JustPaste.it

Uśmiech PGR-u ...

Inny świat. Świat, który stworzył "innego człowieka". Człowiek, który stworzył sobie "inną rzeczywistość". Rzeczywistość, która odrzuciła tego "innego człowieka".
User avatar
matimef @matimef · Feb 26, 2014

Inny świat. Świat, który stworzył "innego człowieka". Człowiek, który stworzył sobie "inną rzeczywistość". Rzeczywistość, która odrzuciła tego "innego człowieka".

 

pgr_tarnowek_ii-62-eec5dcb839b9f62862ea4ec6608e90f8_small.jpeg

 

 

Wystarczy wyjechać kawałek za "betonowe miasto", by zrozumieć, że życie jest pojęciem względnym, gdyż każdy ma na nie inny pomysł i każdy przeżywa je inaczej. Miliony filozofów, myślicieli, twórców i poetów, którzy stając się autorytetami wzbogacają naszą osobowość. Jednak w tym "głupim dworze rozdanych ról" w jakim żyjemy - warto zwrócić uwagę na pewną, wymierającą już, grupę ludzi, których - nam, oświeconym - zrozumieć jest ciężko. 


Zgodnie z postanowieniami PKWN-u z 1944 roku gospodarstwa rolne o powierzchni powyżej 50 ha przechodziły na własność państwa, które rzekomo było polskie. Te wielkie zmiany zaowocowały ostatecznie powstaniem Państwowych Gospodarstw Rolnych (PGR), które to stały się głównym producentem spożywczym w "naszym" pięknym kraju. Powstała skomplikowana i momentami wręcz monumentalna infrastruktura, zakłady gdzie produkowało się używany sprzęt, silosy, obory, garaże, itd. Powstało jednak coś znacznie ważniejszego - powstał "inny człowiek". 


Warunki panujące na wsiach gdzie działały PGR-y były znacznie inne niż w innych osadach. Powstał "inny" świat. Świat, który stworzył "innego człowieka". Człowiek, który stworzył sobie "inną rzeczywistość". Rzeczywistość, która odrzuciła  tego "innego człowieka". I to właśnie o tym porzuconym człowieku chcę napisać. 


Jakże często słyszy się ironiczne komentarze, że PGR-y to wylęgarnie patologii i pijaństwa. Ileż to razy słyszeliśmy o masowym nieróbstwie, kradzieżach, oszustwach i zaniedbaniach w tych zakładach. Czy faktycznie tak jest ?


205558126e1cc8592c234ade2f3a8b20.jpg

 

 

Spędzałem na polskiej wsi wszystkie wakacje. Jaka to wieś? 24 domy,  sklep, świetlica wiejska, remiza, stary PGR i 137 mieszkańców. Oto i ten mały "światek", który w ciągu swojego życia zdążyłem tak bardzo pokochać. 

Pamiętam jak dziś - te Staruszki w kolorowych fartuchach, które zawsze szeroko się uśmiechały, gdy jako dziecko mówiłem im "Dzień dobry!". Pamiętam i ich mężów, którzy chodząc zwykle w ciężkich, starych ciuchach początkowo wydawali się straszni, jednak wraz z upływem lat stawali się coraz bardziej interesującymi. Pamiętam spędzanie całych dni na dworze - jeżdżenie na rowerach po okolicznych polach w celu obejrzenia maszyn rolniczych, bieganie za piłką po pastwiskach, sprowadzanie bydła, budowanie kryjówek, czy gonienie kur. Czy jest w tym dzieciństwie coś patologicznego? 

Nauczyłem się tam - na tej "paskudnej" wiosce, że istnieje coś takiego jak bezinteresowna pomoc. W XXI wieku jest to zjawisko niemal zapomniane - jednak "pijacy", "złodzieje", "nieroby" wciąż o nim pamiętają. Sam nie raz, spontanicznie komuś pomagałem przy codziennej "robocie". Powszechne było darmowe zawożenie tych, którzy nie mają aut do lekarza, sklepu, czy Kościoła. To norma. A największą zbrodnią jest szkodzenie komuś innemu poprzez własne lenistwo. "Patologia" nie potrafi tego zaakceptować. 

Wspominam godziny spędzone w tym jednym - jedynym w okolicy sklepie, gdzie wesoło gaworząc ze Sklepową i okolicznymi mieszkańcami można było spędzić całe godziny pijąc darmową herbatę, czy jedząc ufundowane przez kogoś ciastka. Ileż to razu prosiło się Sklepową by otworzyła sklep po godzinach - a ona, jak na "plebs" przystało robiła to bez żadnych oporów, czy narzekań. Paskudna kobieta! 

Przypominam sobie ciężką pracę - przy radleniu ziemniaków, rąbaniu drewna, czy stawianiu jakichś zabudowań i nagle zdaję sobie sprawę jak wiele razy pomagali mi inni ludzie - zawsze dobrowolnie, sami z siebie. Słyszę w myślach pogodne okrzyki tych "nierobów": Szczęść Boże!, które to były tak pożądane przy pracy. 

Wspominam rozmowy z tymi ludźmi - ich proste spostrzeżenia, uwagi. Był w nich żal. Żal, że za 50 lat ciężkiej pracy żyją ledwo przędąc. Żal, że polityczne elity i "możni tego świata" o nich zapomnieli, zamykając ich w więzieniu stereotypowego myślenia, które okazuje się być bezmyślnym i nietwórczym. Ale na żalu się kończy. Jest to takie ciche westchnienie. I wzrok. Wzrok wpatrzony w dal. 



stary-czlowiek-i-wies-wkf-2011-387271-large_small.jpg

 

Życie. My - którzy uważamy się za mądrych, tak często jesteśmy przygnębieni, smutni, depresyjni. A pomimo tego - sami gardzimy innymi. Bo ich nie rozumiemy, bo są inni. Nagle zapominamy jak beznadziejni sami jesteśmy i próbujemy zniszczyć innych. Czy na tym ma polegać nasz geniusz?

A może to nie tak powinno być? Czy nie przez to objawia się mądrość, że potrafimy dostrzec ją u innych ludzi?

 

 

Spędziłem na wsi prawie pół życia i nadal uwielbiam tam jeździć. Dlaczego mnie tam tak ciągnie? Bo w gruncie rzeczy, jak każdy człowiek... poszukuję tej prostoty, która tam jest obecna. 




Miałem wuja - Józefa. Człowiek pracy. Schorowany, walczący z rakiem szedł w wieku 75 lat na działkę podpierając się łopatą. I kopał - by ziemia była gotowa na przyszły sezon. Zapytany przeze mnie czy ma jeszcze siły i czy mu nie pomóc - odpowiedział: nie. Za mnie - kopać będą mi dół na cmentarzu. Teraz jeszcze jest moja robota. Póki mogę. Po pół roku została po nim skopana i przygotowana na nowy sezon działka. Ale czy ktoś ją zajmie... ? No... i jeszcze pewnie łopata gdzieś jest. 

Tych parę słów dedykuję zmarłemu 15.02.2014 r. wujowi Józefowi. Niech zazna spokoju, którego tak poszukiwał za życia. Niech ujrzy to w co wierzył. Niech spotka tych, za którym tęsknił.