JustPaste.it

http://bycie-molem-nie-jest-zle.blogspot.com

Witam serdecznie wszystkich, którzy zdecydowali się przeczytać rozszerzoną wersję mojej recenzji książki "Pragnienie" Carrie Jones. ;)
Część 1

Nie nazwę tego recenzją, bo nią to nie będzie, będzie to bardziej wyrzucenie z siebie wszystkich uwag, całej tej złości... Będzie bardzo nieprofesjonalnie, niecenzuralnie, ironicznie, sarkastycznie, momentami pewnie i marudno. Nie zamierzam się ograniczać, dlatego uprzedzam, że nie każdemu poniższy sposób "przedstawienia" fabuły może się spodobać. Będą tu cytaty z książki i moje uwagi do nich. A teraz, kończąc ten niepotrzebnie przydługawy wstęp, zaczynamy!
(Moje komentarze będą pogrubioną czcionką, a wszystkie linki/podlinkowane wyrazy mają czerwony kolor)

 

- Kto ratuje bohaterkę z opresji gdy samochód utyka jej na lodzie, bo nie ma zimowych opon/łańcuchów na kołach? OCZYWIŚCIE jej tró lower Nick...

- Pierwszy dzień szkoły, a Zara już wchodzi z buciorami w prywatne sprawy Issie i Devyna mówiąc, że powinni być parą. Nie przyszło jej może do głowy, że tamci są najlepszymi przyjaciółmi i nie ma co tego w związek upychać? Jakoś nic do tej pory nie wskazywało na to, że czują do siebie coś więcej (na dodatek bohaterka zna ich zaledwie jeden, nie cały, dzień)...

 

"Jakbym była pustym ekranem komputera, starym zdjęciem bez ducha, lodową kałużą na drodze donikąd."

- Jezu, dziewczyno, bez przesady. o.o A skąd nagle na tę poetyckość jej się wzięło (bo wcześniej nie przejawiała takich objawów) to ja pojęcia nie mam...

 

"Jak szaleni rzucamy się do wyszukiwarki. Większość wyników to zupełne bzdury o piksach w grach RPG. Ale w końcu trafiamy w dziesiątkę.

Ludzie myślą, że piksy to małe radosne wróżki, które lubią psocić. Ale to nie prawda. Bliżej im do wampirów - pogardzają świętością ludzkiego życia i za wszelką cenę należy ich unikać. Jedyną ochroną przed ich gniewem są ich śmiertelni wrogowie - zmiennokształtni."

 

- Wow, jak oryginalnie... Zmierzch 2.0 widzę...

Chwilkę później pada stwierdzenie, że zmiennokształtni mają chronić ludzi i pytanie Zary; "A skąd niby to wiemy?"

- No właśnie ze "Zmierzchu"... ;__;

- A internet to zaiste pewne źródło informacji, można wierzyć tu wszystkiemu co się przeczyta i zobaczy, prawda.

Bohaterka może również pochwalić się zmysłami dedukcji Sherlocka Holmesa, gdy błyskotliwie zauważa, iż Devyn musi czytać szybciej od niej po tym, jak komentuje informację dwa zdania poniżej! Co tam detektyw z 221B Baker Street, ja lecę po Zarę, niech pomaga nam łapać przestępców!

Następnie przenosimy się do biblioteki, gdzie postanowili poszukać informacji w książkach. Zachowują się tu jednak jak banda niewychowanych bachorów, kiedy drą się na całą bibliotekę, innych czytelników mając w dupie.

"[...] Jeśli król piksów w bliżej nieokreślonym czasie nie połączy się z królową, zażąda ofiar z młodych mężczyzn ludzkiego gatunku, których zabija wykorzystując najpierw ich ciała COOOOO??? O.O do zaspokojenia żądzy krwi. Aaaah... Jeśli nie może połączyć się z królową, król piksów nie ma innego wyboru, jak tylko zażądać ofiary z krwi młodych mężczyzn. Cały dwór pomaga mu upolować chłopców, zwabić ich do królewskiego domu, a tam powoli wysysana jest z nich krew."

Następnie dowiadujemy się, że jest to straszne okrucieństwo, chłopcy po jakimś czasie umierają, a król piksów bez królowej może przeżyć tylko jakiś czas, dopóki jego ciemna strona nie przezwycięży. No i ta ciemna strona jest oczywiście okrutna, to trzeba podkreślić, gdyby ktoś jeszcze nie zrozumiał po poprzednich piętnastu razach...

Taak... Królowi piksów bez seksu odbija i po jakimś czasie zaczyna polować na ludzkich chłopców... Żarty o pedofilii narzucają się same... A powolne wysysanie krwi to szczyt okrucieństwa naprawdę. Ja nie wiem, co gorszego mogliby ludzie sobie robić. Wait...

"[Piksowie] Nie chcą walczyć ze swoim pragnieniem."

I przez to są takie złe? No, to faktycznie. Bo z nami ludźmi wcale tak nie jest, nope. My wcale nie chcemy jeść. Przezwyciężyliśmy głód, nie zabijamy zwierząt, w ogóle nic nie jemy, fajnie jest.

"Trzymać się z dala od lasu.

