Pherell Meredi
30 lat
Uskrzydlona
Strażniczka lasów orońskich
Wygląd:
Jest bardzo wysoką, szczupłą kobietą, która wielbi ubierać się w luźne, zwiewne stroje. Lekko prześwitujące, koronowe sukienki, delikatne koszule i zwiewne spódnice. Wszystko co targane jest wiatrem jest według niej piękne i wygodne. Dlatego też nosi swoje czarne włosy rozpuszczone, a że sięgają jej do pasa i często wystawia je na światło słoneczne to przy końcach są dużo jaśniejsze niż przy głowie. Z własnej inicjatywy używa różnego rodzaju maści, które zmieniają kolor jej włosów na lekko niebieskawy przy końcach i grantowy przy głowie.
Jej skrzydła sięgają jej za pośladki i potrafi zasłonić się nimi cała, gdy kuca. Ptasie, duże pióra na lewym skrzydle są czarne, a na prawym śnieżnobiałe, co dodaje jej uroku. Podobnie jak lawendowe oczy, które pasują do jej nieco dziecinnej twarzy o kształcie trójkąta. Wąskie usta, blada skóra, mały i zadarty nos oraz uwydatnione kości policzkowe dodają jej z kolei delikatności, co współgra ze zwiewnymi ubraniami.
Charakter:
Jest przede wszystkim delikatna i pogodna. Uwielbia naturę, zwierzęta i wszystko co w jakikolwiek sposób żyje. Czasami ma nawet wrażenie, że wiatr żyje swoim własnym życiem, zwłaszcza gdy sprzeciwia się woli jej skrzydeł i dziewczyna musi zmieniać pod niego swoje plany.
Poza tym jest bardzo towarzyska, chociaż jej praca zdecydowanie z tym nie współgra. Szuka więc usilnie towarzystwa podczas patrolowania lasów, ale tam nigdy nie wiadomo na kogo się trafi... Nigdy też nie można mieć pewności, że ktoś kto wygląda przyjaźnie zaraz nie okaże się złowrogi i jej nie napadnie.
Jest bardzo ostrożna. Od małego taka była. Rodzice wpoili jej przede wszystkim ostrożność, ponieważ mieszkali bardzo blisko oceanu, na jednej z mniejszych alońskich wysp, a takie otoczenie potrafi być bardzo zdradliwe. Zwłaszcza gdy nagle, nieoczekiwanie, pojawiają się na horyzoncie nieznajomi. Wtedy już w ogóle nie jest przyjemnie i trzeba mieć zapas ostrożności i być bardzo zdystansowanym.
Zdolności:
Lot sprawia jej niemałą przyjemność, więc robi to często, a ta wprawa doprowadziła do jej umiejętności długodystansowego latania bez zmęczenia. Może nie jest najszybsza, ale zdecydowanie może latać długimi godzinami.
Ma dobrą rękę do zwierząt i często zadowala się ich towarzystwem, nawet na odległość. Kontrolując lasy częściej spotyka się w końcu dzikie stworzenia niż istoty jej podobne. Chyba że koszmarki albo barwinki... z tymi drugimi zdecydowanie lepiej jest jej nawiązywać jakiekolwiek kontakty.
Jako strażniczka przeszła też stosowne szkolenia, więc niczego sobie włada krótkimi sztyletami oraz kuszą. Próbowała kiedyś łuku, jednak ten nie nadawał się do jej wątłych rąk, ponieważ nie miała wystarczająco siły, aby przezwyciężyć powietrze, zwłaszcza starając się strzelać w czasie lotu.
Zna się także odrobinę na opatrywaniu podstawowych ran, żeby w razie problemów pomóc osobom w lesie, bo przecież tak daleko od miasta ważna jest każda chwila, żeby tylko zacząć udzielać pomocy.
