JustPaste.it
User avatar
@anonymous · Jan 21, 2021 · edited: Feb 12, 2021

A co gdybyśmy przez jakiś czas mogli żyć w inny sposób? Gdybyśmy posłużyli się zmieniaczem czasu, zapewne naprawiliśmy błędy przeszłości, których ówcześnie nie dostrzegliśmy lub nie postrzegaliśmy jako coś nieprawidłowego. Lecz co, gdybyśmy pośmiertnie dostali nowe, inne życie? Czy żylibyśmy wówczas według własnych przekonań, kierując się określonymi samym sobie zasadami? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi... Nasuwa się zatem jeszcze jedno, mianowicie, co stałoby się, gdybyśmy mieli szansę wejść w czyjąś skórę? Dowiedzielibyśmy się, co czuje taka osoba, jak reaguje na wszelkie zdarzenia, z jakimi problemami się zmaga w życiu codziennym… Przypuszczalnie dane byłoby nam zobaczyć nasze wcześniejsze działania, ale z perspektywy bliźniego. Azali dostrzeglibyśmy jak wiele spraw umyka naszej uwadze, gdy ktoś zachowa milczenie.

Cartera z zamyślenia nad wodzeniem widelcem po talerzu z częścią śniadania wyrwał głos niebywale rozbawionego kolegi z tego samego domu. 
—  Henry? Możesz mi wyjaśnić co robisz z jedzeniem? Zwykle wszystko ląduje w twoim żołądku, a my zaraz będziemy spóźnieni na Snape’owe eliksiry.  —  chłopak szturchnął ciemnowłosego i zaśmiał się cicho. 
—  No właśnie… Profesor Snape i te jego eliksiry. Nie mam nastroju, wybacz.  —  westchnął ciężko i wstał od stołu, kierując się do wyjścia z Wielkiej Sali.  —  Nie będę tego jadł. Idziesz ze mną posłuchać jacy Ślizgoni są cudowni czy wolisz się narażać?  —  rzucił sarkastycznie, spoglądając na chłopaka.
—  A to zaskoczenie...  —  odparł drugi z Puchonów i ruszył za Henrym.  —  Skoro nie masz dobrego humoru, może poprawisz sobie go jak już skończymy zajęcia, co ty na to? Możemy się wybrać na miasto z innymi Puchonami, w sumie dawno nie wychodziliśmy poza teren zamku, a może to ci dobrze zrobi.
—  Kremowe piwo lub ognista? Taki twój przepis na poprawę nastroju?  —  zaśmiał się.  —  Dobrze, może mnie przekonałeś…  —  uśmiechnął się lekko, ale po chwili powrócił do swojego poprzedniego wyrazu twarzy. Szli dość spokojnie, dopóty nie zorientowali się, że korytarz zrobił się wyjątkowo pusty i cichy. Pędem pognali do lochów, aby nie wejść jako ostatni. Niestety, pech chciał, że lekcja rozpoczęła się zgodnie z czasem. Och, cóż za nowość. Już na samym początku udało im się zwrócić na siebie uwagę, gdy przewrócili się przez próbę zatrzymania się w bezruchu po szybkim biegu. Henry spojrzał na profesora z nutą przerażenia w oczach, a jego mimika twarzy przekształciła się w formę przeprosin, choć nie zdołał wydusić z siebie żadnego słowa.

—  Siadać. Ktoś mi powie, co to jest?  —  nakazał nauczyciel, a chłopcy zajęli swoje miejsca, po czym usłyszeli zadane przez niego pytanie. Henry kątem oka zauważył jak ręka Hermiony wystrzeliła w górę niczym fajerwerki, na co uśmiechnął się delikatnie. Gryffindor miał szansę zdobyć punkty na lekcji nietoperza, to miła wiadomość. Z ust dziewczyny padła poprawna odpowiedź, lecz Snape chyba nie zamierzał tego uznać. Być może chciał, aby głos zabrał ktoś inny niż wszechwiedząca Gryfonka. Po chwili jednak coś, a raczej ktoś postanowił wyprowadzić przedstawiciela Hufflepuffu z równowagi. Blaise Zabini, jakby gdyby nigdy nic posłużył się wiedzą Hermiony do uzyskania pięciu punktów dla swojego domu. Ciemnowłosy zacisnął palce na ławce, aby nie powiedzieć czegoś, czego później mógłby pożałować, jednak udało mu się tylko przyciszyć.
—  Pajac.  —  mruknął bardziej do siebie, lecz na tyle głośno, aby obarczony obelgą Ślizgon mógł to usłyszeć, a tuż po chwili spotkał się z odpowiedzią jego środkowego palca. Ich poczynaniom przyglądał się profesor, który tym razem zwrócił się do Puchona.
—  Carter. Jakie ma działanie Eliksir Wielosokowy?  —  zapytał cedząc słowa ze swoją standardową powagą na twarzy.
—  Pozwala przemienić się w kogoś innego.
