A gdybym tak, Drogi Czytelniku, powiedział Ci, że przechodzę przez ściany? Uwierzyłbyś mi? A gdybym tak zrobił Ci mały test na wiarę w cuda…? Zgodziłbyś się?
Test idzie mniej więcej tak:
1. Stajemy, Ty i ja, przy otwartym oknie na dziesiątym piętrze.
2. Ja mówię Ci, że umiem fruwać.
3. Ty pukasz się w czoło, a jeśli jesteś równy gość, zamawiasz straż pożarną (za moimi plecami, oczywista - żeby mnie nie urazić).
4. Ja, żeby Ci udowodnić swoje słowa, wyskakuję tak jak stoję przez wspomniane okno.
5. Ty wyglądasz za mną i… przecieranie oczu nic nie daje: ewidentnie widzisz, że frunę.
6. Teraz Ty lecisz (ale nie dosłownie!) po sąsiada, sąsiadkę, pokazujesz mnie palcem całej załodze wozu strażackiego, pięć nezależnych osób nakręca video mego lotu z różnych ujęć - wszyscy najwyraźniej ulegacie tej samej iluzji: JA LECĘ.
7. Gdy Tobie oraz zebranemu tłumowi daję wystarczająco dużo czasu, byście (jako tako) ochłonęli z pierwszego wrażenia, ja ląduję z powrotem bezpiecznie w oknie.
8. Wraz z dzikim tłumem macasz mnie czy jestem "okej", potem każesz mi się uszczypnąć - boli Cię.
9. Wtedy ja mówię Ci, że umiem również przechodzić przez ściany.
I jak, fajnie było? Pytam, bo tutaj nasz test dobiega końca:
Pytanie 10, ostatnie: CZY UWIERZYŁBYŚ MI NA SŁOWO, że przechodzę przez ściany?
I właśnie na tym polega wiara (moja przynajmniej) w Jezusa Chrystusa: na początku swej drogi dostałem swoje znaki, doświadczyłem swoich prywatnych cudów, więc teraz - choć pewnych rzeczy nadal nie rozumiem - przyjmuję je "na wiarę". I co z tego, że przy tych cudach nie było dzikich tłumów świadków? Cóż z tego, że w świetle racjonalnego myślenia moja wiara wygląda jak rasowy "zabobon"?
A więc przejść przez mur? Nic trudnego!
===
Grafika: @Google Images
Licencja: Creative Commons