- Dobry pomysł - stwierdza Nick." :'))))) Czy te dzieciaki są aż tak głupie, że nie wpadłyby na to same? Chociaż... Owszem, są. (I jak się pare stron później dowiadujemy, faktycznie są...)

strona 107. - (o Betty)
"- Myślisz, że ona wie?
- O czym?
- O piksach."

Gdyby nie przewidywalność i oczywistość tej książki, powiedziałabym, że nie, bo Betty ma obie półkule mózgu, jednak zważając na wymienione wcześniej czynniki; owszem, wie.

Na kolejnej stronie dowiadujemy się kolejnej rzeczy, którą przewidziałam - jej tatko też był we wszystko zamieszany...

 

"Zarzucam plecak na ramię i uginam się pod jego ciężarem. Nick [...] już stoi obok i zdejmuje mi brzemię z ramion.
- Ja to wezmę.
Co prawda jestem za równouprawnieniem, ale plecak naprawdę sporo waży."

Tak, tak... Nawet tych 5 metrów do domu go nie przeniesiesz, niech cię tró lower wyręcza...

 

"Nick się śmieje, a w kącikach ust robią mu się dołeczki. Rany, nie mogę patrzeć na jego usta. Jak to możliwe, że nigdy ich do t e g o nie wykorzystał? To jest prawdziwa zbrodnia przeciwko ludzkości."

Uno: Mów to laska, która działa w Amnesty International, co chwilę pisze pełno różnych listów itd. (Swoją drogą, to marudzenie o ludziach niesłusznie osadzonych w więzieniach itd. pojawia się w książce co chwilę. Jest tego tak dużo, że po prostu nie mogę... ;__; Za każdym razem jeszcze powtarzane to samo, no dajcież spokój!)
Dos: Brzmi to tak, jakby chłopak miał co najmniej wylizywać dziewczynom miejsca intymne, a on się po prostu nie całował... Jezu, autorko... (Swoją drogą - kolejne podobieństwo do Edwarda Cullena)

Opis gotowania spaghetti mnie zabił. Dziękuję, wiem jak się gotuje makaron, nie potrzebuję poradnika -,- A gdybym, sięgnęłabym po książkę kucharską.

 

strona 113. - Tutaj muszę wstawić dłuższy fragment, żeby było wiadomo o co chodzi.

"- Tu jedynka. Jestem dziesięć-dwadzieścia trzy w YMCA - z radia na blacie dobiega głos Betty.
     Dyspozytorka, Josie, odpowiada po chwili:
- Dziesięć-cztery, jedynka. Dziesięć-dwadzieścia trzy w YMCA, jeden, osiem, cztery, pieć.
     W slangu ratowników 10-23 znaczy "na miejscu". Każda inna osoba powiedziałaby po prostu, że dotarła. Jedynka to Betty, 1845 to podana godzina. Trochę to wszystko staromodne.
[...] A skąd to wiem? Na lodówce babcia powiesiła listę dziesięciu najważniejszych kodów. Chyba zapamiętałam już połowę. Maine zrobiło ze mnie strasznego kujona."

Co? Pięć kodów. PIĘĆ KODÓW. Nie pięćdziesiąt, tylko PIĘĆ. Jezusku... Na dodatek przez te kilka dni, które już tu jest, zapamiętała chyba pięć kodów. Pięć króciutkich kodów. To ja to chyba jakoś wybitnie inteligentna muszę być, skoro w półtorej godziny jestem w stanie nauczyć się ponad 200 słówek, fraz, powiedzeń itp. z angielskiego... ;__;

A te kody... Nie staroświeckie, tylko, kurwa, żeby ludziom życie ratować, każda sekunda się liczy idiotko! Nie ma czasu na cackanie się z długimi opisami wypadku, mówią cztery liczby i każdy wie o co chodzi i można zacząć ludzi ratować! Jeżu, nie dość, że taka tępa, że nie rozumie, to się jeszcze z tego nabija! -.-
(anger level: dangerously high)

 

Chwilę później bohaterka, w środku nocy, wbiega do lasu. Tak, dobrze widzicie. Mimo tylu ostrzeżeń, zakazów (których już kilka było), zdrowemu rozsądkowi; ona wbiega do lasu. Dziwny głos, który woła ją po imieniu też nie sprawia, że Zara zaczyna logicznie myśleć i ucieka gdzie pieprz rośnie, wręcz odwrotnie - jeszcze za nim biegnie. Sytuacja ta powtarza się trzy razy w całej książce. I jeszcze (nie)logiczne myślenie bohaterki; "A skoro nie jestem chłopcem, to chyba nie grozi mi prawdziwe niebezpieczeństwo?" Nie no, skądże. Nikt wcale cię nie śledzi z zamiarem porwania i uczynienia swoją królową, seks zabawką czy co tam. Wcale.
Może nie wyssie z ciebie krwi, ale gwałt, zmuszenie do ślubu itd. już owszem idiotko! -_-
"Pobiegam i może znajdę tego piksa, który porywa młodych chłopców." - A idź tępa idiotki, idź. Miejmy nadzieję, że selekcja naturalna zajmie się resztą (niestety, nic takiego się nie dzieje...).
A potem się nagle zaczyna bać, że ktoś ją obserwuje. Ja pierdole :'))) A nie po to przypadkiem poszłaś pobiegać?! -_-

 

"Nigdy nie byłam strachliwa"... A to kto, przepraszam bardzo, kolekcjonuje fobie w takim razie?! ;__;

"Dlaczego nie ma tu żadnych samochodów?" Bo biegasz po lesie? ;__;

"Każdy oddech jest jak topór wbity w pierś. Każdy oddech to decyzja, którą muszę podjąć - by dalej żyć."
Jezus Maria, dziewczyno... Wybrałaś się na przebieżkę, a nie walczysz o życie, jprdl...
Jak dla mnie zresztą to mogłaby przestać oddychać.

