JustPaste.it
User avatar
Lost Soul @Lost_Sovl · Oct 26, 2019 · edited: Sep 9, 2020

D - gra.jpg

                           Wpatrywałem się w kobietę z uporem, jakbym samym tylko spojrzeniem mógł nakłonić ją do mówienia, jakby dzięki temu mógłbym przejrzeć wszystkie jej sekrety, ale oczywiście nie działało to w ten sposób. Zważając na ostatnie wydarzenia, to nawet nie wiedziałem, czy to rzeczywiście takie złe, w końcu przecież nigdy nie chciałem aż tak ingerować w coś, czego nie potrafiłem zrozumieć, coś, czego w ogóle nie powinienem potrafić.
                           Zmarszczyłem czoło, słysząc jej pierwsze słowa, zastanawiając się. W końcu, jeśli była aniołem, a co do tego miałem naprawdę coraz mniej wątpliwości, patrząc na to, co już mi pokazała, to jej historia musiała sięgać tak daleko wstecz, że zwykłemu człowiekowi trudno było sobie wyobrazić, by ktoś widział tak odległe czasy na własne oczy. Oczywiście przez myśl przeszło mi, że taka opowieść będzie musiała zająć sporo czasu. Co prawda, w tym miejscu chyba nie musieliśmy obawiać się jakiegoś nagłego zagrożenia i prawdopodobnie moglibyśmy pozwolić sobie na taką opowieść, dlatego postanowiłem uzbroić się w cierpliwość i wysłuchać Mary Ann. Jednak, nim zdążyłem zaoponować, jej dłoń pomknęła w moim kierunku. W pierwszym odruchu, czując palce anielicy na swojej skroni, chciałem się odsunąć, ale wtedy też zalała mnie fala obrazów. Wyglądało to jak wyświetlany w mojej głowie film, od którego nie mógłbym odwrócić wzroku, nawet jeśli bym chciał, jednak w tym momencie nawet nie myślałem o czymś podobnym, bo jej opowieść pochłonęła mnie bez reszty. Patrzyłem na przeżyte przez nią wydarzenia, czując przy okazji odzywające się we mnie uczucia, których właściwie się nie spodziewałem. Obserwowałem ten dziwny spektakl, czując się jak postronny obserwator, który czaił się za plecami Galadrieli przez cały ten czas, nie mogą w żaden sposób ingerować, a jedynie się przyglądać, w dodatku, mając wrażenie, że jestem kompletnie nie na miejscu. Wiedziałem i wcale nie musiałem się w jakikolwiek sposób w tym upewniać, że te wszystkie wspomnienia są jej intymną częścią, tajemnicą, do której przez całe te stulecia dostępu broniła właściwie wszystkim. Choć zawsze wydawało mi się, że takie istoty jak anioły zwyczajnie nie są w stanie być nieszczęśliwe, tak wyraźnie czułem każdy fragment smutku, nostalgii, a nawet rozpaczy, pomieszany z niezrozumieniem i tak wieloma emocjami, że trudno było mi za nimi nadążyć. Była to opowieść tragiczna, bez szczęśliwego zakończenia, a właściwie wciąż bez zakończenia. I prawdopodobnie miała trwać jeszcze przez bardzo, bardzo długo, tak długo, że nie byłbym w stanie objąć tego umysłem, tak długo jak będzie istniał świat, a może i dłużej. Chyba że…
                           Zamrugałem kilka razy, próbując wyostrzyć obraz. Przed oczami wciąż migały mi sceny z jej opowieści, ale w końcu otrząsnąłem się z nich na tyle, by móc spojrzeć na Mary Ann. Otworzyłem nawet usta, jakbym chciał coś powiedzieć, jednak nie zdobyłem się na wypowiedzenie nawet słowa. Zamiast tego, to ona podjęła temat, dlatego uważnie jej słuchałem, przy okazji powoli układając sobie to wszystko w głowie. A przynajmniej próbowałem to zrobić, bo zadanie ani trochę nie było łatwe. Wciąż miałem wrażenie, że to kompletnie nie jest mój świat, że to wszystko zwyczajnie nie powinno mnie dotyczyć i nigdy nie powinno mieć miejsca. Ale chyba w końcu musiałem wreszcie wziąć się w garść, zamiast ciągle się nad sobą użalać i zaakceptować fakt dziwnej mocy, którą dostałem. I poważnie zastanowić się, w jaki sposób mógłbym jej użyć.
