Nowa muzyka była podejrzana politycznie i dyskryminowana w radio.
.
Gdańsk - Miasto, które zmieniło bieg historii
.
Ciekawe, że po roku 1989, obywatele mają bardzo ograniczony dostęp do swoich SB-ckich teczek. Po 1956 roku zrobiono to bardzo szybko. Nawet nie słyszałem, aby w ostatnich latach, ktoś przypominał o tamtej sprawie.
Jedynym śladem opozycji, z lat sześćdziesiątych, był list w sprawie cenzury podpisany przez 34 osoby ze środowisk artystycznych. To rzeczywiście było na czasie. Wywołało kilka artykułów w gazetach. Tam zmieszano z błotem autorów listu. Wywołało także kilka audycji w Wolnej Europie, której słuchaliśmy w domu od czasu do czasu. Raczej niezbyt często.
Ojciec uważał, że Wolna Europa to też propaganda, i że do prawdy ewentualnie można dojść, jeżeli pozna się różne opinie. Myślę, że miał rację.
Mówił także coś innego, z czym się nie zgadzałem. Ojciec mówił, że szanuje ideowych komunistów, choć się z nimi nie zgadza, natomiast najgorsi są karierowicze, którzy w ogóle nie wierzą w to, co robią.
Uważałem, że jeżeli skutki są opłakane, to motywy sprawców mają naprawdę trzeciorzędne znaczenie, a w tym wypadku nie ma co rozdzielać włosa na czworo.
Dziś zmieniłem zdanie. Uważam, że fanatycy są o wiele niebezpieczniejsi od cwaniaków. Myślę dokładnie odwrotnie niż kiedyś myślał ojciec.
Poza tym zastanawiałem się, czy w ogóle istnieją jacyś ideowi komuniści. Gomułka wydawał mi się ideowy. Ideowych komunistów znałem tylko z tego, że ojciec o tym opowiadał. Chyba jakichś znał, jeżeli tak się wypowiadał.
Dopiero na studiach poznałem kolegę, który był ideowym komunistą. O tym napiszę później.
Gomułka wygłaszał wielogodzinne mowy przy różnych okazjach. Trwały trzy, cztery, sześć godzin, albo i dłużej. Były one naszpikowane liczbami. Zwykle mowa zawierała połowę rocznika statystycznego. Było to wynikiem kompleksu braku wykształcenia. Gomułce prawdopodobnie wydawało się, że dzięki wielkiej ilości liczb jego mowa staje się bardzo mądra. O kompleksie braku wykształcenia i kompleksach antyinteligenckich Gomułki mówili wszyscy.
Mowy Gomułki były po prostu irytujące. - Nie można było tego słuchać.
Druga połowa lat sześćdziesiątych rozpoczęła się od rewolucji kulturalnej w Chinach. Mao Tse Tung i jego nowa rewolucja były w Polsce krytykowane, ale dosyć ostrożnie. Sprawa była delikatnej natury. Zrozumiałem to dopiero później.
W socjalizmie, który w Polsce budowano, obowiązywać miała zasada: „każdemu według ilości i jakości pracy”. Ostatecznym celem miał być komunizm, w którym obowiązywać by miała inna zasada: - „każdemu według jego potrzeb, od każdego według jego możliwości”. Tej ostatniej tezy nigdy nie rozwijano, na użytek ogółu. Bardzo wielu uważało, że taki komunizm byłby dla nich bardzo dobry. Problem tylko w tym, że jest to bardzo odległy cel i być może nieosiągalny.
Właściwie wszyscy tak myślący opacznie interpretowali to hasło, a władza nie miała zamiaru wyprowadzać ich z błędu.
Ludziom wydawało się, że w komunizmie będzie: - Każdemu według zachcianek i od każdego co łaska, to znaczy, że oni sami będą określali swoje potrzeby, oraz to, co by chcieli zrobić dla społeczeństwa.
Tymczasem: nic z tych rzeczy. Przeciętnemu człowiekowi potrzebne są jedne buty na rok, natomiast listonoszowi trzy pary albo więcej. Z innymi potrzebami jest podobnie. Specjalna komisja ustali co komu potrzebne. - Jednym słowem: wszystko na kartki (pieniądze oczywiście można zlikwidować). Jeśli chodzi o pracę, to: - W socjalizmie większość przeważnie się obijała, to znaczy pracowała poniżej swoich możliwości. W komunizmie, każdy powinien wziąć się solidnie do roboty (wykorzystać swoje możliwości).
Gdyby ta prawda dotarła do społeczeństwa, władza mogłaby mieć problemy.
Tymczasem w Chinach właśnie rozpoczęto realizację komunizmu. Na początek każdy dostał jednakowe ubranko.
Wśród młodzieży naszego Liceum była moda chodzenia na dyskusje do chińskiego konsulatu. Ja też raz tam byłem. Z kolegą. Rozmawiało z nami dwóch Chińczyków. Przekonywaliśmy ich, że w Polsce jest lepiej niż w Chinach. Nie wiem, czy nam się udało. W ogóle nie wiem, jakie mieli zdanie na ten temat. Dostaliśmy od nich trochę materiałów propagandowych o Chinach i Rewolucji Kulturalnej.
Kościół katolicki był praktycznie jedyną niezależną organizacją w Polsce. Inne wyznania też miały pewną swobodę, ale bardzo mało wyznawców.
Nie był jednak zupełnie niezależny. Wydawnictwa katolickie podlegały cenzurze. Władze ograniczały budowę kościołów. Księża na kazaniach mówili o polityce, ale bardzo ostrożnie. Biskupi w listach pasterskich jeszcze ostrożniej. To nie to co dzisiaj, albo w latach stanu wojennego. Kościół stawiał na przetrwanie.
