JustPaste.it
User avatar
Lost Soul @Lost_Sovl · Mar 14, 2020 · edited: Sep 10, 2020

dgora.jpg

                           Patrzyłem na wciąż unoszącą się nad stołem popielniczkę, starając się zmusić umysł do tego, by nie próbował doszukiwać się tutaj żadnych sztuczek. Nie było ledwo widocznych linek, nie było ukrytej dźwigni, nie było szeroko pojętej magii w stylu Copperfielda, okraszonej przetaczającymi się przez tłum westchnięciami, a następnie głośnymi brawami, gdy nikt z gapiów nie potrafił znaleźć rozwiązania. To działo się naprawdę i działo się w tym momencie. A przede wszystkim – to działo się przeze mnie, choć nie potrafiłem pojąć, jakim sposobem udało mi się zrobić coś podobnego i to praktycznie nieświadomie, nie mając nawet pojęcia, że jestem zdolny do podobnych rzeczy, nie przywiązując szczególnego znaczenia do tych wszystkich incydentów, które tak usilnie nauczyłem się ignorować. Ale to się działo i musiałem to zaakceptować, niezależnie, czy chciałem, czy też nie.
                           Drgnąłem, gdy popielniczka nagle rozprysła się w drobny mak, a jej kawałki poszybowały po kuchni, chwilę później lądując na podłodze i wiedziałem, że tym razem była to ingerencja Galadrieli, nie moja. Powoli przeniosłem na nią spojrzenie, uświadamiając sobie, że coś do mnie mówi. Starałem się skupić na jej słowach, ale przychodziło mi to z trudem, więc zbeształem się w myślach, nakazując sobie koncentrację. Cokolwiek miała mi do przekazania na pewno w jakiś sposób okaże się ważne, prawdopodobnie również użyteczne, czy to teraz, czy później.
                           Wziąłem głęboki wdech i powoli, teraz już wyłapując jej słowa, ponownie zająłem miejsce na krześle, siadając naprzeciwko anielicy. Punkt zaczepienia brzmiał nawet nieźle, a przynajmniej było czymś, na czym mogłem się skupić. Jednocześnie mając nadzieję, że teraz, kiedy już zacząłem zdawać sobie sprawę z nowo odkrytej mocy, łatwiej będzie mi ją przyswoić. Poruszanie przedmiotami, rzeczami, które miałem przed sobą, które widziałem i które były namacalne, zdawało mi się prostsze, niż wizje, nad którymi nie miałem żadnej kontroli. Wizje wydawały mi się zbyt nieobliczalne, zbyt chaotyczne, pojawiały się często w losowych momentach i nic nie wskazywało na to, które to momenty będą. Nie mogłem ich w żaden sposób wyczuć, nie mówiąc już o materialnym dotknięciu ich, w przeciwieństwie do przedmiotów, takich jak chociażby popielniczka, która chwilę temu właściwie zakończyła swoje istnienie.
                           Próbowałem dostosować się do rady Mary Ann i zastanowić, w jakich momentach działy się podobne sytuacje. Kiedy odkrywałem, że jakiś przedmiot, który położyłem w danym miejscu, nagle znajdował się w kompletnie innym. W jakich okolicznościach to się działo, co czułem chwilę wcześniej, jakie emocje mną kierowały. Starałem się prześledzić chociaż dwa podobne zdarzenia, odtwarzając ich przebieg w myślach, ale było to jak dopasowywanie do siebie zupełnie różnych elementów układanki. Czułem się, jakbym błądził we mgle, nie mając pojęcia, co czeka mnie przy następnym kroku. Mimo wszystko próbowałem, a przynajmniej do momentu, kiedy Galadriela odezwała się ponownie. Raz jeszcze wbiłem w nią uważne spojrzenie z mieszaniną ciekawości, ale również pewnego rodzaju dystansu. Poczułem się dość nieufny do jej ostrzeżenia, że prawdopodobnie jej pomysł może mi się nie spodobać i po chwili musiałem się zgodzić z nią w tym aspekcie. Ingerencja w moją głowę, w moje myśli i wspomnienia zdecydowanie mi się nie podobała. Z powodu swojej przeszłości i tego, co wydarzyło się w mojej rodzinie ceniłem sobie prywatność, a nic nie było tak bardzo prywatne, jak właśnie wszystko to, co siedziało w mojej głowie.
