Kolejne dni, kolejne noce mijają. Za dnia pracuję dla Overwatch, ratuję dziesiątki albo czasem nawet setki żyć. W obozie polowym są różne rodzaje rannych, ciągle jest z nimi pełno roboty. Od małych zadrapań, ran oraz złamań otwartych po urwane kończyny. Zmęczona tym wszystkim wracam co wieczór do domu. Pewnie długo bym tak nie pociągnęła gdyby nie Fareeha która się o mnie martwi. Gdy wracam do domu, czeka już na mnie z ciepłą herbatą, miłymi gestami oraz dobrym słowem. Tak było również i dziś. Gdy tylko weszłam do naszego wspólnego mieszkania, Amari pomogła mi zdjąć przemoczony od deszczu płaszcz, powiesiła go na wieszaku oraz przytuliła lekko, tak aby w razie bólu moich pleców nie urazić. Ja jednak wiedziałam, że chciała by się wtulić z całej siły. Obie tęsknimy za sobą. Może to dziwne, ale nawet przy tych wszystkich cierpiących ludziach to Pharah daje mi nadzieję, ruszam do domu szybko by zobaczyć ją jak najdłużej przed zaśnięciem. Przy niej zawsze czuję się spokojna, bezpieczna. To mój anioł stróż, co prawda w kombinezonie Raptora czy też w zwykłej koszulce. Zabójcza, ale jednocześnie bardzo wrażliwa. Zawsze udawała tą twardą, przecież tego ją uczono. Że żołnierze powinni nie okazywać uczuć. Mimo naszej relacji, nawet mi ich czasem nie pokazuje. Tak jakby ciężko jej było okazać słabość komukolwiek. Przeciwieństwem do niej jestem ja. Mogłabym się nazwać beksą medyczką. Pewne osoby na pewno określiły by mnie jako osobę, która zawsze znajdzie powód do płaczu. Tego wieczoru miałam okropny humor. Do szpitala połowego przywieźli dziewczynkę, która na jej nieszczęście podczas zabawy na podwórku znalazła minę omników. Została do nas przywieziona bez nóg i z ranami po odłamkach na twarzy. Udało nam się ją uratować, przeżyła. Jednak bardzo demotywujące jest to, że jej rówieśnik, który był "w całości" zmarł podczas zabiegu przeszczepu nerki. Bardzo mnie to dotknęło.
- Chodź Skarbie, buty też mam Ci pomóc zdjąć? - spytała Fareeha. Dopiero teraz zorientowałam się, że zawiesiłam się, stojąc w wejściu. Zdjęłam buty po czym poszłam do kuchni. Wypiłam herbatę, podczas gdy Pharah tuliła mnie od tyłu i mogę powiedzieć, że herbata grzała od środka, a moja Fareeha od zewnątrz. Po wypiciu herbaty poszłam szybko pod prysznic. Ogarnęłam się w miarę szybko po czym wyszłam z łazienki i jak zawsze skierowałem się do sypialni na łóżko.
- Bardzo dzisiaj zmęczona? - zapytała Pharah po czym uśmiechnęła się do mnie dodając:
- Nie przepracowujesz się czasem? -spytała. Kiwnęłam głową przecząco i ziewnęłam. Ułożyłam się na łóżku pod kołdrą obok Fareehy. Od razu poczułam jej silne ramiona oplatające mnie w pasie i ją samą wtulającą się we mnie. To bijące od niej ciepło powoli wypełniło mnie od środka spokojem. Odwróciłam głowę w jej stronę i otrzymałam słodkiego i długiego buziaka na dobranoc.
- Kocham Cię Skarbie. - szepnęłam i przymknęłam oczy. W odpowiedzi usłyszałam:
- Też Cię kocham Aniołku. - uśmiechnęłam się. Nawet nie pamiętam, kiedy usnęłam.
Jednak mój spokojny sen nie trwał długo. Zbudziłam się w środku nocy, gdy zegar elektroniczny wskazywał 3 w nocy.
Fareeha spała do mnie odwrócona tyłem. Próbowałam opanować oddech, łzy spływające po policzkach, łkanie. To był tylko koszmar, powtarzałam sobie. Nie pamiętałam dokładnie wydarzeń z niego, ale wiem czemu płakałam. Straciłam Pharę w tym śnie. A ona była dla mnie wszystkim. Roztrzęsiona, by nie obudzić Egipcjanki ułożyłam się na plecach. Patrzyłam w sufit, na nic więcej nie było mnie stać. W głowie kłębiły się myśli.
" A co jeśli ona kiedyś będzie zmęczona tą rutyną? Zmęczona mną? Zostawi mnie? Albo znajdzie kogoś kto będzie jej poświęcał więcej czasu i pójdzie do niego?"
Wyciągnęłam rękę przed siebie.
Trwałam tak przez chwilę po czym poczułam napływające łzy do oczu. Zaczęłam płakać, nie mogąc tego opanować, ścisnęłam wyciągniętą dłoń w pięść i przycisnęłam do serca. Nie chcę zostać sama.
Po kilku chwilach, gdy wtuliłam się w poduszkę, myśląc, że się uspokoję, Pharah się poruszyła niespokojnie. Mruknęła coś niewyraźnie po czym usiadła na łóżku. Zamknęłam oczy by udać, że śpię, jednak mój świszczący oddech przez zawalone łzami drogi oddechowe nie pozwoliły mi zostać incognito. Usłyszałam jak poruszyła się jeszcze raz. Po chwili poczułam jak głaszcze mnie po głowie uspokajająco.
- Co się dzieje? Nie płacz, jestem przy Tobie, pamiętasz? I nigdy nie zostawię. - powiedziała jednocześnie lekko ale i stanowczo. Otworzyłam oczy i spojrzałam na nią. Mimo ciemności widziałam na jej twarzy zmartwienie. Podniosłam się na łokciach po czym wtuliłam się w jej brzuch. Ona nadal mnie głaskała, to po plecach, to po głowie. Uspokoiłam się. Leżałam teraz spokojnie, tuliłam moją partnerkę, osobę która jest dla mnie wszystkim.
- Dziękuję. - mruknęłam cicho, wtulona.
Pharah jakby zaskoczona zapytała.
- Za co mi dziękujesz Angela?
- Za to, że jesteś Fareeha. - odpowiedziałam. Po chwili położyłam głowę na jej kolanach a ona uśmiechnięta schyliła się i wpierw pocałowała mnie w spuchnięte od płaczu powieki a potem w usta.
- Nie masz za co. Kocham Cię i Cię nie zostawię. Nigdy, cokolwiek się nie stanie. Chcę być dla Ciebie oparciem. Jesteś dla mnie wszystkim, dlaczego miałabym zostawić kogoś kto jest dla mnie całym moim życiem?