JustPaste.it

af9f27b96f91612f94e5867e12b81d23.jpg       a8043650f439d597cbe746872eb8a49f.jpg       568d2be77c3796e7f3fa4fa3ad4aff26.jpg       1bb20db4917c3bc1edf5e5310fdc9ff8.jpg

 

───────────────────────────────────────────────────────────────────────────────────────

ᴸᵒᶰᵈʸᶰ˒ ²⁵ˑ⁰²ˑ²⁰¹⁷

Kurtyna opadła, oklaski ucichły. Nieco wymuszony uśmiech zniknął z twarzy Lisy, która cofnęła się i natychmiast rozwiązała tę idiotyczną błękitną apaszkę pod szyją. Od początku miała wrażenie, że się w niej dusi, ale reżyser się uparł. Jeden z tych młodych i ekscentrycznych, z takimi nie dało się nawet rozmawiać. Oni zawsze wiedzieli lepiej. 

- Kompletna klapa - mruknęła jednocześnie pod adresem apaszki, reżysera i całego spektaklu. Dopóki byli tutaj sami, wyłącznie aktorzy, mogła sobie na to pozwolić. Kilka osób pokiwało głowami, ale wyglądali raczej na pogodzonych z takim stanem rzeczy. Ot, przedstawienia bywały lepsze i gorsze. Czasami to była wina scenariusza, czasami reżyserii, a czasami aktorów. Bywało też, że wszystko wskazywało na sukces, a spektakl i tak nie wychodził tak, jak powinien. Teatr w pewnym sensie był loterią - rezultatów nigdy nie można było być w stu procentach pewnym. Choć czasem, tak jak w tym przypadku, wszystkie znaki na niebie i ziemi od początku wskazywały na porażkę. Zwłaszcza obsadzenie w głównej roli kompletnego beztalencia, które, jak się później okazało, było córką przyjaciela dyrektora teatru. Owo beztalencie spojrzało teraz na Lisę niezbyt przychylnie, ale nie skomentowało jej słów. Sama chyba spodziewała się cieplejszego przyjęcia, a jak dotąd otrzymała tylko kilka negatywnych recenzji. Na tym miała się skończyć jej przygoda z aktorstwem. 

- Nie przesadzaj, Elizabeth, nie było tak źle - odezwała się lekko Fiona, jak zwykle uparcie zwracając się do niej pełnym imieniem, którego Lisa nie cierpiała i wszyscy doskonale o tym wiedzieli. W tym akurat spektaklu Fiona pojawiała się na scenie może na pięć minut, a później już tylko siedziała w garderobie i rozmawiała przez telefon z narzeczonym, co dodatkowo denerwowało Lisę. Zwłaszcza miesiąc po rozwodzie. 

- Połowa miejsc była pusta, a ci, którzy przyszli, prawie zasypiali. Więc tak, było źle - syknęła na nią. To nie tak, że nie lubiła Fiony czy innych aktorów. Owszem, bywała humorzasta i łatwo się irytowała, ale praca z ludźmi mimo wszystko sprawiała jej przyjemność. Zwłaszcza z tak wyrozumiałymi ludźmi, bo komu z nich nie zdarzyło się nigdy wybuchnąć ot tak, nawet bez powodu? Doskonale się rozumieli. To nie było siedzenie za biurkiem i wciskanie ludziom kredytów, gdzie uprzejmy uśmiech był obowiązkowy niezależnie od okoliczności. W teatrze w grę wchodziły znacznie większe emocje, które nieraz trzeba było w sobie wzbudzić, choćby nie było to przyjemne, a nieraz pojawiały się same, nieproszone, poruszając w człowieku coś, czego nawet się nie spodziewał. Środowisko, w którym przyszło jej się obracać, było dość... niestabilne, i to pod każdym względem. Ludzie byli rozchwiani emocjonalnie, a i praca pojawiała się tylko po to, by po chwili zwyczajnie zniknąć. Nigdy nie było wiadomo, czego się spodziewać, co przyniesienie następny dzień, tydzień, miesiąc... To męczyło, ale jednocześnie fascynowało - przynajmniej dopóki los przynosił więcej dobrego niż złego. Lisa uwielbiała przecież grać, już jako dziecko marzyła o zostaniu aktorką. Z takim charakterem, chaotycznym stylem bycia i niewyparzonym językiem ciężko zresztą byłoby jej się odnaleźć w czymś bardziej przyziemnym. To na scenie czuła się najlepiej, tam mogła się "wyżyć" i pokazać, na co tak naprawdę ją stać. Przymykała oko na wszystkie niedogodności, od czasu do czasu kręcąc tylko nosem, prychając i okazyjnie rzucając jakimś przedmiotem. Ogólnie jednak była szczęśliwa.

Do czasu.

Wszystko zaczęło się psuć kilka miesięcy wcześniej. Dopadła ją zła passa; dostawała same podrzędne, koszmarnie nudne role, w których, choćby stawała na głowie, nijak nie mogła się wykazać. Cierpiały na tym przede wszystkim jej duma i ambicja, bo zwykła wysoko podnosić poprzeczkę i za nic nie chciała jej teraz opuszczać. Stać ją było na więcej, na znacznie więcej. Marzyła o wielkich, przełomowych rolach, o prawdziwej karierze, może nawet międzynarodowej. Krytycy teatralni doceniali przecież jej talent, jej ekspresję i grę aktorską. To nie tak, że coś sobie wmówiła i niepotrzebnie robiła sobie nadzieję. Miała wszelkie zadatki na zostanie wielką aktorką, ale... Ale to najwyraźniej nie wystarczało. Nic się nie zmieniało. Frustrowało ją to coraz bardziej, bo miała wrażenie, że marnuje czas. Nie chciała robić byle czego. Negatywne emocje, które wcześniej wyrzucała z siebie na scenie, teraz zaczęła przynosić do domu. Każdy w końcu miałby dość. Jej mąż też miał.

- Przestań, ta sztuka zwyczajnie jest do niczego - rzucił jeszcze Mark, zbierając się już do wyjścia. Przechodząc obok Lisy, szturchnął ją lekko łokciem i uśmiechnął, chcąc podnieść ją na duchu. - To przecież nie twoja wina.

- Wiem, że nie moja.

To było najgorsze. Nic w tym wszystkim nie było ani jej winą, ani zasługą. Miała wrażenie, że zwyczajnie straciła kontrolę nad własnym życiem. 

───────────────────────────────────────────────────────────────────────────────────────

01544b80434817173bdec489cfaafe99.jpg       c98632c34e6b6dde1d9e59c631fc8488.jpg        488225a6e3edd76c5acda7e3b1b8474c.png        e6b4168a8fb835abf7d79eb7306b8eb4.png       f04dc951f5a21b166144d86681964d66.jpg