The Maiden and the Moon.
Ksi臋偶ycow膮 czyst膮 艂un膮 pachnie wszystko to, czego strzeg膮 wartownicy; tafla jeziora skrytego w cieniu drzew blado odbija艂a ga艂臋zie pot臋偶nych ro艣lin, kt贸re r贸wnie偶, niby wartownicy, roztacza艂y wieczn膮 ochron臋. Akwen L贸rellin przemieni艂 si臋 w miejsce pe艂ne 艣miechu, plusku wody i sylwetek elfek wy艂aniaj膮cych si臋 beztrosko spod wody, gdy znu偶one za偶ywan膮 k膮piel膮 postanowi艂y u艂o偶y膰 si臋 na wyspie. Wedle legend, po艣r贸d kwiecia spoczynku szuka艂a ma艂偶onka Valara, Est毛 i znajdowa艂a upragniony spok贸j w milczeniu z艂ota drzew i 艣piewu ptak贸w nawet noc膮. Trzy Mallorny stanowi艂y jej bezpieczn膮 przysta艅. Beltaine, uj臋艂a d艂o艅 Haldira i spojrzawszy mu w oczy, powiedzia艂a:
- Zn贸w to czynisz. Umniejszasz sobie.
Skromno艣膰 stanowi艂a jedn膮 z cech jego charakteru, kt贸rej nie rozumia艂a, a niezrozumienie owo, przesz艂o rychle w ciekawo艣膰; najlepsi 艂ucznicy i wojownicy zwykle znali swoje umiej臋tno艣ci i nawet je偶eli nie szczycili si臋 nimi otwarcie, okazywali wy偶szo艣膰 kadetom. Haldir by艂 jednym z tych dow贸dc贸w, pod kt贸rego dywizj臋 przej艣膰 chcia艂 niemal ka偶dy. Wysy艂ano go cz臋sto, walczy艂 r贸wnie dobrze, jak pe艂ni艂 rol臋 pos艂a, ale Lady Galadriel nigdy nie wysy艂a艂a ich razem; jakby widzia艂a w swoim zwierciadle wi臋cej, ani偶eli wyrzek艂a. Beltaine nie czeka艂a na pozwolenie. Nie lubi艂a czeka膰. Porywcza w walce i impulsywna w decyzjach, przy Haldirze nadawa艂a swoim krokom lekko艣膰, wycisza艂a gwa艂towny, jakby nieustannie w biegu, oddech i pozwala艂a mu prowadzi膰. Pierwszy raz prowadzi艂 j膮 ucz膮c j膮 trzyma膰 poprawnie 艂uk. Wypu艣ci艂a strza艂臋 zbyt szybko, zrani艂a dotkliwie przedrami臋, ale z uporem podejmowa艂a kolejne pr贸by. Poprawia艂 j膮. Stawa艂 w贸wczas za ni膮, uk艂ada艂 jej d艂onie, przyci膮ga艂 lekko ku sobie, prostuj膮c jej postaw臋 bark贸w. Lubi艂a jego cierpliwo艣膰, kocha艂a jego spok贸j.
Przyg艂adzi艂a delikatnie kciukiem miejsce, gdzie kciuk 艂膮czy si臋 z palcem wskazuj膮cym; gdzie pulsuje krew.
- Poradzisz sobie. Jak zawsze. - Szepn臋艂a, bardzo 艂agodnie i rozchyli艂a usta, patrz膮c jak zdejmuje p艂aszcz wartownika. - S艂udzy podaj膮 wino, ale ceni臋 wysoko r贸wnie偶 ich. Pij膮 z nami, jedz膮 wsp贸lnie za jednym sto艂em, ale ty nie by艂e艣 nigdy s艂ug膮. Jeste艣 kim艣 znacznie wi臋cej, nawet je偶eli skromno艣膰 charakteru nie pozwala ci tego uzna膰 za prawd臋.
Harfy zag艂uszy艂y piszcza艂ki, strunowe d藕wi臋ki lutni nadawa艂y rytm. Plusk wody sta艂 si臋 g艂o艣niejszy, a zaraz potem ucich艂. Elfki wysz艂y z wody, nawo艂uj膮c si臋 wzajemnie; unosi艂y po艂y d艂ugich sukien, mokry materia艂 pozostawia艂 na trawie delikatny 艣lad iskrz膮cej si臋 ksi臋偶ycem wody. Beltaine unios艂a brew, niebieskie oczy zakleszczy艂y si臋 w twarzy, niczym w jedynym obranym przez 艂owczyni臋 celu i usta naznaczy艂 u艣miech, kt贸ry elfka prze艂ama艂a zaraz psotnym u艂o偶eniem ust, kt贸re by艂o wyzwaniem.