W połowie lat sześćdziesiątych przestałem uczęszczać do kościoła. W tej dziedzinie również zwyciężył we mnie sceptycyzm.
.
Gdańsk stał się centrum polskiego rocka.
Nowa muzyka, big beat albo muzyka młodzieżowa, jak wtedy mówiono, była podejrzana politycznie i dyskryminowana w radio.
Młodzież była nią zachwycona, przejmowała zagraniczną modę, naśladowała sposób ubierania się zespołów, zapuszczała długie włosy. Przy okazji bardzo wzrosło zainteresowanie Zachodem w ogóle. Nic dobrego dla władzy.
Regularnie słuchaliśmy programu "Rendez Vous o 6:10" nadawanego przez Wolną Europę. Był to program z nową muzyką (przy okazji także wiadomości z Wolnej Europy). Po pewnym czasie władza się zreflektowała i dopuściła do radia Beatlesów i spółkę.
Gdańsk dosyć wyraźnie różnił się od reszty Polski. W latach sześćdziesiątych bardzo trudno było wyjechać z Polski. Paszport otrzymywały osoby dobrze sprawdzone przez władzę. Za granicę wysyłano prawie wyłącznie swoich ludzi. Czasem można było dostać paszport, aby odwiedzić krewnych za granicą. Potrzebne było zaproszenie i dużo wytrwałości.
Tymczasem powstała bardzo duża flota, w której zatrudnienie znalazło kilkanaście tysięcy ludzi. Żeby z Gdańska wyjechać zagranicę, nie był potrzebny paszport, wystarczyła tzw. książeczka żeglarska. Do Europy nie było tak daleko, wyjeżdżali, wracali. Opowiadali co widzieli. Byli bardziej odporni na propagandę. Obok była Gdynia, w której mieszkało jeszcze więcej marynarzy. Łącznie zespół portowy Trójmiasta był największym w krajach tzw. Demokracji Ludowej zbiorowiskiem ludzi mających stały kontakt z Zachodem. To miało ogromne znaczenie dla późniejszych wydarzeń. Na drugim miejscu był zespół Szczecin – Świnoujście. Gdy coś politycznego działo się w Gdańsku, Szczecin przyłączał się po dwóch – trzech dniach.
W latach międzywojennych, Gdynia została zbudowana od podstaw, na miejscu kaszubskiej wioski. Była zupełnie innym miastem. Z wojny wyszła prawie nieuszkodzona. Wycofujący się Niemcy dokonali zniszczeń w stoczni i porcie. To wkrótce odbudowano.
Podczas wojny Gdynia nazywała się Gotenhafen. Wysiedlono Polaków z centralnych ulic. Po wojnie wrócili na swoje miejsce.
Do dziś różnice są wyraźne, mimo postępującej integracji. Teraz największe znaczenie ma to, że Gdynia, w przeciwieństwie do Gdańska, jest miastem prywatnym. Prywatną własnością są grunty i kamienice. Mieszkańcy Gdańska rzadko jeżdżą do Gdyni i na odwrót, chyba, że do pracy. W latach sześćdziesiątych, może trzy albo cztery razy byłem w Gdyni. Prawie nie znałem tego miasta. Nie byłem wyjątkiem.
Gdynia powstała na miejscu kaszubskiej wioski, ale nie stała się stolicą Kaszub.
Kaszubi mieszkają na Pomorzu Gdańskim od niepamiętnych czasów. Mówią językiem słowiańskim. Jest w tym języku dużo germanizmów i archaizmów.
Kaszubi byli rolnikami, którzy uprawiali bardzo nieurodzajną piaszczystą ziemię. Trochę zajmowali się rybołówstwem. Zawsze byli bardzo biedni.
Gdy byłem dzieckiem nie słyszałem nigdy, aby w Gdańsku ktoś mówił po kaszubsku. Także dzisiaj bardzo rzadko można usłyszeć coś takiego.
Kaszubi byli w podobnej sytuacji, co starzy Gdańszczanie. Byli słabo wykształceni. Wielu źle mówiło po polsku.
W szkole podstawowej i średniej nie miałem kolegów Kaszubów, ale już na studiach trafiali się tacy.
Wielu Kaszubów zdobyło wyższe wykształcenie, zajęło wysokie stanowiska. Było to jednak znacznie później-w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Czasy realnego socjalizmu i polskiego panowania nie były złe dla Kaszubów, inna sprawa, że gdyby nie absurdy komunistycznej polityki gospodarczej, byłoby zapewne znacznie lepiej. Ale to jest gdybanie. Tego samego rodzaju pytaniem jest: - co by było gdyby nie było II wojny i Kaszubi żyliby w tzw. Korytarzu?
Kaszubi masowo dojeżdżali do pracy w Trójmieście. Byli tzw. chłoporobotnikami.
Okazało się, że na piaskach dobrze rosną truskawki. Na Kaszubach rozwinęła się turystyka, a szczególnie rekreacja. Kaszubi sprzedają mieszczuchom działki nad jeziorami. Oni budują na nich dacze. Kaszubi żyją z obsługi turystów przyjeżdżających masowo w lecie, a także wiosną i jesienią, głównie w weekendy.
Wioski kaszubskie nie wyglądają biednie. Dziś, gdy trudno jest o pracę w mieście, chłoporobotników jest znacznie mniej. Kaszubi wykazują się przedsiębiorczością lepiej niż inne grupy społeczne.
Cdn.
Przeczytaj: Miasto, które zmieniło bieg historii
...................Miasto, które zmieniło bieg historii (2)
...................Miasto które zmienilo bieg historii (3)
.
Adam Jezierski
.