JustPaste.it

BEAST IN CAGE #3

User avatar
laura kinney @deadlyregenesis · May 23, 2023 · edited: Jan 14, 2024

picsart_230523_021907033.jpg

           Odetchnęła z ulgą, kiedy do jej uszu dotarły słowa mężczyzny. Nie chciał jej skrzywdzić, tak samo, jak ona nie chciała krzywdzić jego. Mogła się domyślić, że był zmuszany do walki, tak samo, jak ona. Uważnie obserwowała, jak oddala się do tyłu, zachowując dystans między nimi. Nie zamierzała podchodzić bliżej, nie chciała go spłoszyć, ani wywołać niepożądanych reakcji, więc została w tym samym miejscu i nie wykonywała żadnych gwałtownych ruchów. Wzrokiem przebiegła po pomieszczeniu zatrzymując go na ludziach, którzy ich obserwowali, a ich miny zdradzały, że nie są zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Mało ją to obchodziło i nie zamierzała tańczyć tak, jak jej zagrają. Do jej uszu dobiegły kolejne słowa mężczyzny, tym razem skierowane do publiczności, która liczyła na krwawą walkę, a jedyne co dostali to rozczarowanie. W następnej sekundzie usłyszała świst powietrza i kilka strzałek boleśnie wbiło się w jej skórę. Od razu upadła na podłogę, by uniknąć większej ilości strzałek. Zamknęła oczy, starając się walczyć z ogarniającą ją sennością. Wiedziała, że jej czynnik leczniczy zadziała wolniej przy takiej ilości środka usypiającego, ale po cichu liczyła, że odzyska sprawność, nim ją stąd zabiorą. Ktoś ją przewrócił na plecy, ale oczy miała wciąż zamknięte, nie chcą się zdradzić. Po chwili jej uszy zarejestrowały dźwięk upadającego ciała tuż obok niej. Nie wiedziała ile czasu leżała na zimnej podłodze, ale sprawność zaczęła stopniowo wracać do jej ciała. Jak trudno byłoby uciec z tego miejsca? Zastanawiała się, oczywiście, ale nie wiedząc gdzie się znajduje, może błąkać się bez celu, zanim znajdzie wyjście. Wiedziała z pewnością, że ucieczka jest daremna, ale to nie znaczyło, że musiała się poddać. W końcu usłyszała szurnięcie i odgłosy kroków. W pomieszczeniu znajdowały się co najmniej cztery osoby. Poczuła uścisk na ramionach i ktoś ją podciągnął do góry po to, by ją wlec po podłodze do wyjścia. Zachowała zimną krew i opanowanie, czekając, aż wyciągną ją z sali treningowej. Skoncentrowała się na głębokich oddechach, starając się powstrzymać ciało przed przejściem w tryb walki lub ucieczki. Czuła, jak jej pazury walczą o uwolnienie się z knykci, co było częścią jej naturalnych instynktów. Zdławiła emocje, by uniknąć całkowitego załamania. Stawało się to dla niej coraz większym wyzwaniem, im bardziej z tym walczyła. Ledwie wiedziała, co z tym wszystkim zrobić, emocje wirowały i kłębiły się w jej żołądku i płucach, niemal dławiąc ją intensywnością. Z jednej strony morderstwo było czymś okropnym, czymś straszliwie złym, a z drugiej strony morderstwo było czymś, co należało zrobić i jakoś nie przeszkadzał jej ten paradoks. Zabijanie w obecnej chwili wydawało się słuszne i zrobi to bez cienia wyrzutów sumienia. Na pewno nie względem ludzi, którzy ją tutaj zamknęli i traktowali jak zwierzę. Nie mogła dłużej zwlekać i użyła całej siły, by wyswobodzić się z uścisku na swoich ramionach. Spojrzała na ostrza - sztuczną imitację swoich pazurów, a okrzyk, który z siebie wydała nie wynikał z bólu ani udręki, ale z frustracji - to ten sam wrzaskliwy okrzyk bojowy, który wydaje, gdy zabija. W polu jej widzenia widać czerwień, gdy atakuje, przecinając mężczyznę obok jednym machnięciem pazurów. Obróciła się, żeby zlikwidować drugiego ochroniarza, zanim zdąży pociągnąć za spust - nie żeby go to uratowało. Wbiła pazury w jego obojczyk, żeby go unieruchomić, a pazury drugiej dłoni przebiły jego gardło, oblewając ją strumieniem czerwieni, pokrywając jej twarz i spływając po szyi, klatce piersiowej, rozbryzgując się po jej ramionach. Mężczyzna ześlizgnął się po ścianie, rozmazując po drodze ślad krwi, aż uderzył o podłogę i upadł obok drugiego. Mutantka stała przez chwilę i wpatrywała się w swoje dzieło, wypalała obraz tego widoku w swoim umyśle wraz z uczuciem zwierzęcej satysfakcji. Nie czuła nic do ciał spadających jak bezużyteczne kłody, tylko głęboko zakorzeniony gniew. Nagle coś uderzyło ją w plecy i wstrząs elektryczny przeszył jej ciało, zmuszając jej płuca do krzyku, kiedy upadła na ziemię, próbując uciec przed przeszywającym bólem. 


