I po co to wszystko? I dlaczego to tak?
Od kilku dni media nasze zajmują się trzema, no może dzięki Chile, czterema tematami. Wielce doniosłymi. Ze spraw tych najważniejszą są prawybory w PO, gdyż temat ten jest obowiązkowo zadany całemu społeczeństwu. Czy chce, czy nie. Ma się przyglądac kolejnej hucpie, zastanawiac, czy Komorowski, czy Sikorski i dlaczego Komorowski?
Drugą arcyważną sprawą jest kolejna ustawa o przeciwdziałanu przemocy w rodzinie. Nie ważny tytuł, ważne meritum.
I z tej to przyczyny trwa festiwal wypowiedzi, głównie mających dobre intencje, nawiedzonych idiotek i zdezorientowanych, wystraszonych rodziców.
Nie będę się zajmował sprawą pierwszą, gdyż zwisa mi ona luźnym kalafiorem. Natomiast napiszę słów kilka o sprawie drugiej, bo mniemam, że się na niej, bez fałszywej skromności, znam.
By nie zanudzac Czytelników teorią odsyłam zainteresowanych do Lexa, a tam do zapoznania się chociażby z wymienionymi poniżej aktami prawnymi i normatywnymi obowiązującymi w Rzeczpospolitej:
a) Ustawa, Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy,
b) tzw. Ustawa o Przeciwdziałaniu Alkoholizmowi... ( tytuł jest dłuższy, ale nie ma sensu cytowac go tu w całości)
c) Ustawa o Pomocy Społecznej,
d) Ustawa o Ustroju Sądów Powszechnych ( tu: wydziały rodzinne, w wewnętrznym regulaminie funkcjonowania sądów ),
e) Ustawa o Zawodowych Kuratorach Sądowych,( tu: zwłaszcza tzw. pion rodzinny ),
f) Ustawa o Policji
Są również akty prawne mniej znane, a dla omawianej tematyki bardzo istotne. Np. przepisy regulujące podstawy działania i cele Centrów Pomocy Rodzinie, rodzin zastępczych, pogotowii opiekuńczych, Kuratorskich Ośrodków Pracy z Młodzieżą. Żeby odnieśc się do najistotniejszych.
Jeśli chcecie to poczytajcie, a jeśli nie uwierzcie mi na słowo. Istniejące przepisy mówią bardzo dokładnie, kiedy, w jaki sposób i kto może odebrac dziecko rodzicom/opiekunom. Żadne nowe nie są potrzebne.
Jeżeli więc istnieje obawa zagrożenia życia dziecka, każdy ma prawo, a w niektórych przypadkach obowiązek, udzielenia takiemu dziecku pomocy. Działając z intencją ratowania życia, nie tylko dziecku, każdy ma prawo np. wtargnąc do obcego domu z futryną i w ten sposób naruszyc mir domowy. W sytuacjach drastycznych zwyczajnie nie ma czasu na wzywanie kogokolwiek. Ratowanie życia zawsze jest nadrzędne nad wszelkimi przepisami. Zawsze. A więc, powtarzam w sytuacjach drastycznych, najpierw ratujemy, a potem zawiadamiamy odpowiednie służby-najlepiej i najszybciej Policję, ale niekoniecznie. Możemy powiadomic Sąd Rodzinny, Ośrodek pomocy Społecznej, Pedagoga Szkolnego. Mówiąc krótko tą osobę lub instytucję, którą w danym przypadku, powiadomic jest najłatwiej i najszybciej. Jeżeli zaś stan ofiary tego wymaga, najpierw wzywamy pogotwie i na lekarzu już wówczas ciąży obowiązek, ratowania zdrowia ofiary i powiadomienia odpowiednich służb.