- Gdyby艣 si臋 nie zgodzi艂, siedzia艂abym tu z tob膮, a Nienna nosi艂aby dla nas ze sto艂贸w smako艂yki, bo zmuszona wybiera膰 mi臋dzy tob膮, a 艂akomym wzrokiem ksi膮偶膮t, kt贸rym Galadriela i tak mnie nie odda, po stokro膰 wybieram ciebie.
Wyci膮gn臋艂a ku niemu tak偶e i drug膮 r臋k臋. Spokojnie i jednostajnie przygrywali teraz bardowie, daj膮c biesiadnikom wytchnienie od skok贸w i ta艅c贸w. Unios艂a wysoko r臋ce, roz艂o偶y艂a palce, d艂ugie i sk膮pane w 艣wietle ksi臋偶yca niczym w p艂omieniach 艣wiec. Zaczeka艂a, a偶 Haldir u艂o偶y na nich swoje. Odsun臋艂a najpierw jedn膮 r臋k臋, pow艂贸czystym ruchem w ta艅cu. Skierowa艂a j膮 w d贸艂. Potem, to samo zrobi艂a z drug膮. Obr贸ci艂a si臋 bokiem, wyci膮gn臋艂a ku niemu lew膮 r臋k臋. Pochwyci艂a jego d艂o艅, zacisn臋艂a palce i ko艂ysz膮c si臋 subtelnie, szeptem podpowiada艂a mu, kt贸r膮 wprawi膰 powinien z n贸g w ruch. Roze艣mia艂a si臋 w ko艅cu.
- Wypili tyle wina, 偶e to bez r贸偶nicy. Zaufaj mi.
Pogna艂a z nim przez ciep艂膮 wod臋, najni偶sze partie sukni zanurzaj膮c w wodzie i przystan臋艂a przy wodospadzie, wyci膮gaj膮c ku nurcie woln膮 d艂o艅. Pozwala艂a wodzie przep艂ywa膰 przez palce, zadowolona z tego, 偶e elfki pop臋dzi艂y zn贸w ku sto艂om.
- Jedyne moje oczekiwanie to 偶eby艣 by艂 obok. Nie zwyk艂am oczekiwa膰 wi臋cej, ale zwykle otrzymuj臋 nadto, o co prosz臋. A mo偶e zwyczajnie nauczy艂am si臋 odnajdowa膰 rado艣膰 w tym, co mam, nawet je艣li jest drobnym gestem, jasnym ksi臋偶ycem, now膮 ksi臋g膮, ostr膮 stal膮. Zechcesz mo偶e pozostawi膰 wraz z bra膰mi ko艂czan i 艂uk?
Komnaty Beltaine otacza艂y potoki. Tu偶 przy ziemi, pachn膮c kwieciem i 艣wie偶膮 traw膮 w po艂膮czeniu z zio艂ami, kt贸rymi pozwala艂a po偶ywia膰 si臋 sarnom. Przychodzi艂y pod jej platform臋, stawa艂y pod balkonem, a ona opiera艂a d艂onie o por臋cz i patrzy艂a na nie z u艣miechem. Koi艂y j膮. Beltaine nie zawsze walczy艂a i kocha艂a nie tylko walk臋. Jasnow艂osa, wyczekuj膮c odpowiedzi, dmuchn臋艂a w latarenk臋, a ta zachwia艂a si臋, uwalniaj膮c chroni膮ce si臋 w niej 艣wietliki i nocne, srebrne motyle. Sun臋艂y w stron臋 Haldira, tworz膮c wok贸艂 niego barwn膮, 偶yw膮 mg艂臋.
- Orophin i Rumil zawsze znajd膮 miejsce - zapewni艂a, uk艂adaj膮c r臋k臋 na sercu i szepn臋艂a: min mellonnath.
Stra偶nicy widz膮 wiele, ale i wiedz膮, czym jest dyskrecja. Beltaine wyczuwa艂a w swoim otoczeniu magi臋, nawet je艣li by艂a ona utajona, dlaczego oni dwaj mieliby nie czu膰, 偶e ksi臋偶niczka Lorien kocha ich brata? Prosta sztuka dla elfich, bystrych oczu.
Czasem, najwi臋cej trudu dostrzec to, co przed oczyma.
