JustPaste.it

SINNERS HEAVEN X

User avatar
xSHAIDENx @xSHAIDENx · Aug 2, 2022 · edited: Mar 23, 2025

1000066037.png

 


CHAPTER X

Gambit jak przez mgłę pamiętał zakończenie przygody z rakszasą i to, co z jego zewłokiem zrobił Nicolas. Adrenalina z niego zeszła, pozostawiając po sobie niebotyczne zmęczenie, podlane dodatkowo kokainowym sosem. Mimo to złodziejskiemu zmysłowi nie umknęła swego rodzaju błyskotka, która pozostała po spaleniu przez kambiona ich demonicznego przeciwnika. A więc tak wyglądały… dusze? Niczym kryształy? Cajun miał o to zapytać półczarta, ale chyba ostatecznie o tym zapomniał. O pieniądzach z wygranej w kasynie, które zostały w przytwierdzonej do motocykla walizce, także. Mało już kontaktując, pozwolił zaprowadzić się do jednego z ocalałych aut, którym okazał się być hotelowy dostawczak, i z ciężkim westchnieniem zaległ na siedzeniu pasażera.

– Skoro ja, walcząc naćpany, jestem nieprofesjonalny, to ty, naćpany prowadząc kradzione auto, też jesteś… – mruknął do towarzysza, zajmującego miejsce za kierownicą.

Rozmowa na temat profesjonalizmu długo nie potrwała. Ostatnim, co Remy zapamiętał, był potężny wybuch, spowodowany przez Nicolasa w celu zatarcia śladów jatki, jaka miała miejsce na terenie, który właśnie opuszczali. Uśmiechnął się lekko, obserwując w bocznym lusterku pochłaniający wszystko pożar, stopniowo zostający coraz dalej za nimi. Z poczuciem dobrze, choć nie do końca tak jak planowali z towarzyszem, wykonanej misji, zasnął mocnym, głębokim snem.

O ile zasypianie było dość przyjemne, to przebudzenie już zdecydowanie mniej. Obudziły go bowiem męskie, podekscytowane głosy. Gdy jednak otworzył oczy, doświadczył dysonansu, jako że wciąż słyszał mężczyzn, a widział trzy kobiety. A takie przynajmniej odniósł pierwsze wrażenie. Powiódł wkoło mało przytomnym wzrokiem, zdając sobie sprawę, że siedział w fotelu przed zastawioną różnymi buteleczkami i flakonami toaletką z wielkim lustrem, niczym w garderobie jakiejś gwiazdy. Do tego siedział całkiem nagi. Na całe szczęście nie sam. W fotelu obok, przy drugiej toaletce, usadzony został równie rozebrany i równie mało kojarzący, co się działo, Roche, któremu druga… kobieta czesała włosy. Cajun zamrugał kilka razy, w lustrze dostrzegając jak inna, z tak samo mocnym makijażem, stała za jego fotelem, jemu także robiąc coś z włosami. A robić miała co, bo był posiadaczem włosów całkiem długich.

– Co tu się…? wychrypiał, zaraz tego żałując, bo mówienie okazało się dość bolesną czynnością. Miał wrażenie, jakby ktoś kazał mu przełknąć tłuczone szkło, co skutecznie zniechęciło go do dalszych prób werbalnego orientowania się w obecnej sytuacji. Do tego wszystkiego potwornie bolała go głowa. Barczysta rudowłosa, stojąca najbliżej, pochyliła się do niego i dłonią, zdecydowanie zbyt dużą jak na kobiecą, poklepała go po policzku.

– Ty się niczym słodziutki nie martw, my się już wami zajmiemy – niski, z pewnością męski głos, wcale nie sprawił, że Gambit poczuł się pewnie, wręcz przeciwnie wywołał nieprzyjemny, zimny dreszcz, który spełzł mu w dół kręgosłupa. Uniósł się z zamiarem wstania z fotela, jednak ta sama łapa, która wcześniej go poklepała, usadziła go w miejscu.

– O nie, nie, nie, nigdzie nie idziesz. Jeszcze nie… – sporych rozmiarów palec pogroził mu, zaś mocno uszminkowane na różowo usta uśmiechnęły się szeroko.

– Mamy wobec ciebie i tego drugiego słodziaka pewne plany…

Remy nie miał na tyle siły ani przytomności umysłu, by oponować, jedynie westchnął ciężko i wymamrotał pod nosem niezrozumiałe przekleństwo po francusku, a po paru chwilach znowu odleciał w kokainowy niebyt.

