JustPaste.it
User avatar
饾憱饾憼饾憱饾憴饾憵饾憭虉 @angelic_dreamer 路 Jul 9, 2023 路 edited: Aug 4, 2023

 

1965d6042619c23d8ffdd45d52740fad.gif

The Marchwarden.

Witra偶e wyrze藕bione w drewnie odbija艂y 艣wiat艂o rozp艂omienionych, misternie utkanych latarenek zawieszonych na niemal ka偶dym z drzew Lothlorien i Z艂ote Lasy noc膮, iskrzy艂y si臋 niczym za letniego dnia. P贸藕ne by艂o to lato, gdzie s艂oneczne promienie si臋gaj膮 g艂臋boko w tafl臋 jezior, czyni膮c wod臋 艂agodnie ciep艂膮, a powietrzu przynosz膮 wo艅 偶贸艂tych, licznych kwiat贸w, tworz膮cych na 艣ci贸艂ce mi臋kkie, eteryczne pos艂anie. Pr贸cz latarenek, r臋cznie tworzonych przez weselnych go艣ci, zamigota艂y wsz臋dzie 艣wiat艂a ksi臋偶ycowych, d艂ugich klejnot贸w, o kt贸rych mawiano, 偶e w rzeczywisto艣ci s膮 艂zami pierwszych elf贸w z Valinoru, zastyg艂ymi i utrwalonymi na wieczn膮 ich pami膮tk臋. Galadriela mog艂a zna膰 prawd臋, widzia艂a Drzewa Valinoru, a teraz piel臋gnowa艂a ich potomk贸w w Lorien; z艂ociste tarasy Mellorn. Ozdoby przydawa艂y lasom blasku. Lekki ich materia艂 nie przydawa艂 drzewom ci臋偶aru, ga艂臋zie unosi艂y elfick膮 sztuk臋 jakby nawet ona by艂a ledwie wiatrem. Drzewa wdzi臋czne i spokojne, s艂u偶y艂y i nieustannie ros艂y, pokrywaj膮c si臋 zieleni膮 wiosn膮, przechodz膮c w barwy z艂ota u schy艂ku gor膮cego klimatu. Trawa czyni艂a podobnie, 偶贸艂ci艂a si臋 mnogo kwieciem, o偶ywiana czysto艣ci膮 jezior i g艂o艣nych wodospad贸w. Harmonia ras trwa艂a nieprzerwanie, ale czy elfowie, z pokojowym usposobieniem sami czyni膮 sobie nieprzyjaci贸艂? Bra艂y zatem w za艣lubinach udzia艂 i rozwijaj膮ce swe p膮czki kwiaty i wesp贸艂 z nimi, d艂ugie, kr臋te ga艂臋zie Mallorn okrywaj膮ce przed jasnym ksi臋偶ycem d艂ugie sto艂y weselnych go艣ci. 
D藕wi臋ki harfy rozpocz臋艂y uczt臋. Wraz do艂膮czy艂y kolejne; zewsz膮d p艂yn臋艂a muzyka. Celebriana pozostawi艂a wolno d艂ugie kaskady w艂os贸w, pozwalaj膮c im okala膰 si臋gaj膮c膮 ziemi srebrzyst膮 sukni臋. D艂ugie r臋kawy muska艂y d艂o艅 Elronda, gdy styka艂y si臋 ich r臋ce i on tak偶e, obra艂 w dniu ich wielkiego 艣wi臋ta pow艣ci膮gliwo艣膰 w u艂o偶eniu w艂os贸w; nie spl贸t艂 ich czerni w trzy warkocze, jak zwykle czyni艂. Dwa, drobniejsze, ledwie w臋z艂y, opada艂y mu na m膮dr膮, dostojn膮 twarz, za艣 trzeci podtrzymywa艂 ci臋偶sze kosmyki u ty艂u, ods艂aniaj膮c spiczaste uszy i wysokie czo艂o. Panna m艂oda, zasiadaj膮ca u boku ma艂偶onka, po lewej stronie mia艂a pani膮 Lorien, Lady Galadriel, lecz skoro tylko wieczerza rozpocz臋艂a si臋 w pe艂ni, znikn臋艂a ona w le艣nych, pi臋knych misteriach z u艣miechem nie艣miertelnych sekret贸w. Zamys艂y jej serca pozosta艂y nieznane, ale Beltaine wiedzia艂a, 偶e musi planowa膰 dla jedynej c贸rki wyj膮tkowy podarek. Podejrzewa艂a, 偶e Celebriana otrzyma 艣wiat艂o E盲rendila zakl臋te w szklanej kopule naszyjnika; magiczny artefakt zdolny rozproszy膰 najciemniejszy mrok i nape艂ni膰 strapione serce nadziej膮. Symbolicznie, 艂膮cz膮c Elronda z Celebrian膮 kryszta艂em, wspomnieniem uj臋艂aby si臋 za ich przodkami; pierwsz膮 uni膮 elfa i p贸艂 - elfa.
- Galadriel nieodmiennie ceni艂a wysoko tradycj臋. Moje my艣li s膮 przejrzyste jak kryszta艂, dokona tego. - Ozwa艂a si臋 Beltaine, szepcz膮c wprost do ucha swojej towarzyszki, Nienny. Rude w艂osy zwi膮za艂a w kok.
- Tak dobrze j膮 znasz, 偶e pewnikiem ju偶 wszystko o niej wiesz, nawet komu zechce odda膰 ciebie!
- Nikomu. Jestem jak dzika klacz. Czysty ogie艅. 