"Zaro... Choć do mnie, Zaro... - To takie naciągane - jak tekst z kiepskiego musicalu." - Nie, to ta książka jest kiepska. Bardzo nawet.
A tak btw... Dlaczego on ją woła, zamiast zwyczajnie wziąć i porwać?! Kolejny idiota ;__;

 

Stanowy Departament Rybołóstwa i Dzikiej Przyrody mówi, że wilków tutaj nie ma, ale Betty oczywiście wie lepiej. Nie, żeby jakiegoś widziała, ale no.

 

"Opieram się o drzwi - przynajmniej one milczą i nie narzekają na moje zachowanie. Drzwi to bardzo miła rzecz, jeśli o to chodzi."
No fuckin' comment.

 

Autorka strasznie miesza w swoim pisaniu... Raz emo przemyślenia, potem nieudana próba horroru, potem nieudana próba taniej komedii, potem nieudana próba poetyckości i jeszcze inne nieudolności... Lub wyskakuje z dupy z jakimiś tematami, które są nie na miejscu. Przykładowo, Zara rozmawia sobie i babcią i nagle w pół zdania mamy coś o bałaganie. Jaki to miało związek w tamtym momencie albo z poprzednim tematem? Pojęcia nie mam...
Śmieszy mnie też dobór niektórych słów, np. "białogłowa". Kto użyłby takiego w normalnej rozmowie z babcią?!

 

"Może ten mróz wchodzi w głowy i nie pozwala racjonalnie myśleć albo... nie wiem, może zamraża neutrony..." Nope, to po prostu tobie brakuje szarych komórek.

Nie rozumiem też, co ludzie osadzeni w więzieniu i czekający na egzekucję mają wspólnego ze zrozumieniem dlaczego w Maine są piksy, ale ok.

 

"Nick ma gęste ciemne włosy.
Nick ma wielkie kasztanowe oczy.
Nick ma ładne białe zęby.
Nick ma potężną pierś i płuca biegacza, takie, że mógłby biec prawie bez przerwy."
Tak, zrozumieliśmy, Nick jest idealny pod każdym względem. Autorka nie daje nam o tym zapomnieć, rozpisuje się o nim, jakby Jezusem był, a nie kolegą z liceum. Muskulatura, uśmiech, kształt podbródka podkreślane są dosłownie cały czas. Albo pojawiają się nam zdania tego typu (autentyczny fragment z książki); "Nick unosi pytająco brew (bardzo piękną oczywiście).". Dzięki temu wiemy, że nawet brwi ma idealne, jak na porządnego tró loffa przystało.
;__;

 

W pewnym momencie skomentowałam sama do siebie, że jeśli jeden z zalotników Zary okaże się zmiennokształtnym a drugi piksem, to się chyba potnę. Cóż, lecę po żyletkę... Jak mówiłam, niesamowicie przewidywalna i schematyczna książka.

 

"- Myślę, że to on porwał młodego Beardsleya.
- Ja też tak myślę. Dlaczego więc go nie aresztujemy? - zadaję kolejne pytanie.
- Żeby kogoś aresztować, musisz go najpierw złapać."
Nope, żeby kogoś aresztować musisz mieć dowody, a nie tylko słowa stukniętej staruszki i jej wcale-nie-lepszej wierzącej w piksy wnuczki. -_-

 

"[Betty] Ma szerokie ramiona, niczym zawodowa pływaczka, ale jest chuda. Nie wiem, jakim cudem została ratownikiem medycznym i dźwiga tych wszystkich chorych, jak może ich ratować, skoro sama jest taka stara."
Po pierwsze: to, że trochę lat ma, nie znaczy, że nie może być wysportowana i silna. Jestem całkiem pewna, że moja babcia też jest ode mnie silniejsza.Po drugie: "skoro sama jest taka stara"? Niewychowany bachor -.-
Po trzecie: Tak jak mówiłam, ona pewnie też jest zmiennokształtną.

 

"- Co za ciamajda!
[...] Nie mogę uwierzyć, że powiedziała ciamajda."
Noo, bo to takie brzydkie słowo jest... Niemalże jak słynne(chyba): "Gapcio ze mnie"...

 

strona 141. - Zara i Nick są w szkole i kiedy szok bohaterki już minął po tym, jak obok niej usiadł (tak, zastanawiała się dlaczego. Jakby to nie było oczywiste ;__; Autorko, przestań już ciągnąć to w nieskończoność, bo te nieudolne próby zachowania pozorów bolą... Przejdź już do tego, do czego dążysz i daj nam spokój ;__;), zamiast uważaniem na lekcji zajmuje się rozmową z Nickiem. Jak komentuje to nauczycielka?:
"Czyżby szykował nam się mały romansik?"
What? o.o Widzę przed oczami scenę, jak robi im odpowiednią atmosferę i zamyka ich w jednym pomieszczeniu, wszystko nagrywa i patrząc w ekran, krzyczy: FUCK ALREADY! - by potem sprzedawać to jako tanie porno.
Co jest ze mną nie tak? ;__; Co ta książka ze mną robi!?!