—  Zgadza się.  —  odrzekł Snape nieco zawiedziony, ale Henry nie krył swojego zadowolenia, pomimo tego, że niesprawiedliwie Hufflepuff nie otrzymał żadnych punktów za poprawną definicję.  —  Waszym zadaniem na najbliższe lekcje będzie przygotowanie tego eliksiru, efekty końcowe będą miały wpływ na nadchodzące egzaminy. Niektórzy w tej sali doskonale znają składniki i efekty eliksiru… Zanim zaczniecie nad nim pracować, zgodnie ze wskazówkami ze strony 404, dobierzecie się w pary i wypróbujecie eliksir, który dla was przygotowałem. Zamienicie się w drugą osobę dokładnie na 15 minut, dzięki czemu będziecie mogli przekonać się, jak powinien wyglądać dobrze uwarzony eliksir i jakie ma skutki.  —  dokończył, a czarodzieje zaczęli się łączyć w pary do projektu, jednak nauczyciel w pewnym momencie musiał im przerwać, informując, iż wszystkie pary zostaną przydzielone przez niego. Zanim Henry zdołał cokolwiek szepnąć na ten temat koledze z domu, usłyszał własne nazwisko w zestawie z innym. Nie. To chyba jakiś żart. Jak to z Zabinim? Chłopak czuł oburzenie, za żadne skarby nie zamierzał wykonać tego ćwiczenia w parze, jaką stworzył nietoperz.
—  Co?!  —  usłyszał krzyk ze swojej lewej strony. Jak widać nie tylko jemu ten pomysł wydawał się absurdalny. Zabini także nie był zachwycony tą ideą. 
—  Nie będę z nim w parze.  —  odparli w tym samym momencie, oboje zdenerwowani i spojrzeli na siebie ze wzajemną nieufnością.
—  Nie będę Zabinim.  —  mruknął chłopak w szacie Hufflepuffu, na co nauczyciel zwrócił uwagę.
—  Radziłbym panu przemyśleć swoją decyzję, o ile zależy panu na zaliczeniu tego przedmiotu.  —  usłyszał oschłą odpowiedź i po chwili przemyślenia uznał, że ostatecznie się do tego zmusi. 
Stanęli naprzeciwko siebie, ciągle zdenerwowani, podejrzliwi i zniesmaczeni. Oboje wyrwali sobie po włosku z głowy, aby odnieść zamierzony w przepisie efekt. 
—  Spokojnie, Carter, nie dorzuciłem do tego żadnej trucizny. Chociaż pokusa była wyjątkowo duża.  —  rzucił z przekąsem, a Henry spojrzał na niego z pewnymi podejrzeniami, do których miał podstawę, ponieważ kto wie, co mogło strzelić temu świrowi do głowy?
—  Nie wypiję tego.  —  odparł stanowczo w trosce o swoje bezpieczeństwo.
—  Uwierz mi, też wolałbym wypić truciznę niż stać się tobą. Pij, nie gadaj. Miejmy to już za sobą.  —  odrzekł Ślizgon, na co drugi z nich przewrócił oczami. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy naczynie stało się puste, bowiem oboje wypili paskudny eliksir. Cały proces przemiany był dość odrażający. Skóra wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpuścić, ale naprawdę formowała się w inny kształt. Henry cały czas trzymał swoje czekoladowe tęczówki pod powiekami, oczekując, aż to wszystko minie i będzie mógł na siebie spojrzeć. Otworzył oczy i… Poczuł się jak w momentach, w których patrzy na siebie w lustrze, z tą różnicą, że teraz patrzył trochę niżej niż na wprost i odziany był w szaty Slytherinu. Gdy drugi z nich zaczął się śmiać, w Henrym coś zawrzało.
—  Co cię tak bawi, Zabini?  —  warknął w jego stronę.
—  Nic takiego. Po prostu uznałem, że naprawdę jestem wyjątkowo przystojny.  —  powiedział rozbawiony, na co ten bardziej wkurzony przewrócił oczami.
—  To zasługa szaty Hufflepuffu, musi mieć jakieś magiczne właściwości, skoro nawet ty nie wyglądasz tak źle jak zwykle.  —  uśmiechnął się do niego sztucznie i odszedł w swoją stronę. Zauważył wcześniej, że Hermionie został przydzielony Malfoy, a co za tym szło, teraz musiała wyglądać jak on. Chłopak podszedł do zamkniętej w ciele Draco Hermiony.
—  Kto by pomyślał, że kiedykolwiek wejdziesz w skórę węża.  —  zaśmiał się i spędził z dziewczyną okrągłe piętnaście minut. Niestety, gdy planowany czas zmiany wyglądu dobiegł końca, z twarzy Gryfonki zniknął uśmiech, a o powodzie chłopak miał się dowiedzieć lada chwila.
—  Henry? Co się dzieje? Nadal wyglądasz jak Blaise. Wszyscy już wrócili do siebie.  —  lustrowała jego wygląd uważnie w poszukiwaniu oznak powrotu do aparycji Cartera, ale na próżno.
