JustPaste.it
User avatar
Lost Soul @Lost_Sovl · Jul 20, 2020 · edited: Sep 10, 2020

dgora.jpg

                           Właściwie zamierzałem zarzucić ją serią pytań, odnośnie tego, co przed chwilą miało miejsce. Chciałem dowiedzieć się, jak najwięcej, bo chociaż to, co widziałem, nie pozostawiało złudzeń i wzbudzało we mnie strach, to chciałem wiedzieć, czemu ja, czemu musiało wydarzyć się to wszystko i czemu, choć minęło już tak wiele lat, to coś wciąż za mną podążało. Czemu mój anioł stróż zniknął i czy to mogło mieć jakiś związek z Lucyferem? I co w tej sytuacji oznaczało dla mnie bycie prorokiem? Już nawet otworzyłem usta, próbując zadać jakieś sensowne pytanie, nie wiedząc też, od czego właściwie zacząć, ale nim zdążyłem jakoś ułożyć to wszystko w głowie w logiczną całość, by nie zarzucić ją chaotycznym bełkotem, z którego prawdopodobnie oboje nic nie zrozumiemy, Galadriela nagle podniosła się. Przez chwilę patrzyłem na jej walkę z kocem, po czym poderwałem się z miejsca, odrzucając od siebie książkę, którą próbowałem czytać, i ruszyłem za nią. Oczekiwałem odpowiedzi, jakichkolwiek wyjaśnień, więc nie zamierzałem dać jej nigdzie uciec, ale moja determinacja momentalnie przygasła, widząc ciemne zejście do piwnic. Przez chwilę wahałem się, ale nie mając zbyt wiele czasu do namysłu, zważając, że płomień lampy z każdą chwilą stawałby się coraz mniej widoczny, wreszcie poszedłem za kobietą, powoli schodząc w dół. Starałem się stawiać kroki ostrożnie, jednocześnie przytrzymując się ściany i podążając za sylwetką Mary Ann, która schodziła coraz niżej i niżej. Wreszcie wędrówka po schodach skończyła się, ale to wcale nie oznaczało, że odetchnąłem z ulgą i choć miałem kolejne pytania, odnośnie miejsca, w którym nagle się znaleźliśmy, to z jakiegoś powodu milczałem. Było tutaj coś niepokojącego, jakby za chwilę miało się coś wydarzyć, coś złego, jednak nie potrafiłem wskazać, co dokładnie sprawiało podobne przeczucie, ale bałem się, że jeśli przerwę cieszę, to to nagle się wydarzy, dlatego w ciszy podążałem po prostu za kobietą, mając nadzieję, że doskonale wie, co robi i nie prowadzi nas na pewną śmierć.
                           Gdy archanielica zatrzymała się przed jednymi drzwiami, również przystanąłem, po czym zobaczyłem, jak wrota otwierają się same. Przestałem się już zastanawiać, czy stoi za tym jakiś ukryty mechanizm, czy może było to coś zupełnie innego; w ostatnich dniach widziałem tak wiele rzeczy, które trudno było sensownie wyjaśnić, że samo otwierające się drzwi znajdowały się gdzieś na końcu mojej listy niepokojących rzeczy. Niepewnie wszedłem za Galadrielą do środka, rozglądając się. Pomieszczenie przywodziło na myśl salę balową jakiegoś ogromnego domu, w której wystawiano kiedyś wielkie przyjęcia, ale teraz w większej mierze przyprawiało zwyczajnie o ciarki. Przy ścianach znajdowały się, sięgające niemal sufitu półki, na których piętrzyły się zakurzone książki, zupełnie jakby nikt od dawna ich nie czytał, bądź, jakby to miejsce było już od dawna zapomniane. Wszystko w tym pomieszczeniu było dziwne, choć wciąż nie umiałem powiedzieć konkretnie dlaczego, ale postanowiłem zawierzyć swojej intuicji i przeczuciom. No i na razie zamierzałem obserwować Mary Ann, mając nadzieję, że dowiem się, po co tutaj zeszliśmy.
                           Patrzyłem, jak kobieta sięga po jedną z książek i przez myśl przemknęło mi, że może właśnie w niej spoczywają odpowiedzi przynajmniej na część moich pytań, ale dość szybko zorientowałem się, że nie rozumiem nic z tego, co powiedziała Galadriela, ani tym bardziej, co powiedział głos, który nagle rozszedł się po pomieszczeniu, jakby znikąd. Trochę jakby dobiegał zewsząd, a trochę, jakby rozniósł się tylko w mojej głowie i nie było to ani trochę przyjemne uczucie. Ale ostatnio wiele dziwnych rzeczy naruszało moją przestrzeń osobistą o wiele bardziej, niżbym chciał i wkraczając do tego świata chyba musiałem liczyć się z podobnymi rzeczami. Choć wciąż uważałem, że absolutnie się na to nie pisałem i gdybym miał wybór, to wolałbym nie uczestniczyć w tym wszystkim.
