Pozbycie się ciała Thora wcale nie należało do najłatwiejszych. Nie raz się sprzeczali. Nie raz się nie zgadzali w czymś. Niejednokrotnie darli ze sobą koty i bywały sytuacje, że Loki życzył mu jak najgorzej, ale gdy miało przyjść co do czego… Nie, to wcale nie było łatwe. To nie on powinien tu leżeć. Spoglądał z góry na opartą o ścianę sylwetkę Gromowładnego, jakby po prostu przysnął w pozycji półsiedzącej. Jakby na chwilę zatrzymał się tutaj, by odpocząć. Zaraz wstanie i pójdzie dalej, walczyć za słabych i bezbronnych.
- …W odwiecznej walce, na łąkach i polach Valhalli – szepnął Loki, a po jego lewej piorun rozdarł niebo, znacząc je przejmującym blaskiem. – Żegnaj, bracie – dodał cicho, chociaż wiedział przecież doskonale, że wcale nie żegna się z prawdziwym Thorem. A co, jeżeli nigdy nie będzie miał już ku temu okazji? Co, jeżeli zostaną w tym labiryncie po wsze czasy? Wziął głęboki oddech i wypchnął ciało Gromowładnego poza obręb drzwi. Wpadło jak bezwładna kukła w ciemną czeluść, znikając z oczu Lokiemu.
Zamknął drzwi i zerknął na Bucky’ego. Gdy ten oznajmił mu, że znalazł przejście pasujące do Natashy Romanoff i że sam sobie z nią poradzi, Kłamca skinął głową. Nie wnikał, nie zadawał pytań. Ten pokój był zbyt osobisty, by czegokolwiek dociekać. Szarpał wnętrze, jak dziki wściekły pies upolowaną zwierzynę. Domyślał się, że o to właśnie chodziło. By pogrzebać żywcem ich psychiki. Miał jednak nadzieję, że obaj mieli w sobie na tyle samozaparcia, by jakoś to przetrwać, chociaż wiedział, że nie będzie to łatwe.
Otworzył kolejne drzwi i widząc w środku latające sokoły, domyśli się od razu, że pomieszczenie miało należeć do Sama Wilsona. Skinął na niego głową, gdy Bucky zadał mu pytanie i pomógł mu go przenieść. Był ciężki, może nie tak ciężki jak Thor, ale swoje również ważył. Loki przelotnie zerknął na Barnesa, gdy ten się odezwał, po czym pomógł mu pozbyć się zwłok. Następne drzwi definitywnie należały do Anthony’ego Starka. Loki poczuł ukłucie gdzieś w środku, ale nie dał po sobie niczego poznać. Podszedł do ciała i poprosił Bucky’ego o pomoc. Co prawda musiał przywołać go do porządku dziennego, bo wyglądało na to, że Zimowy Żołnierz gdzieś chwilowo odpłynął, ale i tę sprawę załatwili. W zupełnej ciszy już właściwie. Loki wcale nie chciał tego robić. Może warto byłoby wskoczyć przez jakieś drzwi za którąś z osób? Może to też coś by oznaczało? Kogo by wybrał? Za kim wskoczył? Nie wiedział, czy w ogóle był sens, by się nad tym zastanawiać. Została dwójka.
Tak, jak w przypadku Thora, tak i w przypadku Steve’a, Loki postanowił zostawić Bucky’ego samego, chociaż przez chwilę. Wiedział, że ostatnie drzwi należą do Sif. Nigdy nie pałali do siebie sympatią. Ona podkochiwała się w Gromowładnym i chyba każdy to widział. Każdy, poza Thorem oczywiście. I wiecznie miała do Lokiego o coś pretensje. Oczywiście wyrzucenie jej zwłok nie sprawi Kłamcy przyjemności, ale poradzi sobie jakoś z tym. Nawet sam, bo odmówił pomocy ze strony Barnesa. Yggdrasil wyglądał wyjątkowo pięknie. Dookoła walki na śmierć i życie. Raj dla Sif. Wrzucił jej ciało do środka i zamknął drzwi.
