JustPaste.it

TransChukotka 2006 Bike Expedition

Relacja z rowerowej wyprawy na północno-wschodni kraniec Euroazji, na Czukotkę.

Relacja z rowerowej wyprawy na północno-wschodni kraniec Euroazji, na Czukotkę.

 

Pomysł wyjazdu na Czukotkę zakiełkował w mojej głowie w 2003 roku. Po odwiedzeniu Syberii Wschodniej i Kamczatki pod romantycznym hasłem wypraw w poszukiwaniu końca świata, zapragnąłem dotrzeć na północno-wschodni kraniec Euroazji, właśnie na Czukotkę. 

Kraj ten, ponad dwukrotnie większy od Polski, zamieszkany jest zaledwie przez 50,5 tys. ludzi. Romanowi Abramowiczowi, oligarsze z Omska, blisko związanemu swojego czasu z obozem Borysa Jelcyna, nietrudno było zwyciężyć w wyborach na gubernatora Czukotki.

Wraz ze swoimi młodymi i energicznymi współpracownikami zapobiegl on totalnemu upadkowi kraju, w jakim zaczął sie on pogrążać od poczatku lat 90-tych. Widać to nie tylko w stolicy ale także w oddalonych od cywilizacji wioskach.

Ostatnio kiedy Abramowicz ku przerażeniu mieszkańców, w grudniu 2006 złożył na ręce prezydenta rezygnację z piastowania swojej funkcji przed upływem drugiej kadencji, Putin nie przyjął tej dymisji. W uzasadnieniu podano, że gubernator właściwie pełni swe obowiązki. 

Celem naszej wyprawy było przemierzenie Czukotki na rowerach od wybrzeży Pacyfiku do Oceanu Arktycznego. Po drodze odbyliśmy trekking górski z wejściem na najwyższą górę Czukotki – Velikaya.  

Droga, którą jechaliśmy, nasypana została z gruntu i różnej gramatury kamienia. Mimo że przecina wiele rzek, jej budowniczowie – ograniczeni mizernym budżetem – nie wyposażyli jej w mosty. Dlatego też rzeki trzeba pokonywać wpław. Drogę poprowadzono grzbietami i zboczami gór, dolinami rzek, przez miejsca całkiem odludne. Przejechanie jej, zwłaszcza po deszczu, to wyzwanie dla kierowców i ich potężnych maszyn.

Tym bardziej jest to wyzwanie dla rowerzystów, co wkrótce po rozpoczęciu wyprawy dało nam się we znaki. Częste męczące podjazdy sprawiały, że przemieszczaliśmy się w żółwim tempie i traciliśmy entuzjazm. W końcu zdecydowaliśmy się na skorzystanie z autostopu dla przejechania najtrudniejszych odcinków trasy. Z kierowcami ciężarówek przebyliśmy wiele kilometrów, co było nie tylko interesującą przygodą, ale też pozwoliło nam na poznanie realiów ich pracy. Realia te w dużej mierze dyktowane są przez surowe warunki klimatyczne, które zwłaszcza w okresie zimowym wymagają od kierowcy odporności psychicznej i gotowości do poświęceń. Podczas silnych mrozów, dochodzących do minus 45 stopni Celsjusza silniki ciężarówek pracują bez przerwy. Kiedy śnieg zasypie drogę i nie można znikąd oczekiwać pomocy, trzeba samemu łopatami usuwać zaspy. W przypadku awarii pomimo mrozów kierowcy samodzielnie dokonują napraw. Obserwując ich w akcji, czy podczas dyskusji na temat rozwiązania jakiegoś problemu, dotyczącego awarii samochodu, byliśmy dla nich pełni podziwu, gdyż wiedzą o swoich autach niemal wszystko.

Latem utrudnieniem w ich pracy są opady deszczu, po których poziom wody w rzekach gwałtownie rośnie. Zmusza to kierowców do postoju i oczekiwania dopóty, dopóki woda nie opadnie. Wielu podejmuje ryzyko przejechania rzek podczas opadów, co niektórzy przypłacili życiem, o czym świadczą pomniki, ustawione na brzegach... 

