JustPaste.it

Cyrk koncentracyjny

Mój syn jeszcze nie wszedł pod kopułę wielkiego namiotu w pasy żółto-czerwone. Jako dziecko nie wejdzie tam nigdy.
User avatar
hussair @hussair · Apr 7, 2011

Mój syn jeszcze nie wszedł pod kopułę wielkiego namiotu w pasy żółto-czerwone. Jako dziecko nie wejdzie tam nigdy.

 

1c12c05bbd2cccbd0d4bc0de8d2e722a.jpg

Odcięcie go od tej rozrywki nie było decyzją lekką i szczerze mówiąc, do dziś, gdy widzę afisze cyrków wizytujących miasto, pewne nuty sentymentu i rozterki gdzieś w głębi się odzywają. Przecież pamiętam, że przedstawienie cyrkowe było jedną ze szczególnie intensywnie przeżywanych przeze mnie przygód w dzieciństwie. Te popisy, barwy, potężne dżwięki - w PRL lat 80., z którego farba złaziła jak ze szkunera zagrzebanego w wydmie, gwarantowało to odczucia szczególnie silne.

No i zwierzęta.

Zwierzęta wielkie, drapieżne, afrykańskie, magicznie obce.

Ten czar był mi dany, ale ja go swojemu synowi nie dam. To decyzja nieodwołalna.

Świat oferuje mnóstwo sposobów na rozrywkę i odcięcie cyrku nie musi odbarwić życia dziecku. Mówię "rozrywka", bo przecież pozostaje to wciąż w tej strefie, tak jak dla jednych kino czy curling, dla innych zaś - dawno temu - były to gonitwy lwów za chrześcijanami bądź walki gladiatorów.

Pojęcie rozrywki wyjątkowo trudno zawęzić.

Ja tę akurat jej sferę wyłączyłem. Na zawsze.

Dziecko wzbudza ten szczególny i dobrze znany rodzicom odruch: chce się im dać wszystko, nie chce się odbierać nic. Ten odruch czasem trzeba stłumić. Mój przyjaciel rzekł kiedyś: "Jeśli nie weźmiesz syna do cyrku, to jest to twoja decyzja, której nie jest w pełni świadom, a ponosi skutki. Może niech sam zdecyduje, kiedy dorośnie".

No cóż, w tym wypadku to niemożliwe. Byłoby elementem błędnego koła. A takie błędne koło cyrku zatrzyma tylko masowe odcięcie od niego dzieci.

Każda epoka w ludzkiej cywilizacji wnosi zmiany. Pojawia się nowa filozofia - choć często i słusznie inspirowana jest słowami mędrców starożytnych - nowe pragnienia, ambicje, impulsy i priorytety. Dziś nadrzędnym celem powinna być naprawa planety, nierównych praw i stosunku do przyrody i zwierząt.

Zwierzęta przeznaczone konsumpcji tłoczy się w czymś, co nazwę bez ogródek: obozy koncentracyjne. Cokolwiek ujrzysz na swoim talerzu mięsnego, człowieku, nieomal zawsze przyszło stamtąd. Ze zwierzęcego obozu koncentracji.

Temu mówię NIE.

Zwierzęta tłoczone w tych obozach, mają jakoby humanitarne warunki. Lampy, dach i ściany, które mrozu i orkanu nie wpuszczą. Niektórym puszcza się Mozarta. Niezwykły akt człowieczeństwa.

Nie łudźmy się, że dla wsparcia zwierzęcych dusz. Dusz, które wciąż tam są, choć na wpół zatopione w studni sfrustrowania, strachu i beznadziei. Dźwięki Mozarta czy słońce i naturalna roślinność, które to rarytasy przypadają zwierzętom bardziej uprzywilejowanym, na pewno mięso ich czynią zdrowsze.

Ich los jednak pozostaje ten sam. Nie różni się niczym od losu tych zwierząt-jeńców, którzy siedzą w mroku, pod sztucznym światłem, albo w tuczeniowym procesie kanibalizmu konsumują krewnych już wcześniej zarżniętych.

Cywilizacjo, czas to zmienić. Esencja rozwoju nie pozwala mu stać się hybrydą z potworem hańby.

