⠀ ⠀ ⠀⠀⠀ ⠀
⠀ ⠀ ⠀ ⠀
Bᶤᵗᶜʰᶤᶰ Hᵒᵘʳ
.......................................
⊰ ᵖᵃʳᵗ ᶠᵒᵘʳ ⊱
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
⠀⠀⠀Delikatnie uniesiona brew, będąca wyrazem zaskoczenia, kłóciła się z uśmiechem o nieodgadnionej intencji, z którym przyglądałam się strzepującemu tynk z włosów i ubrania mężczyźnie. Nieco nieokrzesane, a przy tym tajemnicze zachowanie, w moim odczuciu świadczące o nieprzewidywalności jego natury, zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie; niebezpieczeństwo, którego nuta bez wątpienia towarzyszyła i temu początkowi znajomości, działało na mnie upajająco. Gdy emanujący ekscentryzmem pan domu zatrzasnął infantylnemu taksówkarzowi drzwi przed nosem, na moich ustach pojawił się pełen zadowolenia uśmiech. Z gracją skinęłam głową w jego kierunku, aby tym subtelnym gestem ukazać swoją pełną aprobatę. Trudno było mi powstrzymać parsknięcie, gdy usłyszałam wypowiedziane przez niego rozbawionym tonem słowa; niemniej udało mi się to, za co podziękowałam sobie w duchu. Pomimo pewności siebie, której aura emanowała wokół mnie niczym radioaktywny opad, zachowywałam najwyższą czujność. Finalnie Frank ujął wyciągniętą przeze mnie w jego kierunku dłoń, składając na jej wierzchu delikatny pocałunek, darując sobie formalności w postaci zwracania się do mnie per pani. I to spotkało się z moją aprobatą, co było całkowicie sprzeczne z moją ogólną aparycją dumnej, wyniosłej kobiety. Chociaż mogło to dziwić, nieszczególnie przepadałam za konwenansami. Zabierały one czas i chociaż miałam go pod dostatkiem jako pełnej krwi czarownica z nienaturalnie wydłużonym dzięki łasce Szatana życiem, bardzo go sobie ceniłam.
— Szalenie miło mi cię poznać, Frank — odpowiedziałam tonem, który bez cienia wątpliwości wskazywał na przyjemność związaną z owym faktem; nawet widok resztek szminki na jego górnym siekaczu lub wypowiedziane szeptem do ucha kamerdynera słowa po chwili, gdy puścił moją dłoń, nie zmieniły moich odczuć związanych z unikatową postacią Furtera.
⠀⠀⠀Zanim zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób na propozycję Franka związaną z przejściem do salonu, jego palce zacisnęły się na moich ramionach. Delikatnie, niezauważalnie wręcz zesztywniałam, w środku zamierając na krótką chwilę. Nigdy nie lubiłam dotyku, szczególnie niespodziewanego. Był to kolejny fakt, kolejna sprzeczność, dotycząca mojej osoby. Furter pchnął mnie delikatnie w kierunku wspomnianego salonu, zaś moje nogi — nadążając za narzuconym tempem — szybko zadecydowały o samoistnym poprowadzeniu mojej osoby, bez ingerencji osób trzecich.