- Mo偶e b臋dzie odwa偶ny i waleczny niemniej ni偶 ty. I przyniesie ze sob膮 wod臋...
Roze艣mia艂y si臋 obie. Jasnow艂osa wsta艂a, skinieniem g艂owy dzi臋kuj膮c za posi艂ek. Otar艂a pe艂ne, poci膮gni臋te karminem usta jedwabn膮 szarf膮 i unosz膮c po艂y sukni, uda艂a si臋 ku polanie, gdzie wyczekiwa艂y ju偶 jej 艣wiecide艂ka i lampiony rozta艅czone na wietrze, roz艣wietlone ksi臋偶ycem. Beltaine unios艂a wysoko g艂ow臋, rozpostar艂a szeroko r臋ce i zamkn臋艂a oczy. Czu艂a, jak Nienna chwyta j膮 za r臋ce, radosnym, weso艂ym ta艅cem. 
- Patrzy na ciebie. - Szepn臋艂a rudow艂osa. Galan - Mai by艂a Noldork膮; dumn膮 i surow膮, gdy tylko zechcia艂a okaza膰 nieprzyst臋pno艣膰. Nie spojrza艂a za siebie. Unios艂a pow艂贸czystym ruchem r臋k臋, poprowadzi艂a j膮 tu偶 nad swoj膮 g艂ow膮 i zn贸w, p艂ynnym, tanecznym ruchem musn臋艂a powietrze, niby senna, ranna mara. Zniknie, zanim si臋 zbudzisz. Grube warkocze oplot艂y czo艂o Beltaine, zostawiaj膮c kosmyki z艂ota wolno spadaj膮ce na jasn膮 twarz. Jej suknia iskrzy艂a si臋, na szyi kryszta艂em migota艂 z艂oty li艣膰 Lorien.
Wybra艂a go, bo da艂 jej go on. 
- Nie patrz臋 na nikogo. Wiesz o tym. - Delikatnie napomnia艂a towarzyszk臋, a muzyka zwolni艂a tempa i odt膮d, Beltaine pl膮sa艂a wolno, 艂膮cz膮c nad g艂ow膮 r臋ce, ko艂ysz膮c si臋 sentymentalnie, jakby sama by艂a wiatrem, ksi臋偶ycem i lasem ze z艂ota. 
- Dziewcz臋ta z ludu si臋 nim ciekawi膮, jest roztropny i spokojny. Jak woda. Oka偶 mu przychylno艣膰 nie tylko na dworze i pa艂acowym z艂ocie, gdy jeste艣 z nim sama, bo got贸w b臋dzie uzna膰 twoj膮 szczero艣膰 za ulotn膮 jak mg艂a. 
Beltaine spojrza艂a w jej oczy. Spojrza艂a za siebie. Jej usta rozpromieni艂 u艣miech, oczy zmieni艂y si臋; ksi臋偶yc przesta艂 艣wieci膰, odwracaj膮c blad膮 tafl臋 oblicza. Robi艂 to nieodmiennie, kiedy Beltaine dostrzega艂a stra偶nika. 
- Ciekawi膮 si臋, powiadasz? - Zapyta艂a, bardzo cicho, nie odrywaj膮c wzroku od jasnych, d艂ugich w艂os贸w i czujnych oczu. Przemkn臋艂a spojrzeniem po 艂uku, ko艂czanie pe艂nym strza艂 i stroju. U艣miechn臋艂a si臋 jeszcze raz; wiedzia艂a, 偶e nied艂ugo ko艅ca dobiegnie warta Haldira, a pod szaro艣ci膮 i zieleni膮 ma od艣wi臋tne odzienie. Prosi艂a ciotk臋 o cz臋stsz膮 zmian臋 wartownik贸w, a ona nie odm贸wi艂a, cho膰 oczy pe艂ne by艂y niemego zadziwienia na rado艣膰 bratanicy. Ucieszy艂a j膮 sprawa b艂aha. A mo偶e wiedzia艂a i wszystko by艂o ich wsp贸ln膮, dziecinn膮 gr膮? Beltaine uk艂oni艂a si臋 Niennie. Pomkn臋艂a ku Haldirowi, niezmiennie p艂ynnym, lekkim krokiem, jakby wci膮偶 prowadzi艂a j膮 harfa. Uk艂onem godnym ksi臋偶nej, spojrza艂a w jego oczy, wysun臋艂a ku niemu jasn膮, delikatn膮 d艂o艅 i szepn臋艂a:
- Twoja warta dobieg艂a ko艅ca, odpocznij Haldirze z Lorien. S艂u偶ysz swojej pani wiernie, a ona, na znak mi艂o艣ci do ciebie prosi by艣 i ty wraz z bra膰mi do艂膮czy艂 do sto艂u, zast膮piony przez innych stra偶nik贸w. 
S艂owa zdawa艂y si臋 oficjalne, ale Nienna znikn臋艂a w zaro艣lach, a wtedy, Beltaine odetchn臋艂a, przydaj膮c obliczu 艂agodno艣ci i ostro偶nie, u艂o偶y艂a d艂onie za szyj膮 Haldira, zamykaj膮c go w delikatnym obj臋ciu. 
- Prosi艂am j膮 ca艂膮 noc przed weselem. Us艂ucha艂a pr臋dko, wiem to, ale pragn臋艂a, bym m贸wi艂a dalej. Chcia艂a nabra膰 pewno艣ci, 偶e ten, o kt贸rego czas prosz臋 jest wyj膮tkowy wystarczaj膮co, by zaj膮膰 i m贸j czas. 
Perlisty 艣miech dobieg艂 jego uszu. Musn膮艂 je lekko, szeptem i przyjemnym zapachem lilii i magnolii.
- Zata艅cz ze mn膮. Je艣li tylko tego chcesz.