JustPaste.it

Wiara i pandemia

Jestem osobą wierzącą, katoliczką. Zanim świat się zatrzymał, trzy razy w tygodniu (łącznie z niedzielą) uczestniczyłam we Mszy Świętej i raz w tygodniu w czuwaniu modlitewnym, czyli adoracji z modlitwą uwielbienia. Nie wyliczam tego wszystkiego po to, by się chwalić, ale po to, by podkreślić, jak wiele to dla mnie znaczy i jak diametralnie zmieniło się teraz moje życie.

Wiedziałam, że Eucharystia stanowi centrum życia Kościoła, że w jej trakcie niebo łączy się z ziemią, że jednoczy ona, przez ofiarę Jezusa Chrystusa, cały świat z Bogiem Ojcem i że przyjmując Komunię Świętą, już tu na ziemi dostępujemy wieczności. I że żadna modlitwa nie niesie ze sobą tylu owoców duchowych, co właśnie Eucharystia. Tu na ziemi nic nie może się z nią równać.

Mówiono, że Pan Jezus w Eucharystii uzdrawia. Nie tylko duszę, ale i ciało. Oczywiście nie każdy z nas, wychodząc z kościoła, zostaje uzdrowiony na ciele, ale faktem jest, że Msza Święta ma to wszystko, co jest do uzdrowienia potrzebne. Tak słyszałam, tak czytałam. I oczywiście można teraz przytaczać naukę Kościoła, że po przeistoczeniu zmienia się istota, a przypadłości (chleba i wina) pozostają niezmienne, ale to nadal nie zmienia faktu, że Pan Jezus ma moc, by uzdrawiać przez Eucharystię, nie tylko duchowo.

I abyśmy się dobrze zrozumieli: nie chcę negować przepisów, które wprowadzili mądrzy ludzie. Wiara opiera się także na posłuszeństwie, w tym przypadku na posłuszeństwie biskupom. Absolutnie nie o to chodzi, by teraz walczyć, wysyłać petycje, złościć się na władzę czy Kościół. To jest problem, że teraz często ludzie uważający się na wierzących w tak przykry sposób wypowiadają się o pasterzach swego Kościoła. To nie jest wyraz postawy chrześcijańskiej.

Chodzi o to, że jako zwyczajna, wierząca osoba nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić.

Szczególnie nie rozumiem argumentu, że „Pan Bóg jest wszędzie, można modlić się w domu”. Owszem, Pan Bóg jest wszędzie. Przez swoją duchową obecność jest także w naszej duszy. Można, a nawet trzeba, także modlić się w domu. Ale nie po to powstały miejsca kultu.

Nie piszę o tym, żebyście w czasie pandemii pobiegli tłumnie do kościołów. Nie róbcie tego, bo jest zakaz. Bo trzeba słuchać swoich pasterzy.

Piszę o tym, bo argument „Pan Bóg jest wszędzie, można modlić się w domu” jest dla mnie – niezależnie od panującej sytuacji – smutny. Ten argument najbardziej uderza w wartości, jakie wyznaję. Czy to oznacza, że modlitwa w domu ma taką samą wagę, jak modlitwa w kościele, że to bez znaczenia, gdzie się modlimy? Dotychczas to hasło najczęściej powtarzały osoby deklarujące się jako „wierzące, ale niepraktykujące”. Czy obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie nie jest większa, ważniejsza niż obecność duchowa?

Nie rozumiem, dlaczego używa się właśnie tego argumentu. Czy po pandemii nie okaże się, że liczba „wierzących, ale niepraktykujących” wzrosła? Czy ten argument znaczy, że zewnętrzne praktyki religijne (Msze Święte, nabożeństwa) są tylko po to, by pomóc nam przeżywać to, co możemy też przeżywać wewnętrznie, i same w sobie nie mają aż takiego znaczenia?

Nie tak mnie uczono, nie tak wierzyłam!

Nie mogę się odnaleźć w tej narracji. Zniosłabym to oddalenie od świątyni bardziej, gdyby  zewsząd nieustannie nie padało to stwierdzenie, że „Pan Bóg jest wszędzie”. Jest! Ale czy obecny czas ma służyć temu, byśmy nauczyli się żyć bez chodzenia do kościoła, trwając na modlitwie osobistej, czy raczej temu, byśmy zaczęli tęsknić? Tak bardzo tęsknić, że słowa Psalmu 42 mogłyby stać się naszymi słowami:

Jak łania pragnie
wody ze strumieni,
tak dusza moja pragnie
Ciebie, Boże!
Dusza moja pragnie Boga,
Boga żywego:
kiedyż więc przyjdę i ujrzę
oblicze Boże?
Łzy stały się dla mnie chlebem
we dnie i w nocy,
gdy mówią mi co dzień:
«Gdzie jest twój Bóg?»
Gdy wspominam o tym, rozrzewnia się dusza moja we mnie,
ponieważ wstępowałem do przedziwnego namiotu,
do domu Bożego,
wśród głosów radości i dziękczynienia
w świątecznym orszaku.

(Ps 42,2-5, Biblia Tysiąclecia, wydanie IV, Wydawnictwo Pallottinum)

Ale dziś zderzam się ze ścianą.

Chciałabym, aby ktoś, jakiś mądry kapłan, wytłumaczył mi, czy żyłam w iluzji? Czy naprawdę obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie nie ma znaczenia? Czy nie jest ważniejsza od wszystkiego na świecie?

Nie chcę tak myśleć. Chcę zachować wiarę. Modlę się do Matki Bożej, by pomogła mi, abym nie straciła wiary w tym trudnym czasie.

Ale mam poczucie, że wszystko, w co wierzę, się rozsypuje.

Czy jestem jedyna? Nie. Jestem pewna, że wielu ludzi dziś nie rozumie tego jednego argumentu tak samo jak ja. Piszę też w ich imieniu.

Niech Pan Bóg zachowa Was w dobrym zdrowiu. Niech zatrzyma tę pandemię, chorych uzdrowi, a zmarłych przyjmie do nieba. Niech nam przymnoży wiary.

Przestrzegajcie przepisów, stosujcie się do nakazów, nie łamcie zakazów. Módlcie się.

 

 

Kasia