JustPaste.it

O krasnoludkach, Gwiezdnych Wojnach i Harrym Potterze

Czyli o bardzo sympatycznym filmie Artur i Minimki, który kilka miesięcy temu zagośćił na ekranach naszych kin. Jak już wiadomo wszystkim, którzy w miarę regularnie czytaja moje teksty, o filmach piszę nader rzadko, a w zasadzie tylko wtedy, gdy jakiś film silnie mi się skojarzy z przeczytaną wcześniej książką. Interesują mnie więc powiązania filmu z literaturą, ale nie te proste, czyli ekranizacje książek, lecz bardziej subtelne, czyli takie filmy, w których pojawiaja się motywy z literatury pozornie z danym dziełem filmowym zupełnie nie związanej. Pod tym kątem pisałem już o Konklawe, gdzie wskazywałem na nawiązania do Jesieni średniowiecza i Córce D'Artagnana, która skojarzyła mi się z Imieniem róży. W filmie, który omówię dzisiaj nawiązania są znacznie bardziej rozproszone. Formalnie można ten obraz uznać za łączący w sobie cechy dwóch gatunków: filmu familijnego i baśni filmowej. Jest adaptacją powieścii Luca Bessona Artur i Minimkioraz Artur i Zakazane Miasto opartych na oryginalnym pomyśle Celine Garcia i zdjęiach jej męża Patrice'a.

 

Zaczyna się jak w typowym kinie familijnym, okraszonym elementami przygodowo-podróżniczymi. Artura poznajemy jako 10-letniego chłopca, który spędza wakacje ze swoja babcią w domu na wsi. Jego rodzice gonią gdzieś po świecie nie mając czasu dla swojego syna. Artur spędza czas na słuchaniu opowiadań babci o przygodach, których zaznała ze swym mężem, a dziadkiem Artura podczas jego wieloletniej pracy w Afryce. Chłopca szczególnie pasjonują liczne udoskonalenia wdrażane w odległych krainach przez dziadka, które uważa za jego autorskie wynalazki. Całe dnie spędza na licznych eksperymentach, w których odtwarza niektóre z tych ulepszeń. Od Babci dowiaduje sie, że dziadek, w nagrodę za ułatwienie egzystencji plemieniu swoimi pomysłami Matusalajów otrzymał od nich rubiny znacznej wartości, które ukrył gdzieś w ogrodzie. Z czasem Artur zaczyna studiować zapiski dziadka, z których dowiaduje się, że w tymże ogrodzie żyje plemię Minimków, mikroskopijnych elfów, zaprzyjaźnione zarówno z tymże dziadkiem Archibaldem, jak i owymi Matusalajami. I pewnie spędziłby na eksperymentach, lekturze i marzeniach całe wakacje, gdyby nie to, ze babci zaczęła grozić utrata domu. Dziadek zaginął bowiem trzy lata wcześniej i od tego czasu babcia ledwie wiązała koniec z końcem, a jej długi rosły i rosły. Nieszczęście przybrało realne oblicze, gdy wszystkie wierzytelności skupił w swym ręku miejscowy bogacz pragnący przejąć dom. Zostały tylko trzy dni na spłacenie należności. Artur postanowił znaleźć ukryte rubiny i za ich pomocą zażegnać finansowy kryzys. W odnalezieniu skarbu miały mu pomóc Minimki, do których świata postanowił sie dostać postępując według zapisków dziadka. Operacje przejścia należy przeprowadzić o północy ściśle określonego dnia, a pomagają w niej chłopcu Matusalajowie, którzy pojawiają sie w odpowiednim momencie. Informują oni naszego bohatera, że Minimki również mają kłopoty - są śmiertelnie zagrożone przez złego Maltazarda, którego nazywa się wyklętym M, unikając wymawiania jego imienia. Po przybyciu do krainy skrzatów Artur wydobywa ze skały magiczny miecz i wyrusza na wyprawę przeciwko M wraz z córką i synem króla Minimków. Dzięki swojemu sprytowi ratuje uczestników wyprawy i swojego dziadka, który utknął w krainie, przy okazji zakochuje się w księżniczce. Po powrocie do świata ludzi odzyskuje rubiny i niszczy królestwo Maltazarda. Wszystko więc kończy się dobrze zapowiadając ciąg dalszy. Zakochana księżniczka czeka na powrót Artura, a zły Maltazard uciekł, więc pewnie powróci, żeby się zemścić. Wszak czekają nas jeszcze dwie części filmu zapowiedziane na lata 2009 i 2010.

 

Po przedstawieniu treści filmu czas na omówienie owych nawiązań i innych ciekawych smaczków. Najbardziej widoczne są nawiązania do Harrego Pottera. Artur jest wybrańcem, który ma największe szanse pokonać Maltazarda, a imienia tego ostatniego nie wolno wymawiać, bo sprowadza to nieszczęście. Kamień ze skały to nawiązanie do legend arturiańskich, ot takie sympatyczne uzasadnienie wyboru imienia głównego bohatera. Maltazar jako żywo przypomina wicekróla z pierwszych trzech części Gwiezdnych Wojen fizycznie, a imperatora mentalnie i biograficznie. Drobnym nawiązaniem do tego cyklu jest też scena, w której Artur dostaje broń od księcia Betamesza, będąca jakby kalka sceny z Mrocznego widma, w której generał Jar Jar otrzymuje bum-buma od jednego ze swoich oficerów. Z Gwiezdnych Wojen tez pochodzi schemat trójki bohaterów: ksieżniczka, jej brat i jej wybranek spoza arystokracji. Same Minimki to elfy nie w wersji tolkienowskiej, ale ludowej, w której są maleńkimi skrzatami, które z kuzynami od Tolkiena łączą spiczaste uszy. Mamy też nawiązanie biblijne. Artur niszczy królestwo Maltazarda za pomocą taniej piłeczki, którą otrzymał na urodziny od Babci. Przywodzi to na myśl drobnego Dawida, który zabił olbrzyma Goliata wystrzelonym z procy rzecznym kamieniem. Inny tani prezent, nakręcane autko nieco wcześniej ratuje życie głównemu bohaterowi i jego przyjaciołom. Płynie stąd nauka dla młodych widzów, aby nie gardzić tanimi przedmiotami i cieszyć sie z rzeczy małych. Niestety, oprócz motywów biblijnych, widać w filmie wpływy New Age. Teleskop, będący bramą do świata Minimków posiada pierścienie dla Ciała, Umysłu i Duszy. Oswaja to dzieci z ezoteryczna antropologią. Newageowy posmak maja też uwagi o równowadze przeciwieństw. Ciekawe, czy dostrzegli to ci, którzy tropią okultyzm w Harrym Potterze. Wątpię, bo Minimki są na razie zbyt mało popularne. Na ich krytyce nie da sie zdobyć ani sławy, ani pieniędzy. Zresztą i tu po prawdzie jest to słaby powód do krytyki. Jest to niewątpliwie łyżka dziegciu w beczce miodu, ale nijak nie przekreśla ona wartości edukacyjnych, a tym bardziej artystycznych filmu.