JustPaste.it
User avatar
Lost Soul @Lost_Sovl · Jun 8, 2019 · edited: Sep 9, 2020

D - gra.jpg

                           Zakląłem cicho i właściwie póki co było to jedyne, na co mogłem się zdobyć. Zdawało mi się, że zostałem wplątany w coś, do czego bynajmniej w żadnym stopniu nie należałem, w dodatku nikt nie pytał mnie o zdanie, czy w ogóle chcę uczestniczyć w czymś podobnym. Być może kiedyś marzyłem o jakiejś niesamowitej przygodzie i choć zawsze byłem z tych, którzy niemal wiecznie błądzą z głową w chmurach, tak wydawało mi się, że wyrosłem z wyobrażeń na temat jakichkolwiek nadnaturalnych światów. Teraz marzyłem jedynie o tym, by moje nudne do granic możliwości życie wróciło na swoje miejsce, a zamiast tego musiałem nagle przyjąć fakt istnienia aniołów. 
                           Moi rodzice nigdy nie byli za bardzo religijni, ograniczając się jedynie do obchodzenia świąt i tego, bym w ogóle wiedział na czym to wszystko polega, jednocześnie dając mi wybór w kwestii wiary. Pomimo rozwiniętej wyobraźni jakoś nigdy nie przemawiało do mnie to wszystko, dość szybko klasyfikując się jako ateista. Nigdy jednak nie miałem problemów z osobami wierzącymi, wychodziłem z założenia, że jeśli komuś w jakiś sposób to pomagało w życiu, to nie mam prawa ingerować, w zamian oczekiwałem tego samego i najczęściej to właśnie dostawałem. Kwestia religii zawsze znajdowała się u mnie na bardzo odległym planie, o której przez większość swojego czasu nawet nie myślałem.
                           A teraz przyszło mi zmierzyć się nie tylko z tym, że anioły istnieją, a również, że stojąca przede mną kobieta była – raz jeszcze – nie tylko jednym z nich, a była tym, o którym historia zapomniała, kompletnie zatajając jej istnienie.
                           — Oh, cudownie, ja to mam szczęście — mruknąłem, wyraźnie sugerując, że do odczuwania szczęścia było mi w tym momencie naprawdę cholernie daleko. Zaraz wzdrygnąłem się, kiedy dotąd ciemne pomieszczenie rozjaśniły płomienie. Nawet już przestałem kwestionować to, że ogień najwyraźniej wydobywał się z dłoni Mary, tak samo, że najwyraźniej w ogóle jej nie parzył, ani nie powodował żadnego bólu. Powstrzymałem się przed tym, by samemu wyciągnąć rękę w kierunku jednego z nich, chcąc się przekonać, czy również mnie ominie siła żywiołu, wolałem nie ryzykować tym, że płomień rzeczywiście mnie nie poparzy, bo zdecydowanie zbyt wiele dziwnych rzeczy wydarzyło się w niesamowicie krótkim czasie. Nie potrzebowałem kolejnych magicznych sztuczek, które na dobrą sprawę sztuczkami właśnie nie były.
                           — Przyszłym prorokiem? — zapytałem, po chwili głośno prychając i kręcąc głową na tę informację. Choć równocześnie nie mogłem nie zauważyć tego, że przy dotknięciu tamtej pielęgniarki doskonale widziałem, co się wydarzy, wiedząc, że stanie się to w przyszłości. — Przekaż ojczulkowi, że nie pisałem się na nic takiego i rezygnuję z posady. Składam wypowiedzenie, rzucam to w cholerę, nie chcę tej roboty, nikt mi nie przedstawił warunków, nie powiedział z czym to się wiąże, nie uprzedził, więc wypisuję się z tego. 
                           Coś mi jednak wyraźnie mówiło, że tak łatwo się z tego nie wykręcę, o ile w ogóle. Jasne, słyszałem o przypadkach, gdy ktoś odrywał w sobie jakąś dziwną moc, kwestia drugorzędna, czy w to wierzyłem, ale nigdy nie słyszałem, by ktoś od tak mógł sobie z niej zrezygnować, bo mu się nie podobała, bądź wiązała się ze zbyt ogromnym brzemieniem, którego jeden zwykły człowiek nie był w stanie udźwignąć.
                           Westchnąłem cicho i wysunąłem przed siebie ręce. Spuściłem wzrok na swoje dłonie i choć wyglądały całkowicie normalnie, dokładnie tak samo jak przedtem, może poza nielicznymi zadrapaniami i niewielkimi skaleczeniami, które powstały w większości przy szarpaninach z personelem medycznym, tak teraz tym bardziej zdawałem sobie sprawę, co się działo, gdy kogoś dotknąłem. Nie zawsze, wydawało się, jakbym nie miał wpływu na to kiedy i przy kim pojawią się wizje, ale byłem pewny, że nie zamierzałem sprawdzać tego na każdej osobie, która się nawinie. Właściwie nie chciałem sprawdzać tego na kimkolwiek.
