Wieść o tym, że anielica usunęła z pamięci personelu medycznego, jak i pacjentów szpitala jakąkolwiek wzmiankę o mnie w zasadzie powinna mnie uspokoić. Oczywiście rozwiązywało to naprawdę wiele problemów, bo tych raczej mieliśmy teraz pod dostatkiem, już bez poszukiwań na karku, gdybym miał robić za obłąkanego zbiega. Jednak mimowolnie pomyślałem o tym, że moja matka teraz na pewno już nigdy mnie nie rozpozna, już wcześniej miewała z tym problemy, gdy przy tych nielicznych spotkaniach brała mnie za zupełnie obcą osobę, a teraz… Nie, żebym miał jeszcze szansę ją odwiedzić, zapewne już nigdy do tego nie dojdzie i choć starałem się myśleć o tym, że tak po prostu może będzie dla niej lepiej, tak mimo wszystko trochę ciężko było mi z tym, że moja własna matka prawdopodobnie już nigdy nie przypomni sobie, że miała kiedykolwiek jakąś rodzinę. Nie będzie pamiętać o moich wizytach, ani nawet nie zauważy tego, że te nagle ustały.
Przewróciłem oczami na informację o tym, że myślę wyjątkowo głośno, powstrzymałem się jednak przed jakąkolwiek uwagą. Mimo wszystko trudno było nie myśleć intensywnie w obecnej sytuacji, w której wciąż nie wiedziałem jakim cudem się znalazłem i w której nawet nigdy nie chciałem uczestniczyć. Choć wszystko to, czym podzieliła się ze mną Mary na pewno było niezwykłe, tak miałem wrażenie, że nie należę w żadnym stopniu do tego świata, z którego pochodzi ona. Wciąż chciałem po prostu wrócić do tego, co było, do swojej nudnej rutyny, bez dziwnych zjawisk, bez nadnaturalnych mocy i bez świadomości o polujących na mnie stworzeniach, w które przestałem wierzyć dawno temu, o ile kiedykolwiek w ogóle w nie wierzyłem.
Tak samo, jak i za pierwszym razem, tak i teraz nie byłem przygotowany na kolejną teleportację, więc kiedy w końcu znaleźliśmy się na miejscu, do którego Mary nas przeniosła, wyszarpnąłem gwałtownie ramię spod jej palców i odsunąłem się. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że tym razem, poza zawrotami głowy, które nie były aż tak uporczywe, to przyjąłem to zdecydowanie o wiele lepiej, niż wcześniej.
— Mogłabyś chociaż mnie uprzedzać, nim znowu zrobisz coś podobnego — mruknąłem, po części do siebie, a po części do kobiety, właściwie nie spodziewając się, że Mary jakkolwiek potraktuje to na tyle poważnie, by rzeczywiście zastosować się do mojej prośby. Jednocześnie przyglądałem się z zaciekawieniem na jej poczynania, delikatnie marszcząc przy tym czoło, nie do końca rozumiejąc jej gesty. Dopiero po chwili, gdy mur, okryty bluszczem, odsłonił dotąd niewidoczne drzwi, zrozumiałem, że na szczęście zmierzamy już teraz prosto do kryjówki. I chociaż właściwie poprzednie godziny nie były wypełnione jakimś większym wysiłkiem z mojej strony, tak czułem się niesamowicie zmęczony, przytłoczony tym wszystkim, co się wydarzyło, czego się dowiedziałem. Nagle zmagałem się z tym, że moje dotąd poukładane życie wywróciło się kompletnie do góry nogami, już nawet nie wspominając o tym właściwie dość krótkim pobycie w szpitalu, ale fakt posiadania mocy, o którą się nie prosiłem, a przez którą moje życie właściwie znajdowało się pod poważnym znakiem zapytania. Którakolwiek z trzech polujących na mnie stron dorwałaby mnie pierwsza, to nie skończyłoby się to dobrze. Właściwie obecna sytuacja również nie była dobra, wciąż w końcu nie wiedziałem, czym kierowała się Galadriela i nie potrafiłem jej zaufać, a jednocześnie wydawało się, że nie miałem innego wyboru, niż tylko przystać na jej pomoc.
Ruszyłem za nią przez dość niski korytarz, schylając się całą drogę, dopóki Mary nie zatrzymała się. Właściwie prawie na nią wpadłem przez panującą w pomieszczeniu ciemność, jednak na szczęście ta szybko ustąpiła, gdy tylko kobieta włączyła światło. Wyprostowałem się i rozejrzałem po pomieszczeniu, kilka razy obracając się wokół własnej osi. Nie miałem najmniejszego pojęcia, gdzie się znajduję, ale to miejsce, poza kilkoma aspektami, wyglądało jak zwykły dom, nie licząc oczywiście tego, że był bardzo dobrze ukryty. Skinąłem głową na słowa anielicy i spojrzałem na nią, odprowadzając ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła. Wtedy raz jeszcze wróciłem do rozglądania się po tym miejscu, starałem się jednak niczego nie dotykać. Prawdopodobnie nie byłoby to zbyt rozsądne, zważając na fakt, że ktoś taki, jak Mary znała takie miejsce, zresztą nawet ja czułem dziwną aurę, która wypełniała całe pomieszczenie, wręcz biła od każdej ściany, od każdego mebla i każdego przedmiotu, które się tutaj znajdowało. Teraz, choć wciąż z trudem przychodziło mi uwierzenie w to, wiedziałem, że istnieją takie istoty, jak anioły, czego właściwie Mary była najwybitniejszym dowodem, ale wiedziałem też o istnieniu demonów, nawet jeśli żadnego jeszcze nie widziałem, czego właściwie nie zamierzałem zmieniać. Musiały jednak znajdować się tutaj rzeczy, przesycone niezrozumiałą dla mnie magią, nie wykluczałem też tego, że w niektórych przypadkach mogły być to rzeczy przesiąknięte złem, odebrane demonom i nie chciałem mieć z nimi nic do czynienia. Zresztą, od tych anielskich również wolałem trzymać się z daleka, Galadriela zdążyła mi już pokazać swoją moc, która była tak ogromna, że zwyczajnie przerażała i przytłaczała, a domyślałem się, że musiała być to zaledwie część jej możliwości i nawet nie chciałem sobie wyobrażać stanięcia w obliczu jej pełnej mocy. W końcu nie bez powodu jednymi z pierwszych słów aniołów, które ukazywały się ludziom, było „nie lękaj się” i teraz doskonale wiedziałem dlaczego.
