JustPaste.it

Wyrok śmierci na Google.

 

 

Wyrok śmierci na Google

 

 

 

Wydaje się, że są Twory nieśmiertelne. Tak wielkie, że zwyczajnie nigdy nie mogą upaść. Tak się jednak tylko wydaje. Takim gigantem w świecie technologii był kiedyś IBM, był Microsoft, była Nokia, BlackBerry, Motorola. Takim gigantem jest teraz Google. I podobnie jak wymienionych wcześniej niegdyś wielkich, jego dni również są już policzone…

Dzieje internetu dzielimy na te przed i po Google. Wcześniej był chaos. Później nastała światłość.

Przez jakiś czas.

4 września 1998 roku, siedemnaście late temu, Google uporządkowało świat wirtualny. Stało się więc bardzo szybko hegemonem i niemal monopolistą. Bardzo szybko zaczęło też swoją pozycję monetyzować. Miały temu pomóc nowoczesne i wyszukane formy reklamy. To one sprawiły, że google.com jest dzisiaj największą platformą reklamową świata i już bardzo niewiele ma wspólnego z właściwymi wynikami wyszukiwania.

Można pokusić się o stwierdzenie, że Google zdefiniowało to, czym dzisiaj jest reklama internetowa. Takie pojęcia, jak SEM (Search Engine Marketing), SEO (Search Engine Optimization), ale również precyzyjniej AdSense, AdWords, czy remarketing to bezpośrednio lub pośrednio dzieciGoogle.

Dzięki takiej sile, strategii i takiemu zasięgowi Google w 2014r odpowiadało za ponad 30% całego ruchu reklamowego w światowym internecie. Drugie zaszczytne miejsce przypada Facebookowi z wynikiem zaledwie 7,8%.

http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/google-rzadzi-na-rynku-reklamy-online-microsoft-pokona-yahoo#

Przez długi czas przychody z kampanii internetowych były jedynym źródłem dochodów Google. Firma zarabiała na tym tak koszmarne pieniądze, że stać ją było na tworzenie coraz to nowych produktów, takich jak Gmail, czy Mapy i oddawanie ich za darmo użytkownikom. Oczywiście nie było w tym za grosz altruizmu – to po prostu kolejne gigantyczne źródła informacji o użytkownikach. Wiedzą o czym piszemy w prywatnej korespondencji, czego szukamy, gdzie jeździmy. Mogą podsuwać nam więc coraz precyzyjniej właściwe reklamy. Genialne!

Google stać było nawet na to, by wysłać obładowane sprzętem nagrywającym samochody, motory, a nawet ludzi z plecakami i dosłownie sfotografować cały świat! Sferycznie!! Niemal każdą ulicę, a nawet ścieżkę w górach. Wszystko po to, by dać użytkownikom usługę StreetView. Jeszcze lepsze szukanie. Jeszce więcej reklam.

To, co z jednej strony jest największą reklamową krową dojną na świecie, jest jednocześnie wypaczeniem istoty internetu. Google tak bardzo i tak dokładnie zbiera o nas informacje, że wpisując frazę w wyszukiwarce otrzymujemy inne wyniki, niż nasz kolega i jeszcze inne, niż jego kolega. Oni bowiem w swojej historii szukali w sieci innych niż my haseł, kupowali inne produkty. Nie znajdujemy więc tego, czego szukamy, ale podsuwane jest nam to, co z największym prawdopodobieństwem kupimy i za co Google otrzyma najwięcej pieniędzy.

Z jednej strony jesteśmy więc nieustannie szpiegowani. Z drugiej zaś staliśmy się zmanipulowanym tworem, którego jedyną powinnością jest kupowanie. Do tego kupowanie wyłącznie tego, co chce sprzedać nam Google i jego reklamodawcy. Tyczy się to tak produktów, jak i samych treści.

Czasy obiektywnego wyszukiwania zapoczątkowało Google i zakończyły się one wraz z dominacją reklamową giganta z Moutain View.

Ekspansja i porażki

Wydawałoby się, że mając taką siłę i kapitał, można zdziałać wszystko. Kupić najlepsze firmy, podkupić najlepszych specjalistów i zrobić najlepsze, bo najdroższe kampanie reklamowe na świecie. Co ja piszę – przecież Google to sama w sobie jedna wielka platforma reklamowa! Zrobienie kampanii swoim nowym biznesom powinno być, będąc Googlem, najprostszą i najtańszą rzeczą na świecie!  Nic bardziej mylnego, patrząc na ostatnich kilka lat tej firmy.