                           Uniosłem wzrok na Galadrielę, kiedy ponownie się odezwała, jednocześnie objąłem się ramionami, jakby w obronnym geście przed… no właśnie, w zasadzie zdawało się, że na tę chwilę, to dosłownie przed wszystkim, choć jej słowa ani trochę mi się nie podobały. Spotkanie już jednego anioła wywarło na mnie ogromne wrażenie, właściwie przeraziło mnie na tyle, że nie miałem zamiaru przekonywać się, jak wyglądałoby to, gdybym na raz zobaczył ich znacznie więcej. I nie chodziło tutaj o sam fakt, że były to istoty nadnaturalne, bo mimo wszystko wciąż trudno było przyjąć mi to do wiadomości, mój umysł z trudem akceptował podobny fakt, ale chodziło o aurę, jaką kobieta roztaczała wokół siebie. Trudno było to jakkolwiek trafnie określić, ale najbliższe prawdzie było chyba to, że czułem się nią poniekąd przytłoczony. Nie mówiąc już o spotkaniu demonów. Prawdopodobnie nigdy żadnego nie widziałem i nie uśmiechało mi się, żeby ten stan rzeczy się zmienił. Skoro anioły istniały i przynajmniej część tego, co za dzieciaka zdążyłem o nich usłyszeć, było prawdą, to demony jawiły się jako… bardzo delikatnie mówiąc, mało przyjemne stworzenia, z którymi na pewno nie chciałem mieć absolutnie nic do czynienia. Zresztą, wspomniani przez Mary łowcy głów też ani trochę mi się nie podobali. Żadna z tych grup nie zachęcała do tego, by wpaść w jej łapy, a najwyraźniej to właśnie mnie czekało. I zdecydowanie nie była to ani trochę przyjemna perspektywa.
                           Słuchałem dokładnie tego, co Mary miała mi jeszcze do powiedzenia. Liczyłem, że dowiem się o niej czegoś więcej, co pozwoli mi wyrobić sobie opinię, do której kategorii należałoby ją zakwalifikować – „niebezpieczeństwo, unikaj”, czy może „niebezpieczeństwo, spieprzaj jak najszybciej”. Jednak zdawało mi się, że mam zbyt małą wiedzę w tej kwestii, by szybko podjąć jakąś decyzję. Zwróciłem co prawda uwagę na to, że sama siebie określiła jako upadłą, a o ile jako tako się orientowałem, to upadłym był również Lucyfer, a to raczej nie był ktoś z kim chciałoby się mieć do czynienia. A przynajmniej wydawało mi się, że większość zdrowo myślących ludzi tak właśnie uważa, bo przeróżne sekty nigdy nie brałem pod kategorię „zdrowo myślących”.
                           — Jaka jest moja droga? — powtórzyłem jej pytanie, opuszczając ręce wzdłuż ciała i bezradnie wzruszyłem ramionami. Nie czułem, żebym ufał jej na tyle, by dać jej odpowiedź, nawet wtedy, jakbym ją znał, a w tym momencie, niestety, absolutnie jej nie znałem. Żadna z opcji ani trochę mi się nie podobała, ale podejrzewałem, że w starciu z nadnaturalnymi istotami nie miałbym żadnych szans, boleśnie zdawałem sobie sprawę z tego, że nijak nie potrafiłbym się przed nimi obronić. Nawet nie wiedziałbym, gdzie miałbym szukać schronienia, oczywiście gdybym w ogóle miał taką opcję, bo póki co, to wciąż pozostawałem zamknięty w niewielkiej izolatce w strzeżonym i położonym na wyspie szpitalu psychiatrycznym. Nawet nie miałem gdzie uciec.
                           Słowa kobiety, które powiedziała prawdopodobnie po to, by mnie uspokoić, dziwnie podziałały w zupełnie odwrotny sposób – momentalnie wzmogły moją czujność. Miałem nadzieję, że anielica nie potrafiła czytać w myślach, jednak nie bardzo chciało mi się wierzyć, że nic nie będzie miała z pomocy mi. Zastanawiałem się jednak jaki tak naprawdę miałem wybór. Siedzieć tutaj i czekać, aż zjawi się kolejny anioł, albo co gorsza demon, czy łowca głów? Podejrzewałem, że żaden z nich nie byłby już taki skoro do tego, by w ogóle ze mną rozmawiać, a co dopiero pytać o cokolwiek związanego z tym, czy chciałem coś robić, czy nie. Raczej moja odmowa nie byłaby w takim przypadku w ogóle brana pod uwagę. 
                           — Jeśli przystanę na Twoją pomoc, to wyciągniesz mnie stąd? — zapytałem po dłuższej chwili milczenia. Co prawda, wciąż nie do końca wiedziałem, co robić, ale jeśli istniała szansa na wydostanie się z tej przeklętej wyspy, to przynajmniej mogłem spróbować, a później… później zobaczę, jak to wszystko się potoczy i co zrobić, o ile w ogóle będę mógł zrobić cokolwiek.

D - d.jpg