Jeżeli zaś nie jesteś pewny, ale wydaje Ci się, że u Kowalskich źle się dzieje. A wiesz, że mieszkają tam dzieci, podpowiem Ci, drogi Czytelniku z praktyki, że najlepiej jest skrobnąc anonim do Sądu Rodzinnego.( Jest to jedyny anonim, który jestem w stanie zaakceptowac). Nie wiem czy wiesz, że Sąd Rodzinny otrzymawszy nawet niepodpisany list zawierający informację, że, byc może dzieciom dzieje się krzywda, MUSI z urzędu wszcząc postępowanie sprawdzające. Ale jeśli jesteś świnią wiedz, że zadenuncjowanym, oprócz zdziwienia, nerwów i stresu nic nie grozi, a mogą oni, wcześniej, czy później zorientowac się, komu zawdzięczali wizyty kuratora, może inspektora d/s nieletnich, może pedagoga szkolnego. Cóź. Na ludzką podłośc niestety nikt nie wynalazł lekarstwa. I żaden przepis nie zrobi ludzi ze świń. I odwrotnie.
Najogólniej mówiąc istnieją dwa tryby zabierania dzieci. Tryb natychmiastowy i tzw.tryb zwykły.
Tryb natychmiastowy dotyczy sytuacji wyżej opisanej, lub podobnych. A więc stosuje się go w sytuacjach drastycznych, kiedy istnieje realne zagrożenie utraty życia lub zdrowia. I kiedy nie ma innego wyjścia. Np. pijani w sztok rodzice i kilkumiesięczny chłopczyk z wodogłowiem, zapomniany siedzi w wannie i lekko się już podtapia. Albo chora na schizofrenię matka ma nawrót choroby i sprawdza, czy da się otworzyc czaszkę półrocznej córce za pomocą otwieracza do konserw. Albo trójka kilkuletnich dzieci siedzi na krzesłach i ma patrzyc jak tatuś się wiesza na pasku od spodni, bo zdradziła go żona. Albo wujek myli żonę z kilkuletnią siostrzenicą ... No może wystarczy. (Wszystkie przykłady autentyczne).
Przy czym zawsze obowiązuje tu postanowienie sądu, które często wydawane jest post factum,i które ma charakter tymczasowy. Na zasadzie, najpierw ratujemy, a potem piszemy. Jest to niezgodne z przepisami, ale zgodne ze stosowaną pragmatyką wynikającą z realiów życia.
Tryb zwykły, jak sama nazwa wskazuje stosuje się wówczas, gdy, zdaniem Sądu, dla dobra dzieci, nie ma innego wyjścia. Jest to zawsze rozwiązanie stosowane w ostateczności, gdy uprzednio podejmowane działania, nie przyniosły rezultatów. Ale tu zawsze obowiązuje zasada prawomocnego postanowienia Sądu. Bo tylko na jego podstawie wykonuje się tzw. umieszczenie.
Pamiętajmy. Nigdy bieda, bez patologii/i/lub innych współistniejących, bardzo poważnych przyczyn, nie może byc podstawą do zabrania dzieci rodzinie. Nigdy. I jeśli znamy takie przypadki, protestujmy, piszmy, pomóżmy często bezradnym i ogłupiałym rodzinom. To Ośrodki Pomocy Społecznej są od tego, by dzieci w Polsce nigdy i nigdzie nie były głodne.( Zadania własne każdej gminy/i/lub innej jednostki samorządu lokalnego.) Nic nie usprawiedliwia braku jedzenia w domu. Nic. A pracownik socjalny, w którego rejonie dochodzi do takich sytuacji powinien natychmiast przestac nim byc. Bo się do tej roboty nie nadaje! I pan/pani dyrektor takiego Ośrodka powinna/powinien natychmiast szukac innego zajęcia. I to my mamy moralny obowiązek pilnowac, by miejscowy OPS, GOPS, MOPS, czy jak go tam zwał robił to, do czego jest powołany, i którego kadra jest opłacana z naszych podatków. My. Nie te ubogie, biedne, zastraszone i bezradne rodziny, których los często zależy od widzimisię miejscowej, wytapirowanej biurwy, czytaj-pracownika socjalnego. Tu oczywiście przepraszam wszystkich uczciwych i przyzwoitych pracowników opieki społecznej. Wiem, tacy też istnieją. Ale wiem też, że są w zdecydowanej mniejszości. I dlatego należy im się szczególny szacunek!-Uwaga praktyczna. To zwykle ci, o których się nie słyszy i dziwnym trafem w ich "rejonach" nie dochodzi do sytuacji drastycznych.