 

Pani Nix - szkolna sekretarka - obwieszcza, że noszenie ubrań na lewą stronę chroni przed piksami. Aha. Większego bezsensu chyba w żadnej książce nie przeczytałam... (Później okazuje się to prawdą)
(To takie książki powinni naziści palić, nie te dobre. ;__;)

Zaraz dowiadujemy się, że pocałunek króla piksów zmienia w piksa. A już myślałam, że głupiej być nie może...

 

To, że Nick jest zmiennokształtnym, jest tak oczywiste, że aż boli... Na każdym kroku "podrzucane" zostają nam "wskazówki" tego - i tylko główna bohaterka nie ogarnia. Koleś pachnie lasem, jest w uj wysportowany, pełno sierści w aucie, pojawia się zawsze by ratować Zarę, wierzy we wszystko jakby wiedział, do tego Betty go tak bardzo lubi... SO FUCKIN' OBVIOUS! Nie wiem, czego bohaterka by potrzebowała, żeby się domyślić, bo jak jego przemiana dzieje się niemalże na jej oczach to też się nie domyśla. :')

"Jedyne, czym można zwyciężyć piksa to żelazo. Żelazo znajduje się w stali (dobrze, że zanotowali to w tej książce, którą bohaterowie czytali, bo są tak tępi, że mogliby próbować uzyskać żelazo z krwi. Nie żartuję.). Jest elementem niezbędnym do budowy torów kolejowych, wieżowców i samochodów. Piksy bezwzględnie unikają żelaza."
Poza tym, że strasznie przywodzi mi to na myśl "Supernatural" i duchy, nie dodam teraz jeszcze nic więcej, później (w zakończeniu samym) zobaczycie jakie gówno zostało nam zaserwowane.

 

strony 160-161. - Bohaterka znów idzie do lasu... Już Bella była inteligentniejsza ;__;
"Robię dokładnie to co mi mówili, żeby nie robić." Bo durną idiotką jesteś -_-
"Cholera, w lesie jest jednak ciemno." Coo, ale że naprawdę? W lesie, w środku NOCY?! Niemożliwe...! O.O
-_-

 

 

Kiedy tró loff bohaterki nie odpowiada jej przez 5 minut, to no pewnie, że zaginął, został porwany i pewnie nawet zamordowany. Bo to nie tak, że może być zajęty, albo nie słyszeć telefonu, pff... -_-

"[Śnieg] Pada tak gęsto, że przykrył już ziemię, co znaczy, że może znajdę jakieś ślady." No pewnie! Przecież ich nie zasypie, lol.
;__;
Później mamy kolejny tego typu fragment... Od kilku godzin sypie śnieg, wieje mocny wiatr, ale ślady widać po kilku godzinach. Tak. :')

Na stronach 165-169 tak oczywistym jest, że Nick jest zmiennokształtnym (i Betty tak samo)! Nie mogę po prostu... Czy autorka w ogóle starała się to jakoś ukrywać? ;__;

 

No i teraz zaczyna się scena, w której głupota Zary sięgnie tak wysokiego poziomu, że dziewczyna ustanawia światowy rekord tępactwa. Stoi na podwórku i nagle wychodzi obok niej ogromy pies (albo wilk. Bohaterka nie jest pewna, bo między tymi dwoma nie ma żadnej różnicy, prawda.). Ma wbitą strzałę, więc dziewczyna oczywiście zabiera go do domu, żeby mu pomóc. Dzwoni do babci, żeby ta opowiedziała jej jak to zrobić i po uzyskaniu informacji zabiera się do roboty (strzałę oczywiście idiotka wyciąga mu nie prawidłowo, robiąc mu tylko jeszcze gorszą, poszarpaną ranę, ale o tym autorka oczywiście nie wie). Następnie zmęczonego bólem psa okrywa kocem i zostawia by sobie odpoczywał. Sama udaje się do kuchni, gdzie zaczyna składać rzeczy po przygotowaniu obiadu. Przez śnieżycę w całym domu gasną światła, dziewczyna znajduje latarkę i nagle wyczuwa, że nie jest w kuchni sama. Niespodziewanie widzi oczy gołego faceta opatulonego jedynie kocem (tym samym, którym przykryty był pies), którym okazuje się być Nick. Dziewczyna zaczyna marudzić, jak to ją wystraszył, dlaczego jest nagi i jak się dostał do domu, skoro zamknęła drzwi. Pyta, gdzie jest pies, czy Nick ten koc mu zabrał - i jeśli tak to bardzo z jego strony nie miło - czy jest ranny i znowu o psie. Jak to mu pomogła, bo ten jest ranny,  pyta czy Nick go widział a po przeczącej odpowiedzi zakłada, ze pewnie poszedł na górę. Obwieszcza, że teraz nie będzie martwiła się o psa (no jasne nie, srał to pies, co się będzie nim przejmować, kiedy obok jest tró loff), teraz martwi się o Nicka. Pyta gdzie był, gdzie się zranił i idzie rozpalić w kominku (dowiadujemy się, że rozpalenie ognia to musi być wielkie osiągnięcie, bo Nick mówi do niej: "Nie mogę uwierzyć, że potrafisz rozpalić ogień." Przepraszam co?! Bo wrzucenie kilku patyków, gazety i podpalenie ich zapałką to wielka filozofia. Chociaż... W sumie dla Zary to naprawdę jest wyczyn.). Kiedy Zara wciąż nie może połączyć faktów najważniejszym w tej chwili jest oczywiście dlaczego chłopak jest nagi. No przecież. Jednak zaraz na powrót wraca do wiercenia mu dziury pod tytułem; "Gdzie cię boli?". Dopiero kiedy widzi bandaż, jaki założyła psu (który oczywiście leży na Nicku doskonale, bo to nie tak, że układ ciała wilka - na dodatek przerośniętego - i człowieka jest inny), zaczyna do niej powoli (bardzo powoli) docierać to, co czytelnikom wiadome jest już od samego początku. Zara rzuca pytaniami: "Czym ty jesteś?", "Gdzie poszedł ten pies?". Następnie pojawiają się żarty słabsze (znacznie, ekstremalnie znacznie) od tych Karola Strasburgera, bohaterka wciąż zaprzecza, i potem jeszcze zaprzecza, po czym znów troszkę zaprzecza. Następnie rzuca tekstem: "Ale ty jesteś taki przystojny. Wilkołaki nie mogą być ładne. Wampiry owszem, tak mi się wydaje. Przynajmniej w filmach. Ale wilkołaki są raczej obrzydliwe, noszą skórzane kurtki i są brudne, i mają te obrzydliwe bokobrody." (Nawet nie mam na to słów...). Bohaterka z dupy wyskakuje z fobią przed odbytem i jego chorobami (See what I did here? :DDD Nie śmieszne...) - ogólnie często wyskakuje z wymienianiem tych fobii, żeby się uspokoić, ale ta mnie zabiła - jak gdyby nigdy nic poprawia ogień w kominku i nagle nareszcie się uspokaja i akceptuje tę "zaskakującą" wiadomość. 