 

Pierwsze przebudzenie nie należało do przyjemnych, jednak drugie było znacznie gorsze. Dudniąca muzyka, która obudziła Gambita, zdawała się powoli acz nieubłaganie wdzierać głęboko do mózgu, wprawiając w nieprzyjemne wibrowanie całe ciało. Do tego było niemiłosiernie gorąco i duszno. Złodziej uchylił powieki, zaraz je zaciskając w odruchu obronnym przed jasnym światłem kolorowych stroboskopów. Kolejne podejście było już ostrożniejsze i powoli zapoznało go z całym spektrum dziwności, jakie odbywały się wokół. Im dłużej wodził wzrokiem po otoczeniu, tym szerzej otwierał oczy w bezbrzeżnym zdumieniu. Scena, na której się znajdowali wraz z tańczącymi drag queens, tłumy pod nią, wszechobecny hałas i zdecydowanie daleka od normalności aranżacja, w której obaj z Nicolasem zostali umiejscowieni bez pytania ich o zdanie ani nawet bez świadomości tego, co się z nimi dzieje – to wszystko w pierwszej chwili przytłoczyło go na tyle, że mógł jedynie rozglądać się wkoło z półotwartymi ustami, próbując ogarnąć przytomniejącym umysłem tę abstrakcyjną sytuację. Posłał kambionowi, zapakowanemu w drugie pudło, stojące naprzeciwko tego, w którym sam się znajdował, spanikowane spojrzenie. Mimo wszystko odczuł lekką ulgę, wiedząc, że nie był tu sam.

Gdy pierwszy szok minął i gdy zaczęło docierać do niego, że to, co się działo nie było już wynikiem nieplanowanego zażycia znacznych ilości kokainy, tylko rzeczywistością, zaczął się gorączkowo zastanawiać, jak się stąd ulotnić. Jego zapał ostudził nieco widok, jaki wyłowił podczas rozglądania się, a mianowicie… Matylda, która tańczyła pod sceną, w dodatku w towarzystwie nieznanego im, uzbrojonego mężczyzny. Zamrugał kilka razy i zmrużył oczy, po czym obejrzał się na Nicolasa, by upewnić się, że on też to widział. Jego mina świadczyła o tym, że owszem, widział.

Nie chcąc spędzić na scenie ani chwili dłużej, szarpnął rękoma, które miał skrępowane czarnymi paskami, imitującymi mocowanie lalek w pudełkach. Pasy jednak, jak na imitację, okazały się być wyjątkowo dobrym sposobem na unieruchomienie dwóch żywych Kenów, którymi wraz z kambionem stali się na potrzeby tego kuriozalnego show. Cajun popatrzył bezradnie na towarzysza, zaraz jednak skupiając się na nowej atrakcji, a mianowicie na suchym lodzie, który zaczął tworzyć gęstą, różową a jakże mgłę spowijającą scenę. W następnej chwili światła skierowały się ku tyłowi estrady, gdzie spomiędzy błyszczących od brokatu zasłon wyłoniła się wysoka postać, najpewniej tytułowa Barbie, którą powitały gromkie oklaski wyraźnie zachwyconych gości lokalu.

W tym przypadku trzeba było przyglądać się dłużej, by móc stwierdzić, czy miało się do czynienia z kobietą, czy mężczyzną. W przeciwieństwie do większości drag queens, które pląsały na scenie, ta do złudzenia przypominała prawdziwą przedstawicielkę płci pięknej – miała całkiem kobiece rysy twarzy, a przynajmniej tak wydawało się dzięki makijażowi, naturalnie wyglądającą blond perukę, była szczupła, a jej biust najpewniej wyszedł spod ręki chirurga. Ucharakteryzowana, wyglądała niczym prawdziwa, chodząca lalka i… zmierzała w stronę pudełek z Nicolasem i Remy’m.

Przechodząc przy pudełkach zatrzymała się między nimi, posyłając unieruchomionym mężczyznom lubieżne uśmiechy i przesunęła długimi, różowymi tipsami po ich torsach.

– Obudziliście się w samą porę – blondynka odezwała się, ostatecznie burząc złudzenie rozmowy z kobietą, niskim, zdecydowanie męskim głosem. Nie przestając się słodko, w jej mniemaniu, uśmiechać, sięgnęła do paska podtrzymującego różową minispódniczkę, gdzie miała przypięte dwie pary kajdanek. Z futerkiem. Oczywiście także obowiązkowo różowym.

