JustPaste.it

Kulturowe uwarunkowania anomii

Antyteza jest wąską furtką, przez którą błąd najchętniej zakrada się do prawdy.(Fryderyk Nietzsche)

Antyteza jest wąską furtką, przez którą błąd najchętniej zakrada się do prawdy.(Fryderyk Nietzsche)

 

Pojęcie anomii w języku potocznym praktycznie nie funkcjonuje, prawie nikt nie rozumie jego znaczenia. O wiele częściej możemy zetknąć się z pojęciem etosu, które jest dla prawie wszystkich zrozumiałe i znaczy mniej więcej to samo. A przecież anomia jest zjawiskiem powszechnym, stan anomii dotyczy wszystkich bez wyjątku jednostek i grup społecznych, czego nie da się powiedzieć o etosie; ten jest wyjątkową rzadkością.

Anomia jest stanem rozdźwięku pomiędzy celami (wartościami) społecznie wymaganymi, a metodami (normami) ich osiągania (skutecznymi, lecz nie akceptowanymi). Mówiąc prościej: anomią społeczną nazywamy taki stan, w którym system obowiązujących wartości jest powszechnie uznawany za słuszny i godny respektowania za pomocą norm określających sposoby osiągania tych wartości lecz stosowane są powszechnie normy nieakceptowane (antynormy) służące skutecznemu osiąganiu pożądanych wartości. Mówiąc jeszcze krócej i prościej: z anomią mamy do czynienia wtedy, gdy cenimy jakąś wartość i uważamy za słuszne normy z niej wynikające, ale tych norm nie przestrzegamy.

Etos jest trwałym sposobem zaspokajania potrzeby godności. Powstaje na skutek przyjęcia za własne [...] pewnych bezwyjątkowo przestrzeganych zasad postępowania.

Etos – na ogół – bywa prospołeczny i – zawsze – etycznie dodatni.

Dla pojęcia anomii istotne są trzy nazwiska: Emil Durkheim – twórca pojęcia w znaczeniu współczesnym, Robert Merton – autor socjologicznej koncepcji anomii oraz Marek Kosewski – autor psychologicznej teorii anomii.

Ciekawych szczegółów teoretycznych odsyłam do prac tych autorów. Ja zajmę się tu tym, na co wymienieni panowie nie zwrócili uwagi. Zajmę się uwarunkowaniami kulturowymi mającymi wpływ na jeden z aspektów anomii społecznej – korupcję.

 

Od najdawniejszych czasów integralną częścią ludzkiej kultury jest religia. I to niezależnie od długości i szerokości geograficznej na której rodziła się dana cywilizacja. Religia towarzyszy nam do dnia dzisiejszego. Ma też przemożny wpływ na kształt naszej kultury, a więc także na system wartościowo-normatywny, strukturę społeczną, typy więzi społecznych, zachowania indywidualne i grupowe itd.. I nie trzeba być koniecznie człowiekiem wierzącym, aby tym wpływom podlegać i ulegać (choćby podświadomie). Wystarczy sam fakt urodzenia się (a nawet bardziej – wychowania) w kręgu obowiązywania danej tradycji, obyczaju, zwyczaju, obrzędu, rytuału.

Nie jest moim celem analiza religii jako faktu społecznego. Tym bardziej nie zamierzam zagłębiać się w jej zawiłości filozoficzne i teologiczne. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na jedną, ale bardzo znamienną cechę religii – dla nas znaczącą.

Otóż, atrybutem każdej religii jest rytuał składania ofiar występującym w niej bóstwom. Składane ofiary dadzą się podzielić na dwie kategorie: a) błagalne i b) dziękczynne. I ten fakt jest najistotniejszy dla dalszych naszych dywagacji na temat anomii.

Składamy zatem ofiary chcąc wyjednać łaskę (przychylność, pomoc) bożą dla  naszych poczynań, pragnień, zamierzeń. Składamy także ofiary dziękczynne za „wysłuchanie” naszych próśb. Ofiary te mają różną wartość materialną (zależną najczęściej od naszych możliwości), ale zawsze są ekwiwalentem wartości (ważności) sprawy o którą prosimy lub za którą dziękujemy (i w tym wymiarze mają jednakową wartość symboliczną). Inaczej mówiąc: oddajemy tyle, ile tylko możemy oddać (jeśli sprawa ma dla nas fundamentalne znaczenie) lub tyle, na ile „wyceniamy” ważność sprawy. Bez względu na powyższe szczegóły Kościoły sankcjonują i gloryfikują każdą formę ofiary, gdyż jest to (wg nich) jeden z symboli łączności człowieka z bóstwem.