                           Nigdy nie zależało mi na podbijaniu świata, na dążeniu do jego zniszczenia, czy czegoś podobnego. Nigdy też przeważnie nie życzyłem nikomu źle, nie licząc oczywiście niektórych, dosadnie uzasadnionych przypadków, więc wiedziałem, że raczej nie groziło mi wykorzystanie swoich umiejętności w złych celach, oczywiście jeśli chodziło o pełną tego świadomość. Był to w końcu nieznany mi świat i mogłem jedynie podejrzewać, jakie podstępy może kryć na swojej drodze. Ale z drugiej strony też nigdy nie ciągnęło mnie do tak poważnych zadań, jak zmienienie świata na lepsze. Raczej bez większego trudu pogodziłem się, że taka osoba jak ja – szary, przeciętny człowiek bez podobnych ambicji – nie wniesie do niego jakichś rewolucyjnych zmian. Pokój na świecie i brak głodu zawsze kojarzył mi się z pustymi słowami pytanych o to modelek, które jedna za drugą powtarzały to samo, a ja odnosiłem wrażenie, że nawet nie mają pojęcia o czym w ogóle mówią, jakby te słowa, powtarzane tak często, już dawno straciły swoje pierwotne znaczenie i teraz były jedynie tym, o czym należało powiedzieć, gdy ktoś pytał o podobne rzeczy. Jak wyuczona formułka, nic więcej.
                           Większość z nas jest zbyt tchórzliwa, by czynić coś złego i zbyt słaba, by czynić coś dobrego – zdanie, choć mogło brzmieć jakoś inaczej, jednak podobnie, które gdzieś kiedyś wyczytałem, nagle pojawiło się w mojej głowie, roznosząc się echem, jakby nie chciało zniknąć do końca. Co jak co, ale chyba w tym momencie musiałem zgodzić się z nim bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, teraz naprawdę rozumiejąc jego pełne znaczenie.
                           W końcu otrząsnąłem się z tego dziwnego letargu, chociaż mój pierwszy ruch wydawał się tak wymuszony, jakbym przez tę chwilę zdążył zapomnieć, jak to jest być człowiekiem. Zgasiłem prawie wypalonego papierosa w popielniczce, którym nawet nie miałem okazji się zbytnio nacieszyć, po czym, ponownie bez pytania, sięgnąłem po następnego. Wciąż miałem wrażenie, że moje ruchy są dziwnie wyuczone, jakby to ktoś próbował mną dość nieudolnie sterować, bądź pociągać za przyczepione do kończyn niewidoczne sznurki. W głowie za to miałem gonitwę myśli, z której trudno było wyłapać mi jakąś na dłużej, niż ułamek sekundy. Odpaliłem papierosa i powoli zaciągnąłem się nim, by po chwili, również niemal w zwolnionym tempie, wypuścić dym nosem, mając wrażenie, choć być może dość zabawne, że tym gestem pozbyłem się również niechcianych myśli, zupełnie jakbym wydmuchał je wraz z unoszącym się pomiędzy mną, a Galadrielą dymem.
                           Być może nie mogę zmienić całego świata, ale mogę zmienić jego część dla tych, którzy tego potrzebują, pomyślałem, niemal sobie gratulując, bo brzmiało to jak coś rodem z książek Coelho. W tym jednak przypadku umiałem się do tego rzeczywiście odnieść.
                           Spojrzałem raz jeszcze na kobietę, formułując w głowie to, co chciałem jej powiedzieć. W zasadzie zamierzałem wykazać się jak największą dozą empatii, nawiązując do tego, co jeszcze chwilę wcześniej widziałem, ale ostatecznie uznałem, że nie miało to większego sensu, przynajmniej w tym momencie. Chciałem zwyczajnie rozwiać jej wszelkie wątpliwości, co do swojego stanowiska w tym temacie.
                           — Pomogę ci — powiedziałem wreszcie. Co prawda, wciąż nie wiedziałem, czy to rzeczywiście ścieżka, którą chciałem kroczyć, jednak fakt szczerości słów anielicy oraz jej intencji, nawet jeśli z początku zamierzała to przede mną zataić, był chyba wart podjęcia ryzyka. Szczególności, że mogliśmy pomóc sobie nawzajem, a to wydawało mi się całkiem dobrym początkiem podróży.

D - d.jpg