Odpowiedź na pytanie, który z polskich władców był ostatnim „wielkim” królem, jest niemal tak trudna, jak wskazanie ostatniego polskiego króla w ogóle.
Odpowiedź na pytanie, który z polskich władców był ostatnim „wielkim” królem, jest niemal tak trudna, jak wskazanie ostatniego polskiego króla w ogóle. Tradycja oraz szkolna edukacja skłonne są za takiego wybitnego władcę uznać Jana III Sobieskiego. Postać ta jednak wiele traci przy bliższym poznaniu. Ma na swoim koncie wybitne zwycięstwa militarne jak pod Chocimiem, czy pod Wiedniem, jej polityka wewnętrzna oraz zagraniczna jednak, stanowi pasmo mniejszych lub większych porażek. Sobieskiemu nie udała się ani polityka bałtycka, ani bałkańska; na Litwie przegrał z Sapiehami, w całej Rzeczypospolitej natomiast z rosnącą destabilizacją ustroju parlamentarnego.
Jego następca, elektor Saksonii Fryderyk August, znany w Polsce jako August II, cieszył się zawsze wręcz odwrotną sławą od zwycięzcy spod Wiednia. Aż do lat osiemdziesiątych XX wieku historiografia zarówno polska, jak i niemiecka potępiały go bezlitośnie, a to za zbytkowne oraz rozwiązłe życie, a to za niestałą mało skuteczna politykę zagraniczną połączoną z fatalnie prowadzonymi wojnami wreszcie. Dopiero bliższe przyjrzenie się postaci pierwszego Wettyna na polskim tronie pozwala zrewidować przynajmniej część stawianych powyżej zarzutów.
Podboje miłosne króla gorszyły co prawda polskich poddanych, nie były jednak w epoce rodzącego się libertynizmu europejskiego czymś nadzwyczajnym. Metresy utrzymywali na swoim dworze kolejni władcy Francji – Ludwik XIV i Ludwik XV, również król Sabaudii Wiktor Amadeusz I, a także Wielkiej Brytanii Jerzy II mieli opinię koneserów kobiecej urody, niekoniecznie arystokratycznego pochodzenia. Przy tym na korzyść Augusta II trzeba podkreślić, że podobnych romansów nigdy nie mieszał z polityką, o czym gorzko miała się przekonać jego najambitniejsza faworyta – osławiona Hrabina Cosel, którą za konszachty z berlińskim dworem wtrącił do zamku Stolpen w 1713 roku.
Życie dworu w czasach Augusta II z pewnością było wystawne, a przez to drogie, pozostawiło po sobie jednak liczne pamiątki architektoniczne, jak choćby Oś Saska w Warszawie, czy też Zwinger w Dreźnie. Jeśli dodamy do tego przepiękną, zachowaną do dzisiaj kolekcję porcelany, której produkcję Sasi opanowali jako pierwsi w Europie, dziedzictwo Wettynów ma pełne prawo wydawać się o wiele trwalsze niż choćby to Hohenzollernów, po których nie został już prawie ślad.
Jeśli chodzi o Wojnę Północną, która przez prawię dekadę pustoszyła terytorium Rzeczypospolitej, po to by następnie przenieść swoje niszczycielskie macki w kierunku Skandynawii, jej geneza zdradza raczej trzeźwą ocenę ówczesnych realiów politycznych naszego regionu Europy. Jak się wydaje, polski król nie zaniedbał niczego, by odebrać Szwecji Inflanty – zawiązał przymierzę z silną na morzu Danią oraz Rosją posiadającą liczną armię lądową, sam również wystawił silny korpus wojska. Kto mógł wtedy przewidzieć, że młodociany monarcha szwedzki, Karol XII, okaże się w nadchodzących latach jednym z najwybitniejszych wodzów swojej epoki i pobije niemal wszystkich swoich przeciwników?
Polityka zagraniczna Augusta II była o wiele bardziej prężna i dynamiczna niż jego poprzednika, wynikało to po części z niespożytej energii samego władcy, z drugiej zaś procentowało jego elektorskie pochodzenie, zdecydowanie wyżej stojące na europejskich salonach niż dziedzictwo rodziny Sobieskich. Wettyn mógł się ponadto oprzeć na sprawdzonej saskiej machinie dyplomatycznej oraz skarbcu swojego elektoratu.
Dobrym przykładem jest reakcja Augusta na rosnące zaangażowanie Rosji w sprawy Rzeczypospolitej w drugiej dekadzie XVIII wieku. Po tym jak Piotr Wielki narzucił się w roli mediatora pomiędzy królem a Konfederacją Tarnogrodzką (postanowienia Sejmu Niemego w 1717 roku), Wettyn zareagował zawarciem w 1719 roku sojuszu Saksonii z cesarzem oraz Wielką Brytanią. Manewr ten nie przyniósł co prawda Augustowi oczekiwanych korzyści, stawiając jednak Piotra I wobec szerokiego frontu przeciwników, zmusił go do wycofania swoich wojsk z terenu Rzeczypospolitej.
Także później, gdy sytuacja międzynarodowa wokół unii polsko-saskiej zaczęła się dramatycznie pogarszać, August II nie ustawał w próbach rozluźnienia coraz bardziej zwartych szeregów jej przeciwników. W 1730 spróbował zbliżenia z Prusami, organizując pod Muhlebrgiem głośny w całej Europie przegląd („kampanent”) wojsk polsko-saskich, na który zaprosił króla pruskiego Fryderyka Wilhelma. Gdy z prób ocieplenia stosunków koniec końców nic nie wyszło, Wettyn zorganizował w 1732 jeszcze raz wielki przegląd wojskowy, tym razem w Królikarni pod Warszawą. Manewry ponad trzydziestu tysięcy żołnierzy Rzeczypospolitej i Saksonii miały zastraszyć Fryderyka Wilhelma, przypomnieć mu, że razem rządzone przez Wettyna państwa dysponują większą armią od swojego pruskiego sąsiada. Z perspektywy czasu trudno sobie nawet wyobrazić podobne polityczne manifesty niezależności za panowania Augusta III, a co dopiero biednego Poniatowskiego!
Czy więc można nazwać Augusta II ostatnim wielkim władcą Polski? Na pewno nie, zbyt dużo było w jego polityce sukcesów połowicznych, bądź po prostu porażek. Z Wojny Północnej zdołał z ledwością wynieść polską koronę, nie mówiąc już o jakichkolwiek nabytkach, postanowienia zaś Sejmu Niemego okazały się trwalsze niż unia polsko-saska. Na pewno za to był i jest August II władcą niedocenianym, na co rozmach jego projektów politycznych, a także architektonicznych dobitnie wskazuje.