                           Przypomniałem sobie to okropne uczucie, gdy pewnego dnia po powrocie z pracy, odkryłem, że zniknął mój telefon. Przeszukałem całe mieszkanie, zaglądając do wszelkich zakamarków, gdzie nawet nie spodziewałem się odnaleźć aparatu, ale palące uczucie, że muszę przeszukać każdy skrawek przeważał nad jakąkolwiek logicznością. Lecz pomimo przejrzenia wszystkiego przynajmniej dwukrotnie telefon nie odnalazł się, a ja zacząłem w końcu dopuszczać do siebie myśl, którą wtedy tak usilnie od siebie odpychałem gdzieś w najdalszy kąt umysłu – ktoś musiał mi go ukraść. Na samą myśl, że ktoś obcy mógł grzebać w moim telefonie, czytać wiadomości, przeglądać kontakty, oglądać zdjęcia, nagrania, notatki, a nawet słuchać znajdującej się na nim muzyki, zrobiło mi się dziwnie niedobrze. Zupełnie tak, jakby ktoś obdarł mnie z prywatności, z kawałka mojego życia, które tak bezmyślnie, na wyciągnięcie ręki, trzymałem w tym niewielkim urządzeniu. Gdy uświadomiłem sobie zapisane na nim hasła do przeróżnych mediów społecznościowych, na których może nie udzielałem się jakoś specjalnie, a raczej przeglądałem od czasu do czasu, żeby być w miarę na bieżąco z tym, co słychać u moich znajomych, poczułem się jeszcze gorzej. Oczami wyobraźni widziałem już te wszystkie wiadomości, wypisywane niby przeze mnie do osób, które miałem w kontaktach. Widziałem upublicznianie moich zdjęć, którymi nie chciałem się z nikim dzielić. Niemal pół nocy spędziłem przed laptopem, obserwując sytuację, oczywiście tuż po tym, jak w panice zmieniałem hasła do wszystkich serwisów, z których mogłem korzystać również w telefonie. Nie działo się jednak nic niepokojącego, a ja wreszcie zasnąłem, choć mój sen wtedy daleki był od spokojnego. Dopiero następnego dnia zalała mnie ogromna fala ulgi, gdy okazało się, że telefon wcale nie został skradziony, a jakby nigdy nic leżał na biurku na moim stanowisku pracy, gdzie musiałem go położyć i zwyczajnie o nim zapomnieć.
                           Lecz, pomimo tego, z zaskoczeniem uświadomiłem sobie, że naprawdę rozważam jej propozycję. Nie mogłem nie zwrócić uwagi na to, że ten sposób byłby zdecydowanie szybszy, niż próby przypomnienia sobie czegokolwiek. Poza tym na pewno okazałby się mniej wadliwy. Nie potrafiłem się z tym sprzeczać. Tak samo, jak z tym, że teraz już nie chodziło o moją prywatność. Chodziło o moje życie. A także o życie Galadrieli.
                           Nim podjąłem decyzję, a raczej nim powiedziałem o niej na głos, bo podjąłem ją dość szybko, nawet jeśli niechętnie, spróbowałem raz jeszcze przypomnieć sobie cokolwiek, co mogłoby się okazać pomocne. Ale wiedziałem, że to na nic. Wiedziałem o tym od początku, nawet jeśli łudziłem się, że jest inaczej. Część mojego dzieciństwa pozostawała zagadką, nawet dla mnie samego. Z tamtego okresu nie pamiętałem nic, prócz niewyraźnych, poszarpanych kształtów, które niczego mi nie mówiły. Pamiętałem jedynie uczucie strachu, zaszczucia, jak zagonione zwierzę w klatce bez możliwości ucieczki. I zapach. Unoszącego się w powietrzu kurzu, przesyconego potem oraz tego, który układał się na języku w metalicznym posmaku, zalewając myśli czerwienią. Cokolwiek to było, to nie byłem pewny, czy chcę o tym wiedzieć. Z jakiegoś powodu te wspomnienia musiały wyglądać w ten sposób i wcale nie spieszyło mi się do odkrycia przyczyny. Ale czy w tym momencie miałem jakiś większy wybór? To było niemal zabawne. Przez całe życie unikałem wszelkich psychologów, psychoterapeutów, denerwowałem się, gdy ktoś, nawet w żartach, sugerował, że mam coś do ukrycia, bądź próbował mnie analizować. Uciekałem przed tym nieustannie, by teraz miało się okazać to kluczowe. Pogodziłem się z myślą, że prawdopodobnie w czasach dzieciństwa musiało stać się coś, co mój umysł uznał za zbyt przerażające, by pamiętać, pogodziłem się, że zawsze zostanie to zagadką, do której obiecałem sobie nie wracać, chcąc zwyczajnie pójść naprzód, żyć życiem, które miałem. A teraz w jednej zaledwie chwili musiałem pogodzić się, że to były jedynie czcze marzenia, które ostatecznie miały się nie spełnić.
                           — W porządku, zacznijmy od razu — powiedziałem, zaskoczony tym, jak pewnie to zabrzmiało w momencie, kiedy absolutnie nie czułem się ani trochę pewny czegokolwiek. — Oby tylko okazało się to użyteczne. Co mam robić? Mam się jakoś odpowiednio… przygotować, albo coś takiego?

ddol.jpg