Czy udany związek małżeński gwarantuje tylko udany seks? Czy małżeństwo bez seksu ma szansę przetrwać?
Kilka dni temu wpadłam w internecie na artykuł, czy wpis na temat białego małżeństwa.
Opinie a może komentarze ludzi, którzy się pod tym podpisywali były nieco... skomplikowane, bo nie wszystkie z nich rozumiałam, ale jestem kobietą-blondynką, więc nie muszę wszystkiego rozumieć.
Próbowałam ten temat przedyskutować z moim mężem, ale mój mąż skwitował to oświadczeniem " nie ma o czym mówić".
Postanowiłam więc sama ze sobą podyskutować na ten temat.
Są ludzie, którzy uważają, że bez seksu nie ma szczęśliwego związku, są też osoby, które uważają coś wręcz odmiennego, więc gdzie tkwi prawda ?
Osobiście uważam, że dobry seks to nie jest priorytet dobrego związku, bo nasze doznania cielesne to nie jest wszystko czego oczekujemy od naszego partnera (czy partnerki).
Seks to jest coś czego oczekujemy aby zaspokoić nasze potrzeby cielesne, a dobry związek przecież opiera się na potrzebach duchowych typu miłość, zaufanie, szczerość.
Wiem, że seks jest bardzo ważnym dodatkiem to miłości, ale czy brak seksu oznacza, że nie można kogoś kochać od tak - po prostu ?
Kochać za dobroć, zaufanie, opiekuńczość, czułość?
Kiedyś spotkałam pewne małżeństwo. Para przesympatycznych ludzi, którzy pobrali się oboje mając na koncie nieudane związki małżeńskie. Kiedy się spotkali, każde z nich miało już prawie dorosłe dzieci. W poprzednich związkach coś nie przetrzymało i coś się skończyło. I oboje zgodnie stwierdzili, że najpierw w ich poprzednich związkach skończył się seks, potem do tego doszły wzajemne żale i pretensje o coś czego nie zrobili lub o coś co zrobili i tak małymi kroczkami małżeństwa skończyły się. Postanowili się rozejść.
Nie szukali siebie nawzajem, to los, przypadek, jakaś dziwna siła doprowadziła ich do siebie. Zaledwie po kilku kawiarnianych spotkaniach zadecydowali o tym, że chcą razem zamieszkać. Każde z nich poczuło w tej drugiej osobie "bratnią duszę".
Po pół rocznej znajomości pobrali się.
Jedno z nich ma problemy natury seksualnej, ale drugiemu to nie przeszkadza. Powiedzieli mi, że ich seks polega na tym, że przytulą się do siebie w łóżku zasypiając po ciężkim dniu, a to ciepło drugiego człowieka jest lepsze niż orgazm.
Kiedy przyglądałam się im z boku, nie mogłam wyjść z podziwu że "w tym" wieku (oboje już dawno skończyli 50 lat), tak płomiennie potrafią korzystać z życia.
Zapytałam jedną z tych osób, czy nie ma potrzeb seksualnych, czy nie myśli sobie czasami "co to za związek małżeński, w którym nie ma seksu". Odpowiedziała mi, że w małżeństwie seks nie jest najważniejszy, najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa jakie daje druga osoba.