Nie wierzycie w tę scenę? Śmiało piszcie na e-mail paula.winchesterbear@gmail.com ← wyślę wam zdjęcia tych dwóch krótkich rozdziałów, byście sami mogli to przeczytać.

I teraz przechodzimy do kolejnych absurdów, tym razem związanych z Nickiem i jego zmiennokształtnością.

Interesowało was, dlaczego Nick jeszcze nie całował dziewczyny? Nie? Trudno, i tak się dowiecie!
"- Nie. Nigdy nie całowałem dziewczyny, bo nigdy nie mogłem szczerze przyznać, kim jestem, rozumiesz? I nie chciałem, żeby któraś za bardzo się do mnie przywiązała, bo jestem...
- Bo jesteś wilkołakiem.
- Bo jestem wilkołakiem."
Nosz kurwa nie mogę...
Uno: Dlaczego twój wilkołacyzm miałby być problemem? Sam później mówi, że ugryzieniem można przemienić drugą osobę w wilkołaka, więc gdyby chciał z nią być a ona z nim na zawsze, to ja żadnej przeszkody nie widzę...
Dos: Oh, ty biedny samarytaninie! Tak się poświęca, dobroduszny. Czy mógłby być bardziej idealny? (Prawidłowa odpowiedz to: nie, ponieważ już jest perfekcyjny do granic możliwości, a nawet i za nie -__-)
Tres: Człowieku, masz siedemnaście lat! To nie będzie związek na całe życie! ;__; Znajdź sobie lepszą wymówkę... Chociażby czekanie na "tę właściwą" jest mniej beznadziejne -.-
(Już w "Dziewięć żyć Chloe King" miało to więcej sensu, że Majowie nie mogą całować zwykłych śmiertelników bo tamci umierają od jadu, czy jak to tam nazwać, znajdującego się w ślinie tych istot...)

I teraz kolejna tak absurdalna scena, że włosy same się ze złości rwą. Żeby zrozumieć, trzeba przeczytać, dlatego wstawię ten mały fragment:

Mam tylko jedno pytanie. CO TU SIĘ, KURWA, WŁAŚNIE ODPIERDOLIŁO?! ;____;

(I no oczywiście, że Betty jest tygrysem...)

A to rozmnażanie gatunku... Co? Nie jesteście jebanymi zwierzętami na wyginięciu, które rozmnażano, żeby ratować gatunek, tylko ludźmi! Tak się nie mówi! ;__; To brzmi tak bardzo źle... Mam przed oczami te nazistowskie "fabryki" do rozmnażania rasy aryjskiej...

Przepraszam również za te wszystkie przekleństwa, ale no nie mogę no!

"Powiedzmy sobie szczerze: jestem mięczakiem. W porządku?
Proszę bardzo: jestem mięczakiem."
Nie, nie jesteś mięczakiem, Zaro. Jesteś debilem.

Tutaj Zara miota się pół minuty po czym znów uspokaja i kontynuują rozmowę, jak gdyby nigdy nic. Dowiadujemy się, jak można stać się wilkołakiem - trzeba się nim urodzić albo poprzez ugryzienie. Na żartobliwe pytanie Nicka; "A co, zainteresowana?" Zara reaguje tak, jakby koleś co najmniej proponował jej orgię z dwudziestoma innymi osobami, którą zakończyli by grupowym samobójstwem ku czci Szatana.
Czy jestem jedyną, która nie rozumie co takiego złego jest w byciu wilkołakiem, wampirem albo innym takim stworzeniem? Jezu Chryste, nie rasa, pochodzenie i inne takie mają znaczenie a nasze czyny -_-

(Teraz co jakiś czas będziemy mieć te dziwne rasistowskie (czy jak to nazwać) uprzedzenia i komentarze, co do zmiennokształtnych - głównie wilkołaków - i co do piksów.)