W chwili obecnej Google posiada około 160(!) swoich produktów lub firm. Na potęgę kupuje kolejne firmy i startupy, rozwija jeby później najczęściej je zamknąć, w związku z ich rynkową porażką.

W latach 2006-2015 Google zamknęło 69 takich projektów.

Nawet autonomiczne auto robią już tak długo, że w tak zwanym międzyczasie Elon Musk zdążył stworzyć w pełni elektryczną Teslę, która nie tylko stała się rynkowym fenomenem, ale też nie jeździ sama tylko dlatego, że prawo jej na to póki co zabrania. Podobno jeździć już sama umie.

https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_Google_products

Pomimo takiego zasięgu i takiej siły rażenia oraz tylu lat rozwoju, ponad 90% przychodów Google wciąż generują reklamy. 57,148 pracowników (Q2 2015) i przychody na poziomie 66 miliardów dolarów to zasługa w absolutnie przeważającej mierze wpływów z reklam.

https://investor.google.com/financial/tables.html

Gdyby więc z jakiegoś powodu wpływy te skończyły się, skończyłoby się Google.

Błąd śmiertelny

Google było na najlepszej drodze do przeobrażenia się w najbardziej wartościową firmę świata. Stało się wręcz synonimem internetu. Stalo się siecią w sieci. Miało szansę stać się tworem niemal nieśmiertelnym, niezatapialnym. Pomimo popełnianych błędów.

Popełniło jednak o jeden błąd za dużo. O jeden szczególny błąd. Popełniło błąd śmiertelny.

09.01.2007 roku to jedna z najważniejszych dat w ostatnim dziesięcioleciu. To właśnie wtedy świat po raz pierwszy spojrzał w przyszłość.

Steve Jobs wyszedł na scenę i zapowiedział rewolucję. Steve wiedział, że właśnie zmienia świat. Był tego tak pewien, że bezczelnie to ogłosił. Steve Jobs tego dnia pokazał światu iPhonea. Pierwszy prawdziwy smartfon, który do dziś wyznacza standardy w branży urządzeń mobilnych.

 

iPhone to produkt wywołujący skrajne emocje. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Prawda jest jednak taka, że stał się wzorem i ikoną. Stał się punktem odniesienia dla całej branży. To dzięki temu urządzeniu nosimy dzisiaj w kieszeni cały świat. Niezależnie od tego jakiej marki smartfona posiadamy.

Steve to wiedział i postawił na ten produkt wszystko!

W tym czasie sam Steve był już ikoną. Był synonimem geniusza, Midasa, który wbrew całemu światu na nowo definiuje całe branże zamieniając je w rzeki dolarów spływające do jego firmy.

Taką opinię Steve miał niemal od samego początku swojej kariery. Jako pierwszy sprawił, że komputery zawitały w naszych domach. Jako pierwszy zamienił interfejs tekstowy w ten graficzny, obsługiwany myszką, jaki znamy do dziś.

Może dlatego w roku 2001 do Jobsa zawitało dwóch obiecujących wizjonerów z branży IT – Larry Page i Sergey Brin. Założyciele Google. Ich firma dopiero podnosiła się z kolan po trzech latach walki o swoje miejsce na rynku. Z przychodami rzędu raptem $50 milionów była karzełkiem przy $8 miliardowym Apple.

Lary i Sergey chcąc wejść do pierwszej ligi, poprosili Steva o to, by został CEO w Google. Jobs odmówił, ale wziął ich pod swoje skrzydła. Tak rozpoczęła się długa przyjaźń i wieloletnia współpraca pomiędzy Google, a Apple.

W książce In the PlexStevena Levy autor napisał: Jobs był podekscytowany możliwością współpracy z firmą, której działalność była w pełni kompatybilna z Apple – zdawało się, że nie było żadnych konkurencyjnych zagrożeń”

Jobs stał się wyłącznym przewodnikiem biznesowym i życiowym dla najważniejszych osób w Google, a zażyłość obydwu organizacji była tak wielka, że Steven Levy opisał ją słowami: Było tak wiele punktów stycznych, że wydawało się jakby Apple i Google były de facto jedną firmą.

