JustPaste.it

Miasto, które zmieniło bieg historii (8)

Było także pytanie, co po komunizmie?
User avatar
Adam Jezierski @Adam_Jezierski · Jun 14, 2017 · edited: Jun 29, 2017

Było także pytanie, co po komunizmie?

 

.

Gdańsk - Miasto, które zmieniło bieg historii 

.

W czwartek, około południa pojechałem kolejką do Gdyni. Kolejka dojechała tylko do Wzgórza Nowotki, obecnie Św. Maksymiliana. W kolejce dużo dowiedziałem się o bieżących wydarzeniach. W Gdyni w ogóle nie wysiadłem z kolejki. Bałem się. Przez okno było widać walki toczące się na ulicach. Tą samą kolejką wróciłem do Gdańska.

W piątek pojechałem do Gdyni ponownie, zebrałem wiadomości od mieszkających tam koleżanek i kolegów ze studiów. Wszyscy podkreślali, że nie poszła ani jedna szyba sklepowa, co oznaczało, ze nie było rozruchów (w Gdańsku w środę i czwartek szklarze pracowali pełną parą). Koleżanki i koledzy opowiadali o demonstrantach niosących trupy na drzwiach wyjętych z futryny. Na ulicach Gdyni, podobnie jak w Gdańsku, stały czołgi.

Jeszcze przez wiele dni, w obu miastach, utrzymywały się opary gazów łzawiących. Użyto bardzo wiele. W tunelu, koło dworca, w Gdańsku, chyba aż do Nowego Roku czuć było gaz.

Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale chyba w piątek, Gomułka ustąpił „ze względu na stan zdrowia” (oni zawsze ustępowali ze względu na stan zdrowia) i nastał Gierek.

Były różne sugestie: - Np. że tzw. wydarzenia grudniowe, były prowokacją Służby Bezpieczeństwa. Nawet w książce Wałęsy jest taka sugestia.

W świetle tego, co osobiście widziałem, wydaje mi się to zupełnie nieprawdopodobne.

Wśród stoczniowców nie brakowało agentów. To pewne. Zajmowali się zbieraniem informacji o zachowaniu kolegów. Rozpuszczaniem plotek korzystnych dla władzy i dowcipów politycznych.

Agenci wpływu mogli działać organizacjach. Np. w Kościele, Związku Literatów itp.

Trudno sobie wyobrazić, żeby agent, prosty robotnik ze Stoczni mógł dostać polecenie zorganizowania rozruchów, podpalenia Komitetu i wywołania rewolucji.

Co by było, gdyby nabrał wątpliwości i opowiedział o tym komuś, z szefów Służby Bezpieczeństwa? Przecież wszyscy, w tym spisku, uczestniczyć nie mogli. Takie coś groziłoby śmiercią wszystkim spiskowcom.

Do wywołania takich rozruchów, potrzebny byłby superagent. Coś w rodzaju Jamesa Bonda, albo grupa doskonale wyszkolonych i zakamuflowanych superagentów. Zakamuflowanych jako zwykli ślusarze czy monterzy kadłubowi.

Jednak, w zachowaniach różnych partyjnych bossów było wiele elementów, najprawdopodobniej niezamierzonej, prowokacji. Aresztowanie delegacji robotników w poniedziałek. Przemówienie Kociołka, pupila Gomułki, które doprowadziło do upadku pryncypała i samego Kociołka. Inne zachowania, nie tak istotne, a wynikające z zadufania, arogancji, niskich kwalifikacji i braku wyobraźni.

Szkoda, że do dzisiaj mamy bardzo mało wiadomości na temat szczegółów wydarzeń grudniowych. Może proces sprawców grudnia coś wyjaśni. Jeśliby, był rzetelnie przeprowadzony. Na razie nie zanosi się na to, aby w ogóle się rozpoczął. Są ludzie, którzy wiele wiedzą na ten temat, ale nic nie mówią*.

Podobno Gomułka oceniał wydarzenia grudniowe jako kontrrewolucję. Jeżeli to prawda, to oczywiście miał rację. Różnica polegała tylko na tym, że to wszystko trwało tak krótko. Z tego buntu nie zdążyli wyłonić się przywódcy.

Gierek przyjechał do Stoczni. Wygłosił mowę. Obiecał, że teraz będzie dobrze. - Błędy i wypaczenia poprawimy.