Gdzie trafiają dzieci?
I unormowania prawne i pragmatyka wskazują, że dobro dziecka, jest naczelną zasadą. A więc "bidul" jest rozwiązaniem ostatecznym. Ideałem, o ile cokolwiek w takiej sytuacji można tak nazwac, jest umieszczenie dziecka w rodzinie zastępczej, najlepiej spokrewnionej z rodziną naturalnych rodziców dziecka. Powinno się więc szukac krewnych, którzy mogliby i chcieliby się zaopiekowac takimi dziecmi. Jeśli takich nie ma powinno się poszukiwac innych, obcych kandydatów na rodziców zastępczych,( np. tzw. rodziny kontraktowe). Sądy stosują też, nieco naginając przepisy, umieszczanie takich dzieci w pogotowiach opiekuńczych. Zwłaszcza, jeżeli rodzice dają nadzieję, że dziecko będzie mogło do nich wrócic.
Kto odbiera dzieci?
Jak już napisałem wyżej w sytuacji ekstremalnej "fizycznie" może to zrobic każdy. A formalnie zawsze Sąd
W zasadzie jednak jest to ustawowy obowiązek kuratorów sądowych. Pamiętajcie jednak drodzy Czytelnicy, że to nie "kurator odbiera dzieci". Kurator musi wykonac prawomocne postanowienie Sądu. Jest tu "organem wykonawczym". I działa, w trybie zwykłym, zawsze i wyłącznie na zlecenie i zgodnie z postanowieniem Sądu. Zawsze.
Jak odbierac dzieci?
Przede wszystkim musi to byc ostateczna ostatecznośc! To nigdy nie może byc norma! Ta chwila jest zawsze chwilą cierpienia, bólu i strachu dziecka. Wiem, że możecie mi nie uwierzc, ale ta chwila rzadko jest tak samo przeżywana przez rodziców. To jest bardzo niewygodna prawda. Zdecydowana większośc rodziców, którym Sądy odbierają dzieci, to ludzie niezdolni do odczuwania uczuc wyższych. I to tacy właśnie "kochający rodzice", oczywiście chroniąc własne dziecko, zalewają się płaczem, krzyczą, grożą samobójstwem, rzucają się na podłogę, są agresywni. "Ja się zabiję"! To często ostatnie słowa jakie słyszy od matki zabierane dziecko. Czy ktoś zważył jego cierpienie?!
Poczytajcie proszę statystyki. Ilu z tych "rodziców" odwiedza później własne dzieci w placówkach? Ilu występuje do Sądu o zmianą postanowienia? Ilu zabiera dzieci na święta do domu? Ilu nie może spac, bo widzi twarz córki/syna przytuloną do szyby w bidulu?
Nie wierzcie, proszę tym łzawym, "serceszczypajuszczym" relacjom telewizyjnym. Tym zapłakanym mamusiom i tatusiom. Nie wierzcie im. To są żerujący na waszych uczuciach oszuści. I ci zatroskani rodzice i tzw. redaktorzy, którzy w d. mają te dzieci. Im zależy tylko na waszych łzach.
Nie ma jednej odpowiedzi na powyższe pytanie. To zależy od tysiąca okoliczności. Ale zawsze tak, by cierpienie dziecka było możliwie najmniejsze. Pamiętajcie. Dziecko jest zawsze ofiarą, nigdy nie jest sprawcą. A to ono drży, boi się i płacze!
Co zrobic by dzieci nigdy nie były odbierane?
Jest to oczywiście sytuacja idealna, czytaj nieistniejąca. Czasem dzieci muszą byc odebrane. Sam możesz wymienic sto powodów.
Co zrobic by dzieci nie cierpiały?