—  Pewnie zajmie mi to chwilę dłużej niż pozostałym, bez obaw.  —  uśmiechnął się nieco zaniepokojony, choć starał się tego nie pokazywać. Hermiona zajęła ponownie swoje miejsce, a chłopak postanowił jeszcze się przejść, gdy nagle usłyszał donośny głos Draco z drugiego końca sali, a obok zobaczył… siebie. W ich przypadku zamiana ciałami nie skończyła się jak u innych. 
—  Blaise, gdzie cię poniosło? Chodź tu! Komuś trzeba tu pokazać, gdzie jego miejsce.  —  zwrócił się do niego Malfoy, a Henry, słysząc jakby został potraktowany, gdyby to rzeczywiście był on, nie miał na nic bardziej ochoty niż rzucić się na blondyna, jednak nie mógł tego teraz zrobić, więc wpadł na inny pomysł, może nawet lepszy niż atakowanie Malfoya.
—  Rodzice nie nauczyli cię, że nieładnie jest kraść czyjeś rzeczy?  —  spytał, gdy już znalazł się obok nich. Zdezorientowany Blaise nadal nie rozumiał o co chodzi.
—  Aż tak spodobało ci się bycie Zabinim?
—  Co... Żartujesz?
—  Trochę szacunku.  —  niezwykle zadowolony z siebie Henry kontynuował swoją grę, ale dla Blaise’a uwięzionego w jego ciele tego było zbyt wiele. Wąż w futrze borsuka zaatakował Puchona, zanim ten zdążył się zorientować, że lada chwila oberwie z pięści. Nie pozostał mu dłużny i uderzył swoją pięścią w żebra Zabiniego. Blaise uderzył głową o bok ławki i stracił świadomość. Wtedy profesor postanowił zareagować.
—  Carter. Zabini. Dość.  —  wycedził.  —  Hufflepuff traci pięćdziesiąt punktów za wszczynanie bójek, a ty Zabini zabierz go do skrzydła szpitalnego.
Henry i jego trzymanie nerwów na wodzy zostało wystawione na próbę po raz kolejny tego dnia. Dzięki zaklęciu levicorpus Henry zdołał wynieść Blaise’a z zajęć eliksirów. Gdy upewnił się, że nikt go nie obserwuje, podłożył dłoń pod głowę, żeby Zabini nie zwisał nad podłogą. W skrzydle szpitalnym, nieświadomym niczego chłopcem zajęła się Madame Pomfrey, a za serce Puchona złapało poczucie winy. Nigdy bowiem nie chciał doprowadzić nikogo do takiego stanu, nawet jeśli napastnikiem był Ślizgon, lecz teraz nie było czasu na wyrzuty sumienia. To musiało się wreszcie skończyć. Myśląc o tym, jak rozwiązać ten problem, postanowił przeczekać, aż zacznie się kolejna lekcja i będzie mógł zrobić cokolwiek. Gdy rozpoczęła się kolejna godzina zajęć, zdjął z Zabiniego szatę Slytherinu, by zamienić ją ze swoją i nie wzbudzać żadnych podejrzeń, po czym wybiegł ze skrzydła i ruszył do sali eliksirów. Miał nadzieję na odnalezienie antidotum, a przynajmniej właściwych składników i przepisu, żeby mógł zamienić się aparycją w ten sam sposób, co pierwotnie. Zwinnie wślizgnął się do sali, a nie widząc w niej profesora, zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Nagle do jego uszu doszedł znajomy odgłos chrząkania.
—  Czego tutaj szukasz, Zabini?  —  Severus wycedził w jego stronę, na co Henry odwrócił się i spojrzał mu prosto w oczy.
—  Wydawało mi się, że nie zabrałem stąd swoich rzeczy, ale z pewnością zrobił to Draco, bo nigdzie ich nie widzę, panie profesorze.  —  odrzekł nieco zdenerwowany.
—  Prawdopodobne, ale będę cię mieć na oku, Zabini. Wracaj na swoje zajęcia.  —  po tych słowach chłopak opuścił pomieszczenie i skierował się z powrotem do skrzydła szpitalnego. Usiadł ponownie przy nieprzytomnym i z wymuszonym uśmiechem zapewnił pielęgniarce, że przez jakiś czas będzie nad nim czuwać. Minęła godzina, może ciut mniej, gdy Puchon zaobserwował, że Blaise się budzi.
—  Shhh…  —  przyłożył palec do jego ust, po czym poszedł sprawdzić, czy na pewno nikt ich nie podsłuchuje i może mu wszystko dobrze wyjaśnić. Usiadł przy nim i nachylił się nad jego prawym uchem.  —  Zabini, posłuchaj. Coś poszło nie tak, skoro nadal tkwimy w cudzych ciałach. Próbowałem znaleźć antidotum lub chociaż składniki na nowy eliksir w sali Snape’a, ale niczego konkretnego się nie doszukałem. Przeszkodził mi swoją obecnością. Musimy wrócić do siebie i to możliwie szybko.  —  wyszeptał i odsunął się od niego.  —  Wybacz. Nie chciałem cię zaatakować. Jak się czujesz?  —  zapytał nieco głośniej, przypatrując mu się uważnie.