Patrzyłem dość nieufanie na kobietę, jej imię absolutnie niczego mi nie mówiło i prawdopodobnie nigdy wcześniej jej nie widziałem, a to podsuwało jedynie kolejne pytania, odnośnie jej obecności tutaj. Jedyne, czego chciałem, to żeby wszyscy dali mi spokój, pozwolili zatopić się w wątpliwym szaleństwie, skoro z taką chęcią mi je przypisali, a później, by po prostu o mnie zapomnieli. Nie wierzyłem w to, że udałoby mi się stąd uciec, choć jeszcze na samym początku próbowałem obmyślać podobne plany, w dość niedługim czasie odrzucając je wszystkie, kiedy uświadomiłem sobie, że żaden z nich nie miał nawet minimalnej szansy powodzenia. Co prawda, pogodzenie się z faktem zostania tutaj nie wiadomo jak długo również jeszcze nie do końca współgrało, ale było najwyraźniej bliższe, niż fakt opuszczenia tej wyspy. Być może, jeśli wreszcie zacznę stosować się do wszystkich rzeczy, jakich ode mnie wymagali, to moje leczenie dobiegnie końca i wtedy pojawi się cień nadziei na opuszczenie tego miejsca, ale tak w zasadzie trudno było uwierzyć mi nawet i w tę opcję.
Próbowałem wniknąć w ścianę, jeszcze mocniej przywierając do niej plecami, w momencie, kiedy kobieta zaczęła się do mnie zbliżać, ale ten sposób nie był do końca skuteczny, więc po chwili wciąż znajdowałem się w tym samym miejscu, co chwilę wcześniej, podczas gdy Mary zatrzymała się przede mną. Przez cały ten czas, gdy się zbliżała, działo się coś naprawdę dziwnego, kobieta zaczęła zmieniać się, jednocześnie zostając kompletnie taka sama. Miałem wrażenie, że patrząc na nią, patrzę na dwie osoby, wepchnięte do jednego ciała, musiałem mocno skoncentrować się, żeby choć przez chwilę zobaczyć postać, która rzeczywiście tutaj weszła, ale to, co działo się w mojej głowie wciąż i wciąż uparcie wypływało na powierzchnię, przesłaniając jakikolwiek inny wygląd. Przez chwilę zastanawiałem się, czy było to spowodowane działaniem podanych mi leków, czy może rzeczywiście choroby, która została dobrze zdiagnozowana, a w którą ja nie chciałem uwierzyć.
Po chwili zacisnąłem powieki, potrząsając głową, ale wtedy, dziwne, nieznane mi dotąd obrazy, nieproszone pojawiły się w mojej głowie. Pomimo tego, że pojawiały się i znikały w zastraszającym tempie, niemal niemożliwe do wyłapania przez ludzkie oko, to bez żadnego problemu potrafiłem je… zrozumieć. Już nawet nie tylko zobaczyć, ale potrafiłem wyczytać z nich wszystko, każdą, kryjącą się za nimi historię, każde skryte emocje, napełniła mnie wiedza, większa niż tylko sama pewność, co do tego, jakie te wszystkie rzeczy miały finalnie swoje skutki, potrafiłem je przewidzieć, nawet nie musząc widzieć tego na własne oczy.
Miałem jednak wrażenie, że głowa za chwilę mi eksploduje, czułem, jakby było w niej zbyt mało miejsca na całą tę nagłą wiedzę, jednak nic takiego się nie stało, a obrazy wciąż przewijały się w moim umyśle, wnosząc tylko coraz więcej i więcej historii, łącząc wątki, przeplatając je, niektóre doprowadzając do końca, a inne wciąż pozostawiając otwarte.
Zdałem sobie sprawę, że gdybym próbował, to potrafiłbym wybrać któryś z obrazów, w jakiś sposób na niego wpłynąć, dowiedzieć się o wiele, wiele więcej, niż mogłem w tej chwili. Byłbym zdolny do podobnych rzeczy. Potrafiłbym.
Zdałem sobie sprawę również z tego, że ktoś krzyczał. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałem, że to ja krzyczałem. Nie wiedziałem jednak, czy z bólu, z wiedzy, możliwości, czy wszystkich tych rzeczy naraz, a może z czegoś jeszcze innego. Pewnym było jednak to, że ten krzyk zaalarmował pielęgniarki i lekarza, a wraz z tym, wszystko, co dotąd przewijało się przez mój umysł zniknęło, jakby nigdy w ogóle się tam nie pojawiło. Pozostało jedynie dziwne uczucie o tym, że jest coś więcej. Coś dużo więcej, z czego nikt nie zdaje sobie sprawy, czego nikt nie dostrzega. Teraz to wszystko zdawało się znajdować za jakąś ciężką kotarą, którą należałoby jedynie odsłonić i zajrzeć za nią, ale prawda była taka, że nie potrafiłem się na to zdobyć. Czułem się przytłoczony tym doświadczeniem, zmęczony nagłą wiedzą, która w pewien sposób wypełniała moją głowę po brzegi, jakby nie miało być w niej miejsca już na nic, a z drugiej powodując dziwną pustkę z niemożliwości czerpania jej więcej, dowiedzenia się jeszcze kilku rzeczy, poznania niepokazanych rozwiązań, bądź tych, które jeszcze się nie zdarzyły. Czułem, że gdybym tylko się wysilił, to mógłbym je poznać, odkryć je wcześniej, niż ktokolwiek inny, a dzięki temu… być może mieć istotny na nie wpływ. Zastanawiałem się, co mógłbym zrobić z tą całą wiedzą, w jaki sposób ją wykorzystać, było jednak kilka problemów. Nikt nie uwierzy w moją historię, zapewne mając mnie za jeszcze bardziej obłąkanego, niż dotychczas, więc pozostawałem w zamknięciu. Poza tym… nie byłem pewny, czy rzeczywiście chciałem cokolwiek z tym robić. Już wcześniejsze doświadczenie z pielęgniarką, Betty, nie było przyjemne. Tym mniej przyjemne było to, co stało się w obecności Mary. Czułem, że gdyby istniała taka opcja, to musiałbym mieć dość dobry powód, by chcieć zgłębić to bardziej. Był jednak plus, który finalnie i tak niewiele mi dawał, a wręcz powodował jedynie większą irytację i poczucie bezsilności – upewniłem się w tym, że nie zwariowałem.