W 2004 roku, w wielkim sekrecie Apple rozpoczęło pracę nad iPhonem. Nikt poza firmą nie wiedział, że Apple planuje wejść na rynek urządzeń mobilnych z tego segmentu. Nikt, poza Google.

We wrześniu 2005 roku Google kupiło w tajemnicy startup o nazwie Android.

W 2006 roku do zarządu Apple wszedł Eric Schmidt, prezes Google, zdobywając dojście do tajemnic firmy. Świadczyło to o niezwykłej zażyłości między firmami i zaufaniu, jakim Jobs obdarzył partnera, z którym tak ściśle współpracował.

W listopadzie 2007 roku, czyli zaledwie 11 miesięcy po premierze iPhonea Google pokazało prototyp swojego telefonu. Wyglądał bardziej jak Blackberry z jego fizyczną klawiaturą. Nie wydawał się więc być konkurencją dla nowego produktu Apple.

W październiku 2008 roku na rynek został wprowadzony pierwszy telefon Google z systemem Android – G1.

Po zamknięciu nie tylko przypominał iPhonea z zewnątrz, ale też całe mnóstwo rozwiązań softwareowych było żywcem wyjętych ze smartfona Apple.

 

Zgodnie z tym, co napisał Levi: Jobs poczuł się zdradzony. Do tego czuł, że Google mając dostęp do tajnych informacji, ukradło własność intelektualną Apple. Jeszcze przez długi czas Google zapewniało, że nie zamierza konkurować z Apple na polu Smartfonów. Ich telefon G1 mimo wszystko daleki był od przełomu, jakim był iPhone.

W maju 2009 roku Eric Shmidt oficjalnie stwierdził, że Google nie jest i nie będzie znaczącym konkurentem dla Apple. W sierpniu 2009 roku Shmidt pomimo zapewnień o lojalności został jednak zmuszony do odejścia z zarządu Apple.

Zaledwie 8 miesięcy od słynnego wystąpienia Shmidt’a, w styczniu 2010 roku światło ujrzał pierwszy prawdziwy smartfon Google – Nexus One. Nie byłą już żadnych wątpliwości, w którą stronę zmierza Google. Nie było wątpliwości, że Steve Jobs został zdradzony.

 

Wyrok

Może gdyby panowie z Google obejrzeli polską produkcję filmową z roku 2001 i zwrócili uwagę na wątek o czytaniu książek, historia potoczyłaby się inaczej. W rozmowie o książkach, które przeczytał jeden z bohaterów, grany przez Józefowicza, padło kilka słynnych zdań:

„– Jedna z nich to Ojciec chrzestny. Gdybyś ją przeczytał, to wiedziałbyś, że pieniądze to nie wszystko, że nie zdradza się przyjaciół i nie dmucha ich żon. Ale, niestety, napchałeś sobie głowę jakimiś pierdołami o żabach i teraz na siłę próbujesz zainteresować tym innych. Nie, Krzysiu?

Być może nikt nikomu żony nie wydmuchał, ale zdrada ma wiele twarzy i potrafi bardzo zaboleć. Ten ból i rozczarowanie Jobs tak przedstawił swojemu biografowi:

Zniszczę Androida, ponieważ to kradziony produkt. Jestem gotów rozpętać wojnę termonuklearną przeciw niemu – powiedział Jobs Isaacsonowi – Poświęcę swoje ostatnie tchnienie i ostatniego centa z 40-miliardowego majątku Apple’a, by to zrobić – dodał.

Jobs miał tę szczególną cechę, że jak mówił, tak zazwyczaj robił. W tym wypadku jednak wyrok padł nie tyle na samego Androida, co na całe Google i z wielką konsekwencją zaczął być wdrażany od tamtego momentu.

Wieloetapowa egzekucja

Zaczęło się niewinnie. A może nawet szczeniacko. Z kolejnego iOSa wyleciała aplikacja YouTube, która dotąd była natywna. W opcjach wyszukiwarki systemowej pojawił się Bing, a po jakimś czasie jeszcze Duck Duck Go. Niedługo później Apple ogłosił wprowadzenie swoich map, co okazało się katastrofą w związku z ich niedopracowaniem, ale pokazało wyraźnie, że Apple wkracza na coraz to nowe pola działania Google.

