
ENCHANTED.
Potok mieni艂 si臋 spokojn膮 tafl膮 wodnych refleks贸w rozta艅czonego korowodu gwiazd. Smuga ksi臋偶yca zdobi艂a p艂ynny kryszta艂 eterycznym srebrem, w kt贸rym odbija艂y si臋 oczy Pierwszych Dzieci Valar贸w, ilekro膰 tylko zdecydowali si臋 oni noc膮 zawierzy膰 zwierciad艂u swoj膮 nostalgi臋. Ufali mu i g艂臋boko wierzyli w zakl臋t膮 w nim magi臋. Roz艂o偶yst膮, a zarazem p艂ask膮 mis臋 wype艂nia艂a zawsze po same brzegi czysta woda, a ujrze膰 mo偶na by艂o w niej wszystko, o co tylko uprosi膰 zapragnie nie艣miertelne serce. Zwierciad艂o bywa艂o jednak偶e i kapry艣ne. Czasem spe艂nia艂o najg艂臋biej skryte marzenia i przydawa艂o si艂 do walki, innym zrz膮dzeniem zn贸w, zsy艂a艂o podcinaj膮c膮 skrzyd艂a lotnej nadziei przestrog臋. U boku Galadrieli woda 艂agodnia艂a, a rady stawa艂y si臋 偶yczliwsze, jakby magia podleg艂a prawdziwie by艂a tylko jej jednej. Beltaine zanurza艂a d艂onie po samo dno misy. Uczyni艂a to r贸wnie偶 ochoczo i teraz. Zamkn臋艂a oczy, gdy unios艂a powoli g艂ow臋, zaczerpuj膮c g艂臋bokiego oddechu. Spokojna dot膮d tafla wody musn臋艂a sk贸r臋 elfki ch艂odem nocnej nostalgii.
- Nie l臋kam si臋 tego, co mi uka偶esz. Widzia艂am mroki piek艂a, kt贸re mia艂o sta膰 si臋 moim niebem - oznajmi艂a hardo i zamkn臋艂a oczy. Nie cofn臋艂a si臋. P艂yn臋艂a w niej krew Noldor贸w. Nie ba艂a si臋, co zobaczy, a zwierciad艂o to rozumia艂o; szanowa艂o albo wr臋cz lubowa艂o si臋 w jej butno艣ci, ukazuj膮c jej dok艂adnie to, co Beltaine kocha艂a, jakby niezliczone miriady 艂ez elfki by艂y dostateczn膮 ofiar膮. Elfowie nie roni膮 kryszta艂u 艂ez, lecz ze swego smutku czyni膮 najprawdziwsze sanktuarium; Beltaine pozwoli艂a zwierciad艂u spija膰 swoje 艂zy przez jedno stulecie. Ono, przyj臋艂o ofiar臋. Odt膮d widzia艂a ju偶 tylko rze艣kie potoki, rw膮ce wodospady, ale i wieczn膮 walk臋, jak膮 nosi艂a w sercu. Jej przekle艅stwo. Woda, s艂odkim szeptem, przyrzeka艂a wojowniczce z Lorien, 偶e przeznaczenie le偶y w jej r臋kach pewnie, jak i ojcowski d艂ugi miecz, lecz za ka偶dym razem towarzyszy膰 b臋dzie walce z nim i zap艂ata. Zakl臋ta elfickimi czarami woda b艂ogos艂awi艂a ka偶demu na sw贸j spos贸b. Niekt贸rzy elfowie prawdziwie t臋sknili za przesz艂o艣ci膮 blasku 艣wiat艂a piewszych drzew i ujrze膰 pragn臋li raz jeszcze diamentow膮 pow艂ok臋 klejnot贸w Feanora, a w贸wczas, zm膮cona woda sama przybiera艂a ich odcie艅 i kszta艂t, lecz przez ulotny tylko, zwiewny i p艂ochliwy czas. Mo偶e w ten