JustPaste.it

Wrocławska wojna o klientów w internecie. Anonimowe wpisy nie uchroniły przed karą

Izabela Żbikowska
22.09.2014 , aktualizacja: 21.09.2014 20:07
Pozywająca firma doprowadziła do ujawnienia danych internauty, który ją szkalował

Pozywająca firma doprowadziła do ujawnienia danych internauty, który ją szkalował (Fot.Agnieszka Sadowska AG)

Właściciel jednej z wrocławskich firm anonimowo oczerniał na forum internetowym konkurentów. Ci uzyskali jego dane, pozwali go do sądu i żądają 400 tys. zł odszkodowania.
Artykuł otwarty
- Sprawa trwa lata i potrwa jeszcze dłużej, ale od początku jasne było dla nas, że nie możemy odpuścić. Wierzę w to, że żyjemy w cywilizowanym świecie i ten, kto łamie prawo, powinien ponieść tego konsekwencje - mówi "Wyborczej" Paweł Jackowski z zarządu Europejskiego Centrum Podatkowego, zajmującego się m.in. pośrednictwem w zwrocie podatku z zagranicy.

On i wspólnik dowiedzieli się przed czterema laty, że w kilku popularnych portalach jeden z internautów napisał, że ich firma krzywdzi ludzi: "Mają ok. 30 lat, zakładają wiele firm, aby móc lepiej kręcić swoje interesy. Współpracowali z holenderską firmą, która oszukała mnóstwo ludzi. Po co im są potrzebne 3 firmy? Planują może jakiś przekręt?".

IP żony konkurenta

Szefowie ECP zwrócili się do administratorów stron o podanie IP internauty, który dokonał wpisów. Taki informacje uzyskali. Potem jednak musieli powiązać numer IP z konkretnym użytkownikiem, a to okazało się znacznie trudniejsze. Dostawca internetu, z którego usług korzystał forowicz, odmówił wskazania konkretnej osoby. Decyzję tę podtrzymał główny inspektor ochrony danych osobowych, a potem sąd administracyjny.

Wobec tego szefowie ECP założyli sprawę karną przeciwko wciąż nieustalonemu internaucie. Dopiero wtedy na wniosek sądu karnego operator wskazał, że numer IP należy do małżonki Krzysztofa C. - szefa innej wrocławskiej firmy, również zajmującej się pomocą w odzyskiwaniu podatku z zagranicy. Sąd karny ustalił, że wpisów dokonano na komputerze znajdującym się w domu Krzysztofa C.

Te informacje pozwoliły wytoczyć konkurentowi proces cywilny (ostatecznie okazało się, że sąd karny nie jest właściwy do rozpoznania tej sprawy) o ochronę dóbr osobistych i zadośćuczynienie.

Nie było nas w domu

Jackowski i wspólnik domagali się po 10 tys. zł zadośćuczynienia oraz przeprosin opublikowanych w portalach internetowych, w których wcześniej zamieszczono obraźliwe wpisy. Chcieli, aby przeprosiny widoczne były na tych stronach przez 12 miesięcy.

Szef konkurencyjnej firmy zaprzeczał oskarżeniom. Przekonywał, że komentarze w internecie zamieszczono w weekend, a on z rodziną często na weekendy wyjeżdża.

Sąd tego argumentu nie uznał, bo pozwany nie przedstawił żadnego dowodu na to, że 30 stycznia 2010 r., czyli w dniu, w którym dokonano wpisów, był wraz z rodziną poza domem.

Krzysztof C. argumentował ponadto, że w 2010 r. jego sieć była słabo zabezpieczona i właściwie każdy mógł się pod nią podpiąć i korzystając z jego IP, zamieszczać obraźliwe wpisy. - W sądzie usłyszałem, że sam zakradłem się pod dom konkurenta i napisałem na siebie szkalujące wpisy. Istny absurd - komentuje Jackowski.

I tego argumentu sąd nie uznał, za to zauważył, że z uwagi na bardzo podobny profil działalności obu firm Krzysztof C. "miał istotny motyw w przedstawieniu powodów w niekorzystnym świetle i naruszenia w ten sposób ich renomy w celu odebrania bądź przejęcia ich klientów".

Wet za wet

Zdaniem sądu wojna o klientów między wrocławskimi firmami zaczęła się znacznie wcześniej, niż pojawiły się wpisy. Od internetowej porównywarki. Kilka miesięcy przed szkalującymi wpisami szefowie Europejskiego Centrum Podatkowego zamieścili na stronie internetowej swojej firmy porównywarkę cenową.

Klienci mogli zobaczyć, ile kosztuje dana usługa w różnych firmach i jaką prowizję od zwróconego podatku pobierają dane firmy. W ten sposób klienci mogli wybrać najkorzystniejszą dla siebie opcję. W wyszukiwarce znalazły się równie oferty firm Krzysztofa C. Wyglądało na to, że jego usługi były droższe.

Gdy C. dowiedział się o wyszukiwarce, wysłał pismo do firmy Jackowskiego, domagając się usunięcia jego danych i zapłaty zadośćuczynienia. Jackowski dokonał drobnych zmian redakcyjnych, a resztę żądań zignorował.

Kilka tygodni później Krzysztof C. zamieścił na stronach swojej firmy własną porównywarkę, w której wypozycjonował swoją firmę jako najlepszą ofertę. ECP nie uwzględnił zestawieniu. Za to pod wyszukiwarką zamieścił jej dane i nazwiska właścicieli z komentarzami: "Brak informacji o dodatkowych opłatach za wniesienie odwołania w urzędach" i "Klient ponosi koszty bankowe".

Sąd uznał więc, że między wrocławskimi firmami od dawna sytuacja była napięta i panowały między nimi "wrogie relacje". Dlatego częściowo przychylił się do żądań pomawianych i nakazał Krzysztofowi C. zapłatę na ich rzecz po 5 tys. zł i zamieszczenie w internecie przeprosin na okres trzech miesięcy.

Sąd uznał, że 10 tys. zł dla każdego z szefów ECP byłoby kwotą zbyt wysoką. Poza tym zwrócił uwagę, że pomówieni wystąpią o znacznie większe pieniądze niż te o zadośćuczynienie, tylko że w innym procesie.

Pozew o ponad 400 tys.

Wszak jeszcze w trakcie procesu o ochronę dóbr osobistych szefowie pomówionej firmy przekonywali, że ich klienci czerpią wiedzę o firmie głównie z internetu, a wpisy pojawiły się na początku roku, czyli w gorącym dla firmy okresie. Dowodzili, że po publikacji wpisów odczuli wyraźny spadek obrotów. Straty za 2010 r. oszacowali na ponad 120 tys. zł, a za kolejne dwa lata - na prawie 300 tys. zł.

- Wygrana w procesie o ochronę dóbr osobistych otworzyła nam drogę do dochodzenia odszkodowania za poniesione straty. Jesteśmy w stanie wykazać, że straciliśmy konkretną sumę, i powiązać to z pojawieniem się wpisów w internecie. Czeka nas więc kolejny proces, ale nie odpuścimy - zapewnia Jackowski.

Krzysztof C. nie odpowiedział na nasze próby kontaktu z nim.