Niejako równolegle Apple wytoczyło gigantyczne działa prawne atakując wszystkich, którzy z androida skorzystali przy tworzeniu swoich smartfonów. Dostało się więc takim gigantom, jak HTC, Motorola, czy Samsung. Google broniąc się się przed wściekłym atakiem Apple zmuszone zostało do kupienia całej Motoroli wraz z jej 17,000 patentów.

We wrześniu 2012 roku Apple wygrało z Samsungiem proces wart ponad miliard dolarów dotyczący podobieństw w designie i sposobie funkcjonowania produktów Samsunga do iPhonea i iPada.

Przez cały ten czas Apple rozwijało swoje produkty i doskonaliło każdy ich najmniejszy nawet detal. Choć w całkowitej liczbie sprzedanych telefonów Android wygrywał z iOS, to jednak to iPhone był słuchawką nr 1 sprzedawaną na świecie. To iPhone był najczęściej używanym aparatem fotograficznym na świcie. To urządzenia Apple były tymi, które generowały największy mobilny ruch w internecie. To AppStore, czyli sklep z aplikacjami zgromadził ich więcej i zarabiał krocie więcej, niż analogiczny Google Play.

Tradycyjne zwalczanie Google, jak każdej innej konkurencji najwidoczniej nie wystarczyło firmie Apple. Wojna na sprzęt, na software, na patenty, na kampanie reklamowe – takie działania wystarczyły, by pozostawić daleko w tyle pozostałe systemy operacyjne. Android ze swoją otwartością i polityką dostępności na każdym możliwym urządzeniu okazał się jednak przeciwnikiem wymagającym wytoczenia cięższych dział.

Wydawałoby się, że wraz ze śmiercią Jobsa 5 października 2011 zakończy się również Termonuklearna Wojna, którą wytoczył on Androidowi, ale i całemu Google.

Nic podobnego jednak nie miało miejsca. Śmiem twierdzić, że najlepsze dopiero przed nami.

Przyszłość

Przez urządzenia z systemem iOS przechodzi dzisiaj około 40% światowego internetowego ruchu mobilnego. Android wygrywa w liczbach, ale nie w wartości wspomnianego ruchu.

iPhone spozycjonował się jako produkt premium. Jest zdecydowanie droższy od absolutnej większość urządzeń z Androidem, stąd najpopularniejszy jest w bogatych krajach lub wśród bardziej zamożnych obywateli. Telefony z androidem opanowały więc Azję, Afrykę, Europę Wschodnią i Amerykę Południową. iPhone wygrywa w Ameryce Północnej, Europie Zachodniej i Australii.

Choć więc procentowy ruch w sieci jest na korzyść Androida, to iOS wygrywa na siłę nabywczą swoich użytkowników. Innymi słowy – użytkownicy iOS to ci, którzy w sieci kupują zdecydowanie więcej. Począwszy od samych aplikacji, skończywszy na produktach oferowanych przez internetowych sprzedawców.  

To właśnie oni są grupą docelową reklamodawców. To do tych użytkowników kierowane są komunikaty marketingowe w sieci. Specjaliści od budowania kampanii w internecie wiedzą, z jakiego telefonu korzystasz. Klienci domów mediowych często domagają się, by ich reklamy wyświetlały się wyłącznie użytkownikom urządzeń z iOS. Wiedzą, że takie podejście zwyczajnie bardziej się opłaca.

Apple z każdym kolejnym wydaniem swojego systemu operacyjnego zmienia w sposób niemal niezauważalny zachowania i przyzwyczajenia swoich użytkowników.

Najpierw wprowadził aplikacje, które same w sobie były często małymi silnikami wyszukiwania. Zamiast wchodzić do przeglądarki internetowej i tam wpisać frazę ekspres do kawy, wpisujemy tę frazę bezpośrednio w takich aplikacjach, jak Allegro, Amazon, czy eBay. Czyniąc tak omijamy Google. Podobno to właśnie popularność iPhonea a tym samym aplikacji sprawiła, że firma z Mountain View postanowiła zaatakować z Androidem. Przewidzieli, że aplikacje poza ich systemem  wyszukiwania zabiorą im zdolność generowania reklam.