                           Obserwowałem, jak książka, która jeszcze chwilę temu unosiła się nad głową Mary Ann, teraz z powrotem spoczywała w jej dłoniach. Zastanawiałem się, czy jest jakiś konkretny powód, dla którego nie mogła otworzyć książki i jej przeczytać, skoro najwyraźniej była ona dość istotna, a jeśli tak, to czym dokładnie był ten powód.
                           Odwzajemniłem spojrzenie kobiety, by po chwili ruszyć za nią z powrotem na górę. Odetchnąłem z ulgą, gdy ponownie znaleźliśmy się w salonie i miałem nadzieję, że już nigdy więcej nie będę musiał schodzić do piwnic. Nawet Galadriela wyglądała, jakby ta niewielka podróż kosztowała ją sporo wysiłku i właściwie nie mogłem się dziwić. Coś mi mówiło, że atmosfera tamtego miejsca, albo cokolwiek, co się tam znajdowało, miało na nią znacznie większy wpływ, niż na mnie. Dlatego właśnie postanowiłem dać jej chwilę, nim zacznę zadawać jej jakieś pytania. Mimo wszystko nie zamierzałem jej drażnić, ani tym bardziej pogarszać jej stanu, zważając na to, że wciąż była jedyną istotą, która nie miała co do mnie groźniejszych zamiarów, a przynajmniej nie planowała mnie zabić. Pragnęła mojej pomocy, w zamian oferując pomoc mi, co wydawało mi się całkiem rozsądnym rozwiązaniem, a na pewno o wiele mniej ryzykownym, niż wystawianie się na znacznie większe niebezpieczeństwo, które niewątpliwie na mnie czyhało. A teraz, skoro jeszcze udało nam się odkryć, co wydarzyło się w moim dzieciństwie, tym bardziej skłaniałem się ku opcji, by trzymać się w miarę bezpiecznej strony Mary Ann.
                           W końcu zająłem miejsce obok kobiety i spojrzałem na nią. Miałem nadzieję, że te kilka minut, które spędziliśmy w ciszy, pozwoliły jej zebrać choć trochę sił. A przynajmniej na tyle, by mogła odpowiedzieć mi na kilka pytań.
                           — Co jest w tej książce? Co to w ogóle za książka? — zapytałem w pierwszej kolejności, przenosząc wzrok na leżącą na stole księgę. — I co to był za głos, który słyszałem? Co mówił? Co to wszystko w ogóle oznacza?
                           Zmarszczyłem czoło i po chwili ponownie spojrzałem na kobietę. Mój niepokój sprawił, że leżący na stole długopis, który wraz z zeszytem przyniosłem tutaj wcześniej, chcąc zrobić jakiekolwiek notatki, odnośnie tego, co już wiem, najpierw delikatnie przesunął się po blacie, by ostatecznie spaść z niego. Westchnąłem do siebie, ale postanowiłem to zignorować, przynajmniej na razie.
                           — I czemu Lucyfer? Czemu moja rodzina? — zapytałem wreszcie po chwili wahania, jednak musiałem poruszyć tę kwestię. — Zawsze myślałem, że moja mama zabiła ojca, bo była chora… Czy ona… wiedziała coś więcej? Była jakoś związana z twoim światem? Czy to… to dlatego teraz posiadam moce? I czemu w takim razie ona znajduje się w szpitalu? Czy… to nie jest zbyt niebezpieczne? Co powinniśmy teraz zrobić?
                           To wszystko wydało mi się teraz jeszcze bardziej zagmatwane, niż było z początku. Myślałem, że z czasem zacznę dostawać odpowiedzi, a zamiast tego teraz pojawiało się coraz więcej pytań. I mówiąc szczerze, nie podobało mi się to coraz bardziej, ale niezależnie od tego już nie mogłem, a wręcz nie potrafiłem się wycofać. Musiałem się dowiedzieć, niezależnie od tego, jaka będzie cena tej wiedzy.

ddol.jpg