– Trochę się pobawimy… i jeszcze zarobimy na was. Tylko bądźcie grzeczni – dodała, nie przestając się uśmiechać. Nie czekając na ewentualne odpowiedzi bądź protesty, wsunęła w usta obu gumowe, różowe kulki kneblujące, po czym sprawnie odpięła krępujące ich czarne pasy i kolejno zapięła im ręce w kajdanki. Jak się okazało, kajdanki miały całkiem długie łańcuszki, na których Barbie zaczęła prowadzić wyciągniętych z pudełek, wciąż jeszcze lekko przymulonych narkotykami Kenów, na przód sceny, by zaprezentować ich zebranej poniżej publiczności. Znajdowało się tam też coś na kształt mównicy z mikrofonem, do której drag queen przypięła łańcuszki tak, że przybysze z Nowego Orleanu stali po obu jej stronach.

– Kochani! Mam niesamowitą przyjemność przedstawić wam nasze dzisiejsze okazy – blondynka zastukała niedużym, brokatowym młoteczkiem w blat mównicy, dając tym samym znak, by DJ ściszył muzykę. Na sali zapanowała względna cisza, a oczy wszystkich zebranych skierowały się ku Nicolasowi i Remy’emu. Mogli niemal dosłownie czuć na sobie ciekawskie, nierzadko też pożądliwe spojrzenia. Cała otoczka i zachowanie Barbie kazało przypuszczać, że chcąc nie chcąc trafili na coś w rodzaju… aukcji.

– Zasady są takie same, jak zawsze. Kto da więcej, będzie mógł wykupić sobie któregoś z tych przystojniaków na całą noc i zrobić z nimi wszystko, na co tylko przyjdzie mu ochota. A może ktoś okaże się na tyle hojny, że wygra obu? – Drag Barbie teatralnym gestem wskazała na mężczyzn i, podszedłszy do nich, nakazała im się powoli okręcić. Wzbudziło to wyraźne zadowolenie licytatorów, mogących podziwiać Cajuna i Norwega w niemal całej okazałości, jako że zostali ubrani jedynie w brokatowe stringi, nie pozostawiające wiele dla wyobraźni.

Złodziej posłał kambionowi kolejne, jeszcze bardziej spanikowane spojrzenie, nie mając na chwilę obecną pomysłu na to, jak się stąd ewakuować. Przeszło mu przez myśl, że wolałby ponownie zmierzyć się z rakszasą. Szybkie rozglądnięcie się po pomieszczeniu wykazało więcej niż tylko jednego, uzbrojonego ochroniarza, przy czym, w obecnym stanie, nawet i z jednym mieliby spory problem. 

Nie pozostawało im na razie nic innego, jak dostosować się do narzuconych zasad tej swoistej gry, obserwować i czekać na okazję do ucieczki. Musieli przecież jakoś odzyskać swoje rzeczy, dokumenty, wygrane w kasynie pieniądze, a także kryształ z duszą, wydobytą z demona.

Przez najbliższe, ciągnące się w nieskończoność minuty, byli opisywani i zachwalani przez Barbie oraz oceniani, często dość dosadnie, acz pozytywnie, przez zebrany pod sceną kolorowy tłumek. Gambitowi nijak się to nie podobało, a jak widział po minie towarzysza, nie był w tym poglądzie osamotniony.

Szczególnie uważnie przyglądała się im Matylda, która na całe szczęście nie okazała się jedyną kobietą na sali. Zawsze było to jakieś pocieszenie, bo obecne panie licytowały nie mniej hojnie niż mężczyźni.

– Daję dwadzieścia tysięcy dolców za obu! – dało się słyszeć głośny okrzyk całkiem niepozornej, drobnej brunetki. Dziewczyna była ładna, uczesana w dwa kucyki i miała na sobie kusą mini, i koszulkę z napisem "Daddy’s Princess", opinającą spory biust.
– Wspaniała oferta! Moi kochani, czy ktoś da więcej? Nasi chłopcy są tego warci! – wyraźnie podekscytowana prowadząca aż klasnęła w ręce, rozglądając się po zebranych. Cena zaproponowana przez ‘Księżniczkę tatusia’ okazała się jednak zaporowa i nie do przebicia przez pozostałych.
– Dwadzieścia tysięcy po raz pierwszy... – Barbie zaczęła odliczanie.
– Dwadzieścia tysięcy po raz drugi... – wśród gości lokalu zapanowało poruszenie, jednak nikt nie zgłosił się z wyższą ofertą.
– Dwadzieścia tysięcy po raz trzeci... SPRZEDANI! – blondynka z szerokim uśmiechem uderzyła swoim brokatowym młotkiem, oznajmiając koniec aukcji.
Cajun obejrzał się skonsternowany na towarzysza. Czarnowłosa była jak na tutejsze towarzystwo wyjątkowo urodziwa i nic nie wskazywało na to, by była przebranym mężczyzną. Może więc i nie trafili tak źle…?