Zwierzęta w cyrku być może karmione są lepiej. Pytanie, jakie procedury stosuje się, by osiągnęły kunszt programowy i gimnastyczną perfekcję. Jaki jest system kar. Jak dalece mogą liczyć na pobłażanie, gdy nastrój nie sprzyja harcom w arenie lub przeziębienie plącze nogi. Wszak zmienników nie ma w nadmiarze, a bilety i kontrakty stanowią o przetrwaniu instytucji.

Nie liczę na miłość opiekuna i tresera, choćby mnie pół dnia mieli przekonywać. Człowiek miłujący zwierzę nie trzyma go w celi, nie stosuje kar, zastraszania i NIE ZMUSZA do popisów ku uciesze publiczności.

Temu mówię NIE.

Mój syn chowany jest w szacunku do zwierząt daleko posuniętym. Psy i koty są podziwiane i lubiane, ptaki na tarasie dokarmiane, widok owada w mieszkaniu nie budzi ani trwogi, ani kontruderzenia na intruza nie generuje. Pająk nie jest szczególnie pięknym stworzeniem - przynajmniej takim uczynił go stereotyp. W naszym domu podlega taki "brzydal" co najwyżej ostrożnej ewakuacji - o kretyńskich instynktach egzekucji nie ma najmniejszej mowy.

Szacunek do współmieszkańców planety wydaje mi się nie tylko pożytecznym przejawem ducha i kultury. To po prostu obowiązek ze strony wszystkich istot dzielących jedną przestrzeń. Na wyrzynanie, konsumowanie i zniewalanie istot nie tyle słabszych - co pozbawionych żądzy ekspansji terytorialnej - nikt nam przyzwolenia nie dał.

Przeciwnicy wegetarian mówią często, że drapieżność jest naturalną cechą Ziemianina, że pantery czy wilki zagryzają, by przeżyć.

Otóż to. My, ludzie, nie musimy zagryzać, by przeżyć. Co więcej - bezmięsna dieta tylko nam służy i wspiera homeostazę.

Albert Einstein rzekł:

Tak więc żyję bez tłuszczów, bez mięsa, bez ryb, ale czyniąc tak, czuję się całkiem nieźle. Naszym celem musi być wyzwolenie się poprzez rozszerzenie kręgu współczucia na wszystkie żywe istoty i na cały cudowny świat natury.

Nie jestem fanatykiem. Nie nazywam mięsożerców mordercami. Sam byłem nim większą część swego życia. Nie mam żadnego wegetarianina pośród przyjaciół, i z nikim nie drę kotów. Ludzie nie są doskonali i ja też nie jestem. Ale cywilizacja jest siostrą ewolucji, która nie wypuszcza jej z objęć. To oznacza niepowstrzymany cykl wyszukiwania nowych celów i nowych wartości. Każdy z nas wprowadza w życie co jakiś czas zmiany, które uważa za słuszne. Które przynoszą energię i satysfakcję nawet, jesli nie okażą się trwałymi. Na tym polega fascynujące zjawisko eksploracji życia, które odkrywa się nam tak samo przez osiągane wierzchołki, jak przez staczanie się w rozpadliny.

Nie mam zamiaru potępiać ludzi, którzy jedzą mięso. Nie mam zamiaru krzyknąć nikomu "Nie idź do cyrku nigdy wiecej!". Po pierwsze, większość z nas to ludzie dobrzy, wrażliwi, przenikliwi i ceniący spokój. Cokolwiek czynimy, jest w silnym stopniu wynikiem nawyków. Masywną fortecę nawyków wzniosły lata edukacji szkolno-kościelnej i - nade wszystko - rodzice. Wyzwolenie z nawyków jest trudne i mozolne nawet, gdy szczerze chce się to uczynić.

Po drugie, nie mam w zwyczaju wyznaczać nikomu słusznych dróg. Sam ciągle ich szukam, i sam zbyt często wpadam w rozpadliny, by pouczać.  Każdy przejdzie szlak życia wedle obranych racji i wartości.

Decyzje, których skutki obejmą dzieci, będą szczególnie wymowne i obfite w konsekwencje.

Między wieloma z tych decyzji podjąłem i taką. Mój syn nie pójdzie do cyrku.