową marynarką, a krótkie, ścięte na zapałkę włosy pasowały do szerokiego uśmiechu; wyczuwała w nim siłę, a przez to, przez myśl przeszło Felici, ilu ludzi posłał do piachu bez mrugnięcia okiem, żeby zdobyć prestiż i przejąć klub na własność.
- Ustawiłeś się, ale dla mnie zawsze będziesz uroczym chłopakiem z Harlemu. - Mruknęła słodko i stanęła za im. Długie palce dotknęły ramienia, usta musnęły kołnierz koszuli, a ujmujący, uwodzicielski w niewymuszonej manierze głos gładził jego duszę. Podniósł głowę, by popatrzeć na nią z zachwytem. Zdjęła z niego marynarkę jednym, wprawnym gestem. Wstał powoli, nie przestając na nią patrzeć, jakby nie było prócz niej nic więcej, a świat i jazzowy klub były tłem.
- Królowa miasta wybiera strony? Co się z tobą stało, chyba się nie zakochałaś, k o t k u?
Delikatnie, zanurzył w jej włosach palce, delektując się platyną.
- Pokaż mi, co masz najlepszego. Shades.
Zabierze ją na górę. Ukryje i ochroni.
Tak wtedy myślała. Myliła się.
Shades przycisnął ją do ściany, gdzieś pomiędzy pocałunkami po szyi nie rozpiął zamka kostiumu, ale odsunął się, wyciągnął broń i skierował ją w stronę kocicy.
- Zabierajcie stąd tę sukę. - Szepnął, kiedy zaroiło się od agentów SHIELD.
Dobra wiadomość: wie, kto ją zdradził.
I jest jeszcze ta zła... Jej nowy chłopak jest strasznym dupkiem. I jej exem.
Iɴ ᴛʜᴇ ᴅᴀʀᴋ ᴏғ ᴛʜᴇ ɴɪɢʜᴛ,
sʜᴇ ɢᴏᴛ ᴅᴀɴɢᴇʀ ᴏɴ ʜᴇʀ ᴍɪɴᴅ