Ponieważ warunki przyrodnicze i klimatyczne w tym regionie świata nie sprzyjają rozwojowi cywilizacji, interesująca była dla nas historia osiedlenia się tam Rosjan i rozwój przemysłu w XX w. Przemierzając Czukotkę kilkakrotnie zetknęliśmy się z pomnikami mrocznej historii sowieckiej Czukotki, pozostałościami po więzieniach Archipelagu GUŁAG. Rozbudowany system więzień rozwijano tam od lat 40-tych ubiegłego wieku do końca lat 50-tych. Bez przesady można powiedzieć, że GUŁAG niósł cywilizację na Dalekiej Północy. Więźniowie budowali porty, drogi, kombinaty przemysłowe, elektrownie i wsie. Pracowali przy wydobyciu cyny, wolframu, złota i uranu. Ciężka praca w skrajnych warunkach oraz nieludzkie traktowanie przez strażników wpływało na wysoką śmiertelność. 

Nie mniej ciekawa jest rdzenna ludność Czukotki. Czukcze i Eskimosi są bardzo dobrze przystosowani do ekstremalnych warunków. Część z nich wiedzie życie koczowników w tundrze przy wypasie renów. Inni mieszkańcy – morscy myśliwi – zyjący na brzegach oceanów, polują na ssaki morskie: foki, morsy i wieloryby. Oczywiście socjalistyczne podejście do gospodarki dotarło w swoim czasie (w latach 30-tych XX w.) również na Czukotkę i odcisnęło piętno kolektywizacji na życiu rdzennych mieszkańców. Prywatne stada reniferów zastąpiły sowchozy, a zamiast bajdar i wielbotów – tradycyjnych łodzi czukockich – na morzu zaczęły się pojawiać państwowe statki wielorybnicze z Rosjanami na pokładzie.  

Po rozpadzie Związku Radzieckiego dotowaną gospodarkę Czukotki dotknął głęboki kryzys. Pogłowie renów gwałtownie rzedło, a w niektórych sowchozach zostało zlikwidowane całkowicie. Ponieważ dostawy żywności z kontynentu odbywały się rzadko i nieregularnie, ludzie zabijali zwierzęta żeby samemu przeżyć. Obecnie przy dużym wsparciu z budżetu federalnego powoli się to zmienia na lepsze. Podczas naszej tegorocznej wyprawy odwiedziliśmy brygadę pasterzy reniferów ze wsi Amguema. Uczestniczyliśmy – jako obserwatorzy – w uboju renów a także akcji ratowania grupy pasterzy, którzy utknęli w tundrze. 

Czukcze – morscy myśliwi w latach 90-tych ponownie sami zaczęli wypływać w morze aby polować na wieloryby. Ponieważ w czasach Rosji Radzieckiej byli odsunięci od polowań, musieli uczyć się tej sztuki od nowa. Zasięgali w tym celu rad u najstarszych mieszkańców. Teraz samodzielnie łowią morskie ssaki, w polowaniu na wieloryba celują zwłaszcza myśliwi ze wsi Łorino. W łorino byłem w 2004 roku w trakcie pierwszej podróży, którą odbyłem na Czukotkę.  

Czukotka jest regionem w znacznym stopniu dotowanym. Dziedziną gospodarki, która postrzegana jest jako możliwy kierunek rozwoju dla okręgu jest wydobycie złota. Wielkość udokumentowanych złóż podawana jest w setkach ton. Działa kilka prywatnych firm wydobywczych, z których największą jest obecnie „AO Artiel’ Chukotka”. Już w 2007 roku planowane jest uruchomienie kanadyjsko-rosyjskiego przedsiębiorstwa „Rudnik Kupol’” (około 300 ton złota), poszukiwany jest też inwestor dla rozwoju wydobycia w złożu „Maiskiy” (240 ton). Odwiedziliśmy dwie kopalnie złota w „Artieli Chukotka”.

