JustPaste.it
User avatar
𝖆𝖌𝖆𝖙𝖍𝖆. @DARKSISTER · Oct 6, 2024 · edited: Oct 7, 2024
𝚈 𝙾 𝚄                              𝙵 𝙴 𝙴 𝙳                             𝙼 𝚈                              𝙰 𝙿 𝙿 𝙴 𝚃 𝙸 𝚃 𝙴                              𝙵 𝙾 𝚁                              𝙳 𝙴 𝚂 𝚃 𝚁 𝚄 𝙲 𝚃 𝙸 𝙾 𝙽

tumblr_nvxc7klrcb1ut9xauo3_500ezgifcomcrop.gif

Nad Aegonfortem zawitały pierwsze promienie słońca, przebijając się przez ciężkie, gęste chmury, królujące do tej pory niepodzielnie na niebie nad prężnie rozwijającą się stolicą Siedmiu Królestw. Ciepły blask otulił fale Wąskiego Morza, nadając mu iście bajeczny wygląd od linii brzegowej, aż po horyzont, jednak nawet ów widok nie był w stanie ująć Visenyi Targaryen. W powietrzu unosił się smród pyłu, powodowanego budową Czerwonej Twierdzy, ryb i gówna. Wszystko to przypominało jej w sposób wyjątkowo dosadny, dlaczego tak bardzo nienawidziła tego miejsca. Mając jednak wybór pomiędzy byciem tu i nadzorowaniem prac nad wzniesieniem królewskiej twierdzy, a rezydowaniem na ukochanej Smoczej Skale z mniej umiłowanym mężem i siostrzeńcem, po stokroć wybierała pierwszą opcję. Patrząc na oblicze swojego brata: zmęczone, naznaczone czasem i ledwie widocznymi na tle bladej skóry bliznami, widziała w nim tragiczną śmierć ich ukochanej siostry. Zguby, sprowadzonej na nią na jego życzenie. Jej słodkiej Rhaenys. Nie mogła zapomnieć mu Hellholt. Nigdy. Przyjęła więc z ulgą i wystudiowaną godnością ubraną w pełne przesadyzmu i ociekające mdłą słodyczą słowa propozycję Aegona, tego samego dnia opuszczając rodową siedzibę na grzbiecie Vhagar, między ramionami ściskając małego Maegora; jej świat, jej największy skarb, jedyną miłość. Nie mogła pozostawić go na pastwę niezainteresowanego nim ojca, ni słabowitego siostrzeńca w obawie, iż zbyt długie przebywanie w towarzystwie brata uczyni z jej potomka równie delikatnego. 

Dzisiejszego poranka ryk Baleriona wstrząsnął jednak wszystkimi budynkami w Aegonforcie, gdy król pojawił się nieoczekiwanie w stolicy, zwołując nagłe posiedzenie Małej Rady. Z niewiadomych przyczyn zażyczył sobie jej obecności. Przybył bez Aenysa, nie pragnąc widzieć się również z Maegorem, choć to ostatnie - jakkolwiek gorzko to brzmiało - nie zaskoczyło królowej w najmniejszym stopniu.

─── Wasza Wysokość, zgodnie z rozkazem nakazałem przygotowanie szczegółowego opisu wydatków, aby móc rozważyć ewentualnie cięcia na rzecz innych, bardziej wymagających uwagi korony inwestycji… ─── nużący głos Edmunda Blackwooda, nowego Starszego nad Monetą, wyrwał ją z objęć zamyślenia, nie budząc jednak w kobiecie nawet krzty entuzjazmu.

─── Istotnie, lordzie Blackwood. Doszły mnie słuchy, że należy poczynić pewne zmiany w kwestii budżetu. ─── odparł żwawo Aegon, układając dłonie na stole i pochylając się w kierunku swojego rozmówcy. 