- Dziękuję – zdążył tylko odpowiedzieć na jego słowa, gdy wszystkie drzwi zniknęły, a zamiast nich na środku jednej ze ścian pojawiła się jedna nowa para. Loki skinął głową. Musieli iść. Nie mieli wyboru.
Loki obawiał się, co zobaczą za kolejnymi drzwiami. I po ich otwarciu wcale nie był zachwycony. Siekiery, gilotyny, noże… Kto wie, co jeszcze. A przed nimi długi, kto wie, jak długi, korytarz. I jak szybko i ostrożnie będą musieli go przejść. Spojrzał na Barnesa i odetchnął cicho. Skoro chciał iść pierwszy… Loki nie oponował. Powoli ruszył za Zimowym Żołnierzem, kopiując każdy jego krok. Z ledwością uniknęli ogromnej, spadającej z sufitu siekiery. Cudem odskoczyli obaj do tyłu. Musieli tutaj bardzo uważać. Loki był poniekąd wdzięczny Bucky’emu za to, że chciał iść pierwszy. Zimowy Żołnierz miał swojego rodzaju instynkt, który nie zawodził go praktycznie przy każdej pułapce. No, prawie…
Gdy w oddali zamajaczyły im drzwi, obaj z pewnością odetchnęli w duchu z ulgą. To oznaczało, że zbliżali się do celu tego morderczego korytarza i być może lada chwila będą mogli go opuścić.
- Drzwi, nareszcie… - szepnął Loki, niemalże oddychając z ulgą. Tak naprawdę przeprawa przez ten korytarz mocno ich zmęczyła. Kłamca czuł się cały czas napięty, wręcz do granic możliwości, gotów do reakcji w każdej chwili. I poniekąd był sobie za to wdzięczny, bo gdy już się zbliżali go końca, kiedy do drzwi dzieliło ich może parędziesiąt kroków, kątem oka dostrzegł małą zapadnię, która otworzyła się po prawej stronie.
- Uważaj! – krzyknął i pociągnął Barnesa za ramię, zasłaniając sobą. Na ułamek sekundy udało mu się stworzyć z magii tarczę ochronną, którą ochronił ich obu, jednak nie trwało to długo. Jak już zauważył, jego magia w tym korytarzu działała dosłownie na chwilę i wyczerpywała się jakby w zastraszająco szybkim tempie, dlatego wiedział, że musi używać jej rozsądnie.
- Żyjesz? – zapytał, odsuwając się od Bucky’ego. I wtedy to poczuł. Z kilku noży, które wyleciały z zapadni w ich stronę, jeden dotarł do boku Lokiego, nim ten zdążył otworzyć ochronną tarczę. Kłamca zerknął na ubranie, przesiąkające krwią.
- Mogło być gorzej… - rzucił niedbale, zastanawiając się, czy ta krew jest prawdziwa, czy to może jakaś iluzja. Jednak ból, który zaczął rozchodzić się od jego boku dawał mu do zrozumienia, że była prawdziwa. Przynajmniej w tym momencie definitywnie pozbawiała go krwi i sił.
- Chodźmy, póki jest czas. – Skinął na Barnesa, łapiąc się za bok. Jeżeli da radę, w następnym pomieszczeniu spróbuje użyć magii. Może uda mu się zatamować krwawienie.
Podeszli do drzwi, już bez żadnych niespodzianek po drodze i Loki nacisnął na klamkę. Przed nimi otworzyło się kolejne pomieszczenie, przypominające wnętrzem muzeum. Pełne eksponatów, dzieł sztuki i zabytków. To było coś, czego Loki kompletnie by się tutaj nie spodziewał. Po minie Bucky’ego wnioskował, że on również. Kłamca obawiał się jednego… Wchodząc ostrożnie do środka, na ścianach od razu dostrzegł wypchane zwierzęta, przypominające trofea z polowań, a gdzieś dalej jakby szczątki jakiegoś prehistorycznego gada… Co, jeżeli to wszystko nagle ożyje?