Przez czas, w którym zostałem sam, miałem go pod dostatkiem, żeby to wszystko przemyśleć i choć spróbować ułożyć sobie w głowie. Byłem więcej, niż pewny, że nigdy wcześniej nie zauważyłem u siebie nic podobnego, a to natomiast kierowało myśli na kolejne tory – czemu akurat teraz? Czemu w tym miejscu? Czy szpital, albo wyspa miały z tym w ogóle jakieś powiązania? Nie mogłem przestać myśleć też o tym, czy była jakakolwiek możliwość, żebym dawno temu nie dopuścił do tego, co zrobiła moja matka, czy na pewnym etapie miałem możliwość to powstrzymać, a tego nie zrobiłem. Po długiej walce samemu ze sobą w tej kwestii, wiedziałem, że prawdopodobnie nie mogłem zrobić niczego. To stało się tak dawno temu, a to, co działo się ze mną teraz, pojawiło się w końcu niedawno. Byłem więcej, niż pewny, że nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Patrząc na to, jak zareagowałem na to, co zobaczyłem przy Betty, to na pewno zauważyłbym, gdyby coś podobnego zdarzyło się wcześniej. Nie było możliwości, żebym tak dawno temu dowiedział się o tym, co finalnie sprawi, że moja matka wyląduje w tym miejscu. Nie mogłem tego zmienić i miałem nadzieję, że powtarzam to sobie nie dlatego, by stłumić wyrzuty sumienia, a dlatego, że taka była prawda, tak przedstawiały się fakty.
Zastanawiałem się również, kim była kobieta – Mary. Odpowiedź co prawda momentalnie cisnęła mi się na usta, ale pomimo wszystkiego, co się ostatnio wydarzyło, to wciąż wydawała się tak absurdalnie nieprawdopodobna, że trudno było mi ją do siebie dopuścić. Poza tym, nie wiedziałem nawet, czy jeszcze kiedykolwiek będę miał okazję, by ją zobaczyć.
Ostatnia wątpliwość została rozwiana jednak bardzo szybko, gdy w niewielkim pomieszczeniu, z którego wciąż jeszcze mnie nie wypuścili, do czego najwyraźniej wcale się nie namierzali przez najbliższy czas, dosłownie znikąd pojawiła się kobieta. To, jak i cała jej postać powoli zaczęły rozwiewać wątpliwości z inną kwestią, choć wciąż było to niewiarygodne na tyle, że nawet jeśli dopuściłbym to do siebie, to byłoby trudno to zaakceptować.
Powoli podniosłem się na równe nogi, opierając jedną ręką o ścianę, wolną dłonią zgarniając opadające na twarz kosmyki włosów za ucho i wbiłem wzrok w kobietę.
— Nie wiem, czy rzeczywiście widzę więcej, niż zwykli ludzie, ale od początku wiedziałem, byłem pewny, że to nie jest choroba psychiczna — odpowiedziałem powoli, próbując rozważnie dobierać słowa, właściwie nawet nie wiedząc, na ile mogę jej zaufać. Jednak, póki co, była jedyną osobą, która nie uważała mnie za wariata, a zdawała się wyraźnie dostrzegać we mnie to, czego nie widział nikt inny. — Jesteś… — zawahałem się widocznie, marszcząc przy tym czoło, z wyraźnym trudem formując w końcu to jedno słowo. — Aniołem?
Zabrzmiało to jeszcze gorzej, niż sobie wyobrażałem, więc chwilę później uniosłem głowę, wzdychając cicho i przewróciłem oczami, które zaraz wbiłem w sufit, jednocześnie nie potrafiąc powstrzymać się od nieco kpiącego uśmiechu, który zaigrał na moich wargach.
— Kim, a może czym tak naprawdę jestem? — zapytałem po dłuższej chwili, ponownie przenosząc spojrzenie na Mary, mając nadzieję, że może ona będzie znała odpowiedzi na dręczące mnie pytania. — I w związku z tym, czego tak naprawdę ode mnie chcesz?