 

Po zakończonej aukcji zostali odprowadzeni do garderoby, by mogli się umyć i ogarnąć zanim zwyciężczyni aukcji po nich przyjdzie.

Ledwo weszli do środka, dało się słyszeć donośny łomot, a dopiero co zamknięte drzwi stanęły otworem, w nich zaś stanęła Matylda.

– Słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać – zaczęła, biorąc się pod boki.

– Kasa za was trafiła do mnie. Uznaję to jako zadośćuczynienie za straty materialne i moralne, jakich przez was doznałam. Miejcie to na uwadze, na wypadek, gdyby przyszło wam do głowy coś głupiego, jak na przykład próba ucieczki… – potężna Afroamerykanka zawiesiła głos.

– Diana to moja dobra przyjaciółka. Jeśli coś u niej odwalicie, ja się dowiem.... i nie będę już taka wyrozumiała jak dotychczas – palec ozdobiony długim, krwistoczerwonym tipsem, został wycelowany w obu mężczyzn. – Więc lepiej uważajcie i bądźcie grzeczni. Bo was znajdę, łachudry! – zakończyła swój wywód i wyszła, trzasnąwszy drzwiami.

– No to zapowiada się wesoło... – Gambit mruknął do kambiona, gdy zostali sami.
Wiele czasu na spokojną rozmowę jednak nie dostali, bo kilka chwil po Matyldzie do pokoju weszły dwie, dobrze im już znane, drag queens, by przygotować ich do wizyty u wspomnianej wcześniej brunetki. Groźby, słusznych rozmiarów właścicielki ukradzionego pickupa, nie były jedynymi tego dnia. Dowiedzieli się między innymi, że w razie sprawiania problemów, zostaną odtransportowani na najbliższy komisariat i będą mogli zapomnieć o odzyskaniu swoich rzeczy. Na ich nieszczęście Matylda była świadkiem tego, co działo się na pustyni, a że śledziła ich od samego kasyna, miałaby, niestety, wiele do opowiadania. Tak więc, przynajmniej tymczasowo, dopóki czegoś nie wymyślą, musieli się dobrze zachowywać.
 
Minęła może godzina, jak zostali wyprowadzeni z klubu tylnym wyjściem, wprost na parking, gdzie czekała już na nich długa, biała limuzyna z logo przybytku, który właśnie opuścili.

– Bawcie się dobrze, słodziaki – ruda drag queen pożegnała ich z radosnym uśmiechem i zamknęła za nimi drzwi auta, które w następnej chwili ruszyło.

– Może nie będzie tak źle… Laska była niczego sobie – Remy zagadnął siedzącego obok, na szerokim, tylnym siedzeniu, towarzysza niedoli. Ich własne ubrania, według przygotowujących ich ‘ekspertek’, nie nadawały się na wyjście, dostali więc nowe i obecnie na ich strój składały się czarne, skórzane spodnie, siatkowe koszulki i równie czarne, eleganckie buty.

 

Droga nieco się dłużyła, jednak w końcu dojechali do celu, którym okazało się być zlokalizowane tuż za miastem ekskluzywne osiedle dużych, luksusowych domów z basenami.

Wioząca przybyszów z Nowego Orleanu limuzyna wjechała w bramę jednej z większych, piętrowej rezydencji w stylu hiszpańskim. Na schodach prowadzących ku dwuskrzydłowym drzwiom, czekała już na nich wystrojona zwyciężczyni aukcji. Na widok limuzyny aż podskoczyła i zaczęła machać na powitanie.

– Nie mogłam się was doczekać! – obwieściła entuzjastycznie, od razu biorąc Nicolasa i Remy’ego pod ręce, gdy ci tylko wysiedli z wozu.

– Przyjadę po was o dziewiątej rano – kierowca rzucił do nich krótko, po czym odjechał, zaś Diana zaczęła prowadzić gości do okazałej posiadłości.

– Chodźcie, poznacie Josha – zwróciła się do nich, gdy byli już wewnątrz i przeniosła wzrok na schody prowadzące na piętro, u szczytu których stał postawny, czarnoskóry mężczyzna, wyglądający na fana kulturystyki.

– Kochanie, twoje prezenty już tu są! – uśmiechnęła się radośnie do partnera, który zaczął schodzić na dół, bacznie przyglądając się kambionowi i złodziejowi.

– Josh bardzo lubi takich uroczych chłopców jak wy – dodała wesoło, wprawiając tym wyznaniem Cajuna w osłupienie.