 

O tym, że rodzice Nicka wyjechali, zostawiając go samego (how convenient);

"- Myślałam, że wilki żyją w watahach, nie chodzą samotnie.
- To prawda, ale moi rodzice... W naszej rodzinie układy nie są takie proste.
- Nie rozumiem (a to ci zaskoczenie).
- Kiedy syn samca alfa, przywódcy stada, dorasta, sam zamienia się w samca alfa i pojawia się napięcie - bo w genach mamy zapisane, że każdy chce być samcem alfa.
- Przywódcą, bohaterem?
- Mniej więcej. Ale jako że może być tylko jeden samiec alfa, moi rodzice zdecydowali się wyjechać w długą podróż, która potrwa do następnego roku, aż pójdę co college'u. Dzięki temu ja i tata nie rozerwiemy się na strzępy.
- Bo obaj jesteście samcami alfa?
Przytakuje.
- O rany. To ci dopiero."
Co to za durne bzdury? ;__; To nie brzmi jak cywilizowane społeczeństwo. To nie brzmi, jakby byli zmiennokształtnymi ludźmi, którzy przybierają postać wilka, tylko jakby byli zmiennokształtnymi wilkami, które przybierają postać człowieka! -__-

Podczas tego wszystkiego Nick oczywiście siedzi przestraszony i spokojny. Jeśli ktoś umiałby wytłumaczyć mi jak można jednocześnie być przestraszonym i spokojnym - proszę, nie krępuj się. Oświeć mnie, bo naprawdę nie wiem jak się tak da... ;__;

 

Piksy próbują włamać się do domu:

"- A jeśli wyłamią drzwi?
- Nie mogą.
- Skąd wiesz, że nie mogą? Ten facet wygląda na całkiem silnego.
Nick krzyczy do mnie z piętra:
- Piksy trzeba zaprosić do domu, tak jak wampiry. Czytałem w Internecie."
No, to możemy być spokojni. W internecie tylko prawdę i samą prawdę piszą, a jak.
No i jak widzę ściągamy także pomysły od "The Vampire Diaries"...

Piksy dobijają się do drzwi, ale co nam to, kontynuujmy rozmowę.
"- Powiedz mi, jak to jest być zmiennokształtnym.
Nick kręci głową, ale nie zabieram ręki.
- Zmiennokształtni mają duszę, bo są po części ludźmi. Za to piksy - niekoniecznie. W ogóle nie są ludźmi, tak przynajmniej twierdzi Betty. Jedna teoria mówi, że były rasą nie dość dobrą by pójść do nieba, ale nie na tyle złą, by trafić do piekła. Dlatego zostawiono ich tutaj, na wieczną tułaczkę i męki."
Oczywiście, że piksy nie mają duszy ale zmiennokształtni już tak, bo są po części ludźmi XDDDDDD
A to niebo i piekło... Bo to nie tak, że nie wszyscy muszą być krwawymi potworami, prawda. ;__; Wrzućmy wszystkich do jednego wora, od razu życie stanie się łatwiejsze...
(To całe "Czy piksy mają dusze?" tak bardzo też przypomina Meyerowskie "Czy wampiry mają dusze?" -__-)

Zaledwie 10 stron (a właściwie to nawet nie aż tyle) od poprzedniego bólu dupy Zary do Nicka o to, że ten jest wilkołakiem, mamy kolejny... Oczywiście, że marudzi o zabijaniu a jak ten jej mówi, że nie zabija ludzi to mu księżniczka nie wierzy. Jak wilkołak to przecież, że morderca!

A po tym po raz kolejny emo biadolenie, jak to świat jest zły, że wszystkich straci, że wszyscy ją opuszczą, zostawią, umrą albo coś... -__- No i tak, złość się na ojca, że umarł, jakby miał jakiś wybór. To on samolubnie uznał, że pierdoli to wszystko i umiera i sam sobie sprawił zawał.
Chociaż, z taką córką to ja bym mu się nie dziwiła...

A Nick na pocieszenie (czy na co innego, uj go wie) w postaci wilka liże ją po twarzy. Kuźwa liże. Jaki normalny człowiek by tak zrobił?! ;___;

 

Jeden piks dostaje się do domu (zapewne musiał być tu już wcześniej, ale nie był w pokoju Zary, więc do niego wejść nie może - co nie ma oczywiście sensu, ale ok) i robi wielki bałagan w salonie.
"Betty mnie zabije" - dlaczego niby?! Nie ty zrobiłaś ten bajzel tylko piks, który chciał cię porwać! Nie było jak temu zapobiec! Jprdl, po co komu logika...

