JustPaste.it

Miasto, które zmieniło bieg historii (15)

Gdyby nie oni, „gruba kreska” mogła stać się symbolem końca komunizmu, nowego początku i pokojowej rewolucji.

Gdyby nie oni, „gruba kreska” mogła stać się symbolem końca komunizmu, nowego początku i pokojowej rewolucji.

 

.

Kiedy Rakowski został premierem PRL, przystąpiono do realizacji konkretnych reform. Mało kto pamięta, że za czasów Rakowskiego zniesiono wreszcie system kartkowy i zalegalizowano handel walutami.

Nawiasem mówiąc, był to jedyny okres, gdy rynek decydował o kursach walut.

Początek był bardzo niefortunny. Likwidacja Stoczni Gdańskiej.

Stocznia Gdańska nie była dobrą firmą. Jedną z przyczyn, że stała się kolebką Solidarności, była beznadziejność tego przedsiębiorstwa i pracy w nim.

Jeszcze w 1980 roku pokazywałem wielu ludziom informację prasową o tym, że jakaś stocznia w Norwegii została sprzedana za 1 koronę. „Myślicie, że była gorsza od waszej?” Nikt tego nie rozumiał. Robotnicy i inżynierowie z Solidarności byli pełni zachwytu dla pani Teacher, która właśnie organizowała likwidację górnictwa angielskiego.

Komunistyczna telewizja  z upodobaniem pokazywała, zdjęcia ze strajków górniczych i walk z policją. Nikt tego nie brał poważnie.

.

W Stoczni było ogromne zatrudnienie i wielkie ukryte bezrobocie. Na dodatek Stocznia produkowała prawie wszystko (na lewo): - płoty, blaszane garaże, bojlery, mnóstwo różnych wyrobów ... nawet fałszywe zabytkowe miecze.

Statki produkowane w Stoczni były eksportowane ze stratą, do ZSRR. Było to rekompensowane tym, że ZSRR sprzedawał nam ze stratą ropę naftową.

Stoczniowcy widzieli przede wszystkim te statki.

Okradanie przedsiębiorstw, przez pracowników, było zjawiskiem powszechnym. Stocznia Gdańska nie była wyjątkiem. Nie ma wiarygodnych statystyk, choć na moje oko: - Stocznia Gdańska należała do zakładów przodujących w tej dziedzinie.

Poza tym, uważałem, że kradzież surowców z państwowych zakładów, miała pozytywne skutki ekonomiczne: -  W państwowych przedsiębiorstwach występowało ogromne marnotrawstwo. Np. cement ukradziony z budowy, był dobrze chroniony przed deszczem, czego nie można powiedzieć o cemencie, który pozostał na państwowej budowie.

Słuszna ekonomicznie decyzja o likwidacji Stoczni Gdańskiej wyszła komunistom bokiem. Podobnie, jak słuszna decyzja o podwyżkach cen z 1976 roku.

Niestety. Stocznia nadal istnieje. 10 lat po upadku PRL-u*, Z wielką stratą dla Gdańska. Tereny stoczniowe są jedynym miejscem, gdzie można byłoby zbudować od podstaw nowoczesne centrum miasta (miejsce pracy dla dziesiątek tysięcy ludzi).

Bezrobocie w Gdańsku nie jest wysokie, ale:

Nie ma powodów do zadowolenia. Liczba miejsc pracy bardzo spadła. Tyle, że odbyło się to głównie kosztem pracowników, którzy kiedyś dojeżdżali do pracy w Trójmieście z okolicznych wsi i miejscowości. Np. wielkie bezrobocie jest w Tczewie, odległym od Gdańska o 30 minut jazdy pociągiem.

Niestety. Obrona Stoczni owocuje polityczną popularnością, oraz lukratywnymi stanowiskami w Gdańsku i Warszawie.

Kiedyś wreszcie Stocznia zostanie zlikwidowana. Jednak, wielka szansa związana z ogromnym zainteresowaniem Gdańskiem, które występowało po upadku komunizmu, została zaprzepaszczona. Będzie tak, że jest miejsce pod budowę Centrum a nie ma inwestorów*.

.

Powojenny Gdańsk nie miał szczęścia do budownictwa, architektów i urbanistów. Największym osiągnięciem była niewątpliwie dokonana w latach 50-tych odbudowa Starówki. Niezależnie od błędów, o których pisałem na początku. Odbudowana Starówka jest ciągle szansą na rozwój turystyki i uzyskiwanie dużych dochodów.

W latach sześćdziesiątych, zaczęto budować super-oszczędnościowe mieszkania z kuchniami bez okien i wspólnymi łazienkami. Na szczęście wybudowano tylko kilka budynków. Później zabudowano teren byłego lotniska. Osiedla Zaspa i Przymorze wybudowano z tzw. wielkiej płyty, a następnie w podobny sposób dzielnice Suchanino, Morena i Chełm.

