Historia wędrówki chłopaka z polskich slamsów do amerykańskich salonów.
Wprowadził się do mojego bloku. Nie znaliśmy się. Pamiętałem jedynie, że kilka lat wcześniej na jarmarku kupiłem od niego unikatową płytę Budki Suflera „Za ostatni grosz”.
Jeden z jego kolegów wyszedł kiedyś do sklepu po śmietanę i wrócił do domu po tygodniu. Spotkał kumpli, którzy akurat jechali na festiwal do Jarocina. Pojechał razem z nimi, bez pieniędzy i biletu. Tytus też był takim człowiekiem. Mama kilka razy musiała odbierać go z milicyjnych izb dziecka rozsianych po kraju. Spał z kolegami w workach na klatkach schodowych. Nosił długie włosy. Milicja obywatelska krzywo patrzyła na hipisów. Potrafili wciągnąć ich z ulicy do Nyski i obciąć im włosy. Jedyne co można było w tym przypadku zrobić to czekać aż odrosną. Tytus nosił dzwony oraz sandały, w których chodził do szkoły, na urodziny oraz na Rysy. Strasznie kochał Tatry. Góry dawały przestrzeń jego wolnej naturze.
Bardzo zaprzyjaźniliśmy się chociaż byliśmy całkwicie różni. Tytus był niski, ja wysoki; on miał długie włosy ja nie; on palił papierosy, ja nie; on pił, ja nie. Kolega z Warszawy, którego poznał w Pięciu Stawach, w ramach prezentu przysłał mu kilogram marihuany spakowanej gatunkami. Byłem u niego, gdy listonosz przyniósł paczkę. W tej samej chwili zadzwonił telefon z informacją, że nie żyje jeden z jego kolegów. Był na głodzie i kupił sobie działkę. W strzykawce był olej napędowy. Zmarł na miejscu. Chłopak, który sprzedał mu „towar” też był na głodzie i natychmiast potrzebował pieniędzy, za wszelką cenę.
Tytus często nie wracał na noc do domu. Zostawał u kolegi, u którego miał słuchać muzyki. Było to prawdą, ale przede wszystkim we dwóch prowadzili melinę, która rekompensowała brak nocnych sklepów monopolowych w latach 80-tych. Ulica była menelska. Strach było na nią wchodzić nawet w dzień. Mieli dużo winylowych płyt, ale były zniszczone, bo bez foliowych opakowań. Marek zużył wszystkie na klej. W wieku 22 lat ważył 45 kilo. Inny Marek, Niedźwiecki poprowadził wtedy pierwszą listę przebojów Programu Trzeciego.
Pewnego dnia Tytus poprosił moją mamę, aby w spółdzielni mieszkaniowej wynajęła klub, który się znajdował na naszej klatce schodowej, gdyż zbliżały się jego 18 urodziny. Mama zrobiła to tylko i wyłącznie ze względu na jego mamę, z którą pracował mój ojciec.
Goście zaczęli się schodzić. Długie włosy, brody, swetry robione na drutach. Dziewczyny i chłopcy wyglądali 10 lat starzej niż byli faktycznie. Na stołach natychmiast pojawiła się wódka, a miejsce powietrza zajął dym. Nie wytrzymałem długo.
Rano poszedłem zobaczyć jak sobie radzą. Zastałem pobojowisko. Leżeli na betonowej posadzce. Spali na stołach i krzesłach w niewygodnych pozycjach. Smród był przeraźliwy. Przez uchylone drzwi łazienki zobaczyłem dwóch chłopaków. Mieli strzykawkę, ale nie mieli igły. Jeden naciął drugiemu żyłę żyletką.
Tytusa tam nie było. Okazało się, że tańcząc w nocy po pijanemu przewrócił się i uderzył brodą o podłogę. Poszedł do łazienki zobaczyć co się stało. Tam zemdlał i uderzył głową w muszle. Cała podłoga była we krwi. Skończył szpitalu, gdzie założono mu kilka szwów.
Od tego dnia zaczął zastanawiać się nad swoim życiem.
Tytus stał się moim najlepszym i jedynym przyjacielem. Każdego dnia spędzaliśmy ze sobą wiele godzin. Wieczorami i słuchaliśmy grup „SBB” Józefa Skrzeka i „Breakout” Tadeusza Nalepy na gramofonie Artur. To były piękne chwile. Czułem, że mam brata.
Tytus zaczął chodzić do poradni dla narkomanów. Tam pracował młody pastor, który miał serce do tych wszystkich młodych poplątanych. Często powtarzał im: „Albo pozwolicie Bogu zrobić porządek w waszych umysłach, albo umrzecie.” Wielu z nich umarło, ale pokaźna grupa właśnie wtedy wybrała życie.
Tytus obciął włosy, kupił sobie nowe ubrania. Zapisał się do technikum wieczorowego. Bardzo się starał. Nie chciał dłużej kopać rowów na ulicy. Zdał maturę. Potem wziął się za naukę angielskiego. Jedna z jego nauczycielek była Amerykanką. Dużo rozmawiali. Zaczęli się spotykać. Dziewczyna była szalenie zdolna i inteligentna. Potrafiła przeczytać w ciągu dnia trzy książki po 300 stron i wiedziała co było w nich napisane. Zdecydowali się na ślub. Wyjechali do USA i zamieszkali w Waszyngtonie, stolicy. Tytus od razu poszedł na studia w kierunku finansów. Nauka kosztowała 9 tysięcy dolarów za rok. Jak to Polak zaczął drążyć. Po wielu uciążliwych pytaniach dowiedział się, że mógłby uzyskać zniżkę jeżeli kiedykolwiek wcześniej pełnił jakąś funkcję społeczną. W technikum wieczorowym był gospodarzem klasy. To wystarczyło, aby z czesnego obcięli mu 1500 dolarów. Dalej zamęczał ich pytaniami. Gdyby grał w reprezentacji szkoły uzyskałby kolejną zniżkę. Zaczął grać w piłkę nożną. Czesne obniżyło się o kolejne 1500 dolarów. Studia ukończył jako jeden z najlepszych. Natychmiast dostał pracę w Ministerstwie finansów w sekcji nadzorujące kredyty międzyrządowe. Z okna jego biura widać Biały Dom.
Tytus ma dwoje dzieci i bardzo udane małżeństwo. Wieczorami gra w hokeja. Robi patent pilota samolotowego. W dalszym ciągu czyta Biblię i dobrze pamięta z czego ta księga go wyciągnęła. Jedyną rzeczą, której mu bardzo brakuje to Tatry.