JustPaste.it
User avatar
Lost Soul @Lost_Sovl · Apr 15, 2020 · edited: Sep 10, 2020

dgora.jpg                           Choć poniekąd obiecałem sobie, że przestanę się już dziwić temu wszystkiemu, tak z napływem kolejnych informacji, zwyczajnie nie potrafiłem przestać. Ciekawość, właściwie przez wiele lat tłumiona, teraz żądała zwrócenia na siebie uwagi bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, tym samym zwyczajnie nie dając odpuścić i nie pozwalając przejść z tym wszystkim do jako takiego porządku. W dodatku wciąż byłem zaskoczony swoją decyzją, jak i tym, że nawet teraz, kiedy archanielica wyraźnie rozpoczęła przygotowania, to wcale nie miałem ochoty się wycofać. Podjąłem decyzję, bardzo ryzykowną, owszem, ale byłem jej pewny. Wiedziałem, że dzięki temu wiele zamkniętych na klucz, który musiał przepaść dawno temu, furtek, zostanie otwartych, a nam być może rzeczywiście uda dowiedzieć się wielu przydatnych rzeczy. A przynajmniej na to właśnie liczyłem i w zasadzie, na dobrą sprawę, wcale nie miałem powodów, by jakkolwiek wątpić w powodzenie. Dotąd wszystko to, co mówiła Mary Ann w jakiś sposób się sprawdzało, bądź potwierdzało i w tej kwestii zdecydowanie o wiele bardziej polegałem na niej, niż na sobie, w końcu jakby nie było znałem ten świat dopiero od kilku godzin, a wciąż trudno było powiedzieć o jakiejś oszałamiającej wiedzy. Mogłem właściwie błądzić, jak we mgle, a Galadriela była przewodnikiem, który doskonale wie, jak się w tej mgle poruszać.
                           Uniosłem brwi, spoglądając na kobietę, a moje nieme pytanie musiało odbić się na mojej twarzy, bo po chwili wszystko mi wyjaśniła. Co prawda, z początku wciąż trudno było mi to jakkolwiek pojąć, ale gdy wreszcie wspomniała o prądzie i wodzie, coś powoli zaczęło się łączyć w moim umyśle. Powstrzymałem się jednak przed zapytaniem jej, czy to aby na pewno bezpieczne, bo w dużej mierze spodziewałem się, jaka będzie odpowiedź i właściwie wcale nie spieszyło mi się, by ją poznać. Miałem tylko nadzieję, że Mary wiedziała, co robi i nikt z nas nie straci przy tym życia. Nie wiedziałem zbyt wiele o wytrzymałości aniołów na podobne rzeczy, jak prąd i woda, ale wiedziałem aż za dobrze, o możliwościach swojego własnego, zupełnie ludzkiego ciała. Nawet jeśli zdawałem sobie sprawę, że użyła tego jako przykładu, by bardziej zobrazować mi, jak to będzie wyglądało.
                           Na jej słowa podniosłem się z krzesła i ruszyłem za nią do salonu. Choć coraz bardziej targały mną wątpliwości, to zdawałem sobie sprawę, że decyzja została już podjęta i nawet jeśli mógłbym się wycofać, to zwyczajnie nie chciałem. Wolałem mieć to już za sobą, wiedzieć od razu i zdawać sobie sprawę, z czym tak naprawdę mamy do czynienia, niż prawdopodobnie spędzić wiele tygodni, a może nawet i miesięcy na poznanie prawdy innym sposobem. Cokolwiek chowało się w moim umyśle, niezależnie od tego, czym było, chciałem to wiedzieć. Co takiego mogło zdarzyć się w czasach mojego dzieciństwa, że najprawdopodobniej wyparłem to z pamięci? A może wcale nie wyparłem? Być może to coś innego sprawiło, że zapomniałem…
                           Drgnąłem, wyrwany z myśli, gdy nagle rzeczy, leżące dotąd na stole, wylądowały na podłodze. Spojrzałem na Galadrielę i przez chwilę wahałem się, słysząc jej słowa. Jej polecenie wcale nie wpływało korzystanie na moje wątpliwości, a dziwność sytuacji była tym, czego w zasadzie zawsze starałem się unikać. Jednak, po jej ponagleniu, w którym kryła się znikoma otucha, posłuchałem i ostrożnie położyłem się na stole, wbijając zaraz spojrzenie w sufit. Nie mogłem oprzeć się skojarzeniu, że czuję się dokładnie jak pacjent, leżący na stole operacyjnym, tuż przed zaśnięciem, przed jakąś stresującą operacją, być może taką, która albo miała szansę uratować życie, albo, delikatnie mówiąc, spieprzyć je jeszcze bardziej, bądź nawet i całkowicie zakończyć. Byłby to dość smutny koniec, poza tym, raz jeszcze, nie potrafiłem nie zwrócić uwagi na to, że gdyby ktokolwiek mnie tutaj odnalazł, co właściwie było praktycznie niemożliwe, ale gdyby, to mógłbym śmiało przypominać jakąś złożoną w czci ofiarę, brakowałoby jednie pentagramu, wymalowanego krwią na podłodze, stojących wokół świeczek i być może kilku dziwnych symboli na moim ciele.
                           Zamknąłem oczy, gdy Mary poleciła mi to zrobić i właściwie było to ostatnie, co pamiętałem, nim zasnąłem. Z jakiegoś powodu doskonale zdawałem sobie sprawę, że śnię, ale nie miałem żadnego wpływu na wyświetlane przez mój umysł obrazy, jakby ktoś, pomimo mojej świadomości, wybierał sobie z niego rzeczy. Przed oczami przesunęło mi się kilka wspomnień, w większości nad wyraz zwykłych, niczym się nie wyróżniających, skrawki życia, choć lekko różniące się, tak bardzo przypominające te, które posiadał każdy człowiek – czas w pracy, zabawne sytuacje z przyjaciółmi, imprezy, dziewczyna, bądź chłopak, którzy mi się spodobali, wspólne wyjścia, gorsze chwile, stresujące sytuacje, głupie wpadki, ot, zwykłe wspomnienia, zwykłe życie.
                           I właśnie wtedy, gdy właściwie nic na to nie wskazywało, zobaczyłem coś zupełnie innego. Wciąż były to migające klatki, jak z niezbyt dobrze złożonego filmu, w dodatku oglądanego poprzez palce, ale doskonale dało się wyłapać sens tych wydarzeń. A one wyjaśniły mi o wiele, wiele więcej, niż się tego spodziewałem. Widziałem swojego ojca, którego z początku ledwo co poznałem, ale dopiero po chwili zorientowałem się, czemu tak trudno było mi go rozpoznać. On był… jakby był sobą, a jednocześnie kimś innym, trudno było wyłapać chociażby rysy jego twarzy, które zdawały się zmieniać z sekundy na sekundę, a to, co kryło się za twarzą mojego ojca, było przerażające. Było czystym złem i doskonale to czułem. Później usłyszałem krzyk swojej matki, a następna scena pokazywała, jak kobieta, która teraz przypominała cień dawnej siebie, siedząc zamknięta w szpitalu psychiatrycznym, rzuca się na mojego ojca, właściwie tuż przed tym, nim jego wyciągnięta w moją stronę ręka zacisnęła się na mojej szyi. Niewyraźnie mignął mi nóż, który moja matka musiała mieć przy sobie, a później widziałem już tylko rozlewającą się czerwień, powoli pełznącą po podłodze w moim kierunku, w kierunku dziecka, skulonego w kącie, przerażonego tak bardzo, że nie mogło się ruszyć.
                           — Już dobrze, Sky. Nie bój się. Już po wszystkim. Głos mojej mamy przebił się do mojego umysłu niewyraźnie, ale ja mogłem jedynie patrzeć na dziwną, ogromną postać, a raczej na coś, co przypominało cień, czającą się za jej plecami, gdy nachylała się nade mną. Jej twarz, pokryta krwią, znalazła się blisko mojej, ale zdawałem się w ogóle tego nie dostrzegać, bo jedyną czerwienią, którą w tamtej chwili widziałem, była para oczu, wpatrujących się prosto we mnie. Para czerwonych oczu.
                           I tak samo nagle, jak się pojawiło, tak nagle wszystko zniknęło. Szarpnąłem się gwałtownie, spadając ze stołu i przeturlałem się na brzuch, szybko unosząc na rękach i rozejrzałem się. Dostrzegłem leżącą kawałek dalej Mary Ann wśród, jak dotarło do mnie dopiero po chwili, roztrzaskanego regału i walających się wokół książek; wokół niej trzaskały płomienie, a jej skóra parowała od nadmiernego ciepła. Nie musiała nawet wypowiadać tego jednego słowa, tego imienia, nie miałem wątpliwości do tego, co przed chwilą zobaczyłem.
                           Dopiero, gdy rynienka z wodą roztrzaskała się nagle, powodując przy tym hałas, drgnąłem i zerwałem się na nogi, jakbym oprzytomniał.

