JustPaste.it

Czy moja wiara otarła się o "satanizm"?

Jestem pięćdziesięcioletnim człowiekiem i dużo już w życiu słyszałem. Myślałem, że nic nie jest już w stanie mnie zaskoczyć, a jednak jednemu z biskupów KK się to udało.

Jestem pięćdziesięcioletnim człowiekiem i dużo już w życiu słyszałem. Myślałem, że nic nie jest już w stanie mnie zaskoczyć, a jednak jednemu z biskupów KK się to udało.

 

photo.php?fbid=374611372620062&set=a.128000887281113.32918.127997970614738&type=1&ref=nf

 

 

Jak prawie 90 % /jak słyszałem/ Polaków odwiedziłem dziś cmentarz, miejsce w którym swojego końca oczekują ciała bliskich nam osób.

Przyszedłem na grób mojej mamusi, przy okazji odwiedziłem groby innych członków rodziny. Jak co roku przy tej okazji spotykając krewnych, sąsiadów, znajomych z podwórka, ze szkoły,  ulicy  i sąsiednich wsi.
Przyszedłem, aby zamanifestować więź z tymi, którzy odeszli wcześniej. Odwiedziłem to miejsce, aby wspomnieć osoby i chwile związane z tymi, którzy już wiele lat temu, oraz  dosłownie "wczoraj" nas opuścili.
Idąc więc alejami cmentarza, kłaniam się żywym, oddając im ukłon, podając dłoń, wymieniając uśmiech, którym chcę powiedzieć - " PAMIĘTAM WAS " , " Miło mi Was widzieć w zdrowiu", " Życzę Wam wszystkiego dobrego "
Przechodząc obok grobowca Ojców Pijarów, przypominam sobie pochowanych w nim księży, z którymi od dziecka miałem kontakt i których wspominam bardzo miło bo za moich czasów "Ksiądz"  był "Przyjacielem", był "Ojcem", "Bratem", "Synem" i po prostu człowiekiem, który był jednym z Nas.

Dwa kroki dalej odwiedzam kuzyna Wojtka, boksera, który zszedł wcale nie na swoje życzenie, ale z winy jak zwykle kiepskiej organizacji opieki zdrowotnej. Dalej; Babcia, dziadek, rodzice przyjaciela z dziecinnych lat. Potem miejsce pochówku mojej pierwszej "Pani" Eryki Kotłowskiej, nauczycielki, która uczyła mnie stawiać pierwsze kroki mojej edukacji, by nie powiedzieć "mojego życia"
Idę alejami...spotykam żony, dzieci moich przyjaciół. Przypominam sobie chwile z nimi związane, przystaję, zapalam świeczkę i odmawiam przysłowiowe "wieczne odpoczywanie" za ich spokój i odpoczynek.
Dzień ...no właśnie.

Dziś dowiedziałem się na cmentarzu właśnie, że ów dzień nazywa się "Dniem Wszystkich Świętych". Dowiedziałem się właśnie dziś, że komuniści wcześniej próbowali wykorzenić tę nazwę i nazwać ten dzień "Dniem zmarłych"- jakby to miało jakieś znaczenie.

Co roku 1 listopada przychodzę na cmentarz odwiedzić swoich zmarłych i ... no właśnie, po co jeszcze przychodzę?
Myślę, że tu kończy się opisywanie moich przeżyć bo przecież w tym momencie każdy z nas ma już swoje wewnętrzne i własne tradycje i przyzwyczajenia i nie mnie o nich tu i teraz wspominać. Jedni wychowani w tradycji chrześcijańskiej będą odmawiać modlitwy, " zdrowaśki " w celu uzyskania jakiegoś "odpustu " tak jakbyśmy i tu zwęszyli interes i nawet na umarłych chcieli ugrać coś dla siebie.

Inni, przychodzą tu po to by odwiedzić swoich bliskich i powspominać chwile jakie ze sobą spędzili, jeszcze inni przychodzą tu by po prostu spotkać żywych, którzy tak szybko odchodzą, bo może za rok ich...albo nas już tu nie będzie?


Co jednak naprawdę sprawiło że postanowiłem "dać głos" w takim skłaniającym do zadumy nad własnym życiem dniu?
Otóż, parę dni przed Dniem, który komuniści chcieli nazwać "Dniem zmarłych", o czym dowiedziałem się podczas "Słowa Bożego" jakim poczęstował nas ksiądz podczas uroczystości Mszy ku czci ...? No właśnie,ku czci?  Zawsze wydawało mi się, że za ludzi pochowanych na cmentarzu, a dziś się dowiedziałem, że jest to "Dzień Wszystkich Świętych" i powiem od razu, że wcale mi to nie przeszkadza, bo moim zdaniem nie jest ważne jak nazwiemy ów dzień. Ważne jest to co sami czujemy, a co czujemy? Myślę, że każdy jak staliśmy dziś na tym i każdym innym cmentarzu na całym świecie wierzymy w to, że to właśnie nasi krewni nad którego grobem staliśmy są właśnie tym "Świętym" jak ich nazwał dziś ksiądz na cmentarzu na którym byłem " Zwyczajni niezwyczajni", a może nawet  "nadzwyczajni". Dlaczego? Przecież każda z nich była jedyną , nie powtarzalną osobą, która spędziła tu "swój czas" i starała się zrobić to, znaczy przeżyć to życie z nami najlepiej jak potrafiła - prawda?
Czy ma więc dla nas znaczenie jak hierarchia kościelna nazwie dzień, w którym ja odwiedzam grób swojej matki? 