Później Apple dopracował funkcję Spotlight – wewnętrzną wyszukiwarkę działającą zarówno w komputerach Mac, jak i urządzeniach mobilnych. Szukaną frazę wpisujemy więc nie w przeglądarce ze zdefiniowaną wyszukiwarką Google, ale w samym urządzeniu.

Oprogramowanie przeszukuje zarówno własne zasoby, jak i sieć i podaje nam gotowy wynikz pominięciem reklam Google.

Kolejny klocek całej tej układanki to Siri – wirtualny asystent wykonujący nasze polecenia głosowe. Znowu z pełnym pominięciem wyszukiwarki Google.

Apple wydaje się zrozumiało, że użytkownik końcowy chce otrzymać najbardziej trafną odpowiedź w najkrótszym możliwym czasie i w najprostszy możliwy sposób. Procedura: telefon – przeglądarka – wyszukiwarka – reklamy – wynik właśnie przechodzi do historii.

W tle tej całej machiny zaczyna działać potężny silnik wyszukiwania Apple, który być może nigdy nie otrzyma swojej handlowej nazwy. Być może nigdy nie trafi do zakładek przeglądarek internetowych. Będzie za to wbudowany we wszystko, co ma na sobie logo z nadgryzionym jabłkiem.

Siri już działa w telefonach, iPadach, iPodach, Zegarkach, Apple TV. Za chwilę przyjdzie czas na komputery i wszystkie kolejne produkty Apple. Wynik będzie natychmiast tam, gdzie go potrzebujemy. Z pominięciem wszystkich pośredników.

Użytkownicy zwyczajnie nie będą używali przeglądarek do wyszukiwania, co właśnie do przeglądania wyszukanego wcześniej przez system wyniku.

Apple jest najbogatszą firmą na świecie i (póki co) jej jedynym celem jest maksymalizacja sprzedaży swoich telefonów, bo to one stanowią podstawę jej przychodów. Nie musi zarabiać na reklamach, żeby gromadzić miliardy. Google natomiast nie ma innego wyjścia.

Apple stać na zaoferowanie swoim użytkownikom perfekcyjnych wyników wyszukiwania bez czerpania z tego dodatkowych korzyści. Wystarczy, że wykończy tym Google. Im słabsze Google, tym więcej użytkowników iPhone’ów. Im więcej użytkowników iPhone’ów, tym słabsze Google.

Póki co Apple właśnie pozwoliło zewnętrznym developerom tworzyć dla swojej platformy aplikacje typu AdBlock. To wręcz bezpośrednie uderzenie w Google. Jawne i oczywiste.

Apple, już niemal oficjalnie dąży też do wyprodukowania swojego autonomicznego samochodu elektrycznego. To kolejne uderzenie tam, gdzie Google zaboli najmocniej.

http://www.wsj.com/articles/apple-speeds-up-electric-car-work-1442857105

Google próbowało spopularyzować swoją usługę walletApple wprowadziło ApplePay i absolutnie zdominowało rynek.

Android pojawił się na nowej kategorii – na SmartWatchach, czyli inteligentnych zegarkach.

Dwa lata później Apple pokazało światu AppleWatchi w pierwszym tygodniu sprzedało więcej swoich zegarków, niż cała konkurencja z Androidemprzez cały rok (!!!).

http://www.forbes.com/sites/paullamkin/2015/04/20/apple-watch-to-smash-smartwatch-sales-record-in-first-week/

Tak można by wymieniać bez końca. Wszędzie tam, gdzie Google zaczyna rozwijać skrzydła po chwili pojawia się Apple, by pokrzyżować mu plany. Śmiertelnym ciosem będzie jednak ten dotyczący wyszukiwarki.

Historia uczy, że nawet największe imperia w końcu padają. Kiedyś upadnie też zapewne Apple, ale wcześniej zdąży zgnieść wroga, któremu Ojciec Założyciel wypowiedział świętą wojnę.

W tym nowoczesnym wyścigu zbrojeń Google jest na straconej pozycji. Bardzo łatwo jest pokonać olbrzyma, który stoi tylko na jednej nodze…

Kończąc słowami klasyka – Chcieliście wydymać Freda? To teraz Fred wydyma was.

 

Autor: http://niepoprawnipolitycznie.com