O lazurowym wybrzeżu można powiedzieć jedno: tak dla odpoczynku, nie dla wrażeń. Owszem, jest pięknie, jest malowniczo, jest pocztówkowo,..ale czy tego oczekuje podróżnik??
Jedna z nielicznych podróży, które odbywam za pośrednictwem biura podróży. Autokarem. Przysięgam. Następnym razem lecę samolotem. Albo przytnę sobie nogi. Malo miejsca. Obok mnie Ślązacy, którzy wypili morze piwa i zaciągają na tematy polityczne. Za mną kobieta po rozwodzie, która wisi na telefonie żaląc się koleżankom ze szczegółami co i jak. I sama już nie wiem czy ze szczęścia dzwoni czy nie. Wiem również, ze posiadanie żylaków to mega dramat. Dziadek przede mną chrapie tak, ze mam ochotę go przycisnąć poduszką i skrócić tym samym moje cierpienia. Nic mnie bardziej nie irytuje jak wstawki typu eeeeeee, yyyyyyy, co w wykonaniu pilota wycieczki staje się norma. Nieodparte wrażenie mam, ze zasób słownictwa ciut jednak ubogi. A do tego podróżując do Francji obejrzałam film o Grecji. O! . Ponad 20 godzin podróży Naprawdę… Kochani… TYLKO SAMOLOT.
Dojeżdżamy do Antibes, gdzie jesteśmy zakwaterowani. Przepiękne portowe miasteczko, a w nim Muzeum Picassa. Trochę boli, ze w środku ni można robić zdjęć, ale cóż. Daje radę bez, muszę polegać na swojej pamięci. Z ciekawostek dodam, ze to właśnie tu Nikos Kazantzakis napisał Greka Zorbę. Pogoda sprzyja, spacerkiem zwiedzam i podziwiam.
Kolejny dzień to Wyspa Świętej Małgorzaty i Cannes. Wyspa jest jedną części Wysp Liguryjskich. Dopływamy tam z Cannes małym stateczkiem. Cena biletu za dorosłą osobę 6 euro. Schodzimy na ląd. Mieliśmy szczęście, bo tylko nieliczne grupy turystów nam towarzyszyły. Może to ta godzina. Słonce i pocztówkowe widoki. Te dwa sformułowania świetnie oddają klimat Lazurowego Wybrzeża. Wysp to przede wszystkim miejsce przetrzymywania człowieka w żelaznej masce, las eukaliptusowe – właściwie świetny punkt wypoczynkowy.
Cannes – ciut rozczarowujące. Nie wiem czego się spodziewałam, ale aleję gwiazd i odciski dłoni prawie bym przegapiła. Co warto zobaczyć: Bulwar La Croisette – przy którym puszą się najbardziej ekskluzywne hotele; Palais des festivals – w końcu po to tu się przyjeżdża; Le suquet – zabytkowa dzielnica, w której nareszcie można odetchnąć, pełna urokliwych kamienic, wąskich uliczek ze średniowiecznym zamkiem.
Saint Tropez – tak. Któż z nas nie zna żandarma. Posterunek stoi, niestety w remoncie. W budynku, w którym kręcono sceny z filmu faktycznie do niedawna mieścił się posterunek policji, obecnie przeniesiony ulice dalej. W starym budynku trwają pracę przekształcające go w muzeum. Miasto maleńkie i niesamowicie drogie. No ale być i tam nie wydać aż szkoda. Do Saint Tropez się nie jeździ, tam się byw i lansuje. Opala na plaży i uprawia sporty wodne.
ST. Paul de vence – miejsce pochówku Marca Chagalla. Poza tym sam urok, cisza i spokój. Warto dla oderwania się od zgiełku i przepychu. Nie traktujmy jednak miasteczka jak ubogiego krewnego. Bywali tu artyści: Sophia Lorn, Greta Garbo. Przed murami miasta jest hotelik Colombe D’Or, w którym zatrzymujący się malarze za noclegi płacili obrazami. Kto wie jakie perełki w swoich zbiorach kryła właścicielka owego przybytku. Stare miasto wybudowano na wzgórzu stąd wrażenie gniazda. Polecam małą restauracyjkę przy murach miasta, żeby zobaczyć tyłek Fran. Kto ciekawy ten się dowie. Warto.
Port Grimaud – czyli francuska Wenecja. Polecam choćby dla rejsu łodzią. Idealne miejsce na odpoczynek. Czas spędzamy głównie na obiadowaniu, popijaniu i relaksowaniu się.
Eze – orle gniazdo. Piękne, malownicze, średniowieczne miasteczko? wieś? niemal „za rogiem” Nicei. Będąc na Lazurowym Wybrzeżu to punkt obowiązkowy. Ja wróciłam zakochana, Was też to nie ominie. Cała trasa to jedna droga, cały czas pod górkę, można się ciut zasapać, ale dla widoków ze szczytu naprawdę warto. Najpiękniejsze widoki rozciągają sie ze szczytu wzgórza, gdzie zachowały się ruiny zamku otoczone przepięknym ogrodem. Eze to wąziutkie uliczki, maleńkie sklepy, galerie, kawiarenki… Wszędzie dotrzecie pieszo. Polecam przejść się drogą Nietzschego. Należy zobaczyć przepiękną kaplicę Bractwa Białych Pokutników, najstarszy obiekt sakralny. Piękne miejsce.
Nicea – Jak Nicea to Promenada Anglików nad Zatoką Aniołów. Czyż nie brzmi to pięknie?? Mieszkańcem jednej z XVIII wiecznych kamienic był Henri Matisse. Ciekawostką jest fakt, ze na Wzgórze Zamkowe możemy wjechać bezpłatną windą. Schodzimy już pieszo, bo tylko tak poczujemy klimat miasta. Mogłabym tu zamieszkać. Kolorowy tłum, wąsko, ciasno, głośno, z przytupem. Stragany, kawiarenki, galeryjki. Nie można wyjechać nie próbując socci – placka z ciecierzycy. Pycha – je się go palcami.
Jest jeszcze Monaco i Monte Carlo, ale to temat na osobną historię. Wróciłam zadowolona, z lekkim niedosytem, na jedne miejsca poświeciłabym więcej czasu, na inne zdecydowanie mniej. Na pewno przy wyborze zwracać należy uwagę, dopytać o pilota. Poszukać opinii, bo można trafić jak ja. Nie powiem, sympatyczny był, ale skupiony na detalach, niekoniecznie zainteresowany grupą. Zabrakło pasji, a ta w tym zawodzie niezbędna.
Źródło: http://maanontheway.blogspot.com