JustPaste.it

Wykrywacz kłamstewek

Wariograf, popularnie nazywany wykrywaczem kłamstw, zaistniał na stałe w naszej kulturze. Na ile jest on jednak rzetelny?

Wariograf, popularnie nazywany wykrywaczem kłamstw, zaistniał na stałe w naszej kulturze. Na ile jest on jednak rzetelny?

 

Wariograf, popularnie nazywany wykrywaczem kłamstw, zaistniał na stałe w naszej kulturze. Tak często pokazywano go w filmach szpiegowskich i wojennych, że spowszedniał nam na tyle, by oferować jego użycie podczas zatrudniania nowych pracowników. Ten skomplikowany i nad wyraz czuły przyrząd jest także ostateczną wyrocznią w rozrywkowych programach telewizyjnych. Na ile jest on jednak rzetelny?

„Powiedz prawdę” to nazwa nowego teleturnieju, który będzie nadawany w Polsacie. W amerykańskim pierwowzorze gracze uczestniczyli w czymś na kształt publicznej spowiedzi – podłączeni do wariografu musieli odpowiadać na pytania. Za każdą odpowiedź zgodną z prawdą otrzymywali pieniądze. Z chwilą gdy poligraf wykrył kłamstwo – tracili wszystko. I tak, niejaki Patrick, siedząc na widowni dowiedział się, że jego żona udawała bóle głowy by uniknąć bliższych kontaktów. Dowiedział się też, że zostawiłaby go dla milionera, czuje się od niego inteligentniejsza oraz zdradza go z innym mężczyzną. Życie osobiste człowieka rozsypuje się w drobny mak, ale kasa na koncie rośnie… Ciekawa rzecz stała się też w Kolumbii. Grającej kobiecie zadano pytanie, czy zleciła prywatnemu zabójcy usunięcie swojego męża. Nie wiem skąd pomysł na taką sondę, ale zawodniczka odpowiedziała twierdząco (chociaż zamach się nie udał) i zgarnęła w przeliczeniu około 60.000 zł. W końcu każda nasza tajemnica wyciągnięta na światło dzienne jest elementem rozrywkowym – i ta mała i ta gigantyczna. Polscy uczestnicy mogą się więc spodziewać starych numerów, w stylu pytania o sikanie pod prysznicem, częstość masturbacji, płatny seks, zdrady małżeńskie, jak i zupełnie nowych. Rozrywka wchodzi na zupełnie nowy poziom żenady a wariograf znów zbiera laury. Lecz czy naprawdę jest on taki nieomylny?

Człowiek podłączony do poligrafu ma mierzony oddech, ciśnienie krwi i przewodnictwo elektryczne skóry. Biegły, który interpretuje wyniki pomiarów, próbuje dostrzec kiedy szybszy oddech, zwiększone ciśnienie czy potliwość można zinterpretować jako objawy zatajenia prawdy. Wszystkie te reakcje organizmu są nieświadome – chyba, że chcesz żeby były świadome. Człowiek, który choć trochę orientuje się w zasadzie działania wariografu potrafi prostymi sztuczkami spróbować pokierować wynikiem badania. Prosta pinezka w bucie zwiększa przy dużym bólu każdy z monitorowanych czynników. Pewien gangster z czasów prohibicji notorycznie wodził za nos ekspertów od wykrywania kłamstw po prostu wyobrażając sobie mocno erotyczne sceny podczas przesłuchania. Nie mówiąc już o tym, że ludzie różnią się emocjonalnością i reakcją na stresową sytuację. Po jednej stronie mamy psychopatów, którzy reagować będą bardzo nieznacznie, a po drugiej rozedrganych emocjonalnie ludzi, którzy przy pierwszym pytaniu rozpłaczą się niczym Andy Warhol w pierwszy dzień szkoły. Oczywiście wynik badania poligrafem nie może być jedynym dowodem w sprawie, oczywiście ekspert może unieważnić sprawdzenie prawdomówności gdy dostrzeże próbę oszustwa czy emocjonalną niestabilność, ale czy narzędzie, które jest skuteczne w 70-90% powinno być w ogóle używane? Zwłaszcza w sprawach o życie oskarżonych?

Lawrence Farwell, szef Brain Fingerprinting Laboratories ma inny pomysł na wykrywanie kłamstw. Skonstruował urządzenie o nazwie Mermer, które interpretując fale elektromagnetyczne, generowanych przez ludzki mózg w odpowiedzi na bodziec, jest w stanie stwierdzić, czy dana osoba bodziec poznaje, czy też jest jej obcy. Przydatne narzędzie, gdy pokazuje się oskarżonemu miejsce, czy dowód zbrodni. Farwell twierdzi, że ten wykrywacz jest skuteczny w 99,9% przypadków. Wyniki jego badań były już dowodami w wielu sprawach, nawet tych najpoważniejszych. Czasami osobę uniewinniano, czasem szła na długo do więzienia, a czasami Mermerowi nie dowierzano. Nie twierdzę, że jest to ostateczna wersja wykrywacza kłamstw, lecz jest to krok w dobrym kierunku. I chociaż nie dowierzam tym 99,9 procentom skuteczności, to jest parę nowinek technologicznych, które mogą okazać się strzałem w dziesiątkę.

Wiemy, że kłamanie aktywuje znacznie więcej komórek nerwowych niż mówienie prawdy. Gdy zaczynamy kombinować elektryczne impulsy zaczynają krążyć w przedniej korze przedczołowej, zakręcie bocznym dolnym i zakręcie górnym ciemieniowym. Mówienie prawdy aktywuje głównie tylną korę ciemieniową. Uzbrojeni w tą wiedzę Britton Chance i Scott Bounce z Drexel University zbudowali opaskę, która wysyłając promieniowane podczerwone przez zewnętrzne warstwy kory mózgowej jest w stanie badać pobieżnie jego aktywność. Skuteczność eksperymentalna – 95%.

Kłopot z wykrywaniem kłamstw leży jednak w samej naturze wspomnień. Czasami pamiętamy coś, co się nie zdarzyło. Czasami nie mamy pojęcia o czymś, co zrobiliśmy przed chwilą. Procesy przypominania i kłamania są zależne od tylu czynników, że wyhaczanie nieprawidłowości dzisiejszą aparaturą odbywa się na bardzo prymitywnym poziomie – pojedyncze, proste pytania czy też tylko informacja o bodźcu w wymiarze ‘nie zna/zna’. Dodatkowo każdy z nas jest inny - u każdego z nas kłamstwo może inaczej aktywować struktury mózgu, lub nawet aktywować zupełnie nie związane z przeinaczaniem faktów. Wszystko zależy od naszego doświadczenia, nastawienia, budowy kory mózgowej… Do czasu wynalezienia lepszych metod obrazowania pozostają nam obiektywne nagrania kamer i zdjęcia osób złapanych na gorącym uczynku – bo co jak co, ale jeśli chodzi o pamięć, to na człowieka nie można liczyć.

 

Źródło: http://www.neurotyk.net/?p=165