Budynki, wybudowane w tego typu technologiach, powinny być rozbierane po 20-30 latach. Ze względów bezpieczeństwa. Niektóre już stoją ponad 20 lat. Nie było żadnych katastrof budowlanych. Za następne 20 lat, będzie to niezwykle poważny problem. Nie widać, żeby ktoś się do tego przygotowywał. Budując osiedla pomijano infrastrukturę, sklepy i pawilony usługowe.

Dopiero kapitalizm lat 90-tych zaczął uzupełniać te braki.

Ten rodzaj zabudowy był wielkim błędem.

Argumentowano, że potrzeba bardzo dużo mieszkań, a jest mało terenów budowlanych. Ale to fałszywy argument. Gdyby, np. teren Zaspy, zabudować szeregowymi domkami jednorodzinnymi, mogłoby na nim zamieszkać więcej ludzi i każda rodzina miałaby swój garaż i ogródek. Łatwo to obliczyć, dzieląc teren o tej powierzchni na działki po 400m2 oraz doliczając drugie tyle na drogi i infrastrukturę.

Zbudowano tylko trochę małych domków jednorodzinnych. Małych, bo komuna wprowadziła ograniczenie powierzchni.

Zgodnie z założeniami ideologicznymi, wszyscy mieli być równo biedni. Ładne dzielnice mieszkaniowe, zaczęły powstawać dopiero od połowy lat osiemdziesiątych, w rejonie obwodnicy. Za pasem lasów Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.

Inna sprawa, to brak remontów starych przedwojennych kamienic i willi. Często zostały one rozparcelowane na małe mieszkania. Gdy zabrakło właścicieli, wszystko zaczęło się rozpadać.

Tak było, wszędzie, w całej Polsce. Na tzw. Ziemiach Odzyskanych takie zjawiska występowały najbardziej intensywnie. Do dziś, nie mówi się o tym głośno, przynajmniej oficjalnie.

Poniemieckie mieszkania przejmowane były, razem z wyposażeniem, przez nowo przybyłych przesiedleńców ze Wschodu i przybyszy z centralnej Polski. Różnego rodzaju wyroby rzemieślnicze, artystyczne i przemysłowe, stają się zabytkami kultury materialnej, ponieważ przetrwały, jako pamiątki rodzinne po dziadku czy prababci. Tutaj ludzie wprowadzali się do mieszkań pełnych cudzych pamiątek, które dla nich nie miały żadnego znaczenia, a często były obiektami niechcianymi, poniemieckimi.

Najczęściej nie zdawali sobie sprawy z wartości materialnej dzieł sztuki i zabytków, w których posiadanie weszli na skutek historycznego zbiegu okoliczności. Przy pierwszej okazji, pozbywali się poniemieckich rupieci. Sprzyjała temu panująca w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych moda na tzw. nowoczesne wyroby oraz propaganda klęski. Ludziom bez przerwy powtarzano, że w Polsce nie ma zabytków, bo w czasie wojny prawie wszystko uległo zniszczeniu.

Była to prawda, ale nie całkowita. Ogromne dzieło zniszczenia zabytków ruchomych i nieruchomych zostało dokonane w latach powojennych. Słowo, o braku zabytków, stało się ciałem. Było to po części spowodowane głupotą, a po części świadomym działaniem. W pierwszym powojennym przewodniku po zniszczonym Gdańsku, autor wyraża satysfakcję, że pożar wypalił niemieckie naleciałości i teraz my wprowadzimy tu polską kulturę...

Oczywiście. Wszystkie poniemieckie pomniki i cmentarze zniszczono świadomie.

Bardzo dużo mówi się w Polsce o polskich cmentarzach pozostawionych na Wschodzie. Pod panowaniem radzieckim zaniedbane, polskie cmentarze w Wilnie, we Lwowie i inne, uległy degradacji, ale przetrwały. W Polsce poniemieckie cmentarze nie przetrwały. Dziś, w dobie wielkiej kampanii przeciwko relatywizmowi moralnemu, nikt nie podaje tego przykładu podwójnej moralności. A przecież to taki piękny przykład.

Kiedy w roku 1988 ogłoszono, że planowane jest spotkanie władz i opozycji, tzw. Okrągły Stół, źle oceniłem sytuację. Nie spodziewałem się nic dobrego po ekipie Jaruzelskiego, który, moim zdaniem, kurczowo trzymał się władzy. Mimo jak najgorszych efektów i braku poparcia społecznego. Uważałem, że ten człowiek nie odda władzy po dobroci. Myślałem, że skończy swoją karierę polityczną z kulą w głowie. Na szczęście myliłem się.

.

Okrągły Stół był szczytowym osiągnięciem Wałęsy i Kościoła polskiego. Zapobiegł czarnym scenariuszom, które były jak najbardziej możliwe, i których obawiałem się od połowy lat siedemdziesiątych.