⠀⠀⠀Pomieszczenie wyglądało tak, jak gdyby ktoś wrzucił do niego granat odłamkowy, jednak w zupełności mi to nie przeszkadzało. W rodzinnym domu to moja siostra pilnowała porządku, co dwa dni ruszając na zaciekłą wojnę z kurzem, brudem oraz stosem moich ubrań, porozrzucanych po wspólnej sypialni szpilek i pustych paczek po czerwonych Marlboro. Podobnie jak Hilda lubiłam, gdy z powierzchni naszych antycznych mebli unosiła się woń specyfiku do czyszczenia drewna z woskiem, tak szybko jednak znikająca przez wszechobecny papierosowy dym. Niemniej mój plan dnia oraz obowiązki, które nie sprowadzały się do siedzenia w kuchni i dbania o to, aby dom Spellmanów błyszczał, nie pozwalały mi na zajmowanie się tak przyziemną kwestią jak odkładanie rzeczy na swoje miejsce. Szczególny wyjątek stanowiły moje książki — one bowiem zawsze znajdowały się tam, gdzie były przedtem. Usiadłam na wskazanym przez Franka fotelu i zakładając nogę na nogę, przyglądałam się jak pan domu nieporadnie krząta się po pomieszczeniu, wyraźnie poirytowany wczesną biernością pokojówki względem przewróconego fotela. Złożyłam obie dłonie na swoich kolanach w chwili, gdy z ust Furtera padło pytanie o moją tożsamość oraz cel wizyty na jego włościach. Wiedząc, po prostu wiedząc, że mężczyzna jest pod wpływem jakiegoś środka odurzającego uznałam, że nie ma sensu owijanie w bawełnę i utrzymywanie swojej natury, będącej nieodłączną częścią mojej osobowości, w tajemnicy. Oparłam się więc wygodniej, uśmiechając się tajemniczo.
— Jestem czarownicą, drogi Franku — specjalnie zwróciwszy się do niego w sposób, w który on zwrócił się do mnie, dałam wyraz aprobaty względem zaniechania dystansu, jaki często towarzyszył nowo zawieranym relacjom. — Chociaż zabrzmi to niebywale banalnie, sprowadza mnie awaria mojego środka transportu. Miałeś wątpliwą przyjemność rzucić okiem na tego żałosnego śmiertelnika, przez którego niekompetencję znalazłam się właśnie tutaj. Kto by pomyślał, żeby odmawiać damie papierosa — niewinna barwa głosu oraz spojrzenie kłóciło się z moją pewną siebie postawą oraz filuternym uśmiechem, który wkradł się na moje usta; bądź co bądź, do tytułu damy trochę mi brakowało.
— Kolacja brzmi wybornie. Nie pogardzę dobrze przyprawionym, ludzkim mięsem — odparłam na jego propozycję, tym razem rzucając mu porozumiewawcze spojrzenie; moje słowa potwierdzały nie tylko perfekcyjną intuicję, będącą zresztą domeną kobiet, ale i magiczną tożsamość.
— Jeśli chodzi o trunek... poproszę szkocką. Bez lodu — chociaż na pierwszy rzut oka mogłam uchodzić za miłośniczkę wina, to mocny smak whisky, powodujący na twarzach niewiast pełen zniesmaczenia grymas, był moim ulubionym.
⠀⠀⠀Czekając aż w mojej dłoni pojawi się wypełniona bursztynowym trunkiem szklanka, smukłe palce sięgnęły do torebki, wyjmując z niej papierosa, którego po umieszczeniu pomiędzy pomalowanymi na ciemną czerwień wargami, odpaliłam pstryknięciem palca. Nie był to manifest moich umiejętności; ot, zwykły gest wynikający z lenistwa. Zaciągnąwszy się dymem, przekrzywiłam delikatnie głowę, wpatrując się w postać Furtera. Z wyrazu jego twarzy emanowała zabójcza sympatyczność.
— Odpowiedziałam na twoje pytania, mój drogi. Może w zamian opowiesz mi coś o sobie? Quid pro quo.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
⊰ ᵀʰᵒᵘᵍʰ ᴵ ʷᵃˡᵏ ᵗʰʳᵒᵘᵍʰ ᵗʰᵉ ᵛᵃˡˡᵉʸ ᵒᶠ ᵈᵉᵃᵗʰ ᴵ ʷᶤˡˡ ᶠᵉᵃʳ ᶰᵒ ᵉᵛᶤˡ˒
ᶠᵒʳ ᴵ ᵃᵐ ᵗʰᵉ ᵉᵛᶤˡᵉˢᵗ ᵐᵒᵗʰᵉʳᶠᵘᶜᵏᵉʳ ᶤᶰ ᵗʰᵉ ᵛᵃˡˡᵉʸ ⊱
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━