spos贸b lustro Galadriel napomina艂o elfy, 偶e przesz艂o艣膰 nie jest ju偶 drog膮? Zwierciad艂o owo, by艂o cudem samym w sobie, za艣 艣cie偶ek prowadz膮cych do艅 by艂o bardzo wiele, co pozwala艂o na zachowanie aury koj膮cej samotni. Elfowie, sk膮pani w blasku nie艣miertelno艣ci, nieodmiennie od pozosta艂ych ras tak偶e odczuwali smutek i w膮tpliwo艣ci, nie r贸偶nili si臋 pod wzgl臋dem tym od innych, a mo偶e i w smutku cierpieli najmocniej. Lady Galadriel, pani Lothlorien szczeg贸lnie upodoba艂a si臋 kamienne schody porastaj膮ce mchem i bluszczem. Kamienne, g艂adkie brzegi misy podtrzymywa艂a wysmuk艂a podstawa, a samego lustra nie spos贸b by艂o przeoczy膰. W臋drowcy unikali go niczym ognia. Haldir nie l臋ka艂 si臋 niczego, jego odwaga r贸wna艂a si臋 z dobroci膮 serca, lecz lustrzane odbicie niepokoi艂o go. Galan - Mai pr臋dko u艂o偶y艂a delikatnie d艂onie na jego ramionach i zbli偶y艂a si臋 ku niemu troskliwie, szeptem 艂agodz膮c wszystko, co ci膮偶y艂o stra偶nikowi na duszy:
- Carilw毛 hyanda ohta, carilw毛 hyanda este uo lw毛 entuless毛. / Wsp贸lnie dzielimy wojenn膮 po偶og臋, dzielimy i pok贸j, a potem wsp贸lnie wracamy. P贸jd臋 za tob膮 wsz臋dzie tam, gdzie p贸jdziesz ty.
Zapewnienie, jakie mu ofiarowa艂a by艂o szczere, a Haldir doskonale wiedzia艂, 偶e tak jest. Nikt nie zna艂 Beltaine jak Haldir w kr贸lestwach elf贸w, rozbitych po stracie Gil - Galada, lecz i bardzo zgodnych, ku czci pami臋ci swego ostatniego Wielkiego Kr贸la. Czasem, Noldorka przysi膮c mog艂aby, 偶e przygranicznik zna nawet jej my艣li i pojmuje nawet niewypowiedziane nigdy s艂owa.
Nie chcia艂a rozmawia膰 jednak o walce.
- My艣li twoje sta艂y si臋 ci臋偶kie, osnuwa je bitewny kurz licznych trosk, lecz nie taki by艂 zamiar m贸j; nie smutkiem pragn臋艂am nape艂ni膰 twoje serce, ani te偶 nie obowi膮zkiem wiernego bitewnego dow贸dcy. - Napomnia艂a go, z 艂agodno艣ci膮 kobiety, kt贸ra chce by膰 obok. Beltaine wysoko ceni艂a obecno艣膰 Haldira, zawdzi臋cza艂a mu wi臋cej, ani偶eli wiedzieli ich pobratymcy. Wiedzia艂y tylko wysmuk艂e, strzeliste, strojne w z艂ote li艣cie drzewa i Haldir. Caras Galadhon by艂o stolic膮 tchnion膮 wysoko zawieszonymi tarasami z licznymi szumi膮cymi potokami, kt贸re 艂膮czy艂y si臋 u st贸p pa艂acowego wzg贸rza. Jasnow艂osa unios艂a po艂y sukni, powoli kieruj膮c spokojne, ostro偶ne kroki ku brzegom strumienia. Wyci膮gn臋艂a d艂o艅.
- Chcesz wiedzie膰, co rozja艣nia moje my艣li?