- Podnieście ją.- usłyszała znajomy głos lekarki i dwie pary szorstkich rąk złapały ją i podniosły do pionu, ciągnąc za sobą stopy, dopóki nie mogła ich ponownie zmusić do pracy. Zaciągnęli ją do jakiegoś pomieszczenia i skuli jej ręce kajdanami. X-23 nic nie powiedziała, po prostu siedziała z rękami zakutymi przed sobą, starając się powstrzymać mięśnie przed drżeniem od resztek elektryczności. Posłała mordercze spojrzenie lekarce, gdy położyli ją na stole i przywiązali pasami. Starała się walczyć z ograniczeniami, ale tylko je zacieśnili, włączając nad jej głową światło, które ją oślepiło, tworząc jaskrawą aureolę wokół pochylającej się nad nią kobiety. Wiedziała, że za chwilę będą ją torturować za nieposłuszeństwo, ale nie miało znaczenia, ile testów przeprowadzili, ile inwazyjnych badań wykonali, ile krwi wzięli i ile bólu zadali, czy to nożami, igłami, czy metalowymi węzłami, które umieścili na głowie i ciele Laury do porażenia prądem, jednak nigdy nie będzie im posłuszna. 

- Zaczynać.- powiedziała blondynka, a ona wiedziała, że za chwilę nadejdą godziny przedłużającej się, odczłowieczającej agonii, w której była niczym więcej niż żabą wytyczoną do sekcji. Stół pod nią zaczął się zmieniać i wykrzywiać, aż zmienił się w duże krzesło. Słyszała ruch pod sobą, gdy na jej klatce piersiowej pojawiły się duże metalowe paski, które przytrzymywały ją w miejscu. Słyszała, jak coś zatrzaskuje się i poczuła nacisk na plecy. Cokolwiek pełzało po jej plecach, dotarło do jej szyi i szarpnęło w tył głowy. Oczy mutantki zamknęły się i otworzenie ich wymagało herkulesowego wysiłku, nie zauważyła wcześniej, że zaciskała je tak mocno, tylko po to, by zablokować przeszywające światło, gdy kolejna dawka bólu przebiegła przez każdą część jej ciała. Fala łez zdawała się napływać, spływać po jej twarzy, gdy próbowała oddychać wystarczająco wolno, by pomyśleć o bólu. W ustach miała smak krwi i przełykała gęsto, paląc bolące gardło. Czy w którymś momencie krzyczała? To nie miało teraz znaczenia, kiedy ostrożnie wzięła kolejny drżący głęboki oddech, zbierając odwagę, by poruszyć się na tyle, by odsunąć się od tego czegoś, co wbijało się w jej plecy. Gdy tylko zebrała się w sobie tak bardzo, jak jej się wydawało, poruszyła się. Cała zewnętrzna świadomość zniknęła w jednej chwili, gdy przeszywający, palący, eksplodujący ból wystrzelił z jej ramienia i rozlał się po całej reszcie ciała. Wiła się, a to tylko pogorszyło wszystko. Czuła się, jakby miała wbite w górną część pleców toporki z kolcami, wbijające się głęboko w nią, gdy przesuwały się wraz z jej ruchem. Gdzieś w okolicach kości ogonowej promieniował palący ból w dół nóg i całej talii, jakby była porażona prądem. Nie było w niej części, która nie czuła, że ​​płonie. Eksplodowała od środka. Obrażenia w jej ciele były na tyle poważne, że straciła przytomność.