Przez krótką chwilę Visenya obserwowała mowę ciała swojego brata, która nawet na moment nie zdradziła tego, o czym wiedziała już od jakiegoś czasu. Był słaby. Żaden z głupców siedzących przy stole zdawał się jednak tego nie dostrzegać. Edmund Blackwood począł wymieniać kolejne wydatki, które korona zaczęła ponosić po zakończeniu działań wojennych, nie omijając przy tym żadnego najmniejszego szczegółu. Królowa z trudem powstrzymała głębokie westchnienie usiłujące wyrwać się spomiędzy jej ust, choć nie omieszkała w teatralnym geście wznieść oczu ku niebu, prosząc w duchu Bogów, aby uczynili litanię Lorda Raventree Hall krótką i możliwie jak najbardziej zwięzłą. Liczenie złotych monet oraz rozporządzanie nimi nie leżało w zakresie jej zainteresowań, choć rzecz jasna nie lekceważyła potęgi pieniądza i rozumiała, że piastowana przez nią pozycja wymaga przynajmniej minimalnej znajomości z zakresu funduszy królestwa. Pomimo tej świadomości, wywód Starszego nad Monetą z minuty na minutę stawał się coraz bardziej monotonny, a królowa sięgała po stojący przed nią puchar z winem częściej, niż miała to w zwyczaju licząc, że szum w jej głowie po jego spożyciu nieco zagłuszy głos lorda Blackwooda. 

─── Pozostaje również kwestia garnizonu wysłanego do Krain Burzy, aby kontrolować pokój w regionie Pogranicza. Nie istnieje już żadna przesłanka wskazująca na to, że wzmożona obecność wojsk jest niechybną koniecznością.

Na słowa mężczyzny Visenya wyprostowała się gwałtownie, niczym żmija gotowa do ataku, przed którym chwilowo powstrzymało ją krótkie spojrzenie, jakie rzucił jej Aegon. 

─── Zawierzam twojej opinii, lordzie Blackwood. I ja uważam, że propozycja księcia Nymora Martella jawnie dała nam wszystkim do zrozumienia, że Dorne nie pragnie więcej przelewu krwi - ni swojej, ni naszej. ─── ton Zdobywcy jasno wskazywał na to, iż jego słowa nie podlegają jakiejkolwiek dyskusji... a przynajmniej tak mu się wydawało.

─── Chyba sobie żartujesz. ─── wysyczała Visenya, wbijając w brata niebezpiecznie rozjuszony wzrok.

─── Nie. ─── odparł ostro Aegon, odwzajemniając pełne gniewu spojrzenie; przez moment wydawało się, że król i królowa stali się jedynymi osobami w pomieszczeniu, mierząc się w ciszy spojrzeniami, które paliły niczym smoczy ogień.

─── Wasza Wysokość... Wasza Miłość... ─── to Alton Celtigar postanowił przerwać panującą ciszę, w swym zamyśle chcąc zapewne sprowadzić Visenyę i Aegona na ziemię.

─── Zostawcie nas. ─── rzucił krótko Zdobywca, nie spuszczając jednak wzroku ze swojej małżonki.

Wszyscy zebrani, jak jeden mąż, powstali i opuścili salę, spełniając tym samym rozkaz króla. Władca nie ruszył się nawet na milimetr, wyczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony swojej siostry; Visenya jednak wiedziała, że pierwszy ruch w ich relacji zawsze należał do przegranego. Nie doczekawszy się więc niczego, Aegon wyprostował się dumnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. 

─── Jeśli będziesz podważała moje zdanie przy radzie, wykluczę cię z posiedzeń. ─── oznajmił jej ostro, sięgając po swój puchar.

─── Jeśli ta rada ma podejmować tak idiotyczne decyzje, to sama się z niej wykluczę. ─── odwarknęła, zaciskając dłonie, które teraz spoczywały na jej udach, w pięści. ─── Jak możesz skłaniać się ku tak bezmyślnym działaniom? Dziś oferują ci pokój, jutro poderżną ci gardło!

