𝘾𝙃𝘼𝙋𝙏𝙀𝙍 𝙄𝙄𝙄
⠀⠀⠀⠀
⠀
⠀⠀⠀⠀
⠀⠀⠀⠀⠀⠀
⠀⠀⠀⠀
⠀
⠀⠀⠀⠀
⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Jasne, byliśmy przyjaciółmi, lecz gdy nikt nie patrzył. Publicznie nigdy byśmy się do tego nie przyznali, zbyt wiele dzieliło nasze Domy, a także resztę uczniów, którzy nie odebraliby tego w przychylny sposób. Nie powiedziałbym, że przychodziło nam to z niesamowitą łatwością, choć pewnie gdy sam byłbym po Ognistej, uruchomiłbym swój cięty język do młodego Zabiniego. Skinąłem głową na resztę Puchonów, aby się odsunęli i zajęli swoimi sprawami, podczas gdy ja postaram się porozmawiać z Blaisem.
- Jak widzisz, Pottera tutaj nie ma, zapewne znowu siedzi na dywaniku u Albusa, dlatego muszę przejąć jego irytujące obowiązki. - przewróciłem oczami, doskonale znając cięty humor swojego znajomego. Harry nie przeszkadzał mi w żadnym stopniu, lecz sam przed sobą musiałem przyznać, że jego bohaterstwo i mi potrafiło zajść dobitnie za skórę. Nie chciałem zgłaszać tego występku dalej ze względu na nasze relacje, ale nie mogłem pozwolić też, aby Zabini panoszył się pijany po boisku do Quidditcha.
- Zwykle pilnuję swojego nosa, Zabini, ale obecnie stwarzasz zagrożenie nie tylko dla samego siebie. Mogę oddać dzisiejszy dzień na trening Ślizgonów, ale Ty.. - wskazałem kątem oka na trzymaną przez niego butelkę. - Zostajesz na ziemi, dopóki nie wytrzeźwiejesz. Wątpię, abyś przydał się na następnych rozgrywkach ze złamaną kończyną, albo jej brakiem. - rzuciłem, po czym bez głębszego zastanawiania się, złapałem go pod ramię i odciągnąłem od grup, aby nie stwarzać kolejnego powodu do bójki, bo chłopak i tak miał opóźnioną reakcję przez alkohol w swoim organizmie. Dotarcie pod Bijącą Wierzbę było moim wyjątkowym osiągnięciem, bo niestety dalej mi już nie pozwolił, ale zależało mi na tym, aby nikt nas nie widział. Najprawdopodobniej zaraz Prefekt dostanie w twarz.
- Nie wiem, co się z Tobą ostatnio dzieje, Blaise, ale wiesz, że mimo wszystko, możesz ze mną porozmawiać. Ostatnio byłem dość nieobecny przez ten idiotyczny Turniej i rzeczy z nim związane, ale chciałbym to nadrobić. - mówiąc to, wziąłem butelkę Ognistej od ciemnowłosego i sam pociągnąłem sporego łyka, wiedząc, że i tak dzisiejszy trening nie dojdzie do skutku.
- Zwykle pilnuję swojego nosa, Zabini, ale obecnie stwarzasz zagrożenie nie tylko dla samego siebie. Mogę oddać dzisiejszy dzień na trening Ślizgonów, ale Ty.. - wskazałem kątem oka na trzymaną przez niego butelkę. - Zostajesz na ziemi, dopóki nie wytrzeźwiejesz. Wątpię, abyś przydał się na następnych rozgrywkach ze złamaną kończyną, albo jej brakiem. - rzuciłem, po czym bez głębszego zastanawiania się, złapałem go pod ramię i odciągnąłem od grup, aby nie stwarzać kolejnego powodu do bójki, bo chłopak i tak miał opóźnioną reakcję przez alkohol w swoim organizmie. Dotarcie pod Bijącą Wierzbę było moim wyjątkowym osiągnięciem, bo niestety dalej mi już nie pozwolił, ale zależało mi na tym, aby nikt nas nie widział. Najprawdopodobniej zaraz Prefekt dostanie w twarz.
- Nie wiem, co się z Tobą ostatnio dzieje, Blaise, ale wiesz, że mimo wszystko, możesz ze mną porozmawiać. Ostatnio byłem dość nieobecny przez ten idiotyczny Turniej i rzeczy z nim związane, ale chciałbym to nadrobić. - mówiąc to, wziąłem butelkę Ognistej od ciemnowłosego i sam pociągnąłem sporego łyka, wiedząc, że i tak dzisiejszy trening nie dojdzie do skutku.