Ksi臋偶ycow膮 czyst膮 艂un膮 pachnie wszystko to, czego strzeg膮 wartownicy; tafla jeziora skrytego w cieniu drzew blado odbija艂a ga艂臋zie pot臋偶nych ro艣lin, kt贸re r贸wnie偶, niby wartownicy, roztacza艂y wieczn膮 ochron臋. Akwen L贸rellin przemieni艂 si臋 w miejsce pe艂ne 艣miechu, plusku wody i sylwetek elfek wy艂aniaj膮cych si臋 beztrosko spod wody, gdy znu偶one za偶ywan膮 k膮piel膮 postanowi艂y u艂o偶y膰 si臋 na wyspie. Wedle legend, po艣r贸d kwiecia spoczynku szuka艂a ma艂偶onka Valara, Est毛 i znajdowa艂a upragniony spok贸j w milczeniu z艂ota drzew i 艣piewu ptak贸w nawet noc膮. Trzy Mallorny stanowi艂y jej bezpieczn膮 przysta艅. Beltaine, uj臋艂a d艂o艅 Haldira i spojrzawszy mu w oczy, powiedzia艂a:
- Zn贸w to czynisz. Umniejszasz sobie.
Skromno艣膰 stanowi艂a jedn膮 z cech jego charakteru, kt贸rej nie rozumia艂a, a niezrozumienie owo, przesz艂o rychle w ciekawo艣膰; najlepsi 艂ucznicy i wojownicy zwykle znali swoje umiej臋tno艣ci i nawet je偶eli nie szczycili si臋 nimi otwarcie, okazywali wy偶szo艣膰 kadetom. Haldir by艂 jednym z tych dow贸dc贸w, pod kt贸rego dywizj臋 przej艣膰 chcia艂 niemal ka偶dy. Wysy艂ano go cz臋sto, walczy艂 r贸wnie dobrze, jak pe艂ni艂 rol臋 pos艂a, ale Lady Galadriel nigdy nie wysy艂a艂a ich razem; jakby widzia艂a w swoim zwierciadle wi臋cej, ani偶eli wyrzek艂a. Beltaine nie czeka艂a na pozwolenie. Nie lubi艂a czeka膰. Porywcza w walce i impulsywna w decyzjach, przy Haldirze nadawa艂a swoim krokom lekko艣膰, wycisza艂a gwa艂towny, jakby nieustannie w biegu, oddech i pozwala艂a mu prowadzi膰. Pierwszy raz prowadzi艂 j膮 ucz膮c j膮 trzyma膰 poprawnie 艂uk. Wypu艣ci艂a strza艂臋 zbyt szybko, zrani艂a dotkliwie przedrami臋, ale z uporem podejmowa艂a kolejne pr贸by. Poprawia艂 j膮. Stawa艂 w贸wczas za ni膮, uk艂ada艂 jej d艂onie, przyci膮ga艂 lekko ku sobie, prostuj膮c jej postaw臋 bark贸w. Lubi艂a jego cierpliwo艣膰, kocha艂a jego spok贸j.
Przyg艂adzi艂a delikatnie kciukiem miejsce, gdzie kciuk 艂膮czy si臋 z palcem wskazuj膮cym; gdzie pulsuje krew.
- Poradzisz sobie. Jak zawsze. - Szepn臋艂a, bardzo 艂agodnie i rozchyli艂a usta, patrz膮c jak zdejmuje p艂aszcz wartownika. - S艂udzy podaj膮 wino, ale ceni臋 wysoko r贸wnie偶 ich. Pij膮 z nami, jedz膮 wsp贸lnie za jednym sto艂em, ale ty nie by艂e艣 nigdy s艂ug膮. Jeste艣 kim艣 znacznie wi臋cej, nawet je偶eli skromno艣膰 charakteru nie pozwala ci tego uzna膰 za prawd臋.
Harfy zag艂uszy艂y piszcza艂ki, strunowe d藕wi臋ki lutni nadawa艂y rytm. Plusk wody sta艂 si臋 g艂o艣niejszy, a zaraz potem ucich艂. Elfki wysz艂y z wody, nawo艂uj膮c si臋 wzajemnie; unosi艂y po艂y d艂ugich sukien, mokry materia艂 pozostawia艂 na trawie delikatny 艣lad iskrz膮cej si臋 ksi臋偶ycem wody. Beltaine unios艂a brew, niebieskie oczy zakleszczy艂y si臋 w twarzy, niczym w jedynym obranym przez 艂owczyni臋 celu i usta naznaczy艂 u艣miech, kt贸ry elfka prze艂ama艂a zaraz psotnym u艂o偶eniem ust, kt贸re by艂o wyzwaniem.