No, ale jest jeszcze inny aspekt tego co chciałbym Wam dziś napisać. Otóż parę dni przed tym "Dniem wszystkich Świętych" dowiedziałem się że:
Kościół boi się Halloween.
- Zdarzają się satanistyczne ekscesy. -"Widziałem przy tej okazji ekscesy satanistyczne"– mówi nam o Halloween biskup Tadeusz Pieronek.
Pewnie nawet nie zwrócił bym na ten temat uwagi, bo przecież to nic nowego, że biskupi KK zajmują się pierdołami, jednak na cmentarzu w Bolszewie prowadzącym Uroczystość był młody wydawało by się myślący człowiek, a tu ...
w taki dzień, w takim miejscu ten młody, wykształcony mężczyzna opowiada nam...że człowiek, który bawi się w noc poprzedzającą nasze Święto w sposób urągający tradycji Chrześcijańskiej nie zostanie zbawiony??????
No mój drogi Księże z Parafii w Bolszewie... jakiś czas temu pewien ksiądz z parafii w Rumi próbował siać równie niebezpieczną propagandę, że grób Jezusa zbudowany na podobieństwo samolotu Tu-154/ czy jakoś tak/ nie jest uprawianiem polityki w Kościele i nie dzieli społeczeństwo na dwa wrogie sobie obozy.
Nie będę oceniał Twojego drogi księże - przedstawicielu hierarchii mojego kościoła "kazania" czy "Słowa Bożego" jak chcą inni  tylko dlatego, że domyślam się, że nie jest to wcale Twoje zdanie, jednak proszę - w takich chwilach i miejscach ważnych dla Nas o szacunek, a opowiadanie o takich "pierdołach" mnie obraża. Mówię tu oczywiście we własnym imieniu, ale jak zauważyłem po innych twarzach nie tylko mnie ruszyło to co drogi księże palnąłeś.Widziałem, że owe słowa wcale nie wprowadziły spokoju w nasze serca i umysły a przecież po spokój i zadumę na cmentarz w ten dzień przyszliśmy.


Nie czas i nie miejsce na opowiadanie jakie zdanie na temat wprowadzania tradycji innych krajów czy społeczeństw do naszej tradycji ma jeden z setek biskupów w naszym kraju. Jakie zdanie na ten temat ma biskup Pieronek to jego prywatna sprawa i ja sobie nie życzę podczas uroczystości takiej rangi słuchania jak już wcześniej to nazwałem " pierdół "
Mój drogi biskupie Pieronek, mnie również na początku nie podobały się uroczystości na przykład "Walentynek", które jak uważałem było tylko jednym wielkim wyłudzaniem z naszych portfeli pieniędzy, a po roku, dwóch sam już biegłem z kwiatkiem, torcikiem i świeczką do mojej wspaniałej żoneczki, bo uznałem, że skoro ma to sprawić mojej ślicznej przyjemność to dlaczego nie?
Czy mnie osobiście przypadł już do gustu Halloween o którym mowa? Nie, wcale mi się nie podoba owa tradycja robienia sobie śmiechu z pogrzebu, jednak skoro podoba się to innym? Skoro dzieci się uśmiechają to czy warto walczyć z uśmiechem....nawet jeżeli ten uśmiech komuś wydaje się nie na miejscu? A może drogi biskupie warto by uwierzyć w końcu w to co sami głosicie - że tam w Niebie jest cudownie, że Jezus poszedł pierwszy przygotować nam tam miejsce i że naprawdę warto uśmiechać się na przyjście śmierci, którą nie wiem dlaczego przedstawia się jako coś złego.

Drogi biskupie Pieronek czy nie wydaje Ci się że troszkę się wygłupiłeś występując przed szereg z zaprzeczeniem tego co sam głosisz? Teraz  mniej myślący "szeregowi" powtarzają Twoje słowa jak "wytyczne" "Egzekutywy" - rządzącej elity KK.

Na zakończenie odpowiem Ci słowami swojego "kolegi po fachu"
Ksiądz Wojciech Lemański odpowiada: "Podczas imprez po pierwszych komuniach bywa, że goście się tak pochleją i pobiją, że trzeba wzywać karetkę. Ale nikt z tego powodu nie twierdzi, że przyjęcia po pierwszych komuniach są złe".