Spojrzałem na Mary, gdy tylko ponownie się pojawiła i wbiłem w nią spojrzenie, mając nadzieję, że powie mi coś więcej. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, by powstrzymać się przed jakimkolwiek gestem w jej kierunku, jak i przed dotknięciem czegokolwiek. Właściwie również moja odkryta niedawno umiejętność dość mocno rzutowała na to, że wolałem unikać jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Z kimkolwiek i z czymkolwiek, nie wiedząc, co się stanie i co zobaczę tym razem. Nie wiedziałem, jak nad tym zapanować.
Przez krótką chwilę zamierzałem nalegać na Galadrielę, by powiedziała mi wszystko teraz, ale zdałem sobie sprawę, że miała zupełną rację. Powinienem najpierw odpocząć, jakoś poukładać sobie to wszystko w głowie, oswoić się na tyle, na ile było to obecnie możliwe i dopiero później przygotować się na poznanie innych szczegółów. Prawdopodobnie byłem zwyczajnie zbyt zmęczony na jakiekolwiek poważniejsze rozmowy, które w zasadzie mogły zadecydować o moim losie. Być może wciąż czułem efekt zażywanych leków, które podawali mi na siłę, albo właściwie efekt ich nagłego odstawienia. To jak i wszystkie ostatnie rewelacje, których się dowiedziałem i których doświadczyłem, nie było to najlepszym połączeniem i chyba rzeczywiście potrzebowałem odpocząć.
Dlatego też jedynie skinąłem głową na jej słowa i odwróciłem się, by udać się we wskazanym przez nią kierunku. W pierwszej kolejności wszedłem do najbliższej sypialni i rozejrzałem się. Pomieszczenie wyglądało nad wyraz zwyczajnie i właściwie było miłym zaskoczeniem. Choć już po chwili roześmiałem się w myślach, nie wiedząc, czego tak niezwykłego spodziewałem się zobaczyć w sypialni. Łóżko, które się tutaj znajdowało, wyglądało na całkiem wygodne i nie mogłem doczekać się, aż zanurzę się w miękkiej pościeli, ale swoje pierwsze kroki skierowałem do szafy, chcąc zobaczyć jej zawartość, o ile jakaś się tutaj znajdowała. Chciałem się przebrać ze szpitalnych ciuchów i ku mojej radość, po otwarciu drzwi, ujrzałem wypełnioną po brzegi ubraniami szafę. Zgodnie ze słowami Mary rzeczywiście było tam wszystko, czego potrzebowałem.
Po kąpieli i niewielkim posiłku, który wmusiłem w siebie bardziej z rozsądku, niż autentycznego głodu, w świeżych i czystych ubraniach, wreszcie położyłem do łóżka, wcześniej gasząc w pokoju światło. Miałem wrażenie, że zamknąłem oczy zaledwie na moment, jednak gdy ponownie je otworzyłem, zorientowałem się, że przespałem całą noc i powitał mnie nowy dzień. Z lekkim ociąganiem podniosłem się z wygodnego posłania i po kilkunastu minutach, które potrzebowałem na przebranie się w coś bardziej nadającego się na dzień, jak i na rozbudzenie się, wychynąłem ostrożnie z sypialni. Rozejrzałem się po korytarzu, po czym ruszyłem w kierunku pokoju, w którym wczoraj widziałem Mary po raz ostatni, licząc, że tam właśnie ją zastanę. Teraz, gdy wreszcie wypocząłem, byłem gotowy na dalszą rozmowę z nią. A przynajmniej taką właśnie miałem nadzieję.
Ostrożnie wszedłem do pomieszczenia, które chyba śmiało mogłem uznać za salon i mój wzrok spoczął na kobiecie, która rzeczywiście tutaj była. Właściwie wyglądała, jakby przez całą noc nie ruszyła się z tego miejsca, choć wątpiłem, by rzeczywiście tak było. Miałem bardziej wrażenie, że zwyczajnie na mnie czekała.
— Cześć — powiedziałem cicho i po chwili wahania zająłem jeden ze znajdujących się tutaj foteli. Otworzyłem usta, by zalać ją falą pytań, ale zdałem sobie sprawę, że nagle nie wiedziałem, o co dokładnie powinienem zapytać, od czego zacząć. Przez chwilę po prostu wpatrywałem się w Mary ze zmarszczonymi brwiami i lekko rozchylonymi ustami, aż w końcu westchnąłem i pokręciłem głową, w której wciąż panował niesamowity bałagan, choć zdecydowanie mniejszy, niż wczorajszego dnia. — Co teraz zrobimy? — zapytałem wreszcie, uznając że jeśli usłyszę jakiś plan działania, albo chociaż sugestię, co do tego, to być może łatwiej będzie odnaleźć mi się w tej całej sytuacji.