Są tylko dwie drogi:
a) Stańmy się wreszcie społeczeństwem nie akceptującym przemocy. Zwłaszcza dotykającej niewinnych i bezbronnych. To można uczynic bez żadnych kosztów, nie naruszając niczyich poglądów politycznych, czy religijnych. To można uczynic w perspektywie jednego pokolenia. Potrzebna jest tylko świadomośc i wola. To świetnie udało się Duńczykom. Nie ma tu miejsca bym temat rozwinął, ale uwierzcie mi, że duńskie wzorce są w omawianym temacie, najlepsze w Europie.
Od kilku lat na szczęście powstaje bardzo wiele organizacji zajmujących się tą problematyką. To bardzo dobrze. Jednak "na obecnym etapie rozwoju" w bardzo wielu przypadkach są one powoływane i kierowane przez, mających dobre intencje profanów, którzy kierując się sercem z jednej strony, nie mają zielonego pojęcia z czym przyszło im się zmierzyc, z drugiej. Tu jednak gra idzie o żywych, czujących i myślących ludzi. Tu każdy błąd to krzywda, a nie pożytek. Tu trzeba, od początku do końca wiedziec, nie tylko dlaczego się coś robi,( bo są biedne dzieci...) ale jak należy to robic? Kiedy i co należy zrobic? W jaki sposób? Jakimi środkami, metodami, technikami? I po co? W jakim celu? Co chcemy osiągnac? To nie jest miejsce na eksperymenty.
b) Nie mnóżmy przepisów. Nie mnóżmy instytucji. Uproścmy procedury. Zlikwidujmy wreszcie w XXI wieku te haniebne bidule.
Czy macie pojęcie jak u nas wygląda procedura adopcyjna? Czy wiecie, że sądy latami nie pozbawiają praw rodzicielskich dewiantów, skazujac dzieci na straszny los? Bo może się poprawią?( Rodzice, nie dzieci.) Nie interesuje mnie, czy się poprawią. Interesuje mnie dziecko, które płacze,tęskni i czeka, aż taka pludra-mamusia, czy dobrze wczorajszy tatuś je odwiedzi. Interesują mnie, ci zacni ludzie, którzy chcą i potrafią stworzyc im normalny dom. A nie mogą, rozbijając się o tysiące przepisów i rozporządzeń stworzonych przez i dla urzędasów. Nie dla dzieci! To my sami, my społeczeństwo skazujemy te dzieci. Bo się na to godzimy. Bo udajemy, że się bardzo martwimy. Czy wiecie ile przejśc muszą kandydaci na rodziców zastępczych? Czy macie pojęcie o jakości tzw. kursów dla rodzin zastępczych prowadzonych w Centrach Pomocy Rodzinie przez dwudziestokilkuletnie idiotki z tytułem mgr psychologii, które tyle wiedzą o byciu rodzicem, ile mój lewy kalosz o galaktykach spiralnych? ( Tu znów przepraszam dwudziestokilkuletnie mgr psychologii, które, jakimś cudem, do obok przedstawionej kategorii się nie zaliczają. Osobiście nie znam takiej, ale przecież nie mogę znac wszystkich...)
I po co to wszystko? I dlaczego to tak trwa latami? Ano dlatego, że trzy czwarte tych kochających dzieci urzędasów straciłoby pracę, której celem jest pomoc rodzinie.
Własnej...
Ale również dlatego, że na istniejący stan prawny i rzeczywisty jest przyzwolenie społeczne. Ta sprawa nas zwyczajnie nie obchodzi. Sumienia budzą się na moment, gdy dowiadujemy się o dzieciach w beczkach czy o zakatowanych niemowlętach. Żadne państwo i żadne przepisy nie zastąpią ludzi.
Często większym grzechem jest niezrobienie czegoś niż zrobienie.
A jeśli znasz rodziny gdzie dzieciom dzieje się krzywda i nie reagujesz, to jesteś za ich łzy, ból i cierpienie odpowiedzialny. I nikt ani nic tej odpowiedzialności z ciebie nie zdejmie.