- Gdyby艣 si臋 nie zgodzi艂, siedzia艂abym tu z tob膮, a Nienna nosi艂aby dla nas ze sto艂贸w smako艂yki, bo zmuszona wybiera膰 mi臋dzy tob膮, a 艂akomym wzrokiem ksi膮偶膮t, kt贸rym Galadriela i tak mnie nie odda, po stokro膰 wybieram ciebie.
Wyci膮gn臋艂a ku niemu tak偶e i drug膮 r臋k臋. Spokojnie i jednostajnie przygrywali teraz bardowie, daj膮c biesiadnikom wytchnienie od skok贸w i ta艅c贸w. Unios艂a wysoko r臋ce, roz艂o偶y艂a palce, d艂ugie i sk膮pane w 艣wietle ksi臋偶yca niczym w p艂omieniach 艣wiec. Zaczeka艂a, a偶 Haldir u艂o偶y na nich swoje. Odsun臋艂a najpierw jedn膮 r臋k臋, pow艂贸czystym ruchem w ta艅cu. Skierowa艂a j膮 w d贸艂. Potem, to samo zrobi艂a z drug膮. Obr贸ci艂a si臋 bokiem, wyci膮gn臋艂a ku niemu lew膮 r臋k臋. Pochwyci艂a jego d艂o艅, zacisn臋艂a palce i ko艂ysz膮c si臋 subtelnie, szeptem podpowiada艂a mu, kt贸r膮 wprawi膰 powinien z n贸g w ruch. Roze艣mia艂a si臋 w ko艅cu.
- Wypili tyle wina, 偶e to bez r贸偶nicy. Zaufaj mi.
Pogna艂a z nim przez ciep艂膮 wod臋, najni偶sze partie sukni zanurzaj膮c w wodzie i przystan臋艂a przy wodospadzie, wyci膮gaj膮c ku nurcie woln膮 d艂o艅. Pozwala艂a wodzie przep艂ywa膰 przez palce, zadowolona z tego, 偶e elfki pop臋dzi艂y zn贸w ku sto艂om.
- Jedyne moje oczekiwanie to 偶eby艣 by艂 obok. Nie zwyk艂am oczekiwa膰 wi臋cej, ale zwykle otrzymuj臋 nadto, o co prosz臋. A mo偶e zwyczajnie nauczy艂am si臋 odnajdowa膰 rado艣膰 w tym, co mam, nawet je艣li jest drobnym gestem, jasnym ksi臋偶ycem, now膮 ksi臋g膮, ostr膮 stal膮. Zechcesz mo偶e pozostawi膰 wraz z bra膰mi ko艂czan i 艂uk?
Komnaty Beltaine otacza艂y potoki. Tu偶 przy ziemi, pachn膮c kwieciem i 艣wie偶膮 traw膮 w po艂膮czeniu z zio艂ami, kt贸rymi pozwala艂a po偶ywia膰 si臋 sarnom. Przychodzi艂y pod jej platform臋, stawa艂y pod balkonem, a ona opiera艂a d艂onie o por臋cz i patrzy艂a na nie z u艣miechem. Koi艂y j膮. Beltaine nie zawsze walczy艂a i kocha艂a nie tylko walk臋. Jasnow艂osa, wyczekuj膮c odpowiedzi, dmuchn臋艂a w latarenk臋, a ta zachwia艂a si臋, uwalniaj膮c chroni膮ce si臋 w niej 艣wietliki i nocne, srebrne motyle. Sun臋艂y w stron臋 Haldira, tworz膮c wok贸艂 niego barwn膮, 偶yw膮 mg艂臋.
- Orophin i Rumil zawsze znajd膮 miejsce - zapewni艂a, uk艂adaj膮c r臋k臋 na sercu i szepn臋艂a: min mellonnath.
Stra偶nicy widz膮 wiele, ale i wiedz膮, czym jest dyskrecja. Beltaine wyczuwa艂a w swoim otoczeniu magi臋, nawet je艣li by艂a ona utajona, dlaczego oni dwaj mieliby nie czu膰, 偶e ksi臋偶niczka Lorien kocha ich brata? Prosta sztuka dla elfich, bystrych oczu.
Czasem, najwi臋cej trudu dostrzec to, co przed oczyma.