"- Mogło być gorzej. Nie pociął poduszek ani nic takiego - mówię, ale nie brzmi to zbyt przekonująco.
Nick jednak daje się nabrać.
- Właśnie."
Co?! To niema sensu! Nic tu nie ma sensu! Dlaczego ja go jeszcze w ogóle próbuję szukać?! ;__;

 

Bohaterowie zastanawiają się, kogo mogą poprosić o pomoc w walce z piksami (ja to bym zadzwoniła po Winchesterów i już dawno byłby spokój #onlyfandomgetsthis ;P).

"- A więc (nie zaczyna się zdania od więc!) biegasz z...
- ...z kojotami. Ale one mają część wilczego DNA.
[...] Poprosimy je. Mogłyby zrobić trochę zamieszania, odwrócić uwagę piksów i ich czymś zając. Ale to tylko zwykłe kojoty, Zaro, i przestraszą się magii."
Pogubiłam się ;__; Jeśli mówi o zwyczajnych zwierzętach kojotach, to dlaczego on z nimi biega po lesie i jest ich alfą?! o.o A jeśli mówi o zmiennokształtnych kojotach... Czy oni mieszkają pod skałami, że są od ciebie jacyś gorsi ty mały frajerze? -.-

Teraz dowiadujemy się, że Devyn jest zmiennokształtnym-orłem (oczywiście...)(orłołak xDD Jak to brzmi xD), a chwilę później, że szkolna sekretarka to niedźwiedź. Do wyboru do koloru widzę... Wszyscy w jednym, malutkim miasteczku na północy stanu Maine... ;__;

 

Lepszym tytułem od "Pragnienie" byłoby; "Zmierzch 2.0", czytelnik przynajmniej nie zostałby oszukany, licząc na coś oryginalnego...

 

"Nigdy w życiu nie machałam łopatą. Widziałam w telewizji, jak to się robi, i słyszałam opowieści taty o tym, że trzeba odśnieżać kilka godzin, by wydostać się z domu, szczególnie gdy Maine nawiedzają gwałtowne burze śnieżne."
Chyba się właśnie popłakałam... Bo to takie trudne jest "machać łopatą"... ;___;

"Dajemy sobie spokój z odśnieżaniem. I z jazdą samochodem. Bierzemy rakiety śnieżne.
Tak, te rakiety, które znajduję w piwnicy - leżą koło starych podkładów kolejowych i drutu kolczastego."
Betty trzyma w piwnicy stare podkłady kolejowe. Po co jej to? Kto wie (ale how convenient! *mówi, myśląc o zakończeniu*)...

Tutaj oczywiście Zara z Nickiem zostają zaatakowani (to było tak bardzo do przewidzenia... ale po co słuchać starszych i mądrzejszych, którzy mówią "zostańcie w domu".). Wkrótce okazuje się, uwaga, uwaga, wielka "niespodzianka", że... IAN JEST PIKSEM!!!!11111oneone1!!111!!jeden!!!111!! Szczęśliwie Betty - jak również przewidziałam - ich ratuje. Dlaczego Ian nie zdążył pocałować Zary i przemienić ją w piksa czym jednocześnie zostałaby jego żoną, a wtedy on zostałby nowym królem? Uj wie! :D -__-
(Bohaterka oczywiście jak zwykle się nie domyśla, że jej miły kolega jest piksem, mimo iż oczywistym jest, że porwały ją piksy a Ian stoi tuż przed nią. Ale nope, ona wciąż nic...)

 

"Cholera, dlaczego nie jestem silniejsza? Widać drzwi są zabarykadowane albo zamknięte z drugiej strony. Cofam się i uderzam w nie ramieniem, co nie tylko nie odnosi skutku, ale na dodatek wywołuje ból. A policjantom w filmach zawsze się udaje."
Może dlatego, że to dorośli, silni faceci, a nie jakieś chuderlawe dziewuszysko? Poza tym nie zawsze im się to udaje. Radziłabym też spróbować z wykopu, nogi masz silniejsze (zwłaszcza skoro taka niesamowita w bieganiu jesteś), tak prędzej ci się uda -__-

"Kratka [wentylacyjna] przytwierdzona jest do podłogi czterema śrubami. Wciskam paznokieć w jedną z nich i obracam. Niewiele, ale mi się udaje."
To ta krata chyba przytwierdzona nie była, jeśli dałaś radę odkręcić śrubę PAZNOKCIEM, to nie mogła być mocno wkręcona. Gdyby była porządnie, znacznie łatwiej byłoby ci drzwi wykopać.

"- A więc zmienił taktykę [król] i kazał wam mnie porwać?
- Nie. On nie ma z tym nic wspólnego. Sam to zaplanowałem. - Ian nonszalancko przeczesuje ręką włosy i wyjmuje z kieszeni spodni scyzoryk."
Oh ty mistrzu intrygi i strategii... (Tak to jest, jak się jest rudym i... MIŁYM! Takim ufać nie wolno! To pułapka!)

Ehh... Tego wątku z Ianem-piksem autorka nawet nie potrafi porządnie pociągnąć... -__-

Zaraz dowiadujemy się, że zmiennokształtni są bardzo ciepli, a piksy zimne. Wcale to nie przypomina "Zmierzchu" po raz kolejny, wcale. :')

Po całym zajściu Zara trafia do szpitala ze złamaną ręką, Nick oczywiście cały czas przy niej jest. Jeśli jeszcze na koniec pójdą razem na bal to się chyba potnę ;___;

Zara zachowuje się również bardzo dorośle, co udowadnia nam, gdy podczas rozmowy z mamą rozłącza się w trakcie, gdy ta mówi. Bo kogo by to obchodziło, bardzo dojrzale, prawda.