Ale nie to jest treścią mojego zainteresowania. Pokazałem jedynie pewien mechanizm służący, moim zdaniem, do społecznej (kulturowej!) akceptacji anomii, a przynajmniej niektórych jej aspektów (szczególnie korupcji). Bo czymże jest ofiara błagalna jeśli nie próbą skorumpowania boga? Dajemy bogu łapówkę w zamian za przychylność naszym zamiarom; w zamian za zrealizowanie (za nas) naszych zamierzeń, których sami nie jesteśmy w stanie zrealizować. Odpowiednikiem takiej sytuacji może być łapówka za "ustawienie" przetargu. A jeśli bogu (nam) się uda, to składamy wota wdzięczności. A czym różnią się one od „dowodów wdzięczności” wręczanych np. lekarzom, urzędnikom czy nauczycielom? Przynajmniej w sensie moralnym. Otóż, moim zdaniem, moralnej różnicy nie ma tu żadnej. Wprawdzie możliwa jest i taka argumentacja, że ludzie pełniący określone funkcje mają obowiązek zajmowania się naszymi sprawami (nie znaczy: załatwiania ich zgodnie z naszą wolą) i są za to wynagradzani; bogowie takiego obowiązku nie mają. Czyżby? Ale to już sprawa dla teologów.

Jest jednak duża różnica w odbiorze społecznym (kulturowym) moralnego znaczenia takich gestów. Nikt nie oburza się widząc kogoś składającego ofiarę swemu bogu; większość odczuwa przynajmniej niesmak widząc kogoś ofiarowującego coś swojemu lekarzowi, dezaprobatę, gdy chodzi o nauczyciela, a oburzenie jeśli obdarowanym staje się urzędnik państwowy.  Jest to, moim zdaniem, istotny element mogący wyjaśnić  kulturowe podłoże zjawiska anomii. Moja uwaga jest o tyle znacząca, iż sądzę, że anomia (rozumiana jako stan społeczeństwa)  nie może być wyjaśniana w oderwaniu od uwarunkowań kulturowych. Zwłaszcza, że podobnych uwarunkowań zapewne można by znaleźć więcej, ale nie to jest moim celem.

Twierdzę zatem, że anomia nie jest stanem społeczeństwa biorącym się „znikąd”. Jest stanem usankcjonowanym wzorcami kulturowymi naszej (i nie tylko naszej) cywilizacji – o czym ani Durkheim, ani Merton, ani Kosewski nie wspominają.

Zdaję sobie sprawę ze skrótowości i pewnego schematyzmu ukazania problemu, jednak to właśnie jego zasygnalizowanie, a nie analiza, było moim zamierzeniem. Nie możemy zapominać o tym, że na procesy rozwoju człowieka - tak indywidualnego jak i społecznego - ogromny wpływ mają tkwiące w nas archetypy (o czym pisał K. G. Jung) czyli pierwotne wzorce, elementy zbiorowej podświadomości.[1] To one bowiem determinują zarówno nasze zachowania jak i postawy wobec konkretnych sytuacji życiowych, z którymi się spotykamy.

Widzę tu zbieżność z teorią freudowską[2] i wynikającą z podobnych założeń koncepcją Aronsona[3] z zakresu psychologii społecznej. Dlatego też uważam, że uwarunkowania kulturowe anomii są równouprawnione z jej uwarunkowaniami socjologicznymi i psychologicznymi.

Reasumując:

  • anomia i etos są zjawiskami społecznymi, których analiza wymaga zastosowania interdyscyplinarnych narzędzi badawczych;
  • zarówno anomia jak i etos pełnią w grupie funkcje integracyjne;
  • anomii nie da się całkowicie wyeliminować z życia społecznego i nie należy tego robić;
  • eskalacja stanu anomii prowadzi do narodzin etosu;
  • etos jest jedynym skutecznym środkiem w zwalczaniu anomii.


[1] Patrz: Carl Gustav Jung – Archetypy i symbole. Pisma wybrane. Czytelnik. Warszawa 1993.

[2] Patrz: Z. Freud – 1. Wstąp do psychoanalizy, tłum. S. Kempnerówna i W. Znaniecki, 2 wyd. (1958); 2. Nieukontentowanie w kulturze (fragmenty), tłum. H. Skwieciński w: Filozofia XX wieku,    2 wyd. (1965).

[3]  E. Aronson – Człowiek istota społeczna. PWN, Warszawa 1995.

 

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - na tych samych warunkach