Umi臋艣nione cia艂o le艣nego stworzenia bieli艂o si臋 na tle z艂otych li艣ci, na czole iskrzy艂 si臋 niczym kryszta艂 najwi臋kszy skarb; jedyny r贸g. Ledwie ujawni艂 swoj膮 obecno艣膰 i wyszed艂 z g臋stwiny, za nim ukaza艂y si臋 cztery inne. Srebrzy艂y si臋 dostojne, g臋ste grzywy i wiatr, lekki i ciep艂y, splata艂 d艂ugie w艂osie ogon贸w.
- Ay, R谩na, tolo govado ven! / Rana moja przyjaci贸艂ko, podejd藕 nas powita膰!
Najstarsza ze stada zni偶y艂a pos艂usznie 艂eb, pozwalaj膮c dotkn膮膰 mi臋kkiego jak p艂atki aksamitki podszycia, a gdy cofn臋艂a si臋 nieznacznie, ods艂oni艂a gromadz膮ce si臋 z ciekawo艣ci膮 inne swe siostry. Kilka podesz艂o blisko, domagaj膮c si臋 uwagi nale偶ytej istotom tak pi臋knym i czystym w zamiarach. M贸wiono, 偶e 艂za jednoro偶ca leczy, ale Beltaine zwykle nie chcia艂a o tym m贸wi膰. Stado by艂o tym, co elfowie zdo艂ali ocali膰 z Nargothrond; niewielk膮 cz臋艣ci膮 stworze艅 rozgonionych poprzez obce wzg贸rza 艢r贸dziemia przez oddzia艂y ork贸w.
Spokojne i zaciekawione, tr膮ca艂y Haldira chrapami.
- Rwie si臋 do biegu, trudno j膮 dogoni膰. Ta nazywa si臋 H铆s毛, najgor臋tsza krew ze wszystkich. Zdziwienie nie zago艣ci na twojej twarzy, gdy wyznam ci, jak nazywa j膮 skrycie umi艂owana moja ciotka?
Beltaine.
- Po艣cigaj si臋 ze mn膮. Melin.
Potok mieni艂 si臋 spokojn膮 tafl膮 wodnych refleks贸w rozta艅czonego korowodu gwiazd. Smuga ksi臋偶yca zdobi艂a p艂ynny kryszta艂 eterycznym srebrem, w kt贸rym odbija艂y si臋 oczy Pierwszych Dzieci Valar贸w, ilekro膰 tylko zdecydowali si臋 oni noc膮 zawierzy膰 zwierciad艂u swoj膮 nostalgi臋. Ufali mu i g艂臋boko wierzyli w zakl臋t膮 w nim magi臋. Roz艂o偶yst膮, a zarazem p艂ask膮 mis臋 wype艂nia艂a zawsze po same brzegi czysta woda, a ujrze膰 mo偶na by艂o w niej wszystko, o co tylko uprosi膰 zapragnie nie艣miertelne serce. Zwierciad艂o bywa艂o jednak偶e i kapry艣ne. Czasem spe艂nia艂o najg艂臋biej skryte marzenia i przydawa艂o si艂 do walki, innym zrz膮dzeniem zn贸w, zsy艂a艂o podcinaj膮c膮 skrzyd艂a lotnej nadziei przestrog臋. U boku Galadrieli woda 艂agodnia艂a, a rady stawa艂y si臋 偶yczliwsze, jakby magia podleg艂a prawdziwie by艂a tylko jej jednej. Beltaine zanurza艂a d艂onie po samo dno misy. Uczyni艂a to r贸wnie偶 ochoczo i teraz. Zamkn臋艂a oczy, gdy unios艂a powoli g艂ow臋, zaczerpuj膮c g艂臋bokiego oddechu. Spokojna dot膮d tafla wody musn臋艂a sk贸r臋 elfki ch艂odem nocnej nostalgii.