srodek.jpg

                           Ślęczałem nad książką, wpatrzony w tekst, który zdążyłem przeczytać już wielokrotnie, ale od dłuższej chwili jedynie patrzyłem na widniejące litery, właściwie nawet ich nie dostrzegając, pochłonięty przez własne myśli. Dotąd sądziłem, że moja matka zabiła ojca dlatego, że była niepoczytalna. Wiedziałem, że takie zdarzenie miało miejsce i właśnie dlatego tak skrzętnie ukrywałem przed wszystkimi swoją przeszłość. A teraz poznałem prawdę. Moja matka wcale nie zwariowała wcześniej, zwariowała przez to, co widziała, przez to, co musiała zrobić, tym samym chroniąc mnie. To właśnie to zdarzenie odebrało jej rozum, było tak przerażające, że sprawiło, że nie potrafiła żyć w tej rzeczywistości, uciekając od niej, zamykając się na nią. Podczas gdy ja zupełnie o tym zapomniałem. Albo coś sprawiło, że zapomniałem.
                           Spojrzałem na leżącą na kanapie Galadrielę, okrytą kocem, gdy ta lekko poruszyła się, zapewne powoli się budząc. W ciągu niecałej godziny udało mi się uprzątnąć cały bałagan oraz przenieść kobietę na kanapę, po czym, chcąc zająć się czymkolwiek, zacząłem przeglądać książki. Mimowolnie szukałem czegoś o Lucyferze, nawet jeśli jego postać była mi poniekąd znana, chociażby z Biblii, tak moja wiedza w tym temacie była jedynie ogólnikowa, zatarta przez lata, gdy kompletnie nie interesowałem się religią, w zasadzie nie mając z nią nic wspólnego. Ale tekst w znalezionej książce nie powiedział mi właściwie nic ponad to, czego sam bym już nie wiedział, nawet jeśli przeczytałem go kilka razy, jakby mając nadzieję, że mimo wszystko natrafię na coś… no właśnie, po prostu: na coś.
                           Zobaczyłem, jak Mary Ann wreszcie otwiera oczy i w tym momencie zamknąłem książkę, poddając się i uznając, że i tak nie dowiem się z niej niczego. Jeśli chciałem informacji, to potrzebowałem sprawdzonego źródła. A któż mógłby sprawdzić się w tej roli lepiej, niż ta, która prawdopodobnie Lucyfera znała osobiście?

ddol.jpg