Zapytał: - Pomożecie? – Pomożemy!!! – odpowiedzieli robotnicy. To oczywiście była robota agentów, których bardzo wielu musiało być na sali. Ale tak się głupio stało, że pozostali, także ci, co nie byli na sali, przyjęli to zobowiązanie jako swoje.

Gierek powiedział, że będzie rządził tylko tak długo, aż doprowadzi do poprawy sytuacji, co oczywiście oznaczało, że nigdy nie ustąpi (po dobroci).

Gierek nie zaproponował żadnych konkretnych reform.

.

Uznałem, że albo będzie rządził przez kilka miesięcy, albo umocni się na stanowisku i będzie rządził tyle samo czasu, mniej więcej, co Gomułka. I tak samo skończy.

Był problem: - Czy dłużej, niż Gomułka, czy krócej?

W końcu doszedłem do wniosku, że raczej krócej. Ostatecznie Gomułka, na starcie, miał o wiele większe poparcie. Ale z drugiej strony, równie wielkie było rozczarowanie jego działalnością. Nie byłem pewien, ale stawiałem na krótką, przymusową kadencję.

Reszta Polski była bardzo słabo poinformowana o tym, co stało się na Wybrzeżu. Na Święta przyjechała do nas rodzina z Warszawy. Byli kompletnie zaskoczeni godziną milicyjną (pociąg przyszedł wieczorem), czołgami na ulicach, oparami gazów łzawiących i naszymi opowiadaniami.

Także później, po kilku miesiącach, czy latach, ludzie spoza Gdańska, ze zdziwieniem słuchali moich opowiadań.

Uważałem, że po tym, co się stało w Gdańsku, tzw. socjalizm nie ma żadnej przyszłości. Na pewno upadnie. Problem tylko jak i kiedy? I co ja mam robić w tej sytuacji?

.

Chodziło o to, że zachowanie komunistów, było w oczywisty sposób, sprzeczne z ich propagandą. Takie coś nie mogło długo trwać.

Uważałem (i nadal uważam), że Marks, opisując przemiany jednego ustroju w inny, miał rację. Natomiast - wniosek, że z tej ewolucji wynika ostateczny cel, najlepszy ze wszystkich ustrojów – komunizm, wydawał mi się idiotyczny.

Było więc także pytanie, a co po komunizmie?

.

I tak zaczęła się era Gierka.

Zainteresowałem się ekonomią. - Uzyskać jakieś wiadomości z ekonomii to nie było wtedy takie proste. .

Naiwny młody człowiek mógłby powiedzieć „Trzeba było przeczytać podręczniki z SGPiS”. Wtedy tak nazywało się SGH. Podręczniki obowiązujące na tej „uczelni”, był to stek absolutnych bzdur, dobrych dla ludzi o inteligencji poniżej poziomu szympansa.

A problem był niezwykle istotny. Zachodziło pytanie: Czy socjalizm może rozwinąć się na tyle, aby zapewnić przyzwoity poziom życia społeczeństwa? Gdyby to było możliwe, jego obalenie byłoby niezwykle trudne.

Okazało się, że można mimo wszystko dotrzeć do lepszych podręczników ekonomii. Okazało się także, że zachodnia ekonomia, nie ma jednoznacznej odpowiedzi na zadane pytanie.

Tymczasem na Zachodzie wybuchł kryzys naftowy.

W latach sześćdziesiątych nastąpiła tzw. dekolonizacja. Większość byłych kolonii uzyskała niepodległość. Także inne państwa tzw. trzeciego świata, niegdyś silnie zależne od mocarstw europejskich, zdobyły duży stopień swobody przy podejmowaniu decyzji wewnętrznych i zewnętrznych.

Komuniści kibicowali dekolonizacji. Czasem wspomagali te organizacje w krajach trzeciego świata, które powoływały się na ideologię marksistowsko-leninowską.

„Zrzucenie jarzma kolonializmu”, niekoniecznie dobrze przysłużyło się „wyzwolonym” społeczeństwom. W krajach afrykańskich i innych dochodziły do władzy kliki, często nawet zbrodnicze, albo przeprowadzono nieodpowiedzialne eksperymenty ekonomiczne i społeczne. Częste były wojny domowe.

