JustPaste.it
User avatar
Your own personal Jesus @PAGE394 · Mar 9, 2020 · edited: Mar 31, 2020

ℭ𝔥𝔞𝔭𝔱𝔢𝔯 XIV 

pasek.gif

missy.gif

𝕿𝖍𝖊 𝕸𝖆𝖘𝖙𝖊𝖗 & 𝕿𝖍𝖊 𝕯𝖔𝖈𝖙𝖔𝖗 

Stworzenie bariery było jedynym logicznym wyjściem, jakie Doktor w tamtej chwili mógł wymyślić. Już samo jej ukształtowanie było trudne, zwłaszcza, że nie miał pojęcia jaki zasięg miał plan Mistrza. Nie chciał ryzykować, dlatego TARDIS musiała nadwyrężyć swoje obwody i objąć ochronnym polem całą planetę.

To było prawdziwe szczęście, że Doktor miał na podorędziu akurat nieśmiertelnego towarzysza. W normalnych okolicznościach był w stanie to obejść, jednak tym razem nie miał właściwie żadnego czasu na planowanie, dlatego posłużenie się kodem genetycznym przedstawiciela rasy ludzkiej było niezbędne, a każdego człowieka zabiłoby biologiczne połączenie z TARDIS. Nawet Doktor miał problem z przejściem tego procesu, kiedy po odpięciu Jacka musiał sam połączyć się ze swoim wyjątkowym statkiem, by wzmocnić pole telepatyczne wehikułu.

Ten zabieg uderzył w niego mocniej, ponieważ niedawno przetrwał inne połączenie. Wciąż czuł ile energii wyssał z niego Mistrz, ale musiał się przyznać przed samym sobą, że oddałby mu ją dobrowolnie. Gdyby miał więcej regeneracji, chętnie oddałby mu kilka z nich – mogli być wrogami, ale Doktor nie wyobrażał sobie bez niego życia. Nie mogło być wszechświata, w którym nie ma Mistrza. Nawet jeśli będzie skazany po kres czasu go ścigać i naprawiać jego błędy.

– Wszystko... wszystko w porządku? – dobiegł jego uszu głos Jacka Harknessa. Mężczyzna już czuł się dobrze, będąc jedyną istotą we wszechświecie, która mogła znieść niebezpieczeństwo lepiej niż nawet i Władca Czasu. Doktor w odpowiedzi skinął głową, czując, wyciągając ku niemu dłoń. Z jego pomocą w końcu podźwignął się z podłogi, powoli zmierzając w stronę konsoli sterującej TARDIS. Chwilowo nie dostrzegał szczątków kamienia, którego moc wykorzystał, miał inne zmartwienia na głowie.

Musiał się upewnić, że wszystko w porządku, ale wszystko wskazywało na to, że bariera powstała zgodnie z planem, uniemożliwiając połączenie się ludzi z pasożytniczą rasą obcych. Niedługo opary, którymi byli pokryci, znikną i nikt nie będzie świadom niebezpieczeństwa, o jakie się otarli. Uśmiechnął się do siebie i odsunął, z zamiarem skierowania swych kroków w stronę wyjścia, ale zachwiał się i schwycił przedramię towarzysza, chroniąc się przed upadkiem..

– Doktorze! – natychmiast zareagował Jack, jakby czytając mu w myślach. Zdawał się doskonale wiedzieć, do kogo miał zamiar się wybrać Władca Czasu, ale szczerze się martwił, pierwszy raz widząc go w tak opłakanym stanie.

– O mało cię nie zabił. Znowu. Nie zostało ci więcej regeneracji. Nie możesz się tak narażać, jeśli nie dla siebie to pomyśl o wszystkich tych ludziach, jak zagrożeni będą, jeśli coś ci się stanie. Już nie jesteś niezniszczalny, Doktorze – prosił, starając się poruszać argumenty, które faktycznie miały szansę zadziałać. Nigdy nie podałby siebie za argument, nie sądząc, że byłby aż tak ważny, ale doskonale wiedział, jak mężczyzna kochał tę planetę i jak bardzo chciał ją chronić. – Wszyscy są bezpieczni, tym razem dajmy mu się zmyć i lećmy stąd.

– To nie jest możliwe. Mistrz ma szansę uciec, bariera nie służy do powstrzymywania przed ucieczką, ale jeśli jest szansa, że go złapię, to muszę spróbować. Dobrze wiesz dlaczego – uciął. Głos miał łagodny i dość cichy, nie chcąc marnować energii na podnoszenie go, ale całym sobą zdradzał, że ani myśli się podporządkować. W tym wcieleniu miał tendencję do dawania jednej szansy, ale Mistrzowi zawsze oferował ich dużo więcej. Zawsze wierząc, że w końcu zaczną podróżować jedną TARDIS i będą razem ratować światy. Z ich rasy zostali tylko oni dwaj, a Doktor wciąż czuł się zobowiązany przysięgą sprzed setek lat. To nie on był tym, który łamie obietnice.

 

Dlatego kiedy tylko przestało mu się kręcić w głowie odetchnął głęboko i musnął usta drugiego mężczyzny, a kiedy się od niego oderwał, uśmiechał się tak, jak tylko on jeden potrafił. Zadziorny uśmiech podróżnika emanował pewnością siebie, jakże łatwo było każdemu przy nim uwierzyć, że niebezpieczeństwo już minęło. 

– Wszystko będzie w porządku obiecał – Zaraz wrócę, zostań na TARDIS. Chcę z nim tylko porozmawiać, on teraz też jest słaby – przyznał, jakby akurat to miało jakkolwiek kogokolwiek uspokoić. Jakby Mistrza własna słabość kiedyś powstrzymała, a należałoby raczek zakładać, że ten zapewne poświęciłby własne życie by odebrać je Doktorowi. Odsunął się i ruszył w kierunku wyjścia.

Z każdą chwilą jego krok nabierał sprężystości. Władcy Czasu na szczęście szybko regenerowali siły. Nawet ci, który przed chwilą byli o krok od śmierci.

Doktor przyspieszał,  chcąc złapać Mistrza, podejrzewał bowiem, że ten ucieknie zanim dojdzie do konfrontacji. Dlatego był zaskoczony na widok pozostałości po cyrku, które najprawdopodobniej, musiały być częścią obwodu kameleona jego TARDIS.

A potem usłyszał jego głos, w którego kierunku podążył.

– Mistrzu.

pasek.gif