Nie można pominąć zasług Jaruzelskiego. Jeśli nie użyto siły, to przede wszystkim dzięki temu, który tą siłą dysponował.

Wielkim paradoksem jest, że 10 lat później zarówno Wałęsa jak i Kościół zarzekają się, że wcale nie chcieli ugody z komunistami i grubej kreski – czyli, że największy sukces odnieśli wbrew swojej woli.

Gdyby nie oni, „gruba kreska” mogła stać się symbolem końca komunizmu, nowego początku i pokojowej rewolucji.

Wyznawcy spiskowej teorii dziejów, post factum, zawsze twierdzą, że to, co się stało, było skutkiem czyjegoś tajnego planu, który właśnie został szczegółowo zrealizowany.

Według tych zasad, komuniści mieli plan zamiany władzy politycznej na własność ekonomiczną, a następnie powrót do władzy. Zwolennicy tych teorii, których jest coraz więcej, nie chcą pamiętać o faktach, które nie pasują do tego scenariusza.

.

Uwłaszczenie nomenklatury zaczęło się na długo przed Okrągłym Stołem. Powstawały tzw. spółki nomenklaturowe. Według następującego schematu: -Dyrektorzy państwowego przedsiębiorstwa, reprezentując to przedsiębiorstwo, zawierali spółkę z samym sobą, jako osobą fizyczną. Do spółki przekazywali najbardziej dochodowe części majątku przedsiębiorstwa. Najczęściej np. dział zbytu. W gospodarce niedoborów, ze zbytem nie było żadnych kłopotów. Spółka pobierała marżę i była bardzo dochodowa, podczas gdy przedsiębiorstwo miało tzw. planowy deficyt. Podobnie organizowano spółki usługowe, które świadczyły na rzecz przedsiębiorstwa.

W niektórych przypadkach wzbogaceni, w ten sposób, dyrektorzy przejęli na własność majątek przedsiębiorstwa, które doprowadzili do bankructwa.

Powstawanie spółek nomenklaturowych było procesem oddolnym, podjętym z entuzjazmem przez działaczy średniego i niskiego szczebla. Premier PRL, Meissner, ogłosił, że jest dozwolone to, co nie jest zabronione. Niby to oczywiste, ale w realnym socjalizmie tak nie było. Dozwolone było tylko to, na co władza wyraźnie wydała zgodę.

.

Natomiast Okrągły Stół był dziełem wąskiej, kilku- czy kilkunastoosobowej, elity partyjnej. Ich plan działania można poznać, w tekście uzgodnionych dokumentów. Strona Solidarnościowa i Kościół miały pewien wpływ na te uzgodnienia, ale decydujące było stanowisko władz. Przy Okrągłym Stole nie wszyscy byli równi, choć niby każdy zajmował tak samo dobre miejsce.

Chodziło o to, aby zalegalizować opozycję, a właściwie ją upaństwowić. Zneutralizować opór społeczeństwa. W żadnym wypadku bez oddawania władzy. Po to, aby wreszcie, była możliwość rządzenia i przeprowadzenia reform - głównie uwolnienia cen żywności.

To zrobiono zaraz po Okrągłym Stole. Liczono, że jeżeli sytuacja ekonomiczna poprawi się, w znaczący sposób, to może następne wybory, za cztery lata, albo nieco dłużej (kadencję Sejmu można było przedłużyć), nie będą musiały być kontraktowe, ponieważ komuniści uzyskają poparcie społeczne. Jeżeli byłyby obawy przegranej w wolnych wyborach, to następne też mogłyby być kontraktowe.

Po wyborach czerwcowych, zaczęto realizować tę koncepcję. Kiszczak został premierem. Pojedynczy przywódcy solidarnościowi mogli zostać mniej ważnymi ministrami, Jaruzelski prezydentem, a Rakowski Pierwszym Sekretarzem.

Okazało się jednak, że tego nie udaje się realizować. Wtedy komuniści zdecydowali się oddać władzę. Czy wcześniej liczyli się z taką ewentualnością, i czy spodziewali się, jaki będzie wynik wyborów? Tego do tej pory nie wiadomo.

Wydaje się, że spodziewali się porażki w wyborach, ale nie aż takiej klęski, do jakiej doszło. Liczyli się także z tym, że kiedyś może trzeba będzie oddać władzę, ale nie od razu.

Poza tym, okazało się, że uzgodniona przy Okrągłym Stole formuła prawna, wcale nie gwarantuje komunistom władzy, jak mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka.

Powtórzyła się historia z Porozumieniami Gdańskimi. Uzgodnień nie zrealizowano, ale nastąpił pozytywny przełom.

*Napisane w 1999 roku.

Cdn.

Przeczytaj całość: >>>  Miasto, które zmieniło bieg historii

Adam Jezierski

.