JustPaste.it
User avatar
饾枂饾枌饾枂饾枡饾枍饾枂. @DARKSISTER 路 Sep 28, 2024 路 edited: Oct 6, 2024

oberyn1.png

 
饾惣 饾憪饾憥饾憶饾憶饾憸饾憽 饾憼饾憥饾懄 饾槱饾憭饾憻 饾憶饾憥饾憵饾憭 饾懁饾憱饾憽饾槱饾憸饾憿饾憽 饾憽饾憿饾憻饾憶饾憱饾憶饾憯 饾憼饾憥饾憫 饾憥饾憶饾憫 饾憥饾憮饾憽饾憭饾憻 饾惣 饾憽饾憿饾憻饾憶 饾憼饾憥饾憫, 饾惣 饾憯饾憻饾憸饾懁 饾憥饾憶饾憯饾憻饾懄
 

Dziecko. S艂ysz膮c to s艂owo, Oberyn z trudem powstrzyma艂 grymas, kt贸ry usi艂owa艂 wpe艂zn膮膰 na jego wargi niczym wyj膮tkowo o艣lizg艂y gad. Ci臋偶ko przychodzi艂o mu odsuni臋cie na bok uprzedze艅 dotycz膮cych Rhaegara oraz Lyanny i nieprzenoszenie ich na niewinnego, bytuj膮cego w brzuchu kobiety potomka. Spe艂ni艂 jej pro艣b臋 dotycz膮c膮 wody, nape艂niaj膮c jeden ze stoj膮cych na stoliku puchar贸w i podaj膮c go lady Stark bez s艂owa. I on nape艂ni艂 sobie drugi, siadaj膮c na kraw臋dzi 艂o偶a, cho膰 w tej chwili jedynym czego pragn膮艂, by艂o wino; kwa艣ne, mocne, wyp艂ukuj膮ce z ust gorycz, kt贸r膮 wywo艂a艂y kolejne s艂owa Wilczycy i jej kolejne czyny. S艂abe popchni臋cie nie zrobi艂o na nim 偶adnego wra偶enia, a jedynie sprawi艂o, 偶e rozla艂 wod臋 zar贸wno na siebie, jak i po艣ciel.  D艂onie kobiety nast臋pnie zacisn臋艂y si臋 na jego szacie, zahaczaj膮c mimowolnie o odkryt膮 sk贸r臋 torsu. Mi臋艣nie Oberyna napie艂y si臋 mimo woli, a jego twarz wyra藕nie st臋偶a艂a. Nigdy nie uderzy艂 kobiety, a przynajmniej nie bez wyra藕nej zgody, bowiem przytrafia艂y mu si臋 kochanki, kt贸re podczas erotycznego uniesienia preferowa艂y zaci艣ni臋t膮 na ich szyi d艂o艅 lub bolesne pla艣ni臋cia w policzek. W gniewie jednak nigdy mu si臋 to nie przytrafi艂o, cho膰 pe艂ne gniewu odruchy Lyanny wzbudza艂y w nim g艂臋bok膮 ch臋膰 z艂apania jej za ramiona i potrz膮艣ni臋cia ni膮 gwa艂townie, aby przywr贸ci膰 jej rozum i zaprzesta膰 kalumni, kt贸re potokiem wylewa艂y si臋 z ust Stark贸wny. Zamiast tego odstawi艂 puchar na pod艂og臋 i pochwyciwszy w d艂onie jej w艂asne, 艣cisn膮艂 je nad wyraz delikatnie.

- Nie chc臋 od ciebie 偶adnych przeprosin. Nie chc臋 r贸wnie偶 wi臋cej s艂ysze膰 o wspania艂ym Rhaegarze. I zdecydowanie nie chc臋 twojej 艣mierci. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej. - odpar艂 kr贸tko, p艂askim tonem wyzutym z jakichkolwiek emocji, po czym pu艣ciwszy jej nadgarstki, uni贸s艂 si臋 z 艂o偶a i nie zaszczycaj膮c jej spojrzeniem, opu艣ci艂 komnat臋.


***


Ciep艂e wieczory w S艂onecznej W艂贸czni by艂y jego ulubion膮 por膮 dnia. Lubi艂 wpatrywa膰 si臋 w niebosk艂on, kt贸rego kolor p艂ynnie przechodzi艂 z lekkiego r贸偶u w granat - zwiastun zbli偶aj膮cej si臋 nocy. Synowie chor膮偶ych jego brata zaproponowali mu gr臋 w karty, kt贸rej nie m贸g艂 odm贸wi膰; szczeg贸lnie, 偶e w gr臋 wchodzi艂o wzbogacenie si臋 o dwie艣cie z艂otych smok贸w. Oberyn nigdy nie by艂 sk艂onny do zaakceptowania pora偶ki, jednak dzi艣 - bez wzgl臋du na to, jak bardzo mu to nie pasowa艂o - musia艂 przyj膮膰 j膮 z pokor膮. Odrzuci艂 pozosta艂e w jego d艂oni karty na st贸艂, a z kieszeni p艂aszcza wyj膮艂 wypchan膮 sakiewk臋, kt贸ra pod膮偶y艂a za papierowymi plikami.

- Mam szczer膮 nadziej臋, przyjaciele, 偶e nie zdradzicie kurwom dlaczego tak bardzo wzbogac膮 si臋 dzisiejszej nocy. - rzuci艂 na odchodne, a jego w膮s uni贸s艂 si臋 nieco, kiedy na wargi ksi臋cia wst膮pi艂 szelmowski u艣miech. - Straci艂bym reputacj臋.