Zara odbywa także poważną rozmowę z babcią, podczas której dowiaduje się, że jej ojcem jest król piksów. Jej mama dała dupy, żeby uratować prawdopodobnie-i-tak-już-martwych chłopców, którzy zostali porwani, kiedy to jej matka była nastolatką i tu mieszkała. Fajnie (y). :)

W każdym razie, kiedy Nick się dowiaduje, zachowuje się jakby opętał go demon. Miota się groźnie tu i tam i krzyczy, że Zara jest w części piksem, blablabla, itd. itd.
Czy naprawdę tylko ja nie rozumiem tych ich zachowań? On gdy dowiaduje się, że jej ojciec to piks, ona gdy dowiaduje się, że on to wilkołak... WTF ludzie?!

Ponieważ już nam się kończy książka, bohaterom przydałby się jakiś plan, jak piksów pokonać. Zapewne przygotują go wszyscy razem, by powymieniać się pomysłami. Albo chociaż sama Betty, jako najstarsza, najbardziej doświadczona, która już wie z czym przyszło im się zmierzyć.
"Babcia siada obok mnie na sofie.
[...] Ale teraz ty dowodzisz. Myślę, że będzie dobrze.
Aha.
Nie no, no tak... Powierz dowództwo i obmyślenie całego planu siedemnastoletniej emo pacyfistce, niech obmyśla plan walki - tak, to jest dobry pomysł! :')
;____________________________;

 

"Babcia patrzy na mnie, podchodzi szybkim krokiem i mierzy mi puls, co jest zresztą bezsensowne, bo złamałam rękę, a nie serce."
To prawda, to jest bezsensu. Jak i to porównanie, bo nie możesz złamać serca! To jest mięsień! ;___;

 

Polubiłam króla piksów. Okazał się naprawdę spoko postacią xd I to naprawdę spoko - nie jest żadnym potworem, który morduje kogo popadnie bo ma taką zachciankę. Bierze tyle, ile musi, a nawet mniej, bo przez te siedemnaście lat był spokój. Ale nope... on to jest najgorszy... Szkoda, że pewnie umrze :'C
(Jednak nie umiera. Przynajmniej nie w pierwszej części - co dalej? Nie wiem, nie zamierzam się dowiadywać.)

"Nie jest bogato zdobiony [dwór króla piksów], ale duży - tylko czekać na popołudniową herbatkę w oranżerii i partię krokieta (a nie może przypadkiem krykieta?!) w ogródku."
Co? Dlaczego nagle zaczęła o nim mówić, jakby był Anglikiem? Do nich też ma jakieś rasistowskie uprzedzenia?
#tiredofthisshit

 

strona 285 - Zara znajduje jednego z dwóch porwanych chłopców i postanawia go ukradkiem wyciągnąć z domu. Tak. Co z tego, że jest tutaj grubo ponad setka (jak sama zauważyła, a nie widziała nawet jednej trzeciej całości) piksów, na pewno nikt nie zauważy!

strona 289;
"Piksy odciągają mnie od mamy, wynoszą przez drzwi i wyrzucają na śnieg, a obok mnie ląduje Jay Dahlberg."
Phahahahahahahahahahahahahahahahaha XDDDDDDDDDD Nie śmieszne. -__-

 

"Piksy powinny być piękne, ale wiem, że to tylko potwory i piękne być nie mogą, bo uroda to wdzięk, miłość i nadzieja. A w nich jest tylko pragnienie."
Śmiechłam. Takiej bzdury - poza tą książką - dawno nie słyszałam x'D

 

"Pocałunek [Zary z Nickiem] jest miękki i ekscytujący jak gwiazda na nocnym niebie."
Spadająca gwiazda jest miękka. Aha.

 

 

Już teraz ciężko mi streścić i wypisać te nonsense z końcówki, musielibyście sami ją sobie w całości przeczytać, wydaje mi się jednak, że nie chcecie xd Niby to tylko 6 stron, ale jednak... Plus ten post (czy jak to nazwać) już jest i tak wystarczająco przydługawy... Jeśli jednak ktoś byłby ciekawy, może pisać na mój e-mail (podany wyżej) - tam mogę wysłać te kilka ostatnich stron. ;)

Na tym zakończymy naszą przygodę z "Pragnieniem".

Na koniec pozwolę sobie zacytować opinię innej z czytelniczek;

"Naprawdę nie polecam tej książki. Nie ma w niej nic nowego i świeżego. Jest pełna schematów i źle napisana. Ja na pewno nie sięgnę po drugi tom, bo opis i zamieszczony fragment są okropne i zwiastują po prostu powtórkę z rozrywki, ponieważ schemat jest niemal identyczny jak w części pierwszej. "
- zgadzam się z tym w 100%

Także jak widzicie, od książki radzę trzymać się z daleka i nie marnować na nią swojego cennego czasu. A tym, którzy ją przeczytali, współczuję... Łączmy się w bólu razem - dla poprawienia sobie samopoczucia po "Pragnieniu" polecam jakąś książkę ze spisu książek polecanych na blogu Dla każdego mola książkowego! :D
Zachęcam również do komentowania. ;)

Pozdrawiam

~Paula:*