─── Po prostu... wiem. ─── mruknął Aegon, marszcząc przy tym brwi.

─── Wiesz. ─── powtórzyła Visenya, kręcąc z niedowierzaniem głową. ─── Zapomniałeś już, co zrobili Rhaenys?

Po twarzy Zdobywcy przemknął cień bólu, który zapewne malował się również na licu jego małżonki jak zawsze, gdy któreś z nich wspominało ich zmarłą ukochaną. Cierpienie szybko zastąpiła jednak frustracja, zaś tą - gniew.

─── Nie zapomniałem. ─── król wycedził te dwa słowa przez zaciśnięte zęby, a jego ramiona zadrżały niebezpiecznie.

Visenya wiedziała, że obudziła smoka, choć nie napawało jej to strachem lub skruchą. Ona również była smokiem.

─── W takim razie jesteś głupcem, Aegonie. ─── odparła pozornie spokojnym tonem, tak odmiennym od tego sprzed chwili, choć każde słowo jawnie ociekało jadem.

Zdobywca poderwał się gwałtownie na nogi, a ona poszła w ślad za nim. Mógł być królem, mógł górować nad nią swoją sylwetką, mógł ujeżdżać największego smoka na świecie - żadna z tych rzeczy nie wzbudzała w niej jednak należytego respektu. Nie po tym, co się wydarzyło. Mężczyzna zbliżył się do niej i wyciągnął w kierunku jej szyi swoją dłoń, jednak cofnął ją równie szybko, wydając z siebie ciężkie westchnienie. Słaby. Niegdyś nie zawachałby się zacisnąć palców na jej gardle, by następnie brutalnie pchnąć ją na ścianę i wykrzyczeć jej w twarz wszystko to, czego później by załował. Teraz jednak stała przed nią żałosna karykatura człowieka, którym niegdyś był. Część jego osobowości, tak jak i Visenyi, została pogrzebana w piaskach otaczających Hellholt na zawsze. Przez krótką chwilę zrobiło jej się go żal, jednak owe uczucie szybko zostało przez nią zepchnięte w najdalsze, najbardziej nieodkryte czeluście jej serca. 

─── Orys... on stawi im opór, jeśli zajdzie taka potrzeba... wtedy wyślemy wojsko... ─── w tonie Aegona wyczuła naiwną nutę bezgranicznego zaufania wobec ich przyrodniego brata.

─── Te Dornijskie świnie wyrżną ich w pień, nim zdążysz dosiąść Baleriona lub ja Vhagar... Twoje wojska nie zdążą z pomocą. Nie pozwolę ci poświęcić go tak samo, jak zrobiłeś to z... nią. ─── hardy ton Visenyi na powrót obudził w Zdobywcy chwilowo ugarszoną iskrę. 

─── Bisa iksis iā udrāzma hen aōha dārys! / To rozkaz twojego króla! ─── wykrzyknął w języku Starej Valyrii, zbliżając się do niej na tyle, że ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. ─── Rȳbās iā kesan ūndegon ao hae nāpāstre. / Bądź posłuszna, albo będę traktował cię jak zdrajcę.


***


Trójgłowy smok zwrócił swe łby w jej stronę. Dwa z nich mieniły się szczerym złotem, ocierając się o siebie co jakiś czas, zaś trzeci reprezentował znajomy szkarłat. Przez krótką chwilę bestie wlepiały w nią swoje ślepia, wydając z gardzieli tak dobrze znane jej pomruki i poruszając się delikatnie na boki w idealnej harmonii. Nagle jeden ze złotych łbów wydał z siebie gniewny warkot i bez ostrzeżenia rzucił się w kierunku drugiego, o tej samej barwie, wbijając ostre niczym miecze kły w pokrytą łuskami szyję. Zaatakowana głowa wydała z siebie pełen żałości skowyt, szybko jednak milknąc. Visenya zdążyła jedynie mrugnąć, nim martwa część smoka rozmyła się w nicości, a agresor zwrócił swój łeb w kierunku szkarłatnego. Obie bestie rzuciły się na siebie, walcząc zacięcie, choć wciąż stanowiły jedną całość...

