JustPaste.it
User avatar
Your own personal Jesus @PAGE394 · Feb 22, 2020 · edited: Mar 31, 2020

ℭ𝔥𝔞𝔭𝔱𝔢𝔯 X 

pasek.gif

missy.gif

𝕿𝖍𝖊 𝕸𝖆𝖘𝖙𝖊𝖗 & 𝕿𝖍𝖊 𝕯𝖔𝖈𝖙𝖔𝖗 

Orzechowe oczy Doktora płonęły gniewem. Zawsze doprowadzało go do szału to, że Mistrz się nie starał. Pozwalał, by szaleństwo go pochłaniało, tonął we własnej chorobie, wiecznie odtrącając wyciągniętą dłoń jedynego ratownika, jaki wciąż miał siłę stać na brzegu.

Doktor zrobiłby prawie wszystko, byleby przeciągnąć go na swoją stronę. Poza jednym. Sam nie potrafił popierać jego działań. Nie był złym człowiekiem. Nie uważał też, żeby był dobry, ale z całą pewnością nie był zły. Dlatego teraz był też wściekły na siebie. Na to, co się stało, na to, że jak zwykle, nie potrafił patrzeć na Mistrza wyłącznie jak na wroga. Nienawidził tego w sobie, że po raz kolejny uległ radości na jego widok. Martwił się, kiedy jego najstarszy nieprzyjaciel zniknął, bo ta regeneracja była wyjątkowo szalona i mężczyzna nie miał pewności, że pozwoli sobie na odrodzenie. Kalejdoskop uczuć, jakie odczuwał brunet dawały blondynowi przewagę.

Zwłaszcza teraz. Doktor pozwolił się złapać jak dzieciak, opleciony przez silne ramiona strażników, nawet się tak poczuł, kiedy stracił oparcie pod nogami. Spojrzał gniewnie na przeciwnika, chcąc coś powiedzieć, ale nagle przełknął własne słowa, kiedy lepiej mu się przypatrzył.

Wcześniej tego nie zauważył. Zaślepiony innymi emocjami, nie widział, co się z nim stało. Ale teraz mógł się skupić na innych rzeczach. Wprawdzie rozpraszało go ciepło skóry strażników, od którego aż drżały atomy wokół nich, ale to było niewystarczające, żeby Doktorowi umknęło to, co powinien był zauważyć. Od pożerającej Mistrza choroby, powietrze zdawało się być szare. Wziął głęboki oddech, a gniew w jego spojrzeniu zaczął malować się z troską.

Co ci się stało?

Odpowiedź na to pytanie nadeszła  kilka sekund później, kiedy Doktor, unieruchomiony i bezbronny, zmuszony był do wysłuchania całej historii.

Wprawdzie bycie unieruchomionym i bezbronnym to nie był stan, w jakim mężczyzna czuł się dobrze, ale to nie mogło go w pełni powstrzymać. Słuchał uważnie każdego słowa Mistrza, by je przeanalizować. Przeczucie go nie zawiodło, ale teraz, kiedy dowiadywał się kto za tym stoi i w jaki sposób zamierzał osiągnąć cel, powoli zaczynał widzieć w głowie kilka punktów własnego planu. Musiał to odwrócić. Był obrońcą planety znanej jako Ziemia, nie mógł pozwolić na to, by ktokolwiek skrzywdził tę rasę.

Bardzo chciał też ocalić Mistrza. Byli wrogami, ale przecież nie mógł pozwolić mu umrzeć. Zawsze dawał innym szansę. W tej regeneracji zwyczajowo nie dawał więcej niż jedną, ponadto przecież wiedział, że uratowanie tego konkretnego Władcy Czasu nie wpłynie na niego. Ale mimo to nie chciał go karać śmiercią. Ani siebie.

Żeby jednak cokolwiek móc osiągnąć, musiał się uwolnić. Musiał ocalić planetę a potem zajmie się Mistrzem.

Pozornie największym problemem było wyzwolenie się, a Doktor wyjątkowo nie miał konkretnego pomysłu co zrobić, by to osiągnąć, pozostało mu więc mieć nadzieję, że Mistrz zachował resztki zdrowego rozsądku. Nawet, jeśli nie zależało mu na Doktorze, musiało mu zależeć na odpowiednim nosicielu. Nie bez powodu wybrał innego Władcę Czasu.

A jeśli, jakimś cudem, Doktor właśnie się pomylił, miał nadzieję, że Jack jakoś sobie sam poradzi z ratowaniem planety.

– Pomogę ci – obiecał – Coś wymyślimy, tylko odpuść – powtórzył, czując mrowienie w miejscach, w których dłonie przeciwnika stykały się z jego twarzą.

– Inaczej zabijesz nas obu. Nie poradzisz sobie w mojej ostatniej regeneracji. Obaj dobrze wiemy, że gdybyś chciał być śmiertelny nie polowałbyś na mnie, a ja jestem teraz taki sam jak wszystkie inne ofiary tego planu. Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, ty zniknąłeś a ja umarłem. Udało mi się zachować twarz, ale jest moją ostatnią.

pasek.gif