Wyraz tolerancja pochodzi od łacińskiego tolerantia, oznaczającego cierpliwość, wytrwałość.
Tak jak drzwi prowadzą do przedpokoju – tak tolerancja prowadzi do pokoju. Tolerancja, według słownika PWN-u to najprościej mówiąc, rezygnacja ze środków przymusu. Pierwsza część „Listu o tolerancji” Johna Locka obrazuje zasady tolerancji na przykładzie tolerancji wobec innowierców.
Zdaniem Locka kościół powinien być niezależny od władzy państwowej. Uważa, że „jeżeli takiego rozdziału się nie dokona, żadnym sporom nigdy nie będzie można położyć kresu”. Celem państwa jest ochrona i pomnażanie dóbr doczesnych. Odpowiada ono za sprawy świeckie i materialne, nie ma natomiast pieczy nad ludzkimi duszami. Każdy sam odpowiada za swoją duszę.
Zwierzchnictwo nad światem doczesnym państwo sprawuje orężem ustaw, nakazów i przemocy. „Każdy (…) ma pełną swobodę napominać, zachęcać, wskazywać błędy i za pomocą dowodów nakłaniać innych do swego zdania, właściwością natomiast urzędu jest wydawać dekrety i zmuszać mieczem do ich wykonywania”. Wiara musi być dobrowolna i niewymuszona. Lock podkreśla, że kościół, a państwo różnią się między sobą jak niebo i ziemia.
Władza zmienia się wraz z wyborami - kościół zawsze musi pozostać tym samym kościołem. Skoro więc tyle jest różnic pomiędzy dobrowolnym Kościołem, a obligatoryjnym państwem, to władza nie powinna w żaden sposób łączyć się z religią. Państwo z założenia jest czymś przymusowym – kościół ma sens tylko wtedy, gdy jest ochotniczy.
Przez lata kościół był jednak w mariażu z państwem. Władze ustanawiały nowe zasady przynależności do kościoła – manipulując tym samym ludem. Orężem kościoła nie mogą być ustawy i nakazy, które nie mają swojego źródła w Ewangelii. Mogą nimi być zachęty i napomnienia. Nawet jeśli kogoś na siłę nawrócimy, to nie pomoże mu to w akcie zbawienia. Wbrew czyjejś woli nawet sam Bóg nikogo nie zbawi, a co dopiero ustawy, nakazy, a nawet przemoc.
Lock podkreśla, że w Piśmie Świętym nie ma żadnego zapisu o tym, że Kościół ma być organizacją, która posiada podmioty zdolne kreować nowe prawa. Stwarzają one bowiem własne zasady przynależności, które służą ich dobru, a co za tym idzie nie można nazywać tego kościoła Chrystusowym. „kościół (…) jest wolnym stowarzyszeniem ludzi, którzy ze sobą się łączą na zasadzie całkowitej dobrowolności w tym celu, żeby publicznie cześć Bogu oddawać, w tej formie, jaka w ich przekonaniu jest bóstwu miła, a dla zbawienia ich duszy skuteczna. Powiadam zatem, że jest to stowarzyszenie wolne i dobrowolne”.
Skoro Kościół jest czymś wolnym i dobrowolnym, to nikt nie ma prawa do zabijania, grabienia i rozboju w imieniu wyznawanej religii. Wiary nie rozkrzewia się orężem i gwałtem, można do niej przekonywać miłością i dobrocią. „Bez względu na to, czy ktoś jest chrześcijaninem, czy poganinem, trzeba w stosunku do niego wstrzymać się od wszelkiej przemocy i krzywdy. Tak czynić każe Ewangelia, tak radzi rozum i to, które zawarła natura — ludzi pomiędzy sobą wzajemne przymierze”.
Ekskomunice nie mogą towarzyszyć zniewagi i przemoc, przez którą dobra ekskomunikowanego zaznałyby szkody. Nie godzi się to z prawem tolerancji. Nie wolno bowiem nikomu odbierać jego dóbr życia doczesnego, dlatego tylko, że wyznaje inną religię i w mniemaniu naszej wiary - w przyszłym życiu będzie potępiony. Jeżeli Kościół nie głosi miłości i tolerancji, to mija się z powołaniem zawartym w Ewangelii. Gdy brakuje już wytrwałości i argumentów w nawracaniu, to żaden z duchownych nie ma prawa, aby sięgać po atrybuty obcej władzy – takie jak przemoc i nakazy prawne. „Kościoły nie mają żadnej jurysdykcji w sprawach doczesnych, stąd wniosek, że ani żelazo, ani ogień nie są narzędziami odpowiednimi do karczowania błędów, bądź też oświecania lub nawracania duszy”.
Żaden kościół nie może być faworyzowany przez władzę, gdyż wtedy zyskuje wyższość nad pozostałymi, a co za tym idzie prawo do zagrabiania dóbr innych wyznań. „Pokój, sprawiedliwość i przyjaźń powinny być zachowane zawsze i na zasadzie wzajemności pomiędzy różnymi kościołami, podobnie jest pomiędzy poszczególnymi ludźmi”.
Ważny jest Bóg, jako cel do którego zmierzamy. Nie ważna jest droga, jaką chcemy osiągnąć nasz cel. Możemy innych zachęcać lub zniechęcać, wskazywać mu właściwą drogę – nie wolno zmuszać, go aby szedł taką drogą jak my. Wcale nie mamy pewności, że nasza droga jest właściwa i prowadzi ku temu prawdziwemu Bogu.
Polska przez wiele lat była „państwem bez stosów”. Co nam z tych czasów pozostało? Jak w perspektywie "Listu o tolerancji" z 1689 roku wygląda sprawa krzyży w miejscach publicznych?