- Nie l臋kam si臋 tego, co mi uka偶esz. Widzia艂am mroki piek艂a, kt贸re mia艂o sta膰 si臋 moim niebem - oznajmi艂a hardo i zamkn臋艂a oczy. Nie cofn臋艂a si臋. P艂yn臋艂a w niej krew Noldor贸w. Nie ba艂a si臋, co zobaczy, a zwierciad艂o to rozumia艂o; szanowa艂o albo wr臋cz lubowa艂o si臋 w jej butno艣ci, ukazuj膮c jej dok艂adnie to, co Beltaine kocha艂a, jakby niezliczone miriady 艂ez elfki by艂y dostateczn膮 ofiar膮. Elfowie nie roni膮 kryszta艂u 艂ez, lecz ze swego smutku czyni膮 najprawdziwsze sanktuarium; Beltaine pozwoli艂a zwierciad艂u spija膰 swoje 艂zy przez jedno stulecie. Ono, przyj臋艂o ofiar臋. Odt膮d widzia艂a ju偶 tylko rze艣kie potoki, rw膮ce wodospady, ale i wieczn膮 walk臋, jak膮 nosi艂a w sercu. Jej przekle艅stwo. Woda, s艂odkim szeptem, przyrzeka艂a wojowniczce z Lorien, 偶e przeznaczenie le偶y w jej r臋kach pewnie, jak i ojcowski d艂ugi miecz, lecz za ka偶dym razem towarzyszy膰 b臋dzie walce z nim i zap艂ata. Zakl臋ta elfickimi czarami woda b艂ogos艂awi艂a ka偶demu na sw贸j spos贸b. Niekt贸rzy elfowie prawdziwie t臋sknili za przesz艂o艣ci膮 blasku 艣wiat艂a piewszych drzew i ujrze膰 pragn臋li raz jeszcze diamentow膮 pow艂ok臋 klejnot贸w Feanora, a w贸wczas, zm膮cona woda sama przybiera艂a ich odcie艅 i kszta艂t, lecz przez ulotny tylko, zwiewny i p艂ochliwy czas. Mo偶e w ten spos贸b lustro Galadriel napomina艂o elfy, 偶e przesz艂o艣膰 nie jest ju偶 drog膮? Zwierciad艂o owo, by艂o cudem samym w sobie, za艣 艣cie偶ek prowadz膮cych do艅 by艂o bardzo wiele, co pozwala艂o na zachowanie aury koj膮cej samotni. Elfowie, sk膮pani w blasku nie艣miertelno艣ci, nieodmiennie od pozosta艂ych ras tak偶e odczuwali smutek i w膮tpliwo艣ci, nie r贸偶nili si臋 pod wzgl臋dem tym od innych, a mo偶e i w smutku cierpieli najmocniej. Lady Galadriel, pani Lothlorien szczeg贸lnie upodoba艂a si臋 kamienne schody porastaj膮ce mchem i bluszczem. Kamienne, g艂adkie brzegi misy podtrzymywa艂a wysmuk艂a podstawa, a samego lustra nie spos贸b by艂o przeoczy膰. W臋drowcy unikali go niczym ognia. Haldir nie l臋ka艂 si臋 niczego, jego odwaga r贸wna艂a si臋 z dobroci膮 serca, lecz lustrzane odbicie niepokoi艂o go. Galan - Mai pr臋dko u艂o偶y艂a delikatnie d艂onie na jego ramionach i zbli偶y艂a si臋 ku niemu troskliwie, szeptem 艂agodz膮c wszystko, co ci膮偶y艂o stra偶nikowi na duszy:
- Carilw毛 hyanda ohta, carilw毛 hyanda este uo lw毛 entuless毛. / Wsp贸lnie dzielimy wojenn膮 po偶og臋, dzielimy i pok贸j, a potem wsp贸lnie wracamy. P贸jd臋 za tob膮 wsz臋dzie tam, gdzie p贸jdziesz ty.