Królowej nie było jednak dane dostrzec, które z nich wyszło zwycięsko z tego pojedynku, bowiem nieoczekiwanie została wyrwana z objęć snu. Kobieta otworzyła oczy i uniosła delikatnie głowę, usiłując dostrzec w ciemności co zakłóciło jej spoczynek. Pomiędzy połami materiału baldachimu dostrzegła sylwetkę, która powoli zbliżała się do jej łoża. Aegon? Nie spodziewała się go w swoich komnatach, choć lubił on przybywać do nich również bez zapowiedzi; dzisiejsza sytuacja z posiedzenia Małej Rady mogła istotnie wzniecić w nim chęć na nocną wizytę w jej łożu. Gdy jednak cień zbliżył się bardziej, światło z dogasającej na jej stoliku nocnym świecy odbiło się od długich i jasnych włosów, a także ciemnego, krótkiego i znajomego jej oczom ostrza z valyriańskiej stali. Sztylet Aegona... jednak to nie Aegon dzierżył go w dłoni. 

Bez chwili zawahania palce Visenyi powędrowały pod poduszkę, pod którą kryła się jej własna broń; zdecydowanie bardziej poręczna od Mrocznej Siostry, spoczywającej w nogach łoża. Nie czekając na jakikolwiek ruch ze strony intruza, chcąc wykorzystać element zaskoczenia, Targaryen poderwała się gwałtownie z miękkiego materaca i dopadłszy do mężczyzny, wyprowadziła proste kopnięcie w udo, które momentalnie pozbawiło kryjący się pod skórą mięsień siły, aby utrzymywać szczupłą sylwetkę na nogach. Kiedy kolano nieznajomego uderzyło o twardą posadzkę, korzystając z chwili nieuwagi Visenya wytrąciła mu sztylet z dłoni i pchnęła go na ziemię. Siadając na nim okrakiem, aby zaznaczyć swoją dominującą pozycję i uniemożliwić mu ucieczkę lub jakikolwiek niespodziewany ruch, nachyliła się nad jego twarzą, przykładając swoje ostrze - również z valyriańskiej stali, lecz mniej imponujące zdobieniem, niżeli to należące do jej męża - do jego bladej i miękkiej szyi. Intruz nosił wszelkie znamiona, pozwalające wiązać jego pochodzenie ze Starą Valyrią. Długie, srebrzyste włosy już wcześniej przykuły jej uwagę, ale dopiero teraz dostrzegła oko o fioletowej tęczówce, które wpatrywało się w nią nieprzyjaźnie i czarną, skórzana opaskę, przysłaniająca to po przeciwnej stronie twarzy, wzdłuż której przebiegała długa blizna. 

Kim był? Co tu robił? Czy fakt, że dzierżył sztylet należący do Zdobywcy świadczył o tym, że nim wkradł się do jej komnat, uprzednio go zamordował? Nie darzyła Aegona miłością romantyczną, jednak był jej bratem, jej krwią, jej mężem. Jeśli jego jucha została tej nocy przelana z rąk znajdującego się pod nią nieznajomego... Visenya nieomal wzdrygnęła się na myśl, co takiego mu poczyni, a jej własna krew zagotowała się w żyłach. Kobieta docisnęła sztylet mocniej do jasnej skóry, na której powierzchni pojawiło się kilka szkarłatnych kropel posoki.


─── Qilōni jikagon ao? / Kto cię przysłał? ─── wysyczała szorstko w rodzimym języku, nieprzypadkowo używając go zamiast mowy powszechnej.

nowyprojekt28.png