Zachowano granice międzypaństwowe, przypadkowo wyznaczone przez kolonizatorów, zupełnie nie pokrywające się z granicami historycznymi i zasiedleniem terenów przez poszczególne plemiona. Granice międzypaństwowe ustalone przez kolonizatorów są szanowane. Do tej pory trwają walki międzyplemienne o dominację w poszczególnych państwach.

Uniezależniły się też państwa arabskie. Konflikt z Izraelem nastawił je wrogo do Zachodu, który systematycznie wspomagał Izrael.

Na terenie państw arabskich, znajdowała się znaczna część wydobywanych zasobów ropy naftowej. Arabowie utworzyli kartel i wymusili znaczny wzrost cen ropy. Było to dla nich połączenie przyjemnego z pożytecznym. Zemścili się na Zachodzie, a przy okazji znacznie wzbogacili. Drastyczne podwyżki cen energii, doprowadziły nawet do racjonowania benzyny w USA oraz wywołały inflację. Tym razem nie była to inflacja spowodowana wzmożonym popytem, lecz inflacja kosztowa. W przypadku inflacji kosztowej, sprzedający zmuszeni są do podniesienia cen także wtedy, gdy ich obroty są słabe. Jeżeli, w wyniku podniesienia cen, obroty dalej spadają, sprzedawcy bankrutują.

Kryzys gospodarki kapitalistycznej, wywołany wzrostem cen energii, był naprawdę poważny.

Tymczasem ekipa Gierka zaczęła zaciągać kredyty dolarowe.

Były to kredyty nisko oprocentowane. W warunkach silnej inflacji, wydawały się łatwe do spłacenia.

Kredyty były w części przeznaczane na zakup artykułów konsumpcyjnych dla rynku wewnętrznego. To wcale nie było takie głupie. Nie miało na celu, wyłącznie, przekupienia społeczeństwa. Konkurencja zachodnich towarów, miała wpłynąć na poprawę miejscowych wyrobów. Po drugie, w czasach Gomułkowskich obowiązywała zasada „jaka praca taka płaca” i „czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy”. Pracodawca, mając możliwość podwyżki płac, a taką możliwość zapewniała zwiększona ilość towarów na rynku, mógł wymóc poprawę jakości pracy. Było nawet hasło - „Chcemy lepiej żyć, lepiej pracujmy”.

Oba cele w niewielkim stopniu zostały osiągnięte. Ludzie, szybko przyzwyczaili się do wyższych płac, uznali, że to im się należy, ale pracowali po staremu.

Znaczną część zagranicznych kredytów, przeznaczono na inwestycje. Spodziewano się, że zakup licencji spowoduje, że będzie można produkować towary łatwe do sprzedania na zachodnich rynkach. Siła robocza była w Polsce znacznie tańsza. Uważano, że kredyty będzie można, bez problemów, spłacić tymi towarami (na dodatek spadek wartości dolara był większy, niż oprocentowanie kredytów). - Zostało to nazwane budowaniem „Drugiej Polski”.

W praktyce, ten program, okazał się zupełnie nierealny. Kupowano przestarzałe licencje. Zakupione maszyny latami składowano. Leżały nieuruchomione. Nazywało się to - „długie cykle inwestycyjne”. Część zakupów została dokonana zupełnie bez sensu. Obowiązywała gigantomania. Mieliśmy mieć największe fabryki na świecie. Zakupów dokonywali ludzie niekompetentni. Brakowało im wiedzy, a nawet znajomości języków. Na dodatek, dla nich osobiście, największą atrakcją była wycieczka związana z zakupem i dolarowe diety. Wielu można było przekupić nawet zapalniczką.

Przekonałem się o tym wszystkim naocznie, gdy zaraz po studiach, przez rok, pracowałem w warszawskiej fabryce półprzewodników. Na moich oczach dokonano bezsensownych zakupów za kilkaset tysięcy dolarów. To był koszmar.

.

Ludzie starsi, np. z pokolenia moich rodziców, byli przeważnie zadowoleni z sytuacji. Przeżyli wojnę, okupację, czasy stalinowskie i „siermiężny socjalizm Gomułki”. Nareszcie mieli przed sobą pewne skromne szanse rozwoju. Wielu z nich, było już stać na pralkę, lodówkę, kolorowy telewizor, a nawet samochód. Stopa życiowa wyraźnie się podniosła. Rozszerzono możliwości działania prywatnej inicjatywie. Powstały tzw. ajencje, czyli prywatne dzierżawienie sklepów i zakładów usługowych. Prywatni rolnicy dostawali kredyty, które potem często umarzano.