M臋偶czy藕ni zareagowali na t臋 偶artobliw膮 anegdot臋 dono艣nym 艣miechem, pozdrawiaj膮c go jednak serdecznie. Martell, cho膰 przez chwil臋 zawaha艂 si臋 nad odwiedzeniem Ellarii, kt贸ra nadal boczy艂a si臋 na niego za incydent z lady Stark,  ostatecznie skierowa艂 swoje kroki w kierunku prywatnych komnat. Dzisiejszej nocy pragn膮艂 pozosta膰 sam i uporz膮dkowa膰 my艣li, kt贸re nagromadzi艂y si臋 w jego umy艣le na przestrzeni ostatnich dni. Cho膰 z Kr贸lewskiej Przystani nie dochodzi艂y 偶adne niepokoj膮ce doniesienia, front dzia艂a艅 wojennych zbli偶a艂 si臋 do Dorzecza, co bynajmniej dzia艂a艂o na Martella w spos贸b uspokajaj膮cy. Do tego wszystkiego dochodzi艂a Lyanna Stark, lecz nim Oberyn zd膮偶y艂 przywo艂a膰 w umy艣le obraz ciemnow艂osej Wilczycy, do drzwi jego komnat rozleg艂o si臋 ciche pukanie. Czy偶by to Ellaria postanowi艂a jednak dotrzyma膰 mu towarzystwa, odrzucaj膮c na bok wszelkie nieporozumienia, kt贸re mia艂y miejsce mi臋dzy nimi? Nie by艂by to pierwszy raz, gdy przeprosiliby si臋 wzajemnie za pomoc膮 mowy cia艂a, nie u偶ywaj膮c zb臋dnych s艂贸w. Jakie偶 by艂o jego zdziwienie, gdy zamiast burzy l艣ni膮cych, czarnych w艂os贸w i b艂yszcz膮cych po偶膮daniem, tak dobrze znanych mu oczu, ujrza艂 blade lico Lyanny Stark. Oberyn usun膮艂 si臋 na bok, aby wpu艣ci膰 j膮 do 艣rodka, cho膰 jego reakcja wynika艂a bardziej z odruchu, ani偶eli trze藕wo podj臋tej decyzji. Czy偶by ponownie przysz艂a zarzuca膰 mu usi艂owanie zab贸jstwa jej i dziecka? Nie. Jej postawa nie wskazywa艂a na bojowe nastawienie, co Martell przyj膮艂 z niepisan膮 ulg膮. Nie mia艂 ani ochoty, ani si艂y na s艂owne przepychanki. Wierzy艂, 偶e Stark贸wna przemy艣la艂a sobie swoj膮 reakcj臋 i dosz艂a do wniosku, i偶 ksi膮偶臋 Dorne wcale nie chce jej 艣mierci, kt贸ra przysporzy艂aby zar贸wno jemu, jak i jego ojczy藕nie wi臋cej k艂opot贸w, ni偶 korzy艣ci. Oberyn ws艂uchiwa艂 si臋 w jej s艂owa z najwy偶sz膮, a gdy zdj臋艂a chust臋, jego spojrzenie przez kr贸tk膮 chwil臋 prze艣lizgn臋艂o si臋 po jej g艂adkich, czarnych w艂osach; pozornie tak podobnych do w艂os贸w Ellarii, a jednak tak r贸偶nych. Z zamy艣lenia wyrwa艂 go b艂ysk sztyletu, kt贸ry kobieta wyci膮gn臋艂a w jego stron臋. Staraj膮c si臋 ukry膰 zdumienie, Czerwona 呕mija zacisn膮艂 d艂onie na pi臋knie zdobionej r臋koje艣ci sztyletu i wyj膮艂 go z pochwy, aby lepiej przyjrze膰 si臋 ostrzu.

- Wyborna stal. - zauwa偶y艂, przeje偶d偶aj膮c opuszkiem po kraw臋dzi, aby sprawdzi膰 jego ostro艣膰; by艂a bez zarzutu, bowiem na palcu ksi臋cia pojawi艂o si臋 p艂ytkie, acz proste naci臋cie. - Nie mog臋 tego przyj膮膰.

Jego s艂owa w obliczu wcze艣niejszego komplementu wobec niedosz艂ego prezentu by艂y nielogiczne. Pomimo tego Oberyn pozwoli艂, aby w powietrzu zawis艂a cisza, wsuwaj膮c sztylet z powrotem do pochwy, spoczywaj膮cej nadal w d艂oniach Lyanny.

- To pami膮tka rodzinna. Nale偶a艂a do twojego ojca... i powinna zosta膰 z tob膮, aby ci o nim przypomina膰 w najczarniejszej godzinie. - wyja艣ni艂 spokojnie, splataj膮c palce d艂oni za plecami. - Poza tym 偶yjemy w niespokojnych czasach, lady Stark. Ten sztylet mo偶e by膰 jedyn膮 rzecz膮, kt贸ra stanie pomi臋dzy tob膮, a zagro偶eniem.

Martell przypatrywa艂 jej si臋 uwa偶nie, chc膮c dostrzec cho膰by i najmniejsz膮 zmian臋 w jej zachowaniu.

- Czy teraz widzisz, 偶e nie pragn臋 twojej krzywdy? 呕e nie jeste艣 tu wi臋藕niem? Masz ostrze. Mog艂aby艣 w ka偶dej chwili u偶y膰 go, aby pozbawi膰 mnie 偶ycia. A jednak nie robisz tego... a ja nie mam zamiaru ci臋 go pozbawia膰, Lyanno.

Jej imi臋 zabrzmia艂o w jego ustach obco, niemal egzotycznie, jednak ksi膮偶臋 Dorne musia艂 przyzna膰, 偶e jego mi臋kki wyd藕wi臋k by艂 bardzo przyjemny zar贸wno dla ucha, jak i j臋zyka.