 

picsart_230429_033515523.jpg

 

Obudziła się powoli, przedzierając się przez zamglone, mętne uczucia w swoim umyśle. Jej umysł wydawał się jaśniejszy niż przez kilka ostatnich dni, wciąż nie był świetny, z pewnością nie był wypoczęty przez żadne naciągnięcie wyobraźni, ale jej utrata przytomności zapewniła wystarczająco dużo wytchnienia, aby umożliwić logiczne procesy myślenia. Przejrzała swoją mentalną listę kontrolną i uznała, że to jest do bani. Wszystko było złe, wszystko było negatywne i wszystko ją bolało. Teraz kiedy zdała sobie sprawę, jak bardzo boli ją ciało, zorientowała się, że leży na betonowej płycie, a jej ręce i nogi były do ​​niej przykute, ale mogła się rozejrzeć. Znajdowała się w innym pokoju niż poprzednio, kwadratowym, pustym i szarym. Bezpośrednio za nim znajdowała się konsola na ścianie, przed nimi drzwi, coś w rodzaju tarasu widokowego, otwór wentylacyjny w górnej części ściany po prawej stronie i szereg stołów wypełnionych różnymi urządzeniami naukowymi i medycznymi. Jakby nie miała już tego dość. Zauważyła, że jej zakrwawione ubranie zniknęło i zostało zastąpione czystym. Wyrywając ją z jej myśli, drzwi rozsunęły się, ukazując kilku mężczyzn i kobiet w białych fartuchach. Mogła dostrzec zarys broni wystającej z kieszeni jednego z mężczyzn. Ochrona prawdopodobnie była tam tylko dla protokołu, wszyscy wiedzieli, że nie będzie stanowiła zagrożenia w swoim obecnym stanie. Zapewniły to liczne wstrząsy elektryczne, które jej zadali podczas wcześniejszych testów. Wszystkie pary oczu wędrowały po niej, obejmując każdy cal. Nagle poczuła potrzebę zwinięcia się w kłębek, ochrony, ukrycia się, ale nie mogła się ruszyć, żeby to zrobić. Po krótkiej interakcji naukowcy w pokoju zaczęli bawić się chemikaliami na stołach. Zarówno po jej lewej, jak i prawej stronie. Kołysała głową z boku na bok, starając się mieć ich wszystkich na oku. Stało się to jeszcze trudniejsze, gdy jeden z pozostałych mężczyzn, blondyn średniego wzrostu i budowy, stał bezpośrednio po lewej stronie i zapisywał notatki w notatniku. Jeden z naukowców podszedł do niej i wytarł górną część jej lewego ramienia wacikiem nasączonym alkoholem, który wyrzucił do kosza pod stołem. Sięgnął po strzykawkę z zielonym płynem i powoli wbił igłę w jej skórę, która z łatwością wślizgnęła się w mięsień. Jej strach był uzasadniony w momencie, gdy płyn dostał się do jej ciała. Płonęła. Wpatrywała się z przerażeniem we własne ramię, próbując przebić się przez ograniczenia, jakby była w stanie zsunąć się ze stołu i oderwać od własnej kończyny. Patrzyła, jak zieleń skrada się po jej skórze, a rozprzestrzeniająca się trucizna, sprawia jej nieopisany ból. Energię, którą zyskała podczas wymuszonej drzemki, już się wyczerpała. Pozostało tylko drżenie i łzy, które mimowolnie spływały po jej twarzy. Szum wypełnił jej głowę, próbując powitać błogosławioną nieświadomość. To nie przyszło. W oddali słyszała kłótnię naukowców. Wychwytywała sporadycznie słowa, składając je w pełne zdania z wielkim trudem. Nagle trudno było oddychać. Jej oczy przewróciły się dramatycznie, zanim powieki opadły, tylko od czasu do czasu trzepocząc. Nie wiedziała, ile czasu trucizna była w jej ciele, ale nim całkowicie się wyleczyła, ktoś wbił jej igłę w szyję. Została przeniesiona na krzesło, dłonie przywiązali jej grubymi węzłami. Rozmytym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu i zauważyła, że wszyscy naukowcy zniknęli, prócz lekarki. Wyprostowała się na krześle, gdy kobieta podeszła do niej ze skalpelem i zrobiła nacięcie na jej przedramieniu. Syknęła cicho i patrzyła, jak jej rana po sekundzie zasklepia się i znika. Bolały ją płuca, każdy wdech i wydech powodował ból w całym ciele, wywołując dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Nie mogła się ruszyć. Ciało Laury było zbyt słabe, a każda najmniejsza próba zmiany pozycji nie dawała nic poza poczuciem bezsilności, które tylko coraz bardziej natrętnie otaczało jej umysł. Usłyszała odległy trzask metalu odbijający się echem w niewidocznym korytarzu. Dźwięk dźwięczał jej w uszach, potem cichnie do niskiego, nieregularnego szumu, po czym przechodzi w coś zupełnie innego - głosy, niewyraźne i nieznane, zbyt odległe, by je rozróżnić. A może tylko jeden głos. Próba skupienia się na tym sprawiła, że ​​ból w jej głowie wzrastał. Każdy mięsień w jej ciele był sztywny i ołowiany, protestował na myśl o ruchu. Myśli pędzą zbyt szybko, by mogła je pojąć; próbuje instynktownie sięgnąć po wspomnienie, po coś, co by ją uziemiło, i nic nie znajduje. Nic. Blondynka oddaliła się do drzwi, które otworzyły się i wszedł przez nie mężczyzna, a raczej został siłą wepchnięty do środka. Po jego ruchach mogła się zorientować, że jest trochę zdezorientowany, ale widząc, że się do niej zbliża, wbiła się ciaśniej w krzesło. Dopiero kiedy znalazł się bliżej, rozpoznała go po posturze ciała i włosach. Piekły ją oczy i bolało całe ciało, mimo że uleczyła się ze wszystkich obrażeń, ból zawsze zostawał z nią na dłużej. Mężczyzna coś do niej mówił, ale jego głos brzmiał daleko i mgliście. Słyszała go, ale z jej ust nie padło żadne słowo. Jej język nie działał. Widząc, że pomaga uwolnić jej się z więzów, odetchnęła z ulgą. Na zewnątrz jej powiek było jasne światło. Środek usypiający, który wstrzyknęli jej w szyję, był już na takim poziomie, że zaczynała tracić świadomość.