Można było wyjechać za granicę. Do tej pory, jedynie wybrani z wybranych mieli takie możliwości. Teraz z roku na rok coraz więcej zwykłych ludzi, miało szansę zobaczyć jak wygląda świat zewnętrzny.

Wyjazdy zagraniczne w większości przypadków tylko teoretycznie były wyjazdami turystycznymi. Czysto turystycznych było bardzo mało. Częściej zdarzały się turystyczno -handlowe, w których polscy turyści dzielili czas na zwiedzanie i drobny handel. Handel umożliwiał zwrot kosztów wycieczki, a czasem nawet zarobek. Były też grupy „turystów”, którzy zajmowali się wyłącznie pokątnym handlem. Wielu „turystów” podejmowało pracę na Zachodzie. Z reguły nielegalnie. To wszystko byłoby jeszcze pół biedy.

Niestety, bardzo wielu Polaków i Polek na Zachodzie żebrało, kradło w sklepach i gdzie indziej, zajmowało się prostytucją, popełniało różne przestępstwa. Nawet niewielkie pieniądze, zdobyte na Zachodzie, miały w Polsce ogromną wartość. Wyjazdy zagraniczne, z jednej strony, były wielką wartością, z drugiej zaś strony, bardzo przyczyniły się do demoralizacji społeczeństwa.

Masowa emigracja to osobne zagadnienie. Z Gdańska i okolic wielu ludzi emigrowało do Niemiec (Zachodnich oczywiście).

Układ polsko-niemiecki, z 1970 roku, zawierał artykuł dotyczący łączenia rodzin. Niemieckie przepisy, a szczególnie praktyka, spowodowała, że każdy mieszkaniec Gdańska i okolic mógł zostać uznany za Niemca i wyemigrować. Dotyczyło to także takich jak ja, którzy pochodzili z ludności napływowej. Czasami trzeba było trochę oszukać, albo nawet sfałszować jakiś dokument. Nikt tego specjalnie nie kontrolował. Niemcy przymykali oko na różne kombinacje. Wyjazdy stały się masowe. Byłem wtedy mocno zbulwersowany tym, że niektórzy moi koledzy, których nigdy bym o to nie podejrzewał, okazywali się Niemcami.

Dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Osobiście znałem jeden taki przypadek: Dziadkowie byli polskimi działaczami w Wolnym Mieście. Sporo wycierpieli w czasach hitlerowskich. Ciekawe było to, że słabo mówili po polsku. Posługiwali się głównie niemieckim. Ich dzieci były Polakami zamieszkałymi w Polsce. Oni z kolei mieli sześcioro dzieci (z mojego pokolenia). Wnuków tych polonijnych działaczy. Wszyscy okazali się Niemcami i kolejno wyemigrowali w latach siedemdziesiątych. Oczywiście te wnuki bardzo słabo mówiły po niemiecku.

W Gdańsku mało kto mógł się uczyć niemieckiego w szkole, czy na jakichś kursach. Znajomość niemieckiego, wśród ludzi urodzonych po wojnie, była czymś wyjątkowym. Wśród młodzieży nie było tu chęci do nauki tego języka.

Nigdy nie słyszałem, aby ktoś się skarżył, że chciałby się uczyć niemieckiego i nie ma takich możliwości.

W moim Liceum była jedna klasa z językiem niemieckim, jako językiem obcym (na osiem klas równoległych ogółem). Poza tym była jedna klasa z łaciną i pozostałe z językiem angielskim. Do klasy niemieckiej było raczej mało chętnych. Mimo, że do Gdańska przyjeżdżało coraz więcej turystów z Niemiec. Znajomość niemieckiego gwarantowała uzyskanie dobrze płatnej pracy (dobrze oczywiście jak na komunistyczne warunki). A np. niektórzy przewodnicy wycieczek zarabiali wręcz doskonale, na boku, otrzymując prezenty od wycieczek i pośrednicząc w nielegalnej wymianie marek na złotówki.

Cdn.

*Pisane w roku 1998.

.

Adam Jezierski

.