Zapewnienie, jakie mu ofiarowa艂a by艂o szczere, a Haldir doskonale wiedzia艂, 偶e tak jest. Nikt nie zna艂 Beltaine jak Haldir w kr贸lestwach elf贸w, rozbitych po stracie Gil - Galada, lecz i bardzo zgodnych, ku czci pami臋ci swego ostatniego Wielkiego Kr贸la. Czasem, Noldorka przysi膮c mog艂aby, 偶e przygranicznik zna nawet jej my艣li i pojmuje nawet niewypowiedziane nigdy s艂owa.
Nie chcia艂a rozmawia膰 jednak o walce.
- My艣li twoje sta艂y si臋 ci臋偶kie, osnuwa je bitewny kurz licznych trosk, lecz nie taki by艂 zamiar m贸j; nie smutkiem pragn臋艂am nape艂ni膰 twoje serce, ani te偶 nie obowi膮zkiem wiernego bitewnego dow贸dcy. - Napomnia艂a go, z 艂agodno艣ci膮 kobiety, kt贸ra chce by膰 obok. Beltaine wysoko ceni艂a obecno艣膰 Haldira, zawdzi臋cza艂a mu wi臋cej, ani偶eli wiedzieli ich pobratymcy. Wiedzia艂y tylko wysmuk艂e, strzeliste, strojne w z艂ote li艣cie drzewa i Haldir. Caras Galadhon by艂o stolic膮 tchnion膮 wysoko zawieszonymi tarasami z licznymi szumi膮cymi potokami, kt贸re 艂膮czy艂y si臋 u st贸p pa艂acowego wzg贸rza. Jasnow艂osa unios艂a po艂y sukni, powoli kieruj膮c spokojne, ostro偶ne kroki ku brzegom strumienia. Wyci膮gn臋艂a d艂o艅.
- Chcesz wiedzie膰, co rozja艣nia moje my艣li?
Umi臋艣nione cia艂o le艣nego stworzenia bieli艂o si臋 na tle z艂otych li艣ci, na czole iskrzy艂 si臋 niczym kryszta艂 najwi臋kszy skarb; jedyny r贸g. Ledwie ujawni艂 swoj膮 obecno艣膰 i wyszed艂 z g臋stwiny, za nim ukaza艂y si臋 cztery inne. Srebrzy艂y si臋 dostojne, g臋ste grzywy i wiatr, lekki i ciep艂y, splata艂 d艂ugie w艂osie ogon贸w.
- Ay, R谩na, tolo govado ven! / Rana moja przyjaci贸艂ko, podejd藕 nas powita膰!
Najstarsza ze stada zni偶y艂a pos艂usznie 艂eb, pozwalaj膮c dotkn膮膰 mi臋kkiego jak p艂atki aksamitki podszycia, a gdy cofn臋艂a si臋 nieznacznie, ods艂oni艂a gromadz膮ce si臋 z ciekawo艣ci膮 inne swe siostry. Kilka podesz艂o blisko, domagaj膮c si臋 uwagi nale偶ytej istotom tak pi臋knym i czystym w zamiarach. M贸wiono, 偶e 艂za jednoro偶ca leczy, ale Beltaine zwykle nie chcia艂a o tym m贸wi膰. Stado by艂o tym, co elfowie zdo艂ali ocali膰 z Nargothrond; niewielk膮 cz臋艣ci膮 stworze艅 rozgonionych poprzez obce wzg贸rza 艢r贸dziemia przez oddzia艂y ork贸w.
Spokojne i zaciekawione, tr膮ca艂y Haldira chrapami.
- Rwie si臋 do biegu, trudno j膮 dogoni膰. Ta nazywa si臋 H铆s毛, najgor臋tsza krew ze wszystkich. Zdziwienie nie zago艣ci na twojej twarzy, gdy wyznam ci, jak nazywa j膮 skrycie umi艂owana moja ciotka?
Beltaine.
- Po艣cigaj si臋 ze mn膮. Melin.