Historia:
Jej historia zaczęła się na małej wyspie, gdzie poza jej rodziną było zaledwie kilka innych osiedlonych osób. Nie było to złe życie. Wręcz przeciwnie. Bardzo spokojne i przyjemne. Przepełnione miłością, ale też ostrożnością oraz zdystansowaniem. Jest otwarta przede wszystkim właśnie z powodu małej liczby osób, zamieszkujących jej wyspę. Tam wszyscy się znali, wszyscy lubili, nie było konfliktów. Gdy kogoś się spotykało, witało się go ciepłą herbatą i kocem w chłodniejsze dni, a gdy była potrzebna pomoc to zawsze można było na nią liczyć. Dorastała więc w spokoju, kształcąc się przede wszystkim wiedzą innych, ale większość czasu po prostu wesoło bawiła się z rówieśnikami, których z kolei nie było aż tak wielu, więc nie mogła być wybredna.
Dopiero w wieku nastoletnim postanowiła nieco się usamodzielnić i z grupą znajomych wyjechali do Oron, aby tam zacząć swoją przygodę. Poszukiwano wtedy osób do zamku, na różne stanowiska i dlatego odważyli się tam wyruszyć. Każde z czworga znajomych zostało przydzielone do innego zadania, względem ich predyspozycji. Pherell przydzielono lasy i patrole. Na początku wszystko było przyjemnie, bo latali grupami 2 albo 3 osobowymi, ze względu na to, że były to czasy szkoleń. Ze dwa lub trzy lata zajęły takie szkolenia i dopiero po tym okresie puszczano ich samych. Najpierw na małe odległości, a z czasem nawet pod granicę z oceanem i jedna pętla do sprawdzenia potrafiła zająć kilka dni, zanim całkiem wróciło się do zamku odpocząć. Z tego względu z przyjaciółmi widywała się rzadko. Pracowali w różnych trybach, w różnych miejscach, a ona na obchody wysyłana była zwykle sama. Przywykła nieco do tej samotności, jednak gdy mogła zatrzymać się na noc w karczmie to zawsze korzystała z towarzystwa obcych. Najbliżsi jej sercu byli różnego rodzaju grajkowie. Uwielbiała ich słuchać, a poza tym bardowie mają to do siebie, że zwykle są niewyobrażalnie gadatliwi, więc zaspokajali jej potrzebę towarzystwa na jakiś czas...
Pewnego dnia... jakoś blisko trzeciego lub drugiego miesiąca... nie pamiętała kiedy dokładnie, ale na pewno na początku 1234 roku. Wtedy spotkała podczas podróży ciekawego chłopaka. Był podobny jej wiekiem, ale tak naprawdę to nie na nim się skupiła. Na początku po prostu poznała jego sowę... Zwierzę tak bardzo ją zauroczyło, że można powiedzieć, że poczuła do niego jakieś niewyobrażalne przywiązanie. Ta sowa była jak odzwierciedlenie jej prawej strony, jakby były pierzastymi siostrami. Gdyby ptaki dało się tulić tak jak większe i nieco bardziej masywne zwierzęta to na pewno by to zrobiła, ale bała się, że coś zrobi kruchemu stworzeniu. Ta potrzeba poznania bliżej ptaka przełożyła się ostatecznie także, na jego opiekuna, ale nie od razu. Na początku trochę zawiodła ją myśl, że ptak jest już "zajęty", więc choć spędzili razem trochę czasu, organizując wspólny odpoczynek to nie zapałali chyba do siebie większą więzią. Ale im więcej czasu mijało tym bardziej Pherell myślała o tej śnieżnej istocie i zastanawiała się jakby to było wspaniale mieć towarzysza lotów... Ale jaka szansa, że jeszcze kiedyś się spotkają, że na siebie wpadną? No i... że się ostatecznie z tym chłopakiem polubią, bo inaczej to zwierzolub chyba niechętnie by przystawał na wspólne loty swojego podopiecznego z kimś innym...
San... tak miała na imię ta piękna sowa!