cisza
Samotne wieczory stają się codziennością, tęsknota już od dawna zamieszkała w środku umysłu, pustka po czymś, co jeszcze do niedawna było tuż obok? Coraz większa. Ślepa wiara w lepsze jutro, nadzieja na zmianę, która po prostu nigdy nie nastąpi. Myśli atakują serce, to samo wciąż bijące w klatce piersiowej, to samo... inne. Zmiany, zawsze to były jakieś zmiany, do których tak ciężko było się ponownie przyzwyczaić, takie jednak były wymagania, musiał się zaadaptować, musiał znów żyć, wyjść z platońskiej jaskini i doświadczyć świata poza złowrogimi cieniami. Och jakże filozoficznie.
tik
Czas nie stanął w miejscu ku jego wielkiemu zaskoczeniu, płynął dalej, nieubłagany w swoim nieustannym tempie. Pragnienie, żal, złość. Nie takie uczucia powinny towarzyszyć okazji, z jaką przyszło mu dziś obcować.
Usłyszał zgrzyt i kątem oka dostrzegł, że bioniczne ramie zaciska się na podłokietniku krzesła, zgniata je nieznacznie i pozostawia po sobie drobny ślad. Przypomnienie o rzeczywistości. Zderzenie z nią boli, zaciska gardło i dusi, ciągnie za sobą coraz głębiej w wodę, z której nie można uciec.
tak
Cholerny zegar na ścianie, chyba jednak wolał ciszę.
Kolejna godzina, kolejny rok dodany do i tak sporej kolekcji. Ile to już? Nie sposób zliczyć, jednocześnie chcąc nie zwariować. Słodko gorzki śmiech wyrwał się wbrew jego woli i wypełnił pomieszczenie. Ile to już lat? Ile przetrwał? Czy w ogóle można było nazwać to przetrwaniem? Może po prostu egzystował? Starał się, nie mógł się poddać, zaprzepaścić wysiłku wszystkich dookoła. Żył.
Przymknął oczy i westchnął. tik-tak, tik-tak, tik-
Dzwonek do drzwi, niepewne uderzenia zaraz po nim i cisza. Zerwał się z miejsca i bez zastanowienia sięgnął za klamkę.
⎯ Wszystkiego najlepszego, James.