Przyjęto nas bardzo życzliwie, dyrekcja wyraziła zgodę nie tylko na zwiedzanie przez nas przedsiębiorstwa, ale także na korzystanie z zakładowej stołówki. Widzieliśmy wszystkie etapy pozyskania surowca: od wydobycia rudy po jej wzbogacenie w fabryce i kontrolę jakości w laboratorium. Ominęło nas tylko wytapianie złotych sztabek. 

Podczas wyprawy odbyliśmy trekking do najwyższego pasma górskiego Czukotki – Grzbietu Czantalskiego w celu wejścia na najwyższy szczyt – Górę Velikaya (1887 m.n.p.m.).

W trakcie trekkingu przemierzyliśmy ponad 200 kilometrów górskimi dolinami, przekraczając przy tym kilkanaście rzek i strumieni. Krajobraz, który podziwialiśmy, chociaż surowy, ma w sobie bardzo dużo uroku. Kamieniste i strome góry miały różne odcienie w kolorach od szarości poprzez brązy do czerwieni. Widzieliśmy góry których zbocza pokryte były brązowymi pasmami, przy czym jasne i ciemne pasma, u podnóża szerokie, zwężające się ku górze, ułożone były naprzemiennie, co przypominało rozłożony wachlarz.

Tundra którą przemierzaliśmy nie pozwalała na szybki marsz, pokonywaliśmy zaledwie 3-4 kilometry na godzinę, czasami udawało się iść szybciej. Przyczyną tego były uwarunkowania podłoża. Idąc po nierównościach mieliśmy pod nogami poduszkę z mchów i porostów, to znów kłopotliwe krzewy. Często przekraczaliśmy kamieniste, głębokie koryta suchych rzek, których brzegi porośnięte były gęstymi krzakami. W zagłębieniach terenu natykaliśmy się na płytkie bagna, wypełnione stojącą ciemną cieczą o zapachu zgnilizny, rozciągające się na setki metrów, które trzeba było obejść, żeby nie zamoczyć butów. Bagna łatwo było rozpoznać po trawie w nich rosnącej.

Innym rodzajem podłoża, po którym musieliśmy kroczyć były rozległe kamieniste pola. Szło się po nich szybko, jednak trzeba było ciągle uważac na to, gdzie się stawia stopę, ponieważ wiele kamieni przemieszczało się i nietrudno było o skręcenie nogi.

Samo wejście na górę Velikaya nie było trudne, trzeba było jedynie ostrożnie stąpać po zboczu aby nie sprowokować osunięcia się kamieni. Kiedy dotarliśmy już na szczyt byliśmy bardzo szczęśliwi. Velikaya, leżąca na „końcu świata” stała się od tej chwili „naszą górą”, najbardziej egzotyczną wśród gór, które do tej pory zdobyliśmy. 

Podczas wyprawy poznaliśmy mnóstwo ciekawych ludzi, którzy bez oporów opowiadali nam historie swojego życia. Staraliśmy się spojrzeć na Czukotkę z wielu stron, dowiedzieć się, jakie są tam warunki do życia, możliwości rozwoju gospodarczego, jak wygląda przyroda Dalekiej Północy i w jakim zakresie wymaga ona ochrony.

Ponieważ mieliśmy możliwość porozmawiania z ludźmi z różnych grup społecznych i pełniącymi rozmaite funkcje: szefami administracji, dyrektorami, naczelnikami, nauczycielami, robotnikami, kierowcami, pasterzami renów, w dużym stopniu wzbogaciliśmy swoją wiedzę. Czukotka, tak oddalona od Polski czy centralnej Rosji, przestała być dla nas jakimś bliżej nieokreślonym „końcem świata”, postrzegamy ją wyraźnie i ostro, bez – wynikającej z niewiedzy - aury tajemniczości. Stała się też nam bardzo bliska. 

Tekst, zdjęcia: Podroznik.Net TeAM: Cezary Bugajczyk, Timur Akhmetov

Website: http://www.podroznik.net
E-mail: redakcja@podroznik.net

Przedruk za zgodą autora 

 

Autor: Cezary Bugajczyk, Timur Akhmetov