- Bu... - chciała zawołać go po imieniu, kiedy zauważyła, że odchodzi, miała zamiar protestować i go wołać, żeby zabrał ją ze sobą, żeby jej tutaj nie zostawiał, jednak nic takiego nie wypłynęło z jej ust. Przymrużyła oczy, starając się skupić na rozmowie za szybą. Udało jej się wyłapać pojedyncze słowa. Próbowała podnieść się z krzesła i przez chwilę walczyła z sennością, ale nie udało jej się to i jedynie straciła czas na rzecz ciemności. 

 

picsart_230429_033515523.jpg

 

 

Pazury przebijały się przez jej skórę, knykcie nabrzmiewały krwią. Metal wślizgnął się z powrotem, a jej ręce pokrywały rany. Ostrza bolały, ale za każdym razem był to bardziej tępy ból. Im częściej to się działo, tym bardziej oddalała się od bólu. Stawał się wspomnieniem, czymś, o czym nie musi myśleć, dopóki nie chce. Dopóki znów nie będzie musiała. Ból był natychmiastowy, straszny, ale przede wszystkim znajomy. Ostrza były ostre ponad miarę, a ona precyzyjnie cięła: zbyt płytko i bez sensu. Musiała to poczuć. To był inny ból niż ten, który jej tutaj zadawano. Osobisty. Z ran wyciekała świeża krew, rozlewając się po jej bladej skórze, pędząc w kierunku jej nadgarstków, by spłynąć kaskadą na podłogę. Po chwili wytarła krew i nie zostały nawet blizny. Ciepło nie odwracało jej uwagi od bólu, który następował po ranach, innego niż ten, który go spowodował. Drugie odczucie, gojenie, nie było gorsze, ale bolało na swój sposób, gdy jej skóra się zagoiła, zatrzymując przepływ krwi prawie tak szybko, jak się zaczął. Ból był mile widziany, ponieważ było to coś, co znała bardzo dobrze. Ból był częścią jej życia odkąd pamiętała. Kiedyś był używany do kontrolowania jej, kształtowania i modelowania, aż stała się czymś, co opanowała. Od tego momentu było to jej, coś, co mogła przekazać innym lub, kiedy zaszła taka potrzeba, samej sobie. To było coś, co mogła zrobić, kiedy nie wiedziała, co innego mogłaby zrobić. To sprawiło, że coś poczuła, ale co więcej, poczuła coś, z czym wiedziała, że ​​może sobie poradzić. To bolało, zawsze bolało i przez to było w tym dziwne pocieszenie. Kiedy poczuła się odrętwiała, przypomniało jej to, że przynajmniej część jej żyła; kiedy była przytłoczona, było to coś, co mogła złagodzić. Nigdy nie musiała martwić się o ukrywanie blizn, sekret jej cichego bólu był ukryty tak głęboko, że nikt inny nie mógł go znaleźć. To było jej i tylko jej i czasami wydawało się, że to jedyna rzecz, którą miała. Nie była w stanie podnieść się z podłogi, a nie mając nic, co mogłoby odwrócić jej uwagę od własnych myśli, czuła się, jakby trochę wariowała. Chociaż może to miało więcej wspólnego z fatalnym kierunkiem jej myśli - ponieważ bez względu na to, jak bardzo się starała, jej umysł był złapany w jakąś nieuniknioną siłę grawitacji. Mając tylko ciemność i ciszę, które ją rozpraszały, nie mogła przestać myśleć o tym co wydarzyło się w sali treningowej. Najwyraźniej zbyt wiele czasu spędzonego sam na sam z własnymi myślami doprowadziło ją do wymyślania szalonych rzeczy. Myślenie o tym, co by było gdyby, było całkiem bezcelowe, nawet w najlepszych chwilach, ale teraz wydawało się, że to szaleństwo. Nie mogła jednak przestać o tym myśleć i nie mogła przestać zastanawiać się, co by się stało… lub mogło się stać, gdyby zdecydowała się wtedy walczyć. Rozmowa za szybą sprzed kilku dni ciągle zaprzątała jej głowę. Nie mogła się doczekać, kiedy ją zabiorą na trening, a właściwie żyła tylko dla tej chwili. Chciała dowiedzieć się więcej, a wyglądało na to, że Bucky był w tym samym położeniu co ona. Nagle drzwi otworzyły się i zaskrzypiały, gdy dwóch mężczyzn wkroczyło do środka. Pierwszy celował do niej z broni, a drugi trzymał tacę z jedzeniem. Oczy mutantki natychmiast spoczęły na nim, gdy zobaczyła posiłek. Jej żołądek zabulgotał nieprzyjemnie, a jej myśli odeszły w zapomnienie i nie mogła się tym teraz przejmować, ponieważ jedyne, na co mogła zwrócić uwagę, to taca. Jedzenie, które jej przyniesiono pochłonęła w ekspresowym tempie i kiedy poczuła się na siłach, wyjęła z szafki strój. Starannie włożyła ubranie - koszulkę i spodnie - zanim spojrzała w stronę drzwi, które były lekko uchylone. Wyjrzała na zewnątrz, ale nikogo nie było na korytarzu, co trochę ją zaniepokoiło. Dlaczego uznali, że nie potrzebuje teraz ochrony? Czy byli po prostu przekonani, że nigdy nie znajdzie drogi ucieczki, czy też były tam jakieś zabezpieczenia, o których nie wiedziała? Całe miejsce wydawało się puste i zaczęła odczuwać niepokój z powodu panującej tam atmosfery. To było prawie tak, jakby ktoś tam był, czaił się. Skradała się powoli, aż w końcu dotarła do końca korytarza, na którym znajdowały się drzwi. Niepewnie złapała za klamkę i otworzyła je, wchodząc do środka. Po chwili dotarło do niej, że została przeniesiona do innego pokoju, który prowadził ją bezpośrednio do sali treningowej. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jednak tym razem na trybunach nie było widowni. Nie wiedziała co to oznacza, ale wyglądało na to, że swobodnie mogła poruszać się ze swojego pokoju do sali treningowej. Nagle rozległ się hałas, przenikliwy i odbijający się echem po pomieszczeniu. Stanowiło to wyraźny kontrast z pustą ciszą, która zwykle jej towarzyszyła. To musiały być otwierane drzwi. Od kilku dni nie słyszała nic prócz własnego nierównego oddechu, więc kiedy zobaczyła, kto stoi po drugiej stronie, westchnęła z ulgą. Mimo to zawsze była ostrożna i stanęła w pozycji bojowej, gotowa, by zaatakować. Kiedy zauważyła, że Bucky się do niej zbliża, napięła się prawie niezauważalnie. Skanowała wzrokiem jego sylwetkę, starając się zachować jak najbardziej neutralny wyraz twarz, i nawet nie zauważyła, jak jej pazury częściowo przebiły jej skórę. To był powolny moment i zaczęła się cofać, a kiedy w końcu zauważyła krew spływającą po jej kostkach, uniosła ręce w geście poddania, dając mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru robić mu krzywdy. Ciemnowłosa milczała przez chwilę, wpatrując się w mężczyznę. Choć stała stosunkowo daleko od niego, kobieta była w stanie bezbłędnie zobaczyć każdy szczegół jego twarzy. Pozostała zamrożona, ale milion myśli kłębiło się w jej umyśle. Mimo to nie była w stanie uchwycić ani jednego. Wszystko mieszało się w jej głowie, żywo i szybko, przez co nie była w stanie skupić się na niczym konkretnym. W obecnej chwili jej umysł pracował na pełnych obrotach i miała pełno pytań, które ją niepokoiły, ale nie wiedziała nawet od czego ma zacząć.


- Laura. Mam na imię Laura.- zwróciła się do niego, a jej głos był taki, jak ona sama - opanowany i bez emocji. Nie miała zamiaru mu się przyglądać, więc wzrokiem błądziła po sali, udając, że jest tutaj pierwszy raz, a wyposażenie interesuje ją bardziej niż on. Był prawdopodobnie jedyną osobą, która była bliska zrozumienia jej. Wyglądało na to, że przechodził przez to samo co ona. 


- Gdzie jesteśmy? Co to za miejsce? Długo tu jesteś? - zapytała cicho, sama nie wiedząc, skąd wzięło się w niej tyle śmiałości. Chciała dowiedzieć się więcej, a każda, nawet najmniejsza informacja mogła jej pomóc w ucieczce, dlatego musiała wykorzystać okazję. Jeszcze raz uważnie rozejrzała się po sali, ale dalej nie było widowni. Było to dla niej co najmniej dziwne, że pozostawili ich samych sobie, bez ochrony. Nie miała zamiaru się tym przejmować i skorzystać z tej małej namiastki wolności, którą ich hojnie obdarowano. 


- Oni Ci to zrobili? - wymownie wskazała dłonią na jego ramię i zbliżyła się, skracając dystans między nimi. Starała się mówić cicho, tak, by tylko on ją słyszał. Była pewna, że ich obserwują. Nie mogliby spuścić z oczu swoich zwierzątek. Była nieufna i wiedziała, że za tym wszystkim kryje się coś większego, jednak miała nadzieję, że zanim odkryje prawdę, jej